środa, 2 stycznia 2013

(Recenzja) Przygody TinTina: Błękitny Lotos.

Do sięgnięcia po album z przygodami TinTina skłonił mnie, obejrzany w jednej ze stacji TV film animowany w reżyserii Spielberga. Podczas seansu ubawiłem się przednio, dlatego też postanowiłem niejako dać szansę historiom tworzonym przez Herge. Okazja ku temu była tym lepsza, że w jednym ze sklepów można dostać cztery albumy wydane przez „Twój komiks” w bardzo niskiej, wręcz wyprzedażowej cenie sześciu złotych (za każdy z nich). Oferta jest ciągle dostępna, także zainteresowanych zapraszam i odsyłam do zakupów.





Spośród czterech, dostępnych albumów, mój wybór padł – z racji fascynacji Krajem Kwitnącej Wiśni – na część ostatnią. Nosi ona tytuł „Błękitny Lotos” i opowiada o (z notki wydawniczej):

Będący wciąż na tropie handlarzy narkotyków Tintin spotyka się z wysłańcem z Chin, który pod wpływem wywołującej szaleństwo trucizny Radżadal wariuje, zdążywszy wymówić tylko imię Mitsuhirato. Reporter udaje się do Chin w poszukiwaniu owej osoby, gdzie z trudem uchodzi cało z kilku zamachów. Gdy wraca do Indii zostaje porwany... W tym czasie następuje inwazja Japonii na Chiny, a Tintin staje się uczestnikiem wydarzeń.


Komiks powstał w roku 1935 i przyznać trzeba, że to widać. Rysunek jest bardzo uproszczony, nie ma tu graficznych fajerwerków. Dodatkowo jeszcze całość sprawia wrażenie, stworzonego z myślą o młodszych czytelnikach. Czy tak jest w rzeczywistości? Z jednej strony tak, bo historia opowiedziana w „Kwiecie Lotosu” (a pewnie i w pozostałych częściach), przede wszystkim ma bawić i ma być zgrabnie opowiedziana historią przygodową, z elementami wątków szpiegowskich. Taki (zachowując wszelkie proporcje) James Bond, „okrojony” ze swoich gadżetów. Występujący w głównych rolach dzieciak i „gadający” pies dodatkowo, bardzo mocno wzmacniają to wrażenie.


Z drugiej jednak strony Herge wywołuje swoimi albumami kontrowersje. Bardzo nagłośniona była sprawa, w której to oskarżono twórcę o rasizm, który miał być widoczny w części – „TinTin w Kongo”. Ostatecznie sąd belgijski oskarżenia oddalił, ale niesmak i wzbudzone kontrowersje pozostały. W recenzowanej przeze mnie części, żadnych takich postaw nie dostrzegłem, ale za to błacha z pozoru historyjka dla starszego czytelnika może być czymś więcej. Bardzo ważne jest tu, bowiem tło historyczne i z grubsza przedstawiony konflikt japońsko – chiński, pośród którego toczą się wydarzenia. Autor komiksu, stara się również walczyć z nierównym traktowaniem azjatów przez białych, dość dosadnie stając po stronie tolerancji i równego traktowania (patrz strony 6 i 7). Belg wskazuje również – być może przypadkowo, a być może jest to celowy zabieg – jak łatwo można manipulując faktami, doprowadzić do eskalacji konfliktów zbrojnych. Dowody tak wykorzystanej propagandy są wszystkim, którzy choć trochę interesują się historią doskonale znane i autor komiksu, ukazuje to zagrożenie wiążące się z wykorzystaniem mediów w czasie wojen.


Jak widać, więc album o przygodach TinTina, można odbierać dwojako, młodsi znajdą w nim przede wszystkim niezłą rozrywkę, starsi czytelnicy natomiast, mogą szukać dodatkowych smaczków, którymi raczy nas na kolejnych stronach autor.


Herge na 62 stronach starał się rozrysować historię, która w moim mniemaniu, równie dobrze mogłaby zająć, co najmniej dwa razy tyle stron. To powoduje, że momentami historia jest mocno rwana tzn. w ciągu zaledwie kilku kadrów głównych bohater przebywa w dwóch różnych państwach, przeżywając przy tym „od groma” przygód. W filmie scenariusz pasował idealnie do jego czasu, tu odnieść można wrażenie, że historia jest o dużo za krótka. Co do kadrów, to rozmieszczone są one w równych rzędach od lewej do prawej i panuje tu nie lada porządek. Nie ma mowy o żadnych wariacjach, czy nakładaniu się jednego rysunku na drugi. To z kolei ułatwia czytanie szczególnie tym młodszym miłośnikom sztuki komiksowej. Jak już wspomniałem kreska jest uproszczona, przez co postacie (szczególnie Azjaci), są do siebie bardzo podobni, tła również nie są zbyt skomplikowane. Nikt oczywiście nie wymagał poziomu Jiro Taniguchi, ale fajnie jest móc zawiesić oko na jakimś dobrze narysowanym kadrze. Tu nieco tego zabrakło.


Przedstawiona w zeszycie intryga jest dość zagmatwana, przez co długi czas nie wiemy jak się zakończy, finał może, więc zaskoczyć. Generalnie komiks ma swój urok i spore możliwości, z pewnością czas przeznaczony na czytanie nie był stracony, ale nie mogę też napisać, że album ten zrobił na mnie jakieś kolosalne wrażenie. Jeśli szukasz rozrywki, na kilka chwil to „Błękitny Lotos” powinien Ci się spodobać, jeśli od sztuki komiksowej wymagasz czegoś więcej to najlepiej będzie zakupić jeden album, aby przekonać się czy warto inwestować swoje pieniądze w wydania zbiorcze, które są sporo droższe.


Jeśli chodzi o samą, jakość wydania, to nie ma się w zasadzie, do czego przyczepić. 62 strony na kredowym, dobrej jakości, papierze. Duży format – A4 – i miękka okładka, razem sprawiają wizualnie, dobre wrażenie. Na tyle okładki przedstawiony jest spis wszystkich 23 albumów, wraz z okładkami, na które składa się seria przygód TinTina,.. Szkoda więc, że całość w wykonaniu wydawnictwa „Twój Komiks”, zakończyła się na zeszycie piątym.


Przygody TinTina: Błękitny Lotos


Wydanie I: 10/2003
Tytuł oryginalny: Le lotus bleu
Wydawca oryginalny: Delcourt
Liczba stron: 62
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena z okładki: 18,90 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz