tag:blogger.com,1999:blog-52116359531173276412024-03-10T12:49:23.110+01:00Półka z KulturąJaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.comBlogger1100125tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-58588929711207740892024-01-19T08:43:00.003+01:002024-01-19T08:43:36.558+01:00(Recenzja) Murasaki Shikibu, Inko Ai Takita, Sean Michael Wilson - Opowieść o Genjim Murasaki Shikibu<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMv6aeMtjt_3CV2cqVr2Bj6rQiVgxWUX6aooXIZg3bF2GpsWM5GVpHLsf3wpLIddaM5z0zI_tqg2pqPOWZja6_xMiY6lqC4lVAvdNZ6svhGWx083LoMCWA4RA-2f_N3DjXCU_YDKgyVHNYe-TgCkSXRp3Z_E6garrBQCQ8FlqDf7iD-_rRc9n80ypdYa8/s800/opowiesc-o-genjim-murasaki-shikibu-manga.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="800" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMv6aeMtjt_3CV2cqVr2Bj6rQiVgxWUX6aooXIZg3bF2GpsWM5GVpHLsf3wpLIddaM5z0zI_tqg2pqPOWZja6_xMiY6lqC4lVAvdNZ6svhGWx083LoMCWA4RA-2f_N3DjXCU_YDKgyVHNYe-TgCkSXRp3Z_E6garrBQCQ8FlqDf7iD-_rRc9n80ypdYa8/s320/opowiesc-o-genjim-murasaki-shikibu-manga.jpg" width="320" /></a></div>„Genji Monogatari” to dzieło – śmiało można tak je ocenić – kultowe w kręgach osób zainteresowanych Japonią. Baa, to pozycja, którą powszechnie uznaje się za pierwszą na świecie powieść psychologiczną. Powstanie określane jest na przełom X i XI wieku ze wskazaniem na początki wieku XI. Co dodatkowo zaskakujące to Murasaki Shikibu nie jest prawdziwym imieniem i nazwiskiem autorki, które nie jest de facto znane. Imię do swojego pseudonimu zaczerpnęła ona od imienia jednej z bohaterek swojej powieści. Niestety mimo swojej wyjątkowości, a pewnie ze względu na ogromne problemy z tłumaczeniem, powieść ta nie ukazała się nigdy w całości po polsku. Tu i ówdzie pojawiają się głosy o tym, że prace nad polską edycją trwają, ale ile zajmie jeszcze jej wydanie i czy w ogóle do niego dojdzie, nie wie chyba nikt. Ja wypatruję z ogromnym zaciekawieniem informacji o ewentualnej premierze, a tymczasem nieco niespodziewanie dla każdego chyba, wydawnictwo Kirin – znane z publikowania książek i magazynu Torii – tuż przed świętami wręczyło w nasze ręce mangową (pół-mangową? O tym za chwilę) wersję tej nieszablonowej i fantastycznej powieści. Cóż, bez złych intencji w kierunku tej mangi, na bezrybiu i rak ryba, więc zanim przyjdzie mi poznać, powieść, dałem się porwać jej komiksowej wersji. Pytanie tylko, czy możliwe jest przeniesienie na 200 stronicową mangę ponad 1100 stron powieści?<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Myślę, że nie zdziwię nikogo, gdy odpowiem na to pytanie, że nie, nie jest to możliwe. Zdają sobie z tego sprawę również autorzy publikacji i już we wstępie informują nas, że musieli dokonać wszelkiego rodzaju niezbędnych skrótów, aby komiks się ukazał, a sama publikacja była dla czytelnika jasna i zrozumiała. Nie jest to łatwe, bo i sama powieść uchodzi za niezwykle trudną w odbiorze choćby ze względu na ilość przewijających się na stronach książki postaci (zresztą zauważymy to, gdy zapoznamy się ze spisem wybranych bohaterów zawartych na początku mangi) czy ciężki język. Co ciekawe jednak, mimo tych trudności, akurat pod względem płynności lektury nie jest źle, a wręcz uważam, że idzie ona dość naturalnie. Pamiętać oczywiście cały czas należy o zastosowanych skrótach.</p><p><br /></p><p>No dobrze, ale czy jest się tu czym zachwycać? Rzekłbym, że i tak i nie. Nie, ponieważ mam wrażenie, że manga w porównaniu do powieści jest nieco spłycona i brakuje jej pewnej głębi, będąc „jedynie” zapisem kolejnych podbojów Genjiego. Trochę w tym brakuje właśnie tego rysu psychologicznego czy skupienia się na ukazaniu dworskich obyczajów, kultury, wierzeń czy życia elit. Szczerze nieco mi tego brakuje i to pomimo tego, że w mandze spotkacie wiele wierszy, którymi przepełniona jest również powieść. Tak jest się czym zachwycać, ponieważ autorzy tej mangi z całych sił starają się przenieść i jak najlepiej oddać ducha książkowej wersji. Na pewno dużo dają i pomagają w tym rysunki, które są niezwykle delikatne i kobiece z mnóstwem wszelkiego rodzaju zdobień. Nie da się ukryć, że po pierwsze pasują do założeń książki, a po drugie kształtują nastrój publikacji. Docenić należy również realizm kreski rysowniczki, ale też to jak mocno przykłada się do tworzenia drugich planów i różnego rodzaju teł w mandze. Choć więc kreska jest mocno kobieca (co nie każdemu do gustu przypadnie, ale nie sposób tego krytykować, biorąc pod uwagę, z jaką historią mamy do czynienia) to jednocześnie też potrafi czytelnika zaintrygować, zachwycić i przykuć do tego tytułu. Wielu kadrom warto poświęcić nieco więcej czasu, aby dokładnie im się przyjrzeć.</p><p><br /></p><p>Warto natomiast mieć na uwadze jeden fakt. Zapewne przez ilość materiału źródłowego, który należało przenieść na język mangi, w publikacji tej większość akcji toczy się w dymkach narracyjnych, a te dialogowe są tylko dodatkiem do nich. Na co się to przekłada? Ano po pierwsze na to, że w ogóle taka manga mogła się ukazać, a po drugie na ogromną ilość tekstu i przez to też wolniej płynącą narrację. Zapomnijcie o dynamice i szybkiej lekturze w przerwie między innymi zajęciami. Tutaj musicie się w pełni poświęcić lekturze, jeśli chcecie przez nią nie tylko przebrnąć, ale też w pełni zrozumieć, a co za tym idzie cieszyć się nią, zamiast męczyć.</p><p><br /></p><p>„Opowieść o Genjim” wydaje mi się uciekać jednoznacznej ocenie. Z jednej strony z pewnością nie jest to manga dla każdego, nie jest to tytuł, który pokochają rzesze czytelników, a część zapewne nie doceni tej lektury z uwagi na natłok zdarzeń a przy tym powolną narrację, pewną monotonię, która może się wkraść podczas czytania czy przesadną skrótowość. Z drugiej natomiast przedstawia jedną z najważniejszych pozycji japońskiej literatury, której do tej pory nie mieliśmy okazji poznać po polsku. Poza tym jest bardzo poprawnie przeniesiona na dość specyficzny język mangi a przy tym ciekawie narysowana. Nie jest idealna, ale jest nietuzinkowa. Kwestia indywidualnego podejścia czy dacie jej szanse, czy odrzucicie. Ja sprawdziłem i nie żałuję, a z jeszcze większym zaciekawieniem czekam na oryginalną książkową wersję.</p><p><br /></p><p>Warto dodać słowo o jakości wydania, bo jest ona tak różne od innych mang wydawanych w naszym kraju. Bardzo duży format (w przeciwieństwie do comiesięcznych tomików, których pełno jest w empikach) i efektowna obwoluta każą ustawić ją po stronie plusów. Jedynie co ty chyba darowałbym sobie umieszczanie tego żółtego „ostrzegawczego” kółka z napisem „manga” na froncie obwoluty.</p><p><br /></p><p>No i na koniec odpowiedź czemu we wstępie napisałem o tym, że to „pół-manga”. Ano dlatego, że autorem scenariusza a w zasadzie adaptacji jest Szkot. Sean Michael Wilson ma on na nazwisko i choć jest uznaną osobą, w Japonii wyróżnioną Międzynarodową Nagrodą Manga 2017 przez rząd Japonii, to jednak Japończykiem nie jest. Zresztą i rysowniczka Inko Ai Takita, choć urodzona w Kioto to bardzo szybko wyjechała do Anglii, w której zamieszkała. A, że ja jestem z „pokolenia Kawaii”, gdzie za mangę uchodziły tytuły tworzone tylko przez rodowitych Japończyków stąd to określenie, które w żadnym wypadku nie ma być obraźliwe dla nikogo.</p><p><br /><b>Opowieść o Genjim Murasaki Shikibu</b><br /><br /></p><p>Autor: Murasaki Shikibu, Inko Ai Takita, Sean Michael Wilson<br />Liczba stron: 194<br />Format: 190 x 250 mm<br />Kierunek czytania: japoński (od prawej do lewej)<br />Okładka: miękka ze skrzydełkami, obwoluta<br />Data wydania: grudzień 2023<br />Cena detaliczna: 54,90 zł<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-45735815081318196902024-01-04T08:54:00.000+01:002024-01-04T08:54:41.385+01:00(Recenzja) Joanna Zakrzewska - Przepych i asceza. Przewodnik po tradycyjnej architekturze japońskiej<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjv_Dm03CERgu4Q1aFLDcBkuP6B0YE3BYqL4JJrqoSMPROI55I8yZHcSiJHVcZ7gERLQ2n_gb741IcjNG71yUpj9UcJfRxS4Fv5SEkKZG1Bz0yjaqSoM2Y3LBA_hkJrAg1iJynnruQLZIWdqgpQraFJGfoTVoro904DFz8oHnqyEdCRCPVI2wmbZv-Pn8o/s4096/IMG_20240104_054418618.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjv_Dm03CERgu4Q1aFLDcBkuP6B0YE3BYqL4JJrqoSMPROI55I8yZHcSiJHVcZ7gERLQ2n_gb741IcjNG71yUpj9UcJfRxS4Fv5SEkKZG1Bz0yjaqSoM2Y3LBA_hkJrAg1iJynnruQLZIWdqgpQraFJGfoTVoro904DFz8oHnqyEdCRCPVI2wmbZv-Pn8o/s320/IMG_20240104_054418618.jpg" width="240" /></a></div>Przepych i asceza. Paradoks? Pewnie trochę tak, ale jednocześnie też dwa słowa, które doskonale opisują Japonię jako taką. Joanna Zakrzewska nie mogła chyba wybrać lepszego tytułu dla swojej książki, w której opisuje japońską architekturę. „Przepych i asceza. Przewodnik po tradycyjnej architekturze japońskiej” to najnowsza książkowa propozycja od wydawnictwa Kirin i aż żal, że już po świętach, gdyż jest to doskonały pomysł na prezent dla każdego, kto czy to Japonią, czy architekturą się interesuje. Poniżej kilka powodów, dla których książkę tą warto nabyć.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Jeśli mieliście okazję kiedyś w Japonii być, widzieliście zapewne na swoje oczy. Jeśli jeszcze taka podróż przed wami, to zapewne kojarzycie obrazy z różnego rodzaju filmów. Japonia to kraj sprzeczności. Z jednej strony minimalistyczne ogrody czy sztuka suiseki z drugiej nowoczesne konstrukcje, czy pełne przepychu budynki, które codziennie oglądają niezliczone rzesze turystów. Może jednak i z uwagi na te przeciwieństwa ludzie pokochali Japonię? Pewnie po części tak, a teraz dzięki Joannie Zakrzewskiej możecie sami przeżyć niesamowitą przygodę. Przejdźmy więc do meritum, czyli kilku powodów za zakupem przewodnika.</p><p><br /></p><p>- jakość wydania – podobno książek nie ocenia się po okładce, jednakże tutaj już pierwszy rzut oka wystarczy, aby stwierdzić, że mamy do czynienia z pozycją nietuzinkową. Kwadratowy format książki i efektowna ilustracja na okładce już na wstępie pokazują, że w wydawnictwie Kirin podeszli do sprawy na poważnie i oddali w nasze ręce rzecz dopracowaną. Im dalej w las tym zresztą jest lepiej. To prawdziwy przewodnik na najwyższym poziomie z mnóstwem ilustracji, doskonałej jakości papierem i świetnym drukiem (w pełni oddającym kolory). I oceny w żaden sposób nie obniża fakt, że w książce znajdzie się doprawdy kilka literówek.</p><p><br /></p><p>- historia, którą dzięki tej książce można poznać. Historię nie tylko samej Japonii, ale też zmian, jakie zachodziły w architekturze na przestrzeni lat i wpływów „obcych”, które się pojawiały. Nie sposób jest w pełni zrozumieć zasad architektonicznych, nie wiedząc nic o czasach, w których budynki (ale nie tylko, bo i ogrody również) były stawiane. Zakrzewska zdaje sobie z tego sprawę, przez co w przemyślany sposób dzieli poszczególne elementy na czasy historyczne i zanim przechodzi do meritum, to krótko nas wprowadza w dane lata. To wartość dodana tej książki, dzięki której nawet laik w dziedzinie historii Japonii otrzyma, choć ogólne spojrzenie na nią.</p><p><br /></p><p>- zasady architektury, czyli de facto to, co najważniejsze. Tutaj widać mrówczą pracę włożoną przez autorkę w to, aby jak najlepiej przedstawić zasady, którymi kierowano się w Japonii przy budowie kolejnych konstrukcji. Zasady, definicje, ogrom opisywanej tematyki. To wszystko sprawia, że przewodnik ten jest pozycją praktycznie kompletną i śmiem twierdzić, że doskonale sprawdziłby się jako podręcznik na zajęciach na uczelni. Dodatkowo jeszcze, pomimo naprawdę trudnych terminów i definicji wiedzę tą można przyswoić, nawet nie mając wcześniej do czynienia z takim zagadnieniem. Oczywiście nie jest to tak łatwe, jak dla osób, które stykają się z architekturą na co dzień, ale mimo wszystko nie jest to niemożliwe i lektura przebiega dość płynnie. Na pewno duża zasługa w tym umieszczonych ramek, w których Zakrzewska pochyla się nad szczególnie ważnymi zagadnieniami wraz z ilustracją dany element przedstawiającą. Ogromną zaletą jest zresztą też to, że autorka operuje żywymi przykładami obecnie dostępnych miejsc. Dzięki temu możemy od razu obejrzeć, to o czym ona opowiada, a ponadto książka ta staje się swoistym…</p><p><br /></p><p>- …przewodnikiem po Japonii widzianej z zupełnie innej perspektywy. Wybierając się do Japonii, zupełnie inaczej spojrzycie na mijane czy wręcz odwiedzane miejsca. Świątynia Senso-ji nabierze zupełnie innego wymiaru, a być może też zapragniecie odwiedzić miejsca, których wcześniej nie mieliście w planie. „Przepych i asceza” sprawia, że architektura japońska staje przed nami otworem i w zupełnie innej świadomości przeżywamy oglądanie wskazanych miejsc.</p><p><br /></p><p>- ilustracje to kolejny z elementów, który warto docenić. Zakrzewska jest autorką wielu z nich i jak sama wspomina we wstępie, ten przewodnik to w dużej mierze zapis jej podróży i poznawania Japonii, dzięki czemu nie tylko z tekstu, ale i ze zdjęć bije taka pasja odkrywcy. Ponadto doskonale obrazują nam to, co jest w książce opisywane.</p><p><br /></p><p>- minusy? Jakie minusy… zapomnijmy o tych kilku literówkach, zapomnijmy o trudnym języku i wielu nieznanych pewnie szerzej terminach. Zagłębiając się w świat japońskiej tradycyjnej architektury, przeżyjecie niesamowitą przygodę, jednocześnie w sposób znaczący pogłębiając swoją wiedzę na temat tego kraju. To coś, czego nie sposób pominąć i za co warto wybaczyć te naprawdę drobne wpadki. To, co mnie natomiast zastanawia to brak kanji, których autorka unika.</p><p><br /></p><p>Reasumując, chyba już zauważyliście czy książkę tą polecam, czy nie. Według mnie zdecydowanie warto ją nabyć. To jedna z najładniej wydanych książek o Japonii w Polsce, a przy okazji książek, które nie są wydmuszkami, a które niosą ze sobą ogromną wartość merytoryczną. Jej lektura zapewni wam naprawdę dogłębną wiedzę o tym, jaka była i jest japońska architektura i jakimi zasadami się kieruje.<br /><br /></p><p><b>Przepych i asceza. Przewodnik po tradycyjnej architekturze japońskiej</b></p><p><br />Autor: Joanna Zakrzewska<br />Wydawnictwo: Kirin<br />Rok wydania: 2023<br />Liczba stron: 174</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-26655404843557519852023-11-10T09:03:00.002+01:002023-11-10T09:03:21.703+01:00(Recenzja) Kitsune. 13 opowieści o duchach <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjniJFGJxNgloDruyC16rkYka236qyGi_1Bvk9cZyeNyaIoCliBvNjDpZilz7aAdb3tE97TSPPFJewPv63XnwX5AiHfVdz8uL3Jdxdy12BblZ7TY0C7pAa_rN6nm1ro5LG801NCwP6wMiZTkXCQ9Uf73QCM5qJfgRmCEwlO4OSFKCvTJG9sLe4jEipBwtE/s4096/GridArt_20231110_090039081.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjniJFGJxNgloDruyC16rkYka236qyGi_1Bvk9cZyeNyaIoCliBvNjDpZilz7aAdb3tE97TSPPFJewPv63XnwX5AiHfVdz8uL3Jdxdy12BblZ7TY0C7pAa_rN6nm1ro5LG801NCwP6wMiZTkXCQ9Uf73QCM5qJfgRmCEwlO4OSFKCvTJG9sLe4jEipBwtE/s320/GridArt_20231110_090039081.jpg" width="240" /></a></div>Jaki jest lis, każdy widzi. Sprytny, czasami podstępny, niekiedy przebywający w pobliżu ludzkich siedlisk, często atakujący słabsze od siebie zwierzęta. Dla Japończyków jedno z tych zwierząt, które nie tylko zajmuje wyjątkowe miejsce w kulturze i sztuce, ale też często w niej występujący. Przypisuje mu się magiczne zdolności, ale też dwojaką naturę. Nie dziwi więc, że obrazów ukazujących tych rudych drapieżników jest mnóstwo, a trzynaście z nich znajdziecie w kolejnej odsłonie serii książek od wydawnictwa Kirin pod znamiennym tytułem „Kitsune. 13 opowieści o lisach”. Opowieści rzeczywiście jest tyle i co ważne napisane są one przez różnych autorów, co gwarantuje ich dużą różnorodność i odmienną stylistykę. Przyjrzyjmy się więc nieco bliżej tej publikacji.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Kirin przyzwyczaiło nas do naprawdę ładnych wydań swoich książek, które względnie niepozornie, niosą jednak ze sobą ogromną wartość i walory artystyczne. Stałym już elementem przy tych publikacjach są nie tylko piękne ilustracje i kaligrafie rozpoczynające każdy kolejny rozdział, ale i dodatek pod postacią równie pięknych i klimatycznych pocztówek, które otrzymuje czytelnik, który zdecyduje się na zakup książki. Jak to się mówi, konia z rzędem temu, kto rzeczywiście je wykorzysta, wysyłając pocztą, zamiast zostawić sobie. Standardowo też przed właściwym tekstem, czyli historiami, znajdziemy obszerny wstęp i przybliżenie sylwetek poszczególnych autorów, których opowieści z kolei znajdziecie w środku. I przy tak bogatej oprawie zbiorku, słowo „standard” brzmi co najmniej dziwnie, gdyż życzyłbym sobie takowego przy każdej innej publikacji innych wydawnictwo. Faktem jest, że Kirin zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko.</p><p><br /></p><p>Tyle jednak tytułem przydługiego wstępu, gdyż to, co najważniejsze to już same historie. I tutaj już jak wspomniałem chwilę wcześniej, jest niezwykle różnorodnie. Mam tu na myśli nie tylko różnorodnych autorów, a co za tym idzie i też „pióro” i stylistykę poszczególnych historii, ale też odmienną atmosferę każdej z nich, a nawet to (przede wszystkim to?), że nasz głównych bohater ukazany jest w swojej całej okazałości, z jakiej poznajemy go w japońskim folklorze. Raz jest to postać, która jest dość bezwzględna dla ludzi, innym razem jest dla nich po prostu w pewien sposób złośliwa, a ostatecznie też niezwykle dobroduszna czy wręcza pada ofiarą zła, charakteryzującego ludzką część społeczeństwa. Bez przybliżania fabuły poszczególnych historii, napiszę tylko, że to, co bardzo w tej publikacji doceniłem, to właśnie fakt, że można było poznać kitsune z tak wielu, odmiennych od siebie, twarzy. To dało nam dość przekrojowe spojrzenie na to, jak od zawsze lis w kulturze Japonii jest prezentowany. Jego wielowymiarowa natura i równie niejednoznaczne zachowanie znalazło swoje ujście w poszczególnych opowieściach, dając czytelnikowi doskonałą możliwość zapoznania się tym, czym kitsune jest dla Japończyków do dzisiaj. A, że jest postacią ze wszech miar magiczną to i opowieści o nich traktujące są niezwykłe. Doskonałym tego przykładem jest ten recenzowany zbiorek. Wspomniałem już o tym, że kolejne historie mają różnych autorów, natomiast niezmienne jest to, że są to historie interesujące, często z pewnym dreszczykiem, w końcu w każdym wypadku zaskakujące. Bez trudu więc odczuwamy to, co sami bohaterowie opowieści. Charakterystyczne dla niech jest też to, że wywołują tak skrajne emocje, jak poczucie strachu czy z drugiej strony wzruszenia lub śmich. Sięgając po kolejną z nich, nie wiem de facto, na co mamy liczyć, dzięki czemu są to historie tak zaskakujące.</p><p><br /></p><p>Mimo tak dużej różnorodności przemyślany wybór historii sprawił, że zachowują one spójność i stawiając lisa „na przedzie”, jednocześnie kreują doskonały świat i ciekawe postaci (nazwijmy to umownie) drugoplanowe, których losy autentycznie przeżywamy. Warto też w tym miejscu nadmienić, że poszczególne rozdziały są różnorodne pod kątem objętości, aczkolwiek żaden z nich nie jest przesadnie długi. Tego typu sytuacja pogłębiła jeszcze ten efekt różnorodności i zaciekawienia. I tak jak zwierzęcy bohaterowie tego zbioru mają swoją dwuznaczności, tak i opowieści, w których występują, zadziwiają i nie są takie oczywiste.</p><p><br /></p><p>„Kitsune. 13 opowieści o lisach” jest zbiorem historii, które nie tylko nas bawią czy pozwalają spędzić w miły sposób jeden wieczór (tak, książkę można przeczytać w jeden długi jesienny wieczór), ale i dają nam wyborną możliwość zapoznania się z japońskim folklorem i tym, co oferuje. A, że jak wszystko w Japonii, nie jest jednoznaczne i pełno w nim niedopowiedzeń i pola do interpretacji przez czytelnika, tak i tutaj również dostajemy możliwość wsiąknięcia całymi sobą w ten często magiczny a zawsze intrygujący świat. Zasiadając do niej, przygotujcie się, że przeżyjecie przygodę pełną różnorodnych emocji, a wzruszenia czy uśmiechu nie będzie wam brakowało. Niezwykle mądre i interesujące opowiastki gwarantują udaną lekturę. Może też następnym razem, gdy spotkacie tego „rudzielca” na swojej drodze, spojrzycie na niego zupełnie inaczej niż dotychczas. Nie dajcie się tylko przez niego opętać…<br /><br /></p><p><b>Kitsune. 13 opowieści o duchach</b></p><p>Autor: praca zbiorowa<br />Data wydania: 30.10.2023<br />Liczba stron: 208<br />Wymiary: 12.5x18.5<br />Typ okładki: miękka okładka<br />Wydawca: Kirin<br /><br /></p><p><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-37600216168429140302023-10-17T08:40:00.001+02:002023-10-17T08:40:31.216+02:00(Recenzja) Janice P. Nimura - Córki samurajów w podróży życia. Ze Wschodu na Zachód i z powrotem <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii5HCuHjQN1KG4OHzxUD4HJN3uGlPxkbpRGsmeEbF-tNOaTIK8AeSWPOD0XEIQJViu5iRb6rjiwlh-JzLUegEFEXIChWpi4DnPW2ZUY2Xsl0_hXmPbNgmh9Qop4lpXyybX4vya1_fw86zwKp7-aRwylnNMnUGsToRV_V6Cs6crF3W5JJbc7uM9R4mrRRM/s4096/IMG_20231017_083806271.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii5HCuHjQN1KG4OHzxUD4HJN3uGlPxkbpRGsmeEbF-tNOaTIK8AeSWPOD0XEIQJViu5iRb6rjiwlh-JzLUegEFEXIChWpi4DnPW2ZUY2Xsl0_hXmPbNgmh9Qop4lpXyybX4vya1_fw86zwKp7-aRwylnNMnUGsToRV_V6Cs6crF3W5JJbc7uM9R4mrRRM/s320/IMG_20231017_083806271.jpg" width="240" /></a></div>Japonia, dziś już nieco bardziej otwarta na „gaijinów” miała w swojej historii okres całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Japończycy nie mogli z kraju wyjechać, ale też nikt nie mógł do Japonii dotrzeć. Sytuacja zaczęła zmieniać się pod koniec XIX wieku, kiedy to „trochę” przymuszona do tego została przez dwukrotną wizytę komendanta Matthew Perrego, który demonstracją siły pokazał, że czas zakończyć izolację i otworzyć się na świat zewnętrzny. Od tego czasu powoli, ale systematycznie, Japonia przyjmowała obce wpływy i pokazywała innym swoje wartości. Sytuacja zmieniła się diametralnie na tyle, że w 1871 roku do Stanów Zjednoczonych wysłano trójkę młodych dziewcząt, które za granicą miały spędzić kilka lat i wrócić wyedukowanymi, aby móc z kolei wiedzę tą przekazać innym, ale też wpłynąć na modernizację kraju. I właśnie ten wątek japońskiej historii opisuje nowa publikacja Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego zatytułowana „Córki samurajów w podróży życia. Ze Wschodu na Zachód i z powrotem” autorstwa Janice P. Nimury.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>To, co na wstępie rzuca się w oczy to efektowna, utrzymana nie tylko w orientalnym, ale i takim „dawnym” stylu okładka tej publikacji. Przywodzi ona od razu na myśl starsze publikacje traktujące o Japonii i tym samym bardzo mocno też przyciąga wzrok i zachęca do sięgnięcia po tę obszerną lekturę. Jeśli chodzi o ilość stron, to książka liczy ich sobie 384, natomiast samego właściwego tekstu jest nieco ponad 300. Co z resztą? Tutaj znajduje się miejsce nie tylko na przypisy, ale też bibliografię, z której korzystała autorka. Tym samym więc czytelnik dostaje możliwość sięgnięcia do innych źródeł.</p><p><br /></p><p>Przechodząc jednak do tego, co najważniejsze, czyli treści książki to jak wspomniałem wcześniej, książka opowiada o podróży trójki Japonek Sutematsu Yamakawa, Shige Nagai i Ume Tsuda do Stanów Zjednoczonych. Dla dziewcząt było to wówczas ogromne przeżycie, gdyż nie dość, że nie opuszczały one wcześniej kraju, to jeszcze pochodziły z tradycyjnych samurajskich domów, gdzie otrzymywały stosowne wychowanie. Nijak się ono nie miało do tego, co miało nastąpić w chwilę po przybyciu na tak odległy im kontynent. W Stanach bohaterki z miejsca wywołały szok, zainteresowanie i stanęły niejako w „blasku fleszy”. Wyprawa do Stanów Zjednoczonych, przyjęcie wychowania, w końcu powrót do kraju opisuje recenzowana książką, zabierając nas w podróż życia tych kobiet. Podróż, trzeba to podkreślić niezwykle interesującą i ukazująca nie tylko różnice między obydwoma krajami, ale też drogę, jaką one musiały przebyć, aby odnaleźć się na obcej ziemi. Co nieco paradoksalne sytuacja ta miała miejsce dwukrotnie, gdyż wychowane w „amerykańskim duchu”, po powrocie do kraju przeżyły one swoiste deja vu. Temat ten również porusza książka Nimury. Ponadto pozycja ta jest doskonałym i niezwykle cennym obrazem Japonii przełomu wieków i przemian, które wówczas zachodziły. Wkomponowane w historię kobiet zdobywających wykształcenie wątki w sposób niezwykle obrazowy i wartościowy ukazują czym była wówczas Japonia, jakie panowały tam zwyczaje i jak różniła się ona od wskazanych Stanów Zjednoczonych. Muszę przyznać, że po trosze dzięki temu a po trosze dzięki niezwykle przystępnemu stylowi autorki, lektura była pasjonująca i w żadnym momencie nie nużyła, a wręcz odwrotnie ciężko było się od niej oderwać. Opierając się na różnorodnych źródłach, autorka cytowała m.in. listy pisane przez Japonki, co pokazuje, z jakim pietyzmem przygotowywała ona tę pracę.</p><p><br /></p><p>Doskonała w całości jest też wielowątkowość tej publikacji. Z jednej strony czytamy o tym, jak wyglądała Japonia pod koniec XIX wieku, jakie zmiany w niej zachodziły i z jakimi trudnościami dla każdego się to wiązało, a z drugiej poznajemy też prywatne i często intymne losy każdej z trójki dziewcząt. Dzięki temu też ta publikacja wywołuje tak duże emocje u czytelnika i z tak dużym zainteresowaniem się ją czyta. „Córki samurajów…” to doskonały obraz ówczesnych czasów ze wszystkimi jej blaskami, cieniami i kontrowersjami. Autorka doskonale na nie wskazuje, przez co niekiedy może ona nas w pewien sposób zaszokować. Takie jednak to były czasy i trzeba o tym pamiętać, ale też o tym mówić.</p><p><br /></p><p>Doprawdy ciężko jest w tej publikacji znaleźć jakiś gorszy element. Wszystko doskonale tu zagrało, dzięki czemu dostaliśmy nie tylko bardzo wartościową pozycję dla każdego miłośnika Japonii, dzięki której pozna on jej dawne losy, ale też otrzymaliśmy ciekawą książkę opisująca pasjonującą podróż trójki kobiet, które nie były tak naprawdę do niej przygotowane, a która to podróż znacząco wpłynęła na ich życia. Ukazane realia, panujące zasady i przykazania oraz pokazanie jak wyglądały ówczesne Stany i Japonia stworzyły dynamiczną i pełną intrygujących momentów przygodę, którą ze wszech miar warto przeżyć. Dlatego też gorąco was namawiam do lektury tej publikacji. Dla osób zaintrygowanych Japonią pozycja – zaryzykuje stwierdzenie – obowiązkowa.</p><p><br /></p><p><b>Córki samurajów w podróży życia. Ze Wschodu na Zachód i z powrotem</b></p><p>Autor: Janice P. Nimura<br />Przekład: Barbara Gutowska-Nowak<br />Seria: Mundus<br />Liczba stron: 384<br />Format: 13,7x20,5 cm<br />Rok wydania: 2023<br />Data premiery: 05.10.2023<br />Data wydania e-booka: 11.10.2023</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-78097500016580351892023-10-02T08:34:00.003+02:002023-10-02T08:34:20.641+02:00(Recenzja) Emi Yagi - Dziennik pustki<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPU3NZ_ksBXiBGzNAIT0H9AF9cuuomAKG3cqmz59qA2xUOWHB4DHrVaW4GWp8H5qx5LVIj7FWh97Mu7rMkee3CCHhsGgodEWJya7o8EvgZSvic9leSTJObw-blGNCidPbA39nIp3gYWdJpjeZ8oDcNEhiIiFPA4MUAmn_p_AooztwKHNyJkBdEU8T2YIM/s960/377551849_851643143199503_6466851952285128243_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="540" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPU3NZ_ksBXiBGzNAIT0H9AF9cuuomAKG3cqmz59qA2xUOWHB4DHrVaW4GWp8H5qx5LVIj7FWh97Mu7rMkee3CCHhsGgodEWJya7o8EvgZSvic9leSTJObw-blGNCidPbA39nIp3gYWdJpjeZ8oDcNEhiIiFPA4MUAmn_p_AooztwKHNyJkBdEU8T2YIM/s320/377551849_851643143199503_6466851952285128243_n.jpg" width="180" /></a></div>Japonia bez wątpienia jest krajem pięknym i intrygującym. Jeśli jednak przyjrzeć się mu się bliżej można dostrzec i jego ciemniejsze elementy i trudności życia codziennego. Problemy z edukacją, kultura przepracowywania się i kilka innych elementów sprawiają, że nie jest to często kraj łatwy do życia. Nie mają lekko też w nim niekiedy kobiety. „Dziennik pustki”, czyli nowa propozycja od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, opowiada jedną z takich przygód. Uprzedzam na wstępie, że ma ona mocno cierpki wydźwięk.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Emi Yagi, autorka „Dziennika” przybliża w swojej debiutanckiej powieści historię jednej z kobiet, która pracuję w typowej japońskiej firmie. Sama praca nie byłaby może i taka zła, gdyby nie fakt, że współpracownicy kobiety co rusz dorzucali jej kolejne obowiązki poboczne. Kobieta musiała sprzątać, parzyć kawę, robić ksero itp. Co gorsza, Shibata – bohaterka książki – czuje, że obowiązki te są jej przekazywane ze względu na płeć, że kobieta jest, mówiąc wprost, wykorzystywana. Będąc zmęczoną zastaną sytuacją, wymyśla ona…ciąże. Brnąc w kłamstwo, udaje, że jest w „błogosławionym stanie” i co ciekawe sytuacja w pracy zmienia się od razu jak w kalejdoskopie. Współpracownicy stają się dla niej mili, nie wymagają od niej dodatkowej pracy, a wręcz ją odciążają, co Shibacie jak najbardziej odpowiada.</p><p><br /></p><p>W oparach absurdu toczy się cała akcja tej książki. Ciężko sobie bowiem wyobrazić sytuację, że kobieta jest w stanie tyle czasu i w tak różnych sytuacjach brnąc w kłamstwo o ciąży. Wydawać się też może, że czytelnik w żaden sposób w to nie uwierzy, ale jest całkowicie odwrotnie. Emi Yagi tworzy ten obraz tak sugestywnym i tak przekonującym, że w ciążę w pewnym momencie wierzy nie tylko bohaterka jej książki i wszyscy z jej otoczenia, ale też czytelnik. Shibata uczęszcza na zajęcia dla kobiet w ciąży, chodzi do ginekologa i momentami fikcja całkowicie miesza się z prawdą, zatracamy się w tym świecie i osobiście wiele razy, nawet już po lekturze, myślałem, jaka jest prawda… Nie spodziewałem się, że tak pozornie niewiarygodny wątek może być przedstawiony tak racjonalnie, że w niego bez trudu uwierzę. Niekiedy jest mocno humorystycznie z uwagi na komizm sytuacji, ale jest to humor specyficzny i podszyty jednak goryczką, natomiast przyjemnie się śledzi „ciążę” kobiety i jej zachowania w niej.</p><p><br /></p><p>Co jednak w całej tej książce chyba najbardziej wartościowe to to, że poza tą jedną płaszczyzną kryje się druga, zdecydowanie chyba ważniejsza, ale też wprowadzająca nas w mocno depresyjny i przepełniony gorzkim posmakiem nastrój. Ta niedługa publikacja, to niesamowity i cierpki obraz japońskiego społeczeństwa i problemów, z którymi muszą się mierzyć w nim głównie kobiety. Często wydaje się, że to krzywe zwierciadło, ale nie do końca tak jest. Orientując się w realiach Japonii, bez trudu dostrzeżemy, że Yagi pochyla się nad codziennością kobiet i to codziennością w dość szarych – aby nie napisać ciemnych – barwach. Samotność, z jaką zmagają się kobiety, wścibstwo i wykorzystywanie ich przez mężczyzn, ogromna presja narzucana na nie przez ogół społeczeństwa czy w końcu pełna pozorów gra, która toczy się wokół mieszkańców Japonii. To bardzo często sprawia, że kobiety (ale nie tylko one) nie są w stanie sprostać rygorom trudnej sytuacji, radząc sobie z nimi w różnoraki sposób. Książka Yagi dobitnie te nierówności oraz problemy podkreśla i pokazuje czytelnikowi – może w nieco przekoloryzowany sposób – fakt ich istnienia. Sprawia ona tym samym, że wydźwięk książki jest tak niejednoznaczny i pomimo tego, że przecież kobieta dopuszcza się kłamstwa, to jest ono w pewien sposób usprawiedliwione. Japonka niesamowicie zręcznie i sugestywnie pokazuje japońską codzienność i realia pracownicze i rodzinne, przez co jest to lektura nie tylko beletrystyczna, ale i dająca pewne spojrzenie na Japonię po zdjęciu z nosa różowych okularów. Ogromnie to doceniam i cieszę się, że miałem okazję się z nią zapoznać.</p><p><br /></p><p>„Dziennik pustki” jest propozycją niesamowitą w odbiorze. Surrealizm miesza się tutaj z humorem i zatracaniem się granic między prawdą a kłamstwem. Podroż ta jest niezwykła, bo nie wiemy, w jaki świat uwierzyć. A nad tym całą niekiedy absurdalną sytuacją unosi się jeszcze bardzo gorzki smak kraju, który potrafi doskonale tworzyć pozory, ale po ich odkryciu jawi się jako miejsce, specyficzne i wymagające dużo samozaparcia, aby się w rzeczywistości – szczególnie nam „gaijinom” - odnaleźć.</p><p><br /><b>Dziennik pustki</b></p><p>Autorka: Emi Yagi<br />Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego / Bo.wiem<br />Rok wydania: 2023<br />Liczba stron: 160</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-11746161576574035362023-09-14T07:45:00.004+02:002023-09-14T07:47:54.213+02:00(Recenzja) Genesys uniwersalny system RPG - podręcznik główny<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigmx_QweqmZZVVWiVZihFJ_FkDY4rqcAycOY-474nXl9nYfWUPNy6Nm798O07fX3XxtenSOgXNV9FKsHzNvGMl3zwMAkBh5rwBhk-lJ8yQXRH99Vx5UmJKXbdMqmraplPOr_IBtNIV0oXPRQk0QJN1BTgFH4uNOduukkcX7qlbBxxgsyeXh4h0eflsHzQ/s960/362311442_817670396596778_4391523726990053156_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigmx_QweqmZZVVWiVZihFJ_FkDY4rqcAycOY-474nXl9nYfWUPNy6Nm798O07fX3XxtenSOgXNV9FKsHzNvGMl3zwMAkBh5rwBhk-lJ8yQXRH99Vx5UmJKXbdMqmraplPOr_IBtNIV0oXPRQk0QJN1BTgFH4uNOduukkcX7qlbBxxgsyeXh4h0eflsHzQ/s320/362311442_817670396596778_4391523726990053156_n.jpg" width="240" /></a></div>Zacznę zdecydowanie, jak na recenzję nietypowo, ale przekonany jestem, że chcąc być uczciwym z czytelnikiem, a raczej graczem i zgodnym ze swoim sumieniem pisząc o RPG-ach tak należy. Poniżej znajdziecie krótką recenzję podręcznika głównego do uniwersalnego systemu RPG – "Genesys". Recenzja ta pisana będzie z perspektywy osoby początkującej w tym niesamowitym świecie. Czy jestem odpowiednią osobą do jego recenzowania? Gracze doświadczeni zapewne pokręcą nosem, natomiast ja zaczynając swoją przygodę w tym hobby, szukałem opinii również tych, którzy nie mieli za sobą lat sesji ogranych przy stole. Chciałem znać zdanie tych, będących w podobnym do mojego miejscu. Dlaczego? Ano dlatego, że często ci „zieloni” szukają czegoś innego i zwracają uwagę na coś zupełnie odmiennego niż stare wygi, co nie jest zarzutem do nikogo. Wydaje mi się to bowiem bardzo naturalne. Jeśli więc zaczynasz swoją drogę w fandomie RPG i zastanawiasz się, czy „Genesys” jest dla Ciebie, czytaj dalej. Jeśli jesteś doświadczonym graczem, apeluję, daj mi przedstawić swoją perspektywę tego systemu i pozwól, że przekaże kilka zdań od początkującego MG dla początkujących graczy. Zaczynajmy więc.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>W poprzednim akapicie pojawiło się takie stwierdzenie, że „Genesys” to uniwersalny system RPG. Na początku słowo wyjaśnienia co to oznacza. Ano oznacza ni mniej, ni więcej niż to, że w przeciwieństwie do takich „dedeków” choćby, „Genesys” nie tworzy świata, po którym będziecie się poruszać, a wręcz odwrotnie daje wam całkowitą dowolność, tj. równie dobrze system ten sprawdzi się w gatunku fantasy, jak i s-f czy steampunk. Tylko od was zależy, kim się staniecie, decydując się w niego zagrać. Czy to dobrze? Tak i to bardzo, jeśli jesteście otwarci na taki uniwersalizm i lubicie kosztować różnych rzeczy. Pomaga też wam otworzyć się jako pisarze przygód, w których później będziecie prowadzić swoje kampanie. Zanim jednak do tego dojdzie, możecie skorzystać z gotowców jak choćby wydana niedawno w prezencie od Rebela darmowa przygoda z doskonale znanego wszystkim graczom gier planszowych świata „Descent”. Mówiąc obrazowo, „Genesys” nie jest gotowym rozwiązaniem, jest narzędziem, które pozwoli wam takie rozwiązanie na swoje potrzeby stworzyć. I uwierzcie mi, że jeśli przeczytacie ten podręcznik uważnie, nie będzie to dla was przesadnie trudne. Dość napisać, że zasady wyjaśniające główną mechaniką panującą w tym systemie zajmują niewielką część podręcznika…</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEq5HpH2sd9aD-1vue7bZNSvlEzGM04Cj27yXP0AwjJW00znN2gkt3GKm5Alw3wcCmWRnZOtrFEHqNUodqy1b4FttRNas1l6lPEAWr00Fm9ef6ED22Lu-BsKcSzp3_-kv2QdffqipP0664KgwypvpR4XnGLkqzEyr0gQ6SyXS_ncc9VjdyNHp4jWNqLIY/s960/362263318_817670516596766_6072215739000822813_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEq5HpH2sd9aD-1vue7bZNSvlEzGM04Cj27yXP0AwjJW00znN2gkt3GKm5Alw3wcCmWRnZOtrFEHqNUodqy1b4FttRNas1l6lPEAWr00Fm9ef6ED22Lu-BsKcSzp3_-kv2QdffqipP0664KgwypvpR4XnGLkqzEyr0gQ6SyXS_ncc9VjdyNHp4jWNqLIY/s320/362263318_817670516596766_6072215739000822813_n.jpg" width="240" /></a></div><p>Co więc jest w książce poza tym? Za chwilę przybliżę, jednakże zdanie wyjaśnienia. Abyście mogli zagrać w tym systemie, potrzebne są dodatkowe specjalne kości (zapomnijcie o critical 20 heh) narracyjne, bez których ani rusz. Można je zastąpić darmową aplikacją, ale chyba przeczy to trochę idei grania w RPG przynajmniej przy moim spojrzeniu na nie. Wracając jednak do samego podręcznika to poza tym, że jest on przepięknie zilustrowany, przejrzyście złożony to jeszcze zawiera doprawdy dużo dobra. Nowicjusze (mam na myśli również siebie pamiętajcie) szybko się połapią w zasadach tu panujących, a już podczas sesji dzięki czytelnemu układowi i np. dwóm zakładkom będą mogli szybko dotrzeć do niezbędnych informacji. A tych jest naprawdę wiele, bo tak jak wspomniałem chwilę wcześniej samo tłumaczenie mechaniki to tylko niewielki wycinek tego podręcznika. Nie wierzycie? To jeśli wam napisze, że rozdział „Mechanika gry” zajmuje dokładnie 32 strony z około 260, to wtedy przyznacie mi rację? Tak tutaj właśnie jest, co pokazuje w pewien sposób przystępność tego systemu, który jednak daje dużą satysfakcję w czasie grania. Zresztą ten chyba najważniejszy rozdział podręcznika przygotowany jest z dużą dbałością, tzn. nie brakuje tu przykładów i czytelnych tabel i ramek z najważniejszymi elementami, ale też grafik ułatwiających odszukiwanie informacji i ich zapamiętywanie. Żebyśmy się dobrze zrozumieli… dalej też znajdziecie informacje niezbędne do grania, baa w dalszym ciągu będą to często zasady, ale nie traktujące już o samej mechanice a o tym, czym są umiejętności, jakim dysponujecie wyposażeniem i jakie są jego zasady, jak stworzyć postać czy jak wyglądają spotkania bojowe, a pisząc krócej walka. To wszystko poznać musicie, aby móc poprowadzić sesję, ale też, by móc w niej uczestniczyć, bo dobrze byłoby, aby gracze szczególnie przy tak specyficznej jednak mechanice współtworzenia historii mogli swobodnie się w niej poruszać.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZCPITYhUahETuoXKWxYcQKftecZlq15SSJMQIEAqZSoDyaRHsrBLAr6DI7S3r3LWngOg7dqQZCDv_N2BbpY8YxZcWPfnazqCqWrqhujY1ZA7N_6hEu39vmUtx0zE9jId36J1Q1cNumz6iL65astllaAAVTETjRR_p239ubAA2NiDdMLiqn8J30KEWbAw/s960/362191656_817670429930108_8337979915540857056_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZCPITYhUahETuoXKWxYcQKftecZlq15SSJMQIEAqZSoDyaRHsrBLAr6DI7S3r3LWngOg7dqQZCDv_N2BbpY8YxZcWPfnazqCqWrqhujY1ZA7N_6hEu39vmUtx0zE9jId36J1Q1cNumz6iL65astllaAAVTETjRR_p239ubAA2NiDdMLiqn8J30KEWbAw/s320/362191656_817670429930108_8337979915540857056_n.jpg" width="240" /></a></div><p><br /></p><p>Jeśli już stwierdzicie, że „Genesys” jest tym, czego szukaliście, to druga połowa podręcznika da wam podwaliny pod tworzenie przygód w odpowiednich uniwersach czy gatunkach i pokaże to na przykładowych światach, ale też da przyszłym MG kilka cennych rad, wskazówek i rozwiązań. A już na sam koniec dowiecie się co nieco nie tylko o konwencjach (Horror? Kryminał? A może romans? Proszę bardzo, Genesys daje wam taką możliwość), ale i o budowaniu spotkań co być może wykorzystacie też w przyszłości, sięgając po inne systemy.</p><p><br /></p><p>Nie chce się mądrzyć czy wydawać opinię jak dalece przystępny dla gracza jest to system, czy jest wciągający, czy będzie dawał frajdę większości. Ot kwestia gustu. Z całą natomiast stanowczością napiszę, że podręcznik główny wydany przez Rebel, zasługuję na pochwałę z uwagi na tylko efektowną szatę graficzną, ale i wyborne wnętrze, treść, która przecież jest clue całej rozrywki. A, że przy okazji czyta się ten podręcznik z dużym zaciekawieniem to tak naprawdę wiedzy i pewnej wprawy nabieracie dość naturalnie. Zaryzykuję postawienie tezy, że większość z was, którzy po ten podręcznik sięgną, nie poprzestaną na jego przeczytaniu, a naprawdę go wykorzystają, co wcale nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać.</p><div><br /></div><div>Tekst ukazał się pierwotnie na portalu sztukater.pl</div><div><br /></div><div><br /></div>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-53011081668877259652023-08-26T17:18:00.003+02:002023-08-26T17:18:27.874+02:00(Recenzja) Peter David, Rich Buckler, Sal Buscema - Peter Parker, The Spectacular Spider-Man: Śmierć Jean DeWolff<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiclscyQneyCoeYBM-uABfcx0QVQP7yeeC0jz0NdXjTdGHSktn52lSNLR3rviZl_YpUpNU47gAidKFOK8qhIczUd0YWBNSpkhEZubGknAp0fkTPJaiuzJ0CHxriGDJUwJZ1wmYlf4IR9Y1cDOOugaVjrXNfX19_jJsRt8wc_-QkYGn12kR8MlJ7FMeKbs/s2048/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1344" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiclscyQneyCoeYBM-uABfcx0QVQP7yeeC0jz0NdXjTdGHSktn52lSNLR3rviZl_YpUpNU47gAidKFOK8qhIczUd0YWBNSpkhEZubGknAp0fkTPJaiuzJ0CHxriGDJUwJZ1wmYlf4IR9Y1cDOOugaVjrXNfX19_jJsRt8wc_-QkYGn12kR8MlJ7FMeKbs/s320/1.jpg" width="210" /></a></div>Wydawnictwo Mucha Comics od wielu już lat systematycznie dostarcza na krajowy rynek komiksy z trykociarzami w rolach głównych. Jednocześnie też zachowuje równowagę, publikując nie tylko nowości czy skupiając się jedynie na „ramotach”, ale miesza i daje poczucie sytości zwolennikom obydwu stronnictw. Wiele z „muchowych” publikacji to prawdziwe perełki, które grzechem byłoby przegapić. Jeden z przykładów jest dość świeży a mam tu na myśli album „Peter Parker, The Spectacular Spider-Man. Śmierć Jean DeWolff”. Album miał swoją premierę w wakacje, a że czas wolny służy lekturze, to zagłębiłem się w ten świat. Warto było. Zdecydowanie było warto, o czym postaram się was przekonać za chwilę.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Autorami tego dzieła przez wielkie „D” jest trio Peter Dawid (scenariusz), Rich Buckler oraz Sal Buscema (obaj rysunki). Czy trzeba dodawać coś więcej w tym zakresie? Myślę, że nie. Wymienione nazwiska – mam poczucie – same się bronią. Dodam, że wydanie Muchy zawiera materiały z serii Peter Parker, The Spectacular Spider Man 107-110 i 134-136. Wydanie, które, jak zawsze przy komiksach tego wydawnictwa, stoi na najwyższym poziomie i mam tu na myśli zarówno twardą obwolutę, jak i świetnej jakości kredowy papier i jeszcze lepszy druk co przy okazji publikacji „ramotek” nie jest sprawą tak oczywistą, jak może się wydawać. Tutaj natomiast wszystko jest na swoim miejscu i nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Myślę, że nie ma się do czego przyczepić i w pozostałych kwestiach, a w zasadzie tych elementach, które są najważniejsze, czyli rysunkach i scenariuszu.</p><p><br /></p><p>Te pierwsze od razu przywodzą na myśl czasy TM-Semic i komiksy superbohaterskie, które zapierały dech w piersiach, a które są de facto tak różne od królujących obecnie czy to w Marvelu, czy DC. Bardzo klasyczna, często minimalistyczna, a jednocześnie żywiołowa, dynamiczna i realistyczna kreska powoduje, że można się nią zachwycić. Do tego mamy jeszcze niezwykle sugestywne kadry, na których obserwujemy nastroje poszczególnych postaci. Strach, zdenerwowanie, zawziętość, smutek… tak naprawdę nie ma znaczenie, o jakich emocjach napiszę, każdą z nich bez trudu da się odczytać z oblicza czy to Parkera, czy jego wrogów. Niesamowite jest to, jak wiele lat temu kadry były poruszające, jak przyciągały naszą uwagę, nawet biorąc pod uwagę dość minimalistyczne drugie plany kolorowane wbrew tak naprawdę realizmowi. W tym wszystkim jest jeszcze zawarty niesamowity pierwiastek „trykociarstwa”, na które przecież tak mocno liczymy, czytając komiksy o przygodach Pajęczaka. Bonus? Mary Jane, która jest niesamowicie piękna, ponętna i ukazana bez tych wszystkich zbędnych filtrów poprawności politycznej i kulturowej. Rezultat? Album, który dla fanów starych historii jest prawdziwą perełką, komiksem, który wywołuje efekt „wow”.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUuh87TMwWkTXr7JSGDtJelHkqKDl2pvLpRba45ZrYWhdo4V08EEsWXfXVNItDD5aLTUE9SCKDwLoDIv-p-vA8Y3wYzaLIHdDNVcGMQIH5RUKw2qG3c0vu50MGV9j1BHKo1eH8wJtNy0i2q8HzlcvUDAnodOdbxHB8MK7Xd_Rg_t9D0WeRC79j5WePOqQ/s1625/1688066280_a7eaab2e710fb668c075e656f0fa2fc5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1625" data-original-width="1063" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUuh87TMwWkTXr7JSGDtJelHkqKDl2pvLpRba45ZrYWhdo4V08EEsWXfXVNItDD5aLTUE9SCKDwLoDIv-p-vA8Y3wYzaLIHdDNVcGMQIH5RUKw2qG3c0vu50MGV9j1BHKo1eH8wJtNy0i2q8HzlcvUDAnodOdbxHB8MK7Xd_Rg_t9D0WeRC79j5WePOqQ/s320/1688066280_a7eaab2e710fb668c075e656f0fa2fc5.jpg" width="209" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Nie inaczej zresztą jest z fabułą. Powiedzieć, że jest ona ciekawa i wciągająca to, jak nie powiedzieć – a raczej nie napisać – nic… Śledzenie historii niejakiego Zjadacza Grzechów, który bawi się w mściciela i osobę, która na swój chory sposób chce odkupić winy świata, a doprowadza do ogromnej zmiany w relacjach łączących „Spajdera” z Daredevilem to prawdziwa przyjemność i kosztowanie najlepszej komiksowej uczty. Od pierwszego kadru scenariusz nas porywa, aby następnie zaskoczyć swoją dojrzałością i ogromną brutalnością a na końcu „dobić” rozwiązaniem najważniejszej tajemnicy… Absolutnie przez całą lekturę odczuwamy niczym nieskrępowaną przyjemność z czytania. Nie ma tu ani dłużyzn, ani słabych momentów. Jest za to wciągający wątek, dużo wewnętrznych rozterek, które wypływają całkowicie naturalnie, a nie są przyklejone na siłę. W końcu dostajemy też bardzo poważny konflikt moralny, będący udziałem nie tylko jednej postaci. Całość nadaje tej historii niewiarygodnej dramaturgii i daje niesamowitego kopa. Jest on tym mocniejszy, że przecież pamiętamy o tym, że jest to komiks o „gościu”, który strzela promieniami z palców… Uwierzcie mi, że nie ma to większego znaczenia, bo sposób prowadzenia narracji, a przede wszystkim pomysł na nią jest tak dopracowany i tak dojrzały, że to nie jest tylko doskonały komiks superhero, przepełniony dramaturgią i akcją, ale i opowieść, którą stawiać można na równi z kultowymi i wynoszonymi na piedestał komiksami jak Watchmen choćby.</p><p><br /></p><p>Słowem podsumowania, publikacja Muchy to jeden z najlepszych komiksów superhero, jakie ukazały się na rynku (tak, zdaje sobie sprawę, że przeczytałem ich jakiś tylko ułamek). Dramaturgia, zaskoczenie, humor, który w żaden sposób nie przytłacza czytelnika czy w końcu powaga i moralne rozterki sprawiają, że nie sposób się od niego oderwać, a po lekturze zostajemy z ogromną mieszaniną myśli i emocji. Ten komiks nie tylko się czyta, ten komiks się odczuwa i w życiu nie pomyślałbym, że napiszę to o historii człowieka pełzającego po ścianach. Polecam zdecydowanie!</p><p><br /></p><p>Tytuł: Peter Parker, The Spectacular Spider-Man: Śmierć Jean DeWolff</p><p><br /></p><p>Scenariusz: Peter David</p><p>Rysunki: Rich Buckler, Sal Buscema</p><p>Tłumaczenie: Marek Starosta</p><p>Wydawca: Mucha Comics</p><p>Premiera: 10 lipca 2023 roku</p><p>Liczba stron: 168</p><p>Format: 180 mm x 275 mm</p><p>Oprawa: twarda</p><p>Papier: kredowy</p><p>Druk: kolor</p><p>ISBN: 978-83-67571-18-0</p><p>Cena okładkowa: 89,00 zł</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-59943074767881531362023-07-06T12:13:00.004+02:002023-07-06T12:13:49.799+02:00(Recenzja) Lily Adamowicz - Krajobraz fantazji. Harajuku w ujęciu transkulturowym<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpCVqhRKHrWy3oVzzIZgn4ICuUP3VAwCQEMt5N-kn9w0aNwpvmOLv6TU3v8i8EfMC5RF75mTR0dOegV442Z4upRBsX7iMI8Rzud8h5NjxMQTQfqBtgx0jCILwIgv07htCQ99iv8ZsXS50tSVoXF4q6zpsYClDYg2BdhZyQEvWjdZm023zViVglj9fYHwI/s4096/IMG_20230623_055858887.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpCVqhRKHrWy3oVzzIZgn4ICuUP3VAwCQEMt5N-kn9w0aNwpvmOLv6TU3v8i8EfMC5RF75mTR0dOegV442Z4upRBsX7iMI8Rzud8h5NjxMQTQfqBtgx0jCILwIgv07htCQ99iv8ZsXS50tSVoXF4q6zpsYClDYg2BdhZyQEvWjdZm023zViVglj9fYHwI/s320/IMG_20230623_055858887.jpg" width="240" /></a></div>Harajuku to miejsce kultowe miejsce, które dla większości osób lecących do Tokio i Japonii znajduje się na planie ich wymarzonej podróży. Miejsce, które od zawsze, i już pewnie na zawsze, kojarzyć się będzie z Japonią, a obrazki z tej miejscówki wpiszą się w naszą pamięć. I choć od pewnego czasu Harajuku zmienia się na naszych oczach, chociaż nie jest już takie samo jak do niedawna, to nadal ma w sobie to „coś”. Ma w sobie moc przyciągania i jest miejscem, które po prostu ludzi fascynuje. Nie może więc dziwić, że Lily Adamowicz podjęła się napisania pracy na ten temat. Pracy, która opublikowana została jako doprawdy obszerna – czy jak określa to wydawca monumentalna – książka dokumentująca Harajuku nie tylko jako samo fizyczne miejsce, ale też jako kulturowy fenomen.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p>Na wstępie chciałbym podkreślić, że recenzowana pozycja – „Krajobraz Fantazji. Harajuku w ujęciu transkulturowym” – to ze wszech miar praca naukowa co niesie ze sobą bardzo konkretne konsekwencje. Jakie? Ano przede wszystkim taką, że „Harajuku” niekoniecznie musi być książką dla wszystkich. Osoby szukające konkretnej wiedzy, prac badawczych i naukowych zapewne będą zachwycone, ale jeśli ktoś będzie starał się znaleźć w niej zapis pasjonującej podróży do miejsca znajdującego się w obszarze Shibuya czy jeśli będzie liczył na anegdoty „z życia Harajuku”, to może nie do końca być usatysfakcjonowany. Chciałbym jednak podkreślić z całą stanowczością, że nie należy traktować tego jako wady. Adamowicz napisała pracę naukową i trzeba mieć po prostu tego świadomość, zasiadając do lektury tej czterystu stronicowej publikacji.</p><p><br /></p><p>To, co podkreśla już na wstępie autorka i to, co ja również pragnę podkreślić to fakt, że cała praca przygotowana została i napisana przez osobę „żyjącą Harajuku”. Książka ta to nie efekt pracy zza biurka a owoc wielu lat badań robionych z poziomu i perspektywy członkini tej społeczności. I to dosłownie, gdyż autorka od wielu już lat preferuję styl ubierania „lolita fashion”. Jest to o tyle ważne, że badając takie zjawisko jak Harajuku, najlepiej jest to zrobić, wnikając w nie a nie opierając się jedynie na suchych badaniach czy ankietach. Fakt, że Adamowicz od wielu lat jest zaangażowana w to zjawisko, sprawił, że dostaliśmy pracę nie tylko wnikliwą, ale też stworzoną z pasją a przy tym, mam wrażenie, bardzo obiektywną. To zdecydowanie wartość dodana tej publikacji.</p><p><br /></p><p>A ta podzielona została na dziewięć właściwych rozdziałów, w których Adamowicz przybliża nam Harajuku jako całe ogromne zjawisko kulturowe. Ukazany obraz jest doprawdy kompletny, gdyż autorka nie tylko przedstawia nam genezę samego fizycznego miejsca czy wpływu, jaki miały niedawne igrzyska olimpijskie na zachodzące tam zmiany, ale też podnosi tematykę subkultur i poszczególnych grup odwiedzających Harajuku czy w końcu prezentuje nam czasopisma traktujące o modzie, które odcisnęły swoje ogromne piętno nie tylko na samym miejscu, ale też ludziach z nim związanych. W takim ujęciu dostaliśmy ogrom wiedzy, która w końcowym rozrachunku pozwala nam spojrzeć z dużo szerszej perspektywy na Harajuku jako takie, poznać historię tego miejsca, zobaczyć, jak się zmienia na naszych oczach, ale też wysłuchać opowieści ludzi, którzy w zjawisku tym biorą udział. Praca Adamowicz to bowiem również rozmowy i wywiady przeprowadzone z ludźmi ściśle z tym miejscem związanymi czy to przebywającymi na miejscu, czy będącymi poza Japonią, ale w pełni wpisujący się w obraz kultowej japońskiej miejscówki tak chętnie odwiedzanej przez turystów. Bardzo ważną częścią tej publikacji jest też odniesienie się do tego, w jaki sposób Harajuku się zmienia i przenika z różnymi innymi kulturami, czyli właśnie tytułowe ujęcie transkulturowe. Rozważania autorki pomagają nam zrozumieć fenomen tego miejsca i z pogłębioną już wiedzą śledzić czym jest ono teraz, bo to, że się zmienia i kształtuje na nowo, nikogo już nie dziwi. Oddając głos swoim rozmówcom, Adamowicz daje nam możliwość wsiąknięcia w ten świat i przyjrzenia mu się z bliska.</p><p><br /></p><p>Jako praca badawcza i naukowa napisana jest właśnie takim językiem, co sprawia, że na pewno nie jest to lektura tak łatwa, jak czytanie powieści czy przewodników, jednocześnie trzeba przecież mieć na uwadze to, że sięgając po tego typu publikację, szukamy czegoś innego. I ten brak pasjonującej akcji i anegdot Adamowicz nam w pełni wynagradza innymi elementami, które kształtują charakter tej publikacji. „Harajuku” to książka wyjątkowa podejrzewam nie tylko w skali naszego kraju. To mrówcza praca autorki, która oddała w niej charakter opisywanego miejsca, ale też pogłębiła naszą wiedzę o nim, ale też w pewien sposób oddała Harajuku hołd.</p><p><br /></p><p>Recenzje naukowe tej pracy badawczej pozostawiam innym, nie moim celem było aż tak wnikliwe jej analizowanie. Powyższym tekstem chciałem zachęcić was do sięgnięcia po tę książkę, jeśli tylko Harajuku w jakikolwiek sposób jest wam bliskie lub jeśli interesujecie się modą czy mniej oczywistymi subkulturami. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o Harajuku i o poszczególnych występujących w niej trendach a przede wszystkim chcecie je zrozumieć, to nie dostaniecie lepszej okazji. Przygotujcie się na 400 stron pełnych naukowych zwrotów, badawczego ujęcia i dogłębnych analiz i jeśli się na nie przygotujecie, to zarówno Adamowicz, jak i napisana przez nią książka odwdzięczy się wam w najlepszy możliwy sposób. Kultura Harajuku stanie się wam wtedy bliższa niż kiedykolwiek.<br /><br /></p><p><b>Krajobraz fantazji. Harajuku w ujęciu transkulturowym</b></p><p>Liczba stron: 440<br />Format: B5<br />Okładka: miękka ze skrzydełkami<br />Data wydania: czerwiec 2023<br />Cena detaliczna: 79,90 zł<br />Wydawnictwo: Kirin<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-7731466318993695212023-06-01T06:52:00.002+02:002023-06-01T06:52:41.343+02:00(Recenzja) Kuniko Mukoda - Kobieta zza ściany<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0WXKNfrZ62oREqxTnbV1_lVDsrrzB6WoRq_vJVYoWgcwy4iTWAgGQLLKOHlT1St-7TxOUk8Um_1kDu3GSPUsSPelpBZZAHAd32xCr0BbiJtp6ppIw-8cCmVAGOV5gTkiZ7N1LZb7Qhq-a6F8-QgvChsIjVWDtff9ILyyDlotVcRbrD6AH1bc4_Ys6/s500/1063725-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0WXKNfrZ62oREqxTnbV1_lVDsrrzB6WoRq_vJVYoWgcwy4iTWAgGQLLKOHlT1St-7TxOUk8Um_1kDu3GSPUsSPelpBZZAHAd32xCr0BbiJtp6ppIw-8cCmVAGOV5gTkiZ7N1LZb7Qhq-a6F8-QgvChsIjVWDtff9ILyyDlotVcRbrD6AH1bc4_Ys6/s320/1063725-352x500.jpg" width="225" /></a></div>Czytając opis książki „Kobieta zza ściany” Kuniko Mukody można początkowo odnieść wrażenie, że to lektura raczej z mocno określoną grupą docelową, którą są kobiety. Czy aby jednak na pewno tak jest? Czy aby na pewno nikt inny się w niej nie odnajdzie? A może historie są na tyle uniwersalne, że „Kobieta…” nie ma podziału na płci choć to właśnie „płeć piękna” stanowi większość w każdej z pięciu opowiadań? Przekonajmy się jak jest w rzeczywistości.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Jeśli jesteście ciekawi mojego zdania – szczególnie „płeć brzydka” – to na wstępie odpowiem, że również my – czy „brzydsi” - się tutaj odnajdziemy. Mukoda stworzyła historie nie tylko uniwersalne ale i ponadczasowe, a tematy, które w nich porusza dotyczą praktycznie każdego w mniejszym czy większym stopniu i to z obydwu perspektyw. Zapewniam więc was, że śmiało możecie po nowość wydawnictwa Kirin sięgnąć, nie musicie się obawiać, że lektura was wynudzi. To tyle w kwestii tego do kogo kierowana jest ta publikacja.</p><p><br /></p><p>Jeśli więc wyjaśniliśmy sobie kto może po nią sięgnąć, to ustalmy jeszcze czy właśnie sięgnąć po nią warto i z czym w ogóle mamy do czynienia. Zacznijmy od drugiego zapytania. „Kobieta zza ściany” to zbiór pięciu historii autorstwa Kuniko Mukody cenionej japońskiej pisarki, nagradzanej prestiżowymi nagrodami jak Nagroda Naokiego (w 1980 roku za zbiór „Imię Kwiatu). Pisarki mającej dar tworzenia opowieści niezwykle aktualnych pomimo upływu lat i bardzo uniwersalnych przez co fakt, że akcja wydarzeń toczy się w Japonii nie ma wpływu na to, że takie same zdarzenia możemy mieć tak naprawdę za ścianą naszych mieszkań. Właśnie taki jest ten zbiór, pełen uniwersalnych obserwacji, codzienności, rzeczywistości zwykłych ludzi. Obraz z jednej stron tak prawdziwy a z drugiej – właśnie też dzięki temu – o tak gorzkim często wydźwięku. Ja osobiście nie doszukiwałbym się w tym zbiorze przesadnego optymizmu a bardziej realizm i wszelkie odmiany szarości, z którą mierzymy się również my każdego dnia.</p><p><br /></p><p>Każda z zamieszczonych opowieści jest inna, każda traktuje o zupełnie innych sytuacjach i ma całkiem odmiennych bohaterów. Jednakże również każda z nich jest bezwzględnie intrygująca i wzbudzająca emocję. Emocje takie jakie są udziałem poszczególnych z postaci. Te udzielają się też nam, bo autorka ma niebywały dar opowiadania o pozornie prostych sprawach, jak poszukiwanie miłości czy bliskości. W równie intrygujący sposób kreśli ona – często bardzo trudne – relacje panujące w rodzinach, ale i niezwykle dokładnie ukazuje pogoń za szczęściem, akceptacją czy ucieczką od samotności. Zgodzicie się, że sprawy pozornie dość błahe, które jednocześnie mają ogromny wpływ na sposób postrzegania życia i zastanej rzeczywistości. Japonka swoimi historiami nie kształtuje tej rzeczywistości, ona w sposób niezwykły o niej opowiada przez co każda z postaci przewijającej się przez kolejne strony tego zbioru wzbudza w nas niesamowite emocje i co ważne nie zawsze są to emocje z gruntu pozytywne. Tutaj bowiem nie ma postaci jedynie krystalicznie czystych albo do cna złych. Tutaj każdy stoi pomiędzy tymi dwoma cechami, a czytelnik czytając poszczególne rozdziały rozmyśla czy Sachiko postąpiła właściwie, czy Motoko mogła zrobić inaczej, w końcu czy będąc na miejscu Koichiro zrobilibyśmy tak samo. To ogromna moc tej książki, której lekturę autentycznie się przeżywa a nie tylko przechodzi przez kolejne jej strony.</p><p><br /></p><p>Warto też nadmienić, że opowiadając o tym co dziać się może za ścianami naszych domów, unika taniego szokowania czy wzbudzania sensacji. Skupia się ona na tym, aby słowa, które wybrzmiewają były stonowane a jednocześnie też trafiały do nas właśnie poprzez fakt, że przecież to może spotkać każdego z nas. Smucimy się więc, zdradzamy, dążymy do miłości, przeżywamy erotyczne uniesienia razem z postaciami Mukody…uwierzcie mi, że jest to niesamowite uczucie. Przynajmniej tak niesamowite, jak cały ten zbiór będący lekturą niezwykle uczuciową, refleksyjną i intrygującą a przy tym tak „zwyczajną” jak życie większości z nas.</p><p><br /></p><p>„Kobieta zza ściany” to zbiór niezwykły, będący obrazem i odzwierciedleniem rzeczywistości ze wszystkimi jej zaletami, wadami, rozterkami i emocjami. To obraz ludzkiego życia, w którymś czegoś brakuje i do zdobycia czegoś każdy dąży. Czy zawsze z dobrym skutkiem? Nie. Czy zawsze stosując odpowiednie metody? Też zapewne nie (prawda Sachiko?). Ale taka jest rzeczywistość, którą doskonale podkreśliła Mukoda. Polecam więc mocno waszej uwadze ten zbiór. Poświęcając mu swój czas otrzymacie w zamian podróż obdarzoną wieloma skrywanymi emocjami, dramaturgią i pasją.</p><div><b>Kobieta zza ściany</b></div><div><br /></div><div>Autor: Kuniko Mukoda</div><div>Wydawnictwo: Kirin</div><div>Liczba stron: 200</div><div><br /></div><div><br /></div>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-64204713205819704822023-04-23T10:43:00.000+02:002023-04-23T10:43:08.589+02:00(Foto) XVI Dni Japońskie w Łodzi<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUXPge1i3uLYEmmBfBPcH689PjgBHgJyqbT5lqv8cyOv2WRYSQnIzceA0DTA6CyVYoeJnSVizcmJ4JwIGJIivvOzz6uygdh9auG782OZwP5KO58XwkAZ-EBWgTCMgZ79CFZs4V8ASWxAAUZ9PGgEsW0QgmTW4UV8BwIi57HJqsTvAL5dO4DcetWt-G/s4096/IMG_20230422_150110089.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUXPge1i3uLYEmmBfBPcH689PjgBHgJyqbT5lqv8cyOv2WRYSQnIzceA0DTA6CyVYoeJnSVizcmJ4JwIGJIivvOzz6uygdh9auG782OZwP5KO58XwkAZ-EBWgTCMgZ79CFZs4V8ASWxAAUZ9PGgEsW0QgmTW4UV8BwIi57HJqsTvAL5dO4DcetWt-G/w150-h200/IMG_20230422_150110089.jpg" width="150" /></a></div>Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z odbywających się w dniach 22 - 24 04 2023 Dniach Japońskich w Łodzi. <p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Jeszcze dzisiaj macie szansę się pojawić, aby zobaczyć to wszystko na żywo. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7FvaQhvqhffDy8KatJRWHKLZrbiniQAb9V_K-esmV7DPn8UZ_NG5iPALaTNG3pOCb7zaonHScQsog25_2iYQFrc6OI8fOFMBlfCRIFcf9RDmF4dizAeZKvBHaiZmk66cQafcCTMbk46sUdoZAPnNN8NiPoKTJrZn1Gk50RhCie2OH6tvjGuQRZ9t/s4096/IMG_20230422_132306571.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7FvaQhvqhffDy8KatJRWHKLZrbiniQAb9V_K-esmV7DPn8UZ_NG5iPALaTNG3pOCb7zaonHScQsog25_2iYQFrc6OI8fOFMBlfCRIFcf9RDmF4dizAeZKvBHaiZmk66cQafcCTMbk46sUdoZAPnNN8NiPoKTJrZn1Gk50RhCie2OH6tvjGuQRZ9t/s320/IMG_20230422_132306571.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0YncdCYOvfAX8wzzeYKMQlBeqc7q5Dma36X587kC0l05OSxKflAhtflj6p0h-A6smABuR7g1Lmp_ikncKgWqfjvtwvx-agkJTPMamHYRKdLsSw2XGtvjhadorcLtVl8d21-AJ0vKR-bcKrWslbwu8PLgJ3h4Ngs4t7bW1DYY7hWXHeam697WxuUHF/s4096/IMG_20230422_132309678.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0YncdCYOvfAX8wzzeYKMQlBeqc7q5Dma36X587kC0l05OSxKflAhtflj6p0h-A6smABuR7g1Lmp_ikncKgWqfjvtwvx-agkJTPMamHYRKdLsSw2XGtvjhadorcLtVl8d21-AJ0vKR-bcKrWslbwu8PLgJ3h4Ngs4t7bW1DYY7hWXHeam697WxuUHF/s320/IMG_20230422_132309678.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx0Utv7NGPi6o0qM8BPEdL_OCOfJMaJbT6R0UP1blymQQDcVqZzZoZx89rx7S7BiHBibdpKbsKPgxI1KX-MvqhpFNpmU-yPTa9Gy2NBHWebcNHfPFQFT-5Da2eHYw0XX613_9u2oP8HT2VXzPH-FUxiJO7a8P09Lr7T9ArIDQ8SM7lAh7dKjJD1Zwh/s4096/IMG_20230422_132512786.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx0Utv7NGPi6o0qM8BPEdL_OCOfJMaJbT6R0UP1blymQQDcVqZzZoZx89rx7S7BiHBibdpKbsKPgxI1KX-MvqhpFNpmU-yPTa9Gy2NBHWebcNHfPFQFT-5Da2eHYw0XX613_9u2oP8HT2VXzPH-FUxiJO7a8P09Lr7T9ArIDQ8SM7lAh7dKjJD1Zwh/s320/IMG_20230422_132512786.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWnv6HcpCa48F846kivJw0-C7SDWT7cZk-Ztf-d2mp6pdMty1MqIvvJeXaDq77uQSs9Mb-Wuh5ZGQ5cz6T3jhEPqxqJBXR_9Qa_fkQoZE9_p4Pq1l7VaY-2TdA78AHZYCZ4fZN47DbJS6357PQDVmtdZGnaNCcKtKiss4IrS22-wxspdsG05zpAzmV/s4096/IMG_20230422_132519131.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWnv6HcpCa48F846kivJw0-C7SDWT7cZk-Ztf-d2mp6pdMty1MqIvvJeXaDq77uQSs9Mb-Wuh5ZGQ5cz6T3jhEPqxqJBXR_9Qa_fkQoZE9_p4Pq1l7VaY-2TdA78AHZYCZ4fZN47DbJS6357PQDVmtdZGnaNCcKtKiss4IrS22-wxspdsG05zpAzmV/s320/IMG_20230422_132519131.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7x--Ox0hoCJsYVUJUFQsBSMb6qz0gCwmQtGb871IcjnNQivfJEC4POarQ6gykiv2W69TELTbkLeYHr9vD9sASMUdsibrXqM5XeTePgyoKknY0KQbEs7La-_X6luxvtUSQvbOhh4klc0HsDSbRsQ8IqX6Sqn4DC48rHd9ThNB-E_Nlg7D--P_pgPdP/s4096/IMG_20230422_132724210.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7x--Ox0hoCJsYVUJUFQsBSMb6qz0gCwmQtGb871IcjnNQivfJEC4POarQ6gykiv2W69TELTbkLeYHr9vD9sASMUdsibrXqM5XeTePgyoKknY0KQbEs7La-_X6luxvtUSQvbOhh4klc0HsDSbRsQ8IqX6Sqn4DC48rHd9ThNB-E_Nlg7D--P_pgPdP/s320/IMG_20230422_132724210.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd4mDKj-2sMV9otzffA0pTNq-8OL3G8DwKMHlLddSfdWbFCDVqiKPhoHjUTMg6aqRiyuAVK3fCimZ1LntaWdsyYQzBNYijxwVierg1bVRAIRatWl1oGFTMFqBr2cl6sPB8Ls5HbYBZeixWvws3CElX3j2mu93PkDeHv3F03Ug5piDuS40jQpyIRzW6/s4096/IMG_20230422_132733895.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd4mDKj-2sMV9otzffA0pTNq-8OL3G8DwKMHlLddSfdWbFCDVqiKPhoHjUTMg6aqRiyuAVK3fCimZ1LntaWdsyYQzBNYijxwVierg1bVRAIRatWl1oGFTMFqBr2cl6sPB8Ls5HbYBZeixWvws3CElX3j2mu93PkDeHv3F03Ug5piDuS40jQpyIRzW6/s320/IMG_20230422_132733895.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD9lJoAT0ltFKBDSIEKTlaNlGz1lyCBlJwAW9G5vTy6Bp0cEnr4JAcirvZ5GmSWd-2briSS-CjETuXx01O3vbq8_ELnjo5LsQzllPkdyaAiv9wY2TZlg3Zah9w7dyeTJ9qGZB3HTZow124QOqPgAabJAFryEDAJMnJW3dL1kbyGu_zCRZUatU18oDi/s4096/IMG_20230422_132741287.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD9lJoAT0ltFKBDSIEKTlaNlGz1lyCBlJwAW9G5vTy6Bp0cEnr4JAcirvZ5GmSWd-2briSS-CjETuXx01O3vbq8_ELnjo5LsQzllPkdyaAiv9wY2TZlg3Zah9w7dyeTJ9qGZB3HTZow124QOqPgAabJAFryEDAJMnJW3dL1kbyGu_zCRZUatU18oDi/s320/IMG_20230422_132741287.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDL7NfazGahzCvEPqV03ofmJGMwflvmFDcwFenMiFE2ZZfQeg01SiY5Eaw2MYzXmxjjaccSi4epgLtaszNV332m-WL79DeQMAbA3DFq6MqndfQ1MBinMJb88SpA6dDARoKJpD9b9ChcPT_hQkBylsLO7wVPf8yYjAZxs5qlxY38MWreMR_1R7kEj2A/s4096/IMG_20230422_132754607.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDL7NfazGahzCvEPqV03ofmJGMwflvmFDcwFenMiFE2ZZfQeg01SiY5Eaw2MYzXmxjjaccSi4epgLtaszNV332m-WL79DeQMAbA3DFq6MqndfQ1MBinMJb88SpA6dDARoKJpD9b9ChcPT_hQkBylsLO7wVPf8yYjAZxs5qlxY38MWreMR_1R7kEj2A/s320/IMG_20230422_132754607.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiz1QSwak0IlaUqNECMrJOObyOS00MZH_HId0ZncoB_uiH6HjzUIOEIoO3Wr0GAXkyy-qs0PyA4T9IXJxhpBeyEoJvjiOUN15rfvJZ-tkgZxMZ2lL7PHDLl2aTvTIB5Y5OvCER-mQZgv3G2G3qGV680woZycnmewoNniNUDgrO1-movvNe-ifF_AwRy/s4096/IMG_20230422_132759893.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiz1QSwak0IlaUqNECMrJOObyOS00MZH_HId0ZncoB_uiH6HjzUIOEIoO3Wr0GAXkyy-qs0PyA4T9IXJxhpBeyEoJvjiOUN15rfvJZ-tkgZxMZ2lL7PHDLl2aTvTIB5Y5OvCER-mQZgv3G2G3qGV680woZycnmewoNniNUDgrO1-movvNe-ifF_AwRy/s320/IMG_20230422_132759893.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaJoZB_0pw60govQ22m_aob1rHo2ltz67CrOlIYcdTO5hVpN3qCNLqpDzYYWNajGd9PMJPpTlaFt_XEK6bSFrPQSW3Dpf-mF5_PDtxcIUgoMRcG7ni_qD5VX8J3npsVkqfvncbct7iN2hdyKpn16-FBkX341EhVpAa0F2qRmxrFM1JW0P2g_G5AxJv/s4096/IMG_20230422_132807687.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaJoZB_0pw60govQ22m_aob1rHo2ltz67CrOlIYcdTO5hVpN3qCNLqpDzYYWNajGd9PMJPpTlaFt_XEK6bSFrPQSW3Dpf-mF5_PDtxcIUgoMRcG7ni_qD5VX8J3npsVkqfvncbct7iN2hdyKpn16-FBkX341EhVpAa0F2qRmxrFM1JW0P2g_G5AxJv/s320/IMG_20230422_132807687.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDfvYvf0oRrbdBd4WY8P_SoPNf7IC5_61pFobJTf5da9iGnFzDKSjuJe3cztkmkLdEFl89cyn3lfAnvQ5hWiugM1u635a8PTAzgd4d3l2Rq2sEmsZ99LTM3ZBpQyhonISdp2C0tuKRep79wtW4_1pQNmK0AXyOSE7byHLS-Xjj2rNNeFFtvfG_Xwta/s4096/IMG_20230422_132824877.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDfvYvf0oRrbdBd4WY8P_SoPNf7IC5_61pFobJTf5da9iGnFzDKSjuJe3cztkmkLdEFl89cyn3lfAnvQ5hWiugM1u635a8PTAzgd4d3l2Rq2sEmsZ99LTM3ZBpQyhonISdp2C0tuKRep79wtW4_1pQNmK0AXyOSE7byHLS-Xjj2rNNeFFtvfG_Xwta/s320/IMG_20230422_132824877.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfmasDqONuvCbGWTooIlJUhJhJ38fQUSBikxFyuSN15PT-KDuaPHW7YZ7Pjy3ekSi4aFb2D4WKjLJnbyRW-PiaagCk7vCGYekSAqmcIxc6RHRbzEG9-SOtI3KA-zFifEQh0RdheyyJQuQyjOGHjBfvo8aj1W7A9EzY-eUQoMMfyHQEYa5PjIp8lVzA/s4096/IMG_20230422_132831343.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfmasDqONuvCbGWTooIlJUhJhJ38fQUSBikxFyuSN15PT-KDuaPHW7YZ7Pjy3ekSi4aFb2D4WKjLJnbyRW-PiaagCk7vCGYekSAqmcIxc6RHRbzEG9-SOtI3KA-zFifEQh0RdheyyJQuQyjOGHjBfvo8aj1W7A9EzY-eUQoMMfyHQEYa5PjIp8lVzA/s320/IMG_20230422_132831343.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEqaa3JoZDwp849alekcGFjp8mT748QK2CNDtctITR_CdSN6CbaDsOZQnqQucJ53VXbN0TeCFuxqSAa-Sv3tg2e2PPd3GEgMBIhlK_jbqRFUWyx5L-Xl--ieI_S_wmeU0ze4ZnDcczc5wN4BaeRPOMCn_HiiV2t8TVhMrJHS0g7lwtu_j8SR1ZnlaZ/s4096/IMG_20230422_132903483.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEqaa3JoZDwp849alekcGFjp8mT748QK2CNDtctITR_CdSN6CbaDsOZQnqQucJ53VXbN0TeCFuxqSAa-Sv3tg2e2PPd3GEgMBIhlK_jbqRFUWyx5L-Xl--ieI_S_wmeU0ze4ZnDcczc5wN4BaeRPOMCn_HiiV2t8TVhMrJHS0g7lwtu_j8SR1ZnlaZ/s320/IMG_20230422_132903483.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4OZbBy6aFMBaYlCkhoSadvj6oRwN6HUGIZMA8Fos_mPMRJhs5vvT_1CrcUo6HtUM2aH_cB58QerENTgxeUSnw-TL0y_dgw5ZxXqLJiQeKLcUwDbbrcaeLMOBgUDAKx8YKZnMj2wC3-Efm3x2Cg1xG7hl7ZUsHZX0cp07kRYHS7lzqeMK_t4ALhnz9/s4096/IMG_20230422_132930123.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4OZbBy6aFMBaYlCkhoSadvj6oRwN6HUGIZMA8Fos_mPMRJhs5vvT_1CrcUo6HtUM2aH_cB58QerENTgxeUSnw-TL0y_dgw5ZxXqLJiQeKLcUwDbbrcaeLMOBgUDAKx8YKZnMj2wC3-Efm3x2Cg1xG7hl7ZUsHZX0cp07kRYHS7lzqeMK_t4ALhnz9/s320/IMG_20230422_132930123.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyBVMMbIhZuYdv7XGbZiOGPsCyi_TEIrQgj-3pwm2317CsGdpLD0uF0NNLCD_qCF3_qeI8OJ1eu8InnJVOmRk-7_NgJWRsRX4EIADeMGkAmvEE7Gh3nbhKqwCkHTV_slB3R4dYMKYx6rXErxiglOb95hsN2uuPYX4aNyzQ5eQJF_GlSuI9NcCri5aX/s4096/IMG_20230422_132939361.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyBVMMbIhZuYdv7XGbZiOGPsCyi_TEIrQgj-3pwm2317CsGdpLD0uF0NNLCD_qCF3_qeI8OJ1eu8InnJVOmRk-7_NgJWRsRX4EIADeMGkAmvEE7Gh3nbhKqwCkHTV_slB3R4dYMKYx6rXErxiglOb95hsN2uuPYX4aNyzQ5eQJF_GlSuI9NcCri5aX/s320/IMG_20230422_132939361.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5WdDgTJHBip9u7hmWN1DbOcsnFYTADYOVx6178VS3KsYYzVSXGg-fLPnf3pZP2PjkzvaNEoJZKBbedu_L0oI-oCMwWm3b3slyQKXpI0dKT-kPy4sA4BJym717oQBhAsbGavCcHVXtPXbEHzbSGHbyAEdTugRBKh_TvtxIxfHMfm4nNrHNPpwCRFl9/s4096/IMG_20230422_132948907.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5WdDgTJHBip9u7hmWN1DbOcsnFYTADYOVx6178VS3KsYYzVSXGg-fLPnf3pZP2PjkzvaNEoJZKBbedu_L0oI-oCMwWm3b3slyQKXpI0dKT-kPy4sA4BJym717oQBhAsbGavCcHVXtPXbEHzbSGHbyAEdTugRBKh_TvtxIxfHMfm4nNrHNPpwCRFl9/s320/IMG_20230422_132948907.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPcbQV_O_e1dGECI7J_DyOOrB1kQp7oGO3bW5YjoMMXf5y9BKlSx2o1G3KWNW5Yc9yWFrL7ZWSiIDI-iOQLi53jJJuH4D4F63RLVSSIWTes4XB0-WxdpGmSWN8dFTk14Sg0gnBkKgIUr5t7VDLzcVZmS2-AZBmSq8PiEgHoY321bETEE56j3-dDaaI/s4096/IMG_20230422_132955177.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPcbQV_O_e1dGECI7J_DyOOrB1kQp7oGO3bW5YjoMMXf5y9BKlSx2o1G3KWNW5Yc9yWFrL7ZWSiIDI-iOQLi53jJJuH4D4F63RLVSSIWTes4XB0-WxdpGmSWN8dFTk14Sg0gnBkKgIUr5t7VDLzcVZmS2-AZBmSq8PiEgHoY321bETEE56j3-dDaaI/s320/IMG_20230422_132955177.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhLtafR0AcRj3q_P44NIBe5CzuJRS5pcKGhEi9Hovp6tXsFRw8jGt8quaRs3oo7QZsLFzRMgREC7bBJ7dXazFOnuSIUBGQAzjI1KXoKB258kzpx1eWJllEToyY_L7v3iXjrpTZhAxAuhm6BCE1DDJOwIY_pPOYNP3T_9GhFQNui9bGqinQ50IgjW21/s4096/IMG_20230422_133004053.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhLtafR0AcRj3q_P44NIBe5CzuJRS5pcKGhEi9Hovp6tXsFRw8jGt8quaRs3oo7QZsLFzRMgREC7bBJ7dXazFOnuSIUBGQAzjI1KXoKB258kzpx1eWJllEToyY_L7v3iXjrpTZhAxAuhm6BCE1DDJOwIY_pPOYNP3T_9GhFQNui9bGqinQ50IgjW21/s320/IMG_20230422_133004053.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvryWuWyC82i4R3kqYk-yTGq8pJxEcasbsm62DlY6-Mk-2KEhoLIWsqCPBQAA3TddINejfHP4KZ3EmfHWA7PHlSXphoHI7Sjl7Mg7-vM4D96czJmv0xr8bhpplh3hqP2pGT_6Bfu2REpGg9rUKaKOwXxmyEPv98GtRDfq4EEqsYdM15qSzRDd6pLfM/s4096/IMG_20230422_133020311.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvryWuWyC82i4R3kqYk-yTGq8pJxEcasbsm62DlY6-Mk-2KEhoLIWsqCPBQAA3TddINejfHP4KZ3EmfHWA7PHlSXphoHI7Sjl7Mg7-vM4D96czJmv0xr8bhpplh3hqP2pGT_6Bfu2REpGg9rUKaKOwXxmyEPv98GtRDfq4EEqsYdM15qSzRDd6pLfM/s320/IMG_20230422_133020311.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIcDZEkvgiFtljn-FfC302p-IBR3a2t9g_QCap2cUC8AZpCCEZ6GVKUT3hul6c7RDs98qGzF-7UDv8NbnBci-lob4alPQlg3fGq1e73UOA-C9H05a8-MaICU7kwAhSDrkl6LFXRD2v3MlUMBLHyDusbPWyI8LKI-Tee5zWX_m2_02ooCCCIZ8D98ez/s4096/IMG_20230422_133035667.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIcDZEkvgiFtljn-FfC302p-IBR3a2t9g_QCap2cUC8AZpCCEZ6GVKUT3hul6c7RDs98qGzF-7UDv8NbnBci-lob4alPQlg3fGq1e73UOA-C9H05a8-MaICU7kwAhSDrkl6LFXRD2v3MlUMBLHyDusbPWyI8LKI-Tee5zWX_m2_02ooCCCIZ8D98ez/s320/IMG_20230422_133035667.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjv9eCr8v7WU2EAHx2uP2tq5s6FwXESjJMJC1BDh7IWXv9bqWJo6Hgh1zSQ62jFznSWJAn1fa4mEJk10RwvmjoLsPPqGma_iOEKmOE0I1Qiq2tj4brGxgj_o64d4usxO7MZd6fE9VvbVfpuvPV_cvh-COseN4rwFv4XyRGyBg8RsfusW1VEVwZBUANi/s4096/IMG_20230422_133109519.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjv9eCr8v7WU2EAHx2uP2tq5s6FwXESjJMJC1BDh7IWXv9bqWJo6Hgh1zSQ62jFznSWJAn1fa4mEJk10RwvmjoLsPPqGma_iOEKmOE0I1Qiq2tj4brGxgj_o64d4usxO7MZd6fE9VvbVfpuvPV_cvh-COseN4rwFv4XyRGyBg8RsfusW1VEVwZBUANi/s320/IMG_20230422_133109519.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG59Bo8YWDziiR0mUvCR-zopAhL_AbCj290lkULAZyOSOsecgAKyK5iRCglovxPkucaMj-rtGnypR9ATcvDIkNm9pSjou0ncNaA4oWrSQumyXObeX3qlkQ0ZDTX91W2ifnU8nELIR7Tp6NCuhzpkziy2BU2bZEnSNYO-lmkc6ffZJinFuhSA_cekHK/s4096/IMG_20230422_133253103.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG59Bo8YWDziiR0mUvCR-zopAhL_AbCj290lkULAZyOSOsecgAKyK5iRCglovxPkucaMj-rtGnypR9ATcvDIkNm9pSjou0ncNaA4oWrSQumyXObeX3qlkQ0ZDTX91W2ifnU8nELIR7Tp6NCuhzpkziy2BU2bZEnSNYO-lmkc6ffZJinFuhSA_cekHK/s320/IMG_20230422_133253103.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQW1oCjaaMGf4ye4JTraE6_KNTLt5l3hwzFj4ryj_gsL5nfVJ2kwJ1OsSLaxeeHdSOFU3WTDYLtvVVPoaeIzZRqHjfq9whuVx4A5gGWsHxwZy7ubAAX1iWcuTGOhWkYoqw6J_0EnwN709K8ie6J10Qtrr9qrngm2y5I0D6uju9gtdI74kEhXcbIcXc/s4096/IMG_20230422_133310562.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQW1oCjaaMGf4ye4JTraE6_KNTLt5l3hwzFj4ryj_gsL5nfVJ2kwJ1OsSLaxeeHdSOFU3WTDYLtvVVPoaeIzZRqHjfq9whuVx4A5gGWsHxwZy7ubAAX1iWcuTGOhWkYoqw6J_0EnwN709K8ie6J10Qtrr9qrngm2y5I0D6uju9gtdI74kEhXcbIcXc/s320/IMG_20230422_133310562.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdpq-lFPY4Lu1YFSKs8SRvtkGnmDgUx68L2tCylGVHE_txWmFLC-mNcqBRUgG6kUbRdNApNR18r22AYSLUm2wpEZtonufWC3a783yXUtVtaydNVQVKnGJc3XYulQoluYlMRKk3ApUCB_wkZDOBiVCzZbft3RqWeic79h0LuyMIGLah-3Oi6fsIE2gO/s4096/IMG_20230422_133341958.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdpq-lFPY4Lu1YFSKs8SRvtkGnmDgUx68L2tCylGVHE_txWmFLC-mNcqBRUgG6kUbRdNApNR18r22AYSLUm2wpEZtonufWC3a783yXUtVtaydNVQVKnGJc3XYulQoluYlMRKk3ApUCB_wkZDOBiVCzZbft3RqWeic79h0LuyMIGLah-3Oi6fsIE2gO/s320/IMG_20230422_133341958.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVTxJIcmwdZ3RbIuAEFqr-2FjLL2A2DZgr1-W-QXJIAYBUAdu8JLe2eh0fo8TEPntPfYKH5phGSXPqxI6VNA9SjcptmHplyV4blafJlIFqPPj4AYOqn1OgNV0Y1tiIVu7Eaurq3Qn7ilxCHe_0J75mXHj3k1GyFCmHlpV4THqvOMg-YhIW2tfsR-Ig/s4096/IMG_20230422_133433423.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVTxJIcmwdZ3RbIuAEFqr-2FjLL2A2DZgr1-W-QXJIAYBUAdu8JLe2eh0fo8TEPntPfYKH5phGSXPqxI6VNA9SjcptmHplyV4blafJlIFqPPj4AYOqn1OgNV0Y1tiIVu7Eaurq3Qn7ilxCHe_0J75mXHj3k1GyFCmHlpV4THqvOMg-YhIW2tfsR-Ig/s320/IMG_20230422_133433423.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoWOI1qRV4oJlP5dBiQtjsmi1cuLIKvqXyHS7U-c1KzuE1cPanPUyqAogwrKOPqUe0ddxFVPaS6F_F1cNfKVoArjNH2axG9oPbLjY__UI1MVWQ2FOamVQVTZx_b1e1riawSpmnsuTzmxnqGSq6yKL4_4w8Vnx2vAyPx-p2rYn1V1Sd1E39ISPTuwQ6/s4096/IMG_20230422_133454633.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoWOI1qRV4oJlP5dBiQtjsmi1cuLIKvqXyHS7U-c1KzuE1cPanPUyqAogwrKOPqUe0ddxFVPaS6F_F1cNfKVoArjNH2axG9oPbLjY__UI1MVWQ2FOamVQVTZx_b1e1riawSpmnsuTzmxnqGSq6yKL4_4w8Vnx2vAyPx-p2rYn1V1Sd1E39ISPTuwQ6/s320/IMG_20230422_133454633.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheTS6guXTdLofAF8sph31e-bGB7TsBsx7drneefy-8-Zt8eQNJvmhqq4G5Rw_D7KinxRtUFqiWbMMtqxgII3pPIlw87-3vIkVjaig87Dj22SGYacDtAkHb_TUWaU9ILDzy7jH-nIM5GAYfA2_Ivj1uUUxyOy1hx-PwRAXIIiQAqd62Yl2_h1nqFAMF/s4096/IMG_20230422_134039015.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheTS6guXTdLofAF8sph31e-bGB7TsBsx7drneefy-8-Zt8eQNJvmhqq4G5Rw_D7KinxRtUFqiWbMMtqxgII3pPIlw87-3vIkVjaig87Dj22SGYacDtAkHb_TUWaU9ILDzy7jH-nIM5GAYfA2_Ivj1uUUxyOy1hx-PwRAXIIiQAqd62Yl2_h1nqFAMF/s320/IMG_20230422_134039015.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ah3Ta219rKgtgXJzvE6mPqTaDVShFTJtLqDcMT0rqApVVGnkHOM1MazwBnMt5MBrDEgiPA5TvnBh_86XNK15W23bGXGnaNXLiW8OzGl8R8-mqueW1qQ5gz5cBUaPJIExUPzw-2MDaeYToa3ybIAiK70iBHIU5GJCpnXQ5vPrhnqP9_6ZD_yEXq_N/s4096/IMG_20230422_145940305.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ah3Ta219rKgtgXJzvE6mPqTaDVShFTJtLqDcMT0rqApVVGnkHOM1MazwBnMt5MBrDEgiPA5TvnBh_86XNK15W23bGXGnaNXLiW8OzGl8R8-mqueW1qQ5gz5cBUaPJIExUPzw-2MDaeYToa3ybIAiK70iBHIU5GJCpnXQ5vPrhnqP9_6ZD_yEXq_N/s320/IMG_20230422_145940305.jpg" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-61433581171520029052023-04-05T07:36:00.002+02:002023-04-05T07:44:57.077+02:00(Recenzja) Mimei Ogawa - Czerwone świece i syrena<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Htl9Gse3xpf-kugVTshp7hkxX9yNcK7xcs9m2dqdHPHGDmQ-dGrajKk0LGyv7_gUMo_u5KqNkUPmCX_C1KOANU4BSQoufAjTLatdGABH5Oo80T0WQ2MPbSfBHabBfoWyRgJHR_mAzkNvUszfZDudtEMa2MD2Xo2hJi0iN6DPCstwE54Etsqs4OPE/s800/czerwone-swiece-i-syreny-mimei-ogawa.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="800" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Htl9Gse3xpf-kugVTshp7hkxX9yNcK7xcs9m2dqdHPHGDmQ-dGrajKk0LGyv7_gUMo_u5KqNkUPmCX_C1KOANU4BSQoufAjTLatdGABH5Oo80T0WQ2MPbSfBHabBfoWyRgJHR_mAzkNvUszfZDudtEMa2MD2Xo2hJi0iN6DPCstwE54Etsqs4OPE/s320/czerwone-swiece-i-syreny-mimei-ogawa.jpg" width="320" /></a></div>„Jeśli zachowuje się ostrożność, a mimo wszystko dojdzie do jakichś uszkodzeń, to nic nie można na to poradzić. To prawda, że ta czarka jest bardzo cenna, lecz tak to już w życiu bywa, że niekiedy nie dajemy rady ochronić tego, co jest dla nas jeszcze cenniejsze. Nawet my sami, którzy tak dbamy o tę czarkę, nie będziemy żyć wiecznie. Może i jest dla nas ważna, lecz nikt nie jest w stanie nawet zachować wiecznie własnego życia, które przecież jest znacznie ważniejsze”. Ten cytat z baśni „O losach czarki na sake” dedykuję…sobie, jako osoby, która nad wyraz przesadnie przejmuje się rzeczami materialnymi, które posiada…<p></p><p><br /></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Kto powiedział, że z baśni nie można wyciągać nauczek, aby lepiej prowadzić własne życie? No właśnie. Nikt. Dlatego jestem przekonany, że z każdej lektury można wyciągać jakieś wnioski. Nie inaczej jest ze zbiorem „Czerwone świece i syrena” Mimei Ogawa, będącej już siódmą publikacją z serii Yume wydawnictwa Kirin. Liczba symboliczna, a i szczęśliwa więc i lektura powinna być przyjemnością. I czy tak jest? Piszę – sprawdzam!</p><p><br /></p><p>Na wstępie warto zaznaczyć, że żyjący na przestrzeni XIX i XX wieku pochodzący z prefektury Niigata autor uważany jest powszechnie za ojca współczesnej japońskiej literatury dziecięcej. Dlaczego tak jest i jakie są jej cechy charakterystyczne? Nie będę tego tutaj przytaczał, natomiast z ogromną przyjemnością odeślę do wstępu Adrianny Wosińskiej, w której jego autorka dość obszernie porusza tę kwestię, czyniąc tym samym ten artykuł cennym uzupełnieniem zbioru wybranych baśni japońskiego autora. Przyzwyczaiłem się bardzo do tych wstępów i niezmiennie twierdzę, że są one w takich wypadkach potrzebne, gdyż często ułatwiają nie tylko pewne interpretacje utworów, ale też pozwalają pochylić się nad sylwetką autora. Wartość dodana, której nie sposób przecenić. Podobnie zresztą jak drugiego z elementów nieodłącznie związanych z serią Yume, czyli wybornych kaligrafii Joanny Zakrzewskiej. Napisać o nich, że są piękne, to jak nie napisać nic, gdyż obcowanie z nimi to nie tylko ogromna radość, ale też zalążek tego, co otrzymujemy podczas wizyt w różnego rodzaju muzeach. Tak, wiem, że jest w tym stwierdzeniu nieco patosu a może i przesady, ale mnie te prace nieustannie zachwycają i przywodzą na myśl pracę japońskich drzeworytników. Tym razem jeszcze dodatkowy zachwyt tym, że prace Zakrzewskiej trafiły na „hagaki”, czyli pocztówki dołączone do tej dość skromnej objętościowo publikacji.</p><p><br /></p><p>Tak, niewielka objętość to kolejny znak rozpoznawczy tych „kirinowych” publikacji, jednakże jednocześnie zadziwiające jest to, jak dużo uczuć, emocji w końcu też treści znajdujemy na tych nieco ponad dwustu stronach. Jeśli już mowa o treści to zbiór baśni liczy sobie piętnaście historii, przeważnie bardzo krótkich i jednocześnie też bardzo różnorodnych. Standardowo nie będę streszczał ani przytaczał każdej z nich z osobna, gdyż uważam osobiście, że odkrywanie ich jest największą frajdą dla każdego czytelnika. Jeśli jednak jesteście tego bardzo ciekawi, to szczerze odsyłam do bardzo obszernej i dogłębnej analizy tej publikacji na blogu „Owarinay Yume”. Link zamieszczam na samym dole tekstu i zachęcam do lektury. Nie jest to żaden link sponsorowany a szczera polecajka i chęć docenienia pracy włożonej w recenzję przez jej autorkę Luizę Stachurę.</p><p><br /></p><p>Wracając już jednak do samej publikacji to, jak wspomniane zostało wcześniej, jej autor uznawany jest za autora publikacji dla młodszych czytelników i echa tego pobrzmiewają w zdecydowanej większości zawartych tu baśni, choć zdarza się jedna (cytat z niej w pierwszym akapicie), w której podkreślone zostało, że baśń ta została napisana szczególnie z myślą o dorosłych. I potwierdzam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby z poszczególnymi historiami zapoznać wasze potomstwa mając z tyłu głowy, że warto będzie poświęcić dodatkową chwilę na wyjaśnienie im niektórych kwestii czy podkreślić płynące z lektury wnioski i rady. Jest to nieuchronne, gdyż japońska literatura – w tym również ta publikacja – pełna jest niedopowiedzeń, symboliki czy różnego rodzaju animizacji. I jeśli dorosły poradzi sobie z odczytaniem tych wszystkich rzucanych tu i ówdzie podpowiedzi bez problemu, tak młodszy słuchacz czy czytelnik zapewne potrzebował będzie, aby niektóre z nich mu wyjaśnić.</p><p><br /></p><p>Warto jednak poświęcić każdą niezbędną do tego chwilę, gdyż poszczególne historie pełne są nie tylko inteligentnej i wartościowej treści, zmuszających do rozmyślań zakończeń, ale też magicznej atmosfery, w którym rzeczywistość miesza się z fikcją i fantazją, a bohaterami snutych opowieści mogą być zarówno ludzie, jak i zwierzęta czy przedmioty. Nic tak nie wzmaga pracy wyobraźni, jak takie zabiegi stosowane przez autorów baśni. Nie inaczej jest i tym razem, dzięki czemu jednocześnie przeżywamy niezwykłe – niekiedy bardzo smutne, innym razem optymistyczne – przygody podczas odbywania, których rozwijamy swoją głowę i pobieramy cenne nauki o życiu, szacunku, rodzinie i wielu, doprawdy wieeelu innych elementach naszej codzienności. Jak to w baśniach często bywa, nie zawsze jest radośnie, często daje się odczuć w nich gorycz, ale zawsze można wyciągnąć z nich naukę, a że i nasze życie nigdy nie składa się tylko z pozytywnych aspektów, tak tym bardziej warto sięgać po taką lekturę, która przenosi nas w świat wyobraźni.</p><p><br /></p><p>Tak jak już wspomniałem wcześniej, poszczególne historie zawarte mają w sobie ogromne pokłady symboliki czy to pod postacią podkreślanych kolorów, czy bohaterów, którzy są tymi najważniejszymi elementami danej baśni. Każdy z tych symboli dość mocno na nas oddziałuje, ale też zmusza nas do poświęcenia mu swojego czasu i skupienia. Jednocześnie w żaden sposób nie męczy, gdyż czerpiemy lekturę z ich odczytywania i po prostu uczestnictwa w kolejnych powiastkach.</p><p><br /></p><p>Postawienie dziecka w samym środku poszczególnych historii – bo właśnie w takiej roli stoi ono w tym zbiorze (wystarczy spojrzeć na tytuły poszczególnych baśni) – podkreśla jak ważną funkcję pełni i jednocześnie w jakiś sposób wskazuje nam, jak powinniśmy dane historie rozpatrywać. Całość wypada dzięki temu niezwykle szczerze, ujmującą i bez zadęcia, ale też intrygującą a przede wszystkim bardzo inteligentnie. Japońska literatura pełna jest publikacji, które można podsumować w ten sposób, jednakże „Czerwone świece…” i na tym tle się wyróżniają swoją niesamowitą atmosferą i wyjątkowym charakterem. Obcowanie z tym zbiorem daje więc ogromną radość, dzięki czemu gorąco zachęcam, aby poświęcić swój jeden wieczór na to, aby go ten dogłębnie poznać. Jestem przekonany, że żałować czasu nie będziecie, a i staniecie się dzięki tej lekturze lepszymi ludźmi ot tak, po prostu. Baśnie i książki w ogóle niosą ze sobą taką moc.<br /><br /><a href="https://owarinaiyume.wordpress.com/2023/03/11/najmlodsi-eksploratorzy-literackich-swiatow-slowo-o-utworach-ze-zbioru-czerwone-swiece-i-syrena-ogawy-mimeia/" target="_blank">Link do polecanej recenzji</a></p><p><br />Czerwone świece i syrena<br /><br />Autor: Mimei Ogawa<br />Wydawnictwo: Kirin<br />Liczba stron: 212<br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-46985212786773555872023-03-01T08:01:00.002+01:002023-03-01T08:01:29.492+01:00(Recenzja) Yamashita Ikuto, Utatane Hiroyuki, Takeru Kageyama - Neon Genesis Evangelion Anima #4 <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheLUELRNqtmGD3F2DFeo0EQ6dJtbRgPPDlFH0qqYs5pqjZZ2uzfSez5Xj2JyraaQbjBYX8B2TKh4hOfh-YVQPTkB8YAAFiP11QVH5WoZpINJto81m-4h3ngrq0yMDUTTbrIpQkQE0N5dCSlfpsgeTQtbBbMzoqnwv1vK6qmJxcZPtLwErViPcC-tMv/s1075/800.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1075" data-original-width="768" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheLUELRNqtmGD3F2DFeo0EQ6dJtbRgPPDlFH0qqYs5pqjZZ2uzfSez5Xj2JyraaQbjBYX8B2TKh4hOfh-YVQPTkB8YAAFiP11QVH5WoZpINJto81m-4h3ngrq0yMDUTTbrIpQkQE0N5dCSlfpsgeTQtbBbMzoqnwv1vK6qmJxcZPtLwErViPcC-tMv/s320/800.jpg" width="229" /></a></div>Trzęsienie ziemi w rejonie Tohoku w 2011 roku i związana z nim fala tsunami zalewająca elektrownie w Fukushimie to dla Japończyków przeżycie traumatyczne, które na pewnych płaszczyznach można porównać do tego, co wydarzyło się w Nowym Jorku dziesięć lat wcześniej. Obydwa zdarzenia na stałe odmieniły obraz obydwu krajów, a konsekwencje tych zdarzeń są wyczuwalne do dzisiaj. Nawet (pop)kultura nie uniknęła „autocenzury” pewnych scen czy wręcz wycięcia całych niemalże gotowych projektów. Jednym z przykładów tego, że pamięć o Fukushimie jest żywa, jest czwarty – z pięciu – tomik light noveli „Neon Genesis Evangelion Anima”, w którym to autor musiał wprowadzić korekty do swojego pomysłu, gdyż te oryginalne za bardzo przypominały zdarzenia z roku 2011. Co ciekawe, on sam nie był chyba do końca zadowolony z tego typu rozwoju serii i wprowadzonych zmian, ale faktem jest, że do nich doszło i miały one spory wpływ na ostateczny kształt serii.<p></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Jak wspomniane zostało powyżej, w Polsce ukazały się już cztery tomiki „Animy”, a piąty jest w przygotowaniu przez J.P.F. Akcja zmierza więc powoli ku końcowi, a czytelnicy mogą szykować się już na wielki finał. Zanim jednak do tego dojdzie, to będziecie mieli okazję śledzić akcje w alternatywnej rzeczywistości (a w zasadzie przyszłości) świata Evangelionów, w której nie doszło do Planu Dopełnienia Ludzkości. Jeśli nie wiecie, co to jest, a świat Evy jest wam obcy to krótkie ostrzeżenie - cała ta seria nie będzie raczej dla was lekturą łatwą, a wręcz myślę, że odbijecie się od niej jak od ściany. „Anima” to rzecz zdecydowanie przeznaczona dla fanów serii i im dalej w las, tzn. im więcej stron noveli przeczytacie, tym bardziej się sami o tym przekonacie. Aby czerpać radość z tej książki, znajomość mangowych wydarzeń jest niemalże wymagana. Miejcie tego świadomość, bo i znając zdarzenia toczące się w komiksie, lektura „Animy” nie należy do rzeczy łatwych. Dających przyjemność, a i owszem, ale jest to lektura wymagająca, a czytanie i odnajdywanie się w kolejnych wydarzeniach nie należy do czynności prostych mam wrażenie. Trochę to zasługa samego tematu, w którym mamy sporo np. religijnych odniesień i dużo różnego rodzaju technicznych aspektów, a trochę też zasługa stylu pisarskiego autora, który nie należy do przesadnie płynnych i lekkich. Mało tutaj rozbudowanych dialogów, które swoją drogą zawsze upłynniają lekturę, sporo też przeskakiwania między poszczególnymi wątkami. Chcąc więc się nią cieszyć, bądźcie gotowi na to, że możecie się w niej kilkukrotnie zagubić. Takim pewnym paradoksem jest to, że nawet czytając streszczenie fabuły na stronach internetowych serii poświęconych, można odnieść wrażenie, że całość jest dość mocno skomplikowana. Faktem jednak jest też to, że czwarty tomik tej serii przynosi ze sobą sporo interesujących zdarzeń i zwrotów akcji, a i pojedynków między ogromnymi mechami nie brakuje, co daje czytelnikowi chyba największą radość płynącą z lektury. Pojedynki między robotami mieszają się z epickimi zdarzeniami, obroną planety i walką o odzyskanie bliskich. Nad całością unosi się też atmosfera dramatyzmu więc elementów, nad którymi można się pochylić, czytając czwarty tomik serii, jest sporo.</p><p>Ciekawe jest też to, w jaki sposób książka ta została wydana, czyli fakt, że dodano do niej kilka kolorowych stron, będących swoistym komiksem w książce. I choć oprawa graficzna różni się nieco od tej znanej z oryginalnej mangi to jednak tak czy tak jest to bardzo ciekawy i pozytywny element całości.</p><p>Cóż, choć lektura „Neon Genesis Evangelion Anima” nie jest lekturą idealną, za to wymagająca od nas samozaparcia, żeby przez nią przebrnąć, to jednak ma w sobie coś, co sprawia, że warto po nią sięgnąć. Tym czymś jest możliwość poznania alternatywnego zakończenia kultowej przecież serii mangowej i anime. Jeśli więc jesteście fanami „Evy”, to sięgnijcie po „Animę”, bo da wam szansę na zasmakowanie historii z zupełnie innej strony. Czwarty tomik na pewno was zaciekawi swoją dawką dynamiki i efektownych scen. Jeśli nie wiecie czym jest „Eva” to zdecydowanie polecam sięgnąć po mangowy – lub animowany – pierwowzór, a dopiero wówczas sięgnąć po light novelę. Ja natomiast czekam na zakończenie. Zobaczymy, co przyniesie tom piąty.</p><p><b>Neon Genesis Evangelion Anima #4</b></p><p>Autor: Yamashita Ikuto, Utatane Hiroyuki, Takeru Kageyama<br />Wydawnictwo: J.P.F.<br />Oprawa: miękka</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-89605645457949362192023-02-20T07:08:00.002+01:002023-02-20T07:08:42.267+01:00(Recenzja) Miyuki Miyabe - Ayashi. Tajemnicze opowieści z Edo<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuHxxbpzbPfD3yiAsI2MnT9aLhOaRSaB32p3z0CScQLkVoORc7a1DnB2GQxjRH6cmfaPo7oSmkcBcF8RCEqvXKLdUkekXCV8blWGIYn9hyHt6ahT2Gz0ZNxbM_vPQGRGrNp4ZTdzpzJSWk7nNkNnJhsUH8wRKlo3Q6CzlTCHpa6HEaNbLc4fRUP6d6/s4096/IMG_20230220_070651196.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuHxxbpzbPfD3yiAsI2MnT9aLhOaRSaB32p3z0CScQLkVoORc7a1DnB2GQxjRH6cmfaPo7oSmkcBcF8RCEqvXKLdUkekXCV8blWGIYn9hyHt6ahT2Gz0ZNxbM_vPQGRGrNp4ZTdzpzJSWk7nNkNnJhsUH8wRKlo3Q6CzlTCHpa6HEaNbLc4fRUP6d6/s320/IMG_20230220_070651196.jpg" width="240" /></a></div>„Zemsta kobiety na mężczyźnie” zamiast „Tajemnicze opowieści z Edo” - tak mógłby brzmieć podtytuł książki „Ayashi” i byłoby to może choć trochę zabawne, gdyby nie było przerażające. Przynajmniej tak przerażające, jak jawi się nam wspomniana przed sekundą książka autorstwa Miyuki Miyabe, którą to właśnie w lutym 2023 roku wydało na naszym rynku nieocenione Wydawnictwo Kirin. Bydgoskie wydawnictwo już od jakiegoś czasu „flirtuje” z publikacjami, które potrafią przyprawić czytelnika o delikatne albo nawet niedelikatne ciarki na jego plecach. Tym razem jednak, za sprawą Miyabe, nasza podróż do Edo (jak wiecie dzisiejszego Tokio) będzie nie tylko pasjonująca, ale też doprawdy wpędzająca w niemalże namacalny fizycznie lęk. Jeśli jesteście na to gotowi, to przygaście światła i cóż…miłej lektury…<p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>…Jeśli jednak nadal tu jesteście, oznacza to, że chcecie się dowiedzieć, co jest tak porażającego w najnowszej publikacji wydawnictwa. Już spieszę z odpowiedzią, jednak najpierw warto przybliżyć wam w kilku słowach postać autorki. Miyuki Miyabe to bowiem pisarka niezwykle interesująca, ale również doceniania w swoim ojczystym kraju. Za swoje dzieła zebrała całkiem pokaźną kolekcję nagród, a jej książki przetłumaczono na doprawdy wiele języków. Mało tego, prace autorki adoptowano m.in. na filmy, mangę czy gry wideo co w jakiś sposób świadczy o jej popularności w Japonii. Miyabe porusza się po wielu różnych wybranych gatunkowo polach, z czego najwięcej zbiorów posiada z chyba kryminałów i sensacji. Co też znamienne i co odnajdziemy w recenzowanym zbiorze, jako jedną z jego największych zalet, autorka nie unika komentarzy społecznych do bieżących czy historycznych wydarzeń, a swoje książki pisze w bardzo różnorodnej stylistyce, że wspomnę choćby strukturę taką, jak wywiad. Japonka daje się tym samym poznać jako artystka nie tylko popularna, ale też jako twórca z pomysłem i wizją na swoje dzieła. Wizję tą doskonale nam ona sprzedaje w „Ayashi” i jest to wizja, która jako żywa stanie wam przed oczami…</p><p><br /></p><p>„Tajemnicze opowieści z Edo” to, jak sam podtytuł wskazuje, zbiór opowiadań, które dzieją się zapewne na przestrzeni tych lat, w których Edo uznawano jako stolicę Japonii. Dlaczego zapewne? Ano dlatego, że nigdzie data w książce nie pada, ale autorka podrzuca w kilku miejscach podpowiedzi, które doskonale odczytuje tłumacz Michał Chodkowski. Opowieści tych jest aż dziewięć, co daje nam solidną lekturę i całkiem pokaźny tomik do czytania. Nie lubię opisywać oddzielnie każdej z historii zawartej w różnego rodzaju antologiach, gdyż w pewien sposób może to odbierać radość z odkrywania ich samodzielnie, dlatego pokuszę się o ogólną opinię zbioru, jako całości. Jest to o tyle łatwiejsze w tym wypadku, że poszczególne opowieści, choć całkowicie od siebie różne i niezwiązane ze sobą, to jednak mają jakiś wspólny mianownik. Mianownikiem tym jest…groza, którą wywołuję podczas lektury. Japońska kultura bardzo często nie mówi o rzeczach wprost, bardzo często jest ona „na około” i zostawia ogromne możliwości do interpretacji i dopowiedzeń przez każdego czytelnika z osobna. W tym wypadku jest nieco inaczej, a mianowicie autorka daje na wielu polach (aczkolwiek oczywiście nie każdym) gotowe rozwiązania pod postacią wielu mrożących krew w żyłach detalach i momentach. Stawiając w głównej roli bezwzględne demony, duchy, zjawy i wszelkiego rodzaju inne – przepraszam za kolokwializm – dziadostwo, którego jedynym tak naprawdę zadaniem jest przerazić nas, wpędzić w obłęd, szaleństwo i sprawić, że na długo je popamiętamy, ot po prostu te robią to. Choć to nie my przecież zawiniliśmy, choć to nie w naszym kierunku powinna być wycelowana zemsta (chyba najlepszy motywator do działania prawda?), to jednak my, czyli ja, Ty, Ty, każdy, który po tę książkę sięgnie, wendettę tą odczuje. Odczuje strach, grozę, często niewyobrażalny ból, który był udziałem pierwotnie poszkodowanego, który następnie wrócił z zaświatów, by oddać z nawiązką swojemu oprawcy to, na co ten zasłużył. Wynikiem tego jest właśnie „Ayashi”, książka, która potrafi szczerze i autentycznie czytelnika przerazić. Czytelnika, który tym samym bardzo szybko potrafi zapomnieć, że przecież duchy i demony nie istnieją. Nie istnieją prawda…?</p><p><br /></p><p>Miyabe każdą kolejną napisaną stroną zachęca nas, abyśmy sięgali coraz głębiej w mrok, ciemność i niepokój, który kreuje. Czyni to, stosując wiele zabiegów, które uatrakcyjniają odbiór opowiadań, a najbardziej czytelnym z nich jest zmiana stylistyki na przestrzeni poszczególnych z nich. Pragniecie jaskrawego przykładu? Ot rzucam drugą opowieść „Klatka cieni”, która została napisana w formie wywiadu tudzież spowiedzi, co dramatycznie burzy tzw. czwartą ścianę i wręcz porywa nas w wir wydarzeń, dzięki czemu namacalnie w nim uczestniczymy. Tego typu zabiegów jest więcej, autorka tworzy dzięki temu dzieło z jednej strony niezwykle spójne, z drugiej natomiast intrygujące i oryginalne. Dzieło, które swoją wyjątkowo mroczną i bezwzględną atmosferą, ukazaną w doprawdy bardzo przystępnej formie i z lekkim piórem wciąga nas niczym pewna kruczoczarna i długowłosa postać wyjawiająca się z pewnego telewizora.</p><p><br /></p><p>Co ciekawe, choć akcja została osadzona w dość odległych nam już czasach, to jednak nie jest tak, że znajdziecie tutaj archaizmy, które odeszły wraz ze zmianą epoki. Tak nie jest, co też w dużym stopniu należy docenić. Autorka piszę w taki sposób, że wiele elementów można odnieść również do lat obecnie nam znanych, to po pierwsze. A po drugie książka ta stanowi całkiem pokaźny komentarz społeczny do ówczesnych (i nie tylko, pewne rzeczy bowiem się nie zmieniają) lat.</p><p><br /></p><p>Co was więc czeka, jeśli zdecydujecie się na wyprawę na tę pełną grozy przygodę? Będziecie krążyć po mrocznych lasach, stykać się z wszelkiego rodzaju demonami, dotkniecie japońskiego horroru, ale i będzie wam dane poruszać się w obszarze tajemniczych zagadek. Poznacie wielu mrocznych i tajemniczych bohaterów – tak bohaterki również – dacie się wciągnąć w wir niewiarygodnych zdarzeń i poznacie dziewięć niesamowitych historii. Ale jedną rzecz będziecie robić non stop i to jeszcze długo po lekturze…będziecie się bać (w tym momencie gaśnie ostatnia zapalona wcześniej świeca, a Ciebie Drogi Czytelniku otacza jedynie mrok).</p><p><br /></p><p><b>Ayashi. Tajemnicze opowieści z Edo</b><br /><br /></p><p>Autor: Miyuki Miyabe<br />Data wydania: 2023-02-10<br />Liczba stron: 298<br />Wydawnictwo: Kirin</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-34510261699040928932023-02-06T11:15:00.003+01:002023-02-06T11:23:24.238+01:00(Recenzja) Yukito Kishiro - Battle Angel Alita Last Order #8 #9<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijZtr6TVZ8ybKRQ9BvvF00D8Ryot_ef0de-IYEQlpC9lqeNUKR8VznYLxa1GRj_P_A-6MhxeiZYFws-tigx6RJkM5I7a89Boae9LJYG7tZmgS8gmt1c2sAgcazyhV-QPwPS90gCfPLvJwu-dy_NQECFMDkPf3qyLH92ZHWL6SUg82W9YxEP0gC9gko/s2048/306935508_586112136419273_3425866155361992029_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="2048" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijZtr6TVZ8ybKRQ9BvvF00D8Ryot_ef0de-IYEQlpC9lqeNUKR8VznYLxa1GRj_P_A-6MhxeiZYFws-tigx6RJkM5I7a89Boae9LJYG7tZmgS8gmt1c2sAgcazyhV-QPwPS90gCfPLvJwu-dy_NQECFMDkPf3qyLH92ZHWL6SUg82W9YxEP0gC9gko/s320/306935508_586112136419273_3425866155361992029_n.jpg" width="320" /></a></div>Międzygalaktyczny turniej światów trwa w najlepsze. Na arenie pojawiają się coraz mocniejsi zawodnicy, pojedynki mają coraz więcej dramaturgii, fajterzy pokazują coraz większe umiejętności, które często rozpieprzają trybuny. I nie, nie jest to opis nowej odsłony serii „Dragon Ball”, a mowa o dwóch tomach (ósmym i dziewiątym) „Battle Angel Alita – Last Order”. I choć czasami możemy mieć wątpliwości czy to aby na pewno „Alita”, to tak, to opowieść o cyborgu, który za wszelką cenę chce odzyskać nie tylko zaginioną przyjaciółkę, ale i niepodległość dla bliskiej jej sercu planety. Służyć ma temu wygrana we wspomnianym wcześniej turnieju sztuk walki organizowanym przez pewnego złola. I właśnie wydarzeniami toczącymi się podczas tego turnieju wypełnione są dwa najnowsze tomy historii stworzonej przez Yukito Kishiro.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Co ciekawe – krótki OT – w najnowszych dwóch odsłonach nie uświadczycie już dodatkowych historii, mangowych szortów Kishiro, które wieńczyły dotychczasowe tomy tej mangi. Nie wiem, czy wyczerpał się materiał źródłowy, czy powód jest inny, ale w recenzowanych tomach znajdziecie już „tylko” podstawową opowieść. Trochę szkoda, gdyż te dodatkowe komiksy często prezentowały naprawdę wysoki poziom i z przyjemnością się je czytało (koniec OT).</p><p><br /></p><p>Nie dla dodatkowych historii jednak kupuje się „Alitę”, więc nie ma co kruszyć o to kopii. Faktem bowiem jest, że ósemka i dziewiątka powinny spełnić pokładane w serii nadzieję. Bo choć „Alita” nie kojarzyła się – po lekturze serii głównej – z tego typu rozrywkami, to przyznać trzeba, że sam turniej obfituje w dramatyczne pojedynki, których nie wstydziłby się sam mistrz Akira Toriyama. Warto też wspomnieć, że tym razem nie uświadczycie tak absurdalnych ciosów, jak pewne umiejętności specjalne znane z poprzednich części. Nie oznacza to jednak, że jest tu nudno czy że pomysły mangaki się wyczerpały. Ojj co to, to nie. Projekty postaci, ich umiejętności specjalne czy sposób prowadzenia walk, wszystko to pełne jest pasji i zróżnicowania więc obok „zwykłej” kuli (fani Final Fantasy IX uśmiechną się zapewne teraz pod nosem) mamy też różnego rodzaju wilkołaki czy przedstawicieli sztuk walki znanej jako karate. Wszystko jest maksymalnie udziwnione, aby tylko czytelnik nie poczuł znudzenia. I rzeczywiście przy lekturze dwóch tych tomów nudzić się nie sposób, tak dużo i tak dynamicznie się tu dzieje. Zawodnicy przekraczają kolejne własne ograniczenia, rośnie ich pewność siebie, przez co obrywa się nawet temu „najgorszemu”. Temu, który odpowiada za całe zło świata. Tego typu zwroty akcji czy zaskoczenia są tu na porządku dziennym, więc dramaturgii nie brakuje.<br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjN6cGDZNdLYXRY55yOQsMoS5t6yFdNyjsYr2fPnpNudyHgc8HAb_FSd6ZuuTUqeThZr_5JdB8qtMNaXJGmiNVzdAWnOZpCGW2vmtxsqhtGdBw5CK_GBBQSV0qjqUv8C8SXfl53pFy7rv0XNkMJh3lVgTx1bFotuzWcbgSGmR9-BIxVTQhfyoypVXbI/s1024/BAA_paperback_Series_IMG_1200x960-1024x819.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="819" data-original-width="1024" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjN6cGDZNdLYXRY55yOQsMoS5t6yFdNyjsYr2fPnpNudyHgc8HAb_FSd6ZuuTUqeThZr_5JdB8qtMNaXJGmiNVzdAWnOZpCGW2vmtxsqhtGdBw5CK_GBBQSV0qjqUv8C8SXfl53pFy7rv0XNkMJh3lVgTx1bFotuzWcbgSGmR9-BIxVTQhfyoypVXbI/s320/BAA_paperback_Series_IMG_1200x960-1024x819.jpg" width="320" /></a><br /><br /></div><p>Czytelnicy zyskują więc możliwość śledzenia doprawdy mnóstwa stron wypełnionych walką i pojedynkami fajterów (bawi wyszukiwanie inspiracji, którymi autor mógł się posługiwać, tworząc poszczególne sceny i postaci), czyli samo „mięso” - to, co sprawia, że „Last Order” jest serią tak dynamiczną i rozrywkową. Co jednak ważne, ciekawe i naturalne dla niej – poza samymi bójkami - mamy sporo poważniejszej treści, jak oddanie i poświęcenie dla miłości, przyjaźń czy walka o niepodległość. Mamy też sporo odniesień do prowadzenia – praktycznie zawsze również w realnym świecie – polityki, która za nic ma zwykłego człowieka. To są te chwile, które dają czytelnikowi możliwość wytchnienia od walk czy zagłębienia się w sam wykreowany świat i postaci go zamieszkujące. Co ważne nie wprowadza o w żaden sposób nudy, a jest naturalną konsekwencją toczących się zdarzeń, przez co tak dobrze się je odbiera.</p><p><br /></p><p>A całość ta podana jest – niezmiennie od samego początku serii – w niesamowitej oprawie graficznej, która stoi na najwyższym poziomie. Wiele razy już przekazywałem swoje zachwyty nad kreską autora, ale trudno jest nie czuć się zachwyconym, obserwując te przepełnione akcją kadry, wspaniałe bójki, czy efektowne plansze pełne dymniki i szczegółowości. Ósmy i dziewiąty tom serii nie jest tu wyjątkowy, gdyż od początku kreska mangaki zachwycała i zachwyca w dalszym ciągu.</p><p><br /></p><p>I choć wydawać się może, że opowieść, którą tak zdominował jeden wątek, nie może być przesadnie ciekawa, to „Last Order” udowadnia, że jednak jest inaczej. Dostajemy kawał wybornej, pełnej akcji, ciekawych dialogów i intrygujących rozwiązań opowieść, a jej najnowsze dwie odsłony są z pewnością jednymi z najciekawszych dotychczasowych odsłon tej serii mangowej. Dlatego też polecam nie tylko te dwie części, ale i całą serię waszej uwadze.<br /><br /><br /><b>Battle Angel Alita Last Order #8 #9</b><br /><br />Autor: Yukito Kishiro<br />Wydawnictwo: J.P.F.</p><p><br /></p><p><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-23148834917781255562023-02-01T11:42:00.000+01:002023-02-01T11:42:03.427+01:00(Recenzja + wywiad) Jan Kabaciński: Zostanę polskim McFarlanem, czyli rozmowa o Gore Cop #1<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUTOxCsljiCUIwf7OUQDT-yISC7thiP7tdEExT7bwdajyAx1_R5tbY9GVYgNBj02RXV-N5eXyzrg71U4eWwGbcFhj3p4cNdATtelDoSfBM99pWPozONXsKsYkhSKdWGxb1cTBMIEom9eELr1HcpbA68fIZ_IeZDy0Ot6aUiM1XMSeuwXW6cajHLIK6/s960/327205862_1548170155681638_5438243376895601542_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="960" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUTOxCsljiCUIwf7OUQDT-yISC7thiP7tdEExT7bwdajyAx1_R5tbY9GVYgNBj02RXV-N5eXyzrg71U4eWwGbcFhj3p4cNdATtelDoSfBM99pWPozONXsKsYkhSKdWGxb1cTBMIEom9eELr1HcpbA68fIZ_IeZDy0Ot6aUiM1XMSeuwXW6cajHLIK6/s320/327205862_1548170155681638_5438243376895601542_n.jpg" width="320" /></a></div>Twórczość Jana Kabacińskiego - jak i sam autor - nie bierze jeńców. Janek to taki komiksowy Rambo, który wpada na miejsce, robi rozpierduchę, nie cofa się przed niczym i po zakończonej misji wraca – na tle zachodzącego słońca - Bell UH-1 Iroquois do domu. Jeśli nie kojarzycie maszyny to wygooglujcie sobie. Tak jest też z czytanymi przeze mnie komiksami autorstwa Kabacińskiego. Tego typu twórczość albo się kocha całym sobą, albo całkowicie ją odrzuca. Jeśli należycie do tej pierwszej grupy, to z pewnością ucieszy was fakt, że właśnie dosłownie przed chwilą na rynku pojawił się najnowszy jego komiks będący otwarciem nowej serii. <p></p><p class="MsoNormal"><span lang="pl"></span></p><blockquote><p class="MsoNormal"><span lang="pl"><b>Od czasu naszej rozmowy (lipiec 2020) minęło
ponad dwa lata. Wówczas okazją do rozmowy była premiera 90s Forever 2.0 Co się
zmieniło u Ciebie przez ten czas?</b><o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal">Jan Kabaciński: Zmieniłem pracę, zrewidowałem swoje
priorytety, trochę podróżowałem. Zamknąłem też serię 90s FOREVER, wydając
trzecią część w 2021 roku. Odpocząłem od komiksu. Przy nowym wydawnictwie
postanowiłem nieco poeksperymentować i opłaciło się. Jestem bardzo zadowolony z
efektu.</p><p></p></blockquote><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Co ciekawe, tym razem Janek nie wydaje go własnym sumptem a za pośrednictwem wydawnictwa Timof Comics. I dobrze, bo może dzięki temu trafi on do szerszego grona odbiorców? Zobaczymy. Ci, którzy po niego sięgną, niech przygotują się natomiast na totalną rozpierduchę, jak zawsze zresztą.</p><p></p><blockquote><p><b>Jak doszło do nawiązania współpracy z Timofem?</b> </p><p>Do Timofa zgłosiłem się z gotowym już komiksem. Paweł pomógł mi z dotarciem do szerszej publiczności, zapewniając super dystrybucję, za co jestem mu mega wdzięczny. Tutaj nic się absolutnie nie zmienia co do samej treści albo sposobu tworzenia.</p></blockquote><p></p><div><br /></div><p>Gore Cop#1 – tak właśnie nazywa się recenzowany komiks. I jeśli napiszę, że chodzi w nim o rozpierduchę wszystkiego i wszystkich to przedstawię główne założenia fabularne tego tytułu. Większej ilości szczegółów zdradzać wam nie będę, bo po pierwsze wiele tego nie ma, a po drugie szkoda psuć wam radość z odkrywania tych detali. Zajrzyjcie i przekonajcie się sami. </p><p></p><blockquote><p><b>Za nami premiera komiksu Gore Cop – mógłbyś przybliżyć potencjalnym czytelnikom tę produkcję, inspirację do jej tworzenia itp.?</b></p><p>Inspirowałem się głównie filmami klasy B, takim typowym kinem kopanym, lub kiepskimi horrorami prosto z VHS. Również klasykami gatunku, takimi jak serie: Scanner Cop, Maniac Cop, no i oczywiście najsłynniejszy z “copów”, czyli Robocop. Oprócz tego zawsze chciałem stworzyć swój odpowiednik liefeldowskiego Bloodstrike - drużyny złożonej z ożywionych najemników. Klasyczny motyw uniwersalnego żołnierza, który myślę, jest świetnym popkulturowym/komiksowym tropem. Sama historia wielokrotnie ewoluowała i była szlifowana dość długo, a gdy weźmiemy pod uwagę, że w moich poprzednich produkcjach dominowała czysta akcja, krew i flaki, może być dość zaskakujące. Tym razem chcę, żeby to współgrało, akcja i fabuła. Jak Van Damme w „Podwójnym Uderzeniu”. Swoją drogą ten film ma tyle samo lat co ja.</p></blockquote><p></p><div><br /></div><p>A jak już zasiądziecie do komiksu to za chwilę… go skończycie. Jak w najlepszych serialach – Drużyno A, kłaniam się wam nisko – akcja pędzie na złamanie karku i człowiek nie zdąży się obejrzeć, a już widzi napisy końcowe. Tak jest w wypadku tego zeszytu, co trochę smuci, bo uczciwie pisząc, nie ma szans na to, aby nacieszyć się lekturą. Pozostaje duży niedosyt. Przynajmniej tak duży, jak wielkie są mięśnie poszczególnych skurczybyków biorących udział w tym zamieszaniu. Kabaciński nigdy nie przesadzał z umiarem, ale to, co wyczynia tym razem, może wręcz zaszokować. Tak napompowanych typów nie znajdziecie nawet na wiejskich siłowniach, w których odbywa się wyprzedaż wspomagaczy. Takie podejście sprawia, że komiks jest doprawdy przegięty graficznie. Testosteron aż się wylewa z poszczególnych kadrów, co właśnie nadaje im tej „Kabacińskiej specyfiki”, którą szanuję. Dodatkową dawkę emocji podrzuca nam tutaj bezkompromisowość, ale nie może być inaczej, jeśli mamy do czynienia z taką rozpierduchą. Odcinane głowy i egzekucje to tylko część z atrakcji, które tutaj na was czekają. Tych jest dużo więcej, co gwarantuje wam rozrywkę na najlepszych poziomie w swoim gatunku. </p><p></p><blockquote><p><b>Chciałbym jeszcze zapytać o kolory wykorzystane w komiksie. Liczba minimalistyczna, ale nadająca klimatu całości. Czemu akurat tak?</b></p><p>Nie umiem zupełnie kolorować komiksów, więc z np. z podserii 90s FOREVER: Halloween Specials nie jestem pod tym względem zadowolony. W GORE COP mamy 4 kolory, przez co mogę bez przeszkód budować nimi napięcie, nie zastanawiając się, czy spodnie postaci powinny być zielone, czy niebieskie. To wyzwala.</p></blockquote><p> </p><p>Nie sposób też wspomnieć o czymś tak ulotnym, jak klimat i panująca atmosfera. Uwielbiający lata 80te i 90te będą zachwyceni podwójnie, bo ten VHS w tytule, to nie jest tylko czcza przechwałka autora. Tutaj w każdej sekundzie będziecie czuć, że wracacie do najlepszych lat, gdzie królowały filmy takie jak Rambo, na Polonii 1 oglądało się A-Team i grało na Atari czy Commodore w takich na ten przykład Comandosów. Jest w ch#$%* moc muszę wam powiedzieć a w zasadzie napisać.</p><p></p><blockquote><p><b>Twój najlepszy film, który oglądałeś na VHS to?</b></p><p>Właściwie to mam trzy i nie potrafię za bardzo pomiędzy nimi wybrać. Jeden to “Szklana Pułapka 3”, który oglądałem chyba jak miałem 8 lat i nie rozumiałem, czemu McClane przez cały film jest taki zmęczony. Drugi to “Ostatni Skaut” - początek GORE COP to bezpośrednie nawiązanie do początku filmu, chciałem otworzyć go w ten sam sposób. W trzecim filmie z kolei nie gra już Bruce Willis, a JCVD. “Kickboxer” również ma świetną sekwencję otwierającą na łódce. Miodzo.</p><div><div><b>Nie wiem, czy wiesz, ale w 2008 roku ukazał się japoński film Tokyo Gore Police – tytuł jakby ci bliski oglądałeś tę produkcję? A może się nią jakoś inspirowałeś?</b></div><div><br /></div><div>Słyszałem o nim, ale właśnie nigdy go nie widziałem, mimomimo że widziałem inne przegięte filmy, o których chciałbym zapomnieć np. “Serbski Film”, albo “Cannibal Holocaust’. Sprawdzę na pewno, bo niedawno wkręciłem się w azjatyckie seriale na Netflixie np. “Alice in Borderland”. Dużo akcji, dużo krwi, spoko. Poza tym postacie są na tyle wyraziste, że przywiązujesz się do nich w miarę, jak wciąga Cię fabuła, mimo że padają jak muchy.</div></div><div></div></blockquote><div><br /></div><p>Zresztą ogromny szacun też za całą otoczkę związana z komiksem, czyli genialnej jakości papier, świetnie dobrane i minimalistyczne kolory czy w końcu stworzenie…ścieżkę dźwiękową rodem z ery kaset wideo i to tych najbardziej zjechanych przez wypożyczających je w odpowiednich przybytkach, których było wówczas mnóstwo na każdym osiedlu.</p><p></p><blockquote><p><b>To co w niej niespotykanego to nagrana…ścieżka dźwiękowa. Mógłbyś nam przybliżyć skąd w ogóle taki pomysł i jak wyglądał proces jej produkcji?</b></p><p>Odświeżyłem niedawno wspaniały motyw z lat 90, jakim są kasety VHS. Kupiłem dwa magnetowidy i od czasu do czasu siedzę sobie na Allegro, szukając filmów, które mnie zainteresują. Tekst na tylnej okładce “GORE COP #1” pochodzi np. z opakowania pirackiej kasety z “Kickboxerem III”. To dosłowne tłumaczenie. Użycie tego motywu lektora wersji polskiej wpadło mi natomiast do głowy dopiero w ostatnim etapie prac. Chciałem zrobić z tego projektu bardziej pewne doświadczenie niż tylko sam komiks. Nagrałem swoim iPhonem wersję angielską, po niej wersję polską, nałożyłem ścieżki na siebie i dodałem motyw kasety w Audacity. Jeden wieczór i było gotowe.</p></blockquote><p></p><div><br /></div><p>Choć „Gore Cop” to lektura prosta – a dla niektórych wręcz prostacka – to ja się bawiłem wybornie. Potrzebuję niekiedy tego typu niezobowiązującej rozrywki, gdzie nie trzeba rozkminiać charakterów postaci, a można czerpać radość z robionej przez nich sieczki. Nie zastanawiajcie się nad tym, czy kupować, czy nie, tylko zamawiajcie i wpadajcie w ten klimat. Nie będziecie żałować.</p><p>A co w przyszłości? Na koniec oddaję jeszcze raz głos autorowi:</p><p></p><blockquote><p><b>Kiedy możemy liczyć na kontynuację serii i na ilę odsłon jest ona planowana?</b></p><p>Seria ma 5 numerów, a kontynuacja części pierwszej pojawi się w okolicy wakacji. Mam plan, żeby ominąć sezon ogórkowy i wydać to w czerwcu, albo wrześniu. Ale wiesz, jak to jest z gadaniem o planach, Mike Tyson mówił, że każdy zawsze ma plan. Drugi zeszyt jest już prawie narysowany, a scenariusz całej serii jest gotowy, także przyszłość widzę w jasnych barwach. Jaram się tym projektem tak samo, jak w momencie, gdy po raz pierwszy o nim pomyślałem i na pewno w tym roku wrócę z kolejnym numerem.</p><p><b>Co teraz, tzn. jakie plany na dalszą twórczość komiksową i czy możemy liczyć na coś dłuższego w Twoim wydaniu – do tej pory bowiem działasz głównie na krótkich formach zeszytowych.</b></p><p>Zamknąłem serię 90s FOREVER. Mam narysowany komiks “Savage World”, ale od ponad roku leży w szufladzie i chyba trochę się zestarzał, więc pewnie tam pozostanie na zawsze. Będę kontynuował GORE COPA. A gdy wydam 5 numerów, to może potem będą kolejne. Zostanę polskim McFarlanem.</p><div></div></blockquote><div><b>Gore Cop #1</b></div><div><br /></div><div>Autor: Jan Kabciński<br />Wydawnictwo: Timof Comics</div><div><br /></div>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-34136418443009468882022-12-14T08:02:00.006+01:002022-12-14T08:02:54.827+01:00(Recenzja) Paige Williams - Sprzedam dinozaura Paleontolodzy kolekcjonerzy i przemyt skamielin<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvo3vRcawYXJVhkN0xiHRTR5VVPXm6l-Tt_WvHsgyv_bxG8qAuEDhpzNadWCmT4UOPQmH9PewyUXcYUf_8ujXmQ36Rzv_85mRgrHDsqwfLVOFA0jPrhtGOru1NS0zEBwaXwA2fttUkUlw_fFZj5FHnUs4L0G9sn4pKnaHP8y2JvB1btrQ_6YP8urtV/s960/318183318_653453346351818_747746401956982521_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="960" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvo3vRcawYXJVhkN0xiHRTR5VVPXm6l-Tt_WvHsgyv_bxG8qAuEDhpzNadWCmT4UOPQmH9PewyUXcYUf_8ujXmQ36Rzv_85mRgrHDsqwfLVOFA0jPrhtGOru1NS0zEBwaXwA2fttUkUlw_fFZj5FHnUs4L0G9sn4pKnaHP8y2JvB1btrQ_6YP8urtV/s320/318183318_653453346351818_747746401956982521_n.jpg" width="320" /></a></div>„Sprzedam dinozaura to fascynująca opowieść o barwnym świecie kolekcjonerów, handlarzy, przemytników i podejrzanych transakcjach. W lukratywnej branży, jaką jest obrót cennymi skamielinami, od lat trwają napięcia między nauką i komercją, a granica między tym, co jest legalne, a co nie jest, często się zaciera”. – tak reklamuje książkę „Sprzedam dinozaura” Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Czy jest to opowieść fascynująca? Ciekawa z pewnością. Czy opowiada ona o świecie przemytników i kolekcjonerów? I tak i nie. Skąd ten dwugłos? O tym nieco więcej poniżej.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Przyznam, że mam z tą publikacją – a w zasadzie jej oceną - pewien kłopot. Któż z nas nie lubi tych potężnych gadów, które przed milionami lat zamieszkiwały Ziemię, a następnie zawładnęły m.in. popkulturą? Pewnie zdecydowana większość z nas darzy choćby pozytywnymi uczuciami te stwory, więc tematyka ich przemytu i sprzedaży – nie zawsze legalnej – na aukcjach wydaje się tym bardziej intrygująca. Ze sporą dawką ciekawości zagłębiamy się więc w świat przedstawiony przez Paige Williams i wcześniej z jeszcze większymi nadziejami zasiadamy do lektury. No i właśnie tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, a mianowicie odnoszę, po lekturze wrażenie, że główną tematykę tej publikacji zmieściłaby się na połowie objętości książki. Mniej więcej dwieście stron to opowiadanie autorki o tym, co najważniejsze, o clue całej publikacji. Są to niewątpliwie strony najciekawsze, które czyta się z największym zaangażowaniem, i które rzeczywiście fascynują. Williams, opowiadając o tych bardziej mrocznych stronach paleontologii czy zbieractwa komercyjnego, tworzy bezwzględnie intrygujący obraz, a niekiedy wręcz sensacyjne momenty. To jest z pewnością sól tej książki i to, co przyciąga do niej najmocniej. To też jest ten magnes przyciągający do niej czytelników zaintrygowanych nielegalnym obrotem kośćmi dinozaurów.</p><p><br /></p><p>To jednak tylko połowa tej grubo ponad czterystustronicowej publikacji. Druga połowa to zagadnienia tylko i wyłącznie pośrednio z tematyką związane. I żebym był dobrze zrozumiany. Nie są to momenty złe czy absolutnie niepotrzebne, jednakże mam poczucie, że poruszające się mocno z boku najważniejszego i też takie, wobec których można było przejść obok bez całkowitej straty dla całości. Autorka zmierza się bowiem w nich z historią krajów i to taką historią niezwiązaną z tematem pracy. Dość mocno przybliża elementy biograficzne poszczególne postaci czy w końcu skupia się na opisywaniu polityki, choć nie rzuca ona za bardzo nowego spojrzenia na sprawę. Są to więc momenty tworzące niejako drugi plan i kolejne wątki do tego głównego. Pytanie, czy są one niezbędne? Dla ciekawych świata i tych spośród czytelników, którzy lubią poszerzać swoje horyzonty czy dowiadywać się nowych rzeczy będą to bez wątpienia momenty wartościowe. Autorka w bardzo lekki i przystępny sposób opowiada i dokształca. Ci z was, którzy chcą czytać jedynie o dinozaurach, mogą poczuć delikatny przesyt tymi dodatkowymi wątkami. Ja osobiście stałem gdzieś pośrodku obydwu, tzn. z jednej strony czerpałem jak najwięcej z przekazywanych przez pisarkę wiadomości, z drugiej natomiast czekałem, aż wróci ona do meritum i na nowo powróci na tory historii o prehistorycznych gadach.</p><p><br /></p><p>Na szczęście Williams ma lekkie pióro i talent do snucia opowieści więc nawet jeśli odbiega ona nieco od tematu, to nie nuży i nie sprawia, że chce się książkę odłożyć na półkę. Dość napisać, że ponad czterysta stron przeczytałem w jeden weekend. W pewnych momentach brakowało mi co prawda tego, co najważniejsze i czułem pewien niedosyt, ale z drugiej mam też poczucie, że autorka opisała naprawdę sporo i jeszcze więcej się dzięki temu dowiedziałem. Warto też mieć świadomość, że jest to publikacja bardzo surowa w swojej formie, tzn. w środku nie znajdziecie żadnych zdjęć czy ilustracji a sam „goły” tekst. Trochę szkoda, bo to zawsze uatrakcyjnia formę, ale da się bez tego oczywiście żyć i czytać.</p><p><br /></p><p>Przyznam na koniec, że zasiadając do lektury „Sprzedam dinozaura” spodziewałem się czegoś innego. Myślałem, że będzie to niemalże sensacyjna opowieść o tym, jak wygląda podziemny świat handlarzy skamielinami, a otrzymałem książkę z pogranicza historii, geografii, polityki tudzież biografii. Autorka połączyła te tak odmienne światy w jedno, efektem czego jest bardzo rozbudowana publikacja, która nie zawsze trzyma się głównego tematu. Mając tego świadomość, myślę, że nadal jest to książka, do której zajrzeć warto, poszerzy ona bowiem wasze horyzonty w co najmniej kilku zagadnieniach.</p><p><b>Sprzedam dinozaura Paleontolodzy kolekcjonerzy i przemyt skamielin</b></p><p>Autor: Paige Williams<br />Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego<br />Tytuł oryginalny: The Dinosaur Artist: Obsession, Betrayal, and the Quest for Earth's Ultimate Trophy<br />Liczba stron: 462<br />Format: 137x205mm<br />Cena katalogowa: 75,00 zł<br />Tłumaczenie: Aleksander Gomola<br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-56241232207402351402022-11-18T07:54:00.006+01:002022-11-18T09:46:09.997+01:00(Recenzja) Kenji Miyazawa - Noc na kolei i inne baśnie<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYIID4PW1dkX-wzd0TkO96sX7GmNJYBeeqz6VAgT7UAlug0nmZNUa6t8zAYj09zVjuZzA7c3eyxV8juz-eTsAlYLM-T6EWCNf7CwjPFMcOpd2CF7qQb0yiqDpRsXMJF2b0_6nJxJcp_pAvgepwUCzP8wRaF2xEo7qce5wr7MFnaEvJmU9DRvB086Ze/s3072/IMG_20221109_180444_411.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="3072" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYIID4PW1dkX-wzd0TkO96sX7GmNJYBeeqz6VAgT7UAlug0nmZNUa6t8zAYj09zVjuZzA7c3eyxV8juz-eTsAlYLM-T6EWCNf7CwjPFMcOpd2CF7qQb0yiqDpRsXMJF2b0_6nJxJcp_pAvgepwUCzP8wRaF2xEo7qce5wr7MFnaEvJmU9DRvB086Ze/w200-h200/IMG_20221109_180444_411.jpg" width="200" /></a></div>W 2020 roku wydawnictwo Kirin opublikowało pierwszą odsłonę serii „Yume”, prezentującej intrygujące baśnie, powieści kaidan i historie z dreszczykiem. Pierwszym z tytułów była „Noc na kolei i inne baśnie” autorstwa Kenji Miyazawy i o niej to kilka słów poniżej.<p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Sam autor to postać niezwykła tak, jak niezwykły jest nadany mu przydomek „Kenji-bossatsu”. Dorobił się on go z uwagi na ogromne zaangażowanie społeczne i chęć pomocy niższym klasom społecznym, w którą to pomoc się angażował. Miyazawa był gorliwym wyznawcą buddyzmu i to z niego wynikał zapewne ten altruizm pisarza. Co ciekawe, choć dzisiaj jest to artysta szanowany i poczytny, to za życia nie doczekał się on zbyt wielkiej „sławy”, dość napisać, że jakąkolwiek gratyfikację finansową otrzymał za jedynie jedno z dzieł. Dość często tak bywa, że klasę artysty docenia się dopiero po tym, jak ten umiera… Tak było też tym razem. Dla polskich czytelników trzy baśnie zawarte w tym zbiorze nie są pierwszym zetknięciem z jego twórczością, gdyż kilka lat temu to samo wydawnictwo – z początku dla prenumeratorów magazynu Torii – przekazało w nasze ręce „Jadłodajnie o licznych zleceniach”.</p><p><br /></p><p>Jak już napomknąłem przed chwilą „Noc na kolei…” to niezbyt obszerny zbiór trzech baśni Miyazawy. Baśni różnych, ale które jednocześnie łączy to, z czego Japończyk słynął, czyli miłość, dobroć, chęć pomocy. Wyznawany przez niego nurt religijny daje się odczuć w każdej z tych trzech baśni, tak innych od znanych nam dotychczas. „Kirin” wydało już sporo tego typu publikacji na krajowym rynku, jednakże recenzowany zbiór dość mocno się spośród nich wyróżnia. Owszem przynosi nam ważne treści, morały i nie brakuje w nich fantastycznych elementów, jednakże odnosi się też wrażenie, że mają one nieco poważniejszy i bardziej zaangażowany klimat. Każda spośród tych baśni podnosi też zupełnie inną kwestię:</p><p><br /></p><p>W „Gwieździe Lelka” Miyazawa porusza temat inności, tego, jak ważna jest akceptacja tego, że każdy się od siebie różni, że wygląd zewnętrzny na pewno nie może być kwestią najważniejszą i nie przez nią powinno się oceniać innych. W drugiej z baśni – „Gauche wiolonczelista” – Miyazawa podnosi kwestię doskonalenia własnej osoby, rozwoju osobistego, ale też tego, że nawet jeśli coś, co kochamy, robimy nieidealnie to i tak, może to przynosić radość nie tylko nam, ale i innym, więc nie warto z tego rezygnować, bo gdzieś na końcu może nas czekać za to nagroda. Swoją drogą biorąc pod uwagę fakt, że autor został doceniony tak późno, morał ten można odnieść również do niego samego. Zbiór kończy baśń tytułowa najbardziej obszerna i chyba też najmocniejsza w wymowie. „W nocy…” Japoński autor porusza kwestię śmierci przez pryzmat dwóch religii tj. chrześcijaństwa i buddyzmu, i już sam ten element powoduje, że rozdział ten jest najbardziej wymagający.</p><p><br /></p><p>Już powyższy akapit udowadnia, z jaką twórczością mamy tu do czynienia. Bardzo obszerne spektrum, po którym Miyazawa się porusza w połączeniu z bardzo charakterystycznym stylem – bazującym w dużej mierze na pięknie i kwiecistości słownictwa i poezji – sprawia, że te krótkie opowiastki robią ogromne wrażenie na czytelniku. Fakt, że ten czyni często swoimi bohaterami zwierzęta, tylko wzmacnia odbiór i nadaje jej właśnie tej baśniowej oprawy. Jednocześnie też można niekiedy odnieść wrażenie, że wspomniany wcześniej styl pisarza, powoduje niekiedy pewne kłopoty podczas lektury, co jest szczególnie widoczne w tytułowej baśni. Aby ją w pełni zrozumieć i w pełni docenić, wymaga ona od nas maksymalnie dużej uwagi, skupienia i poświęcenie się jej. W innym wypadku może zdarzyć się tak, że „gdzieś” się w niej zagubimy. Taka jednak była twórczość Japończyka, całkiem inna niż obecna moda, na prostotę, papkowatość i jak najmocniejsze jej spłycenie. W twórczości Miyazawy jest zupełnie odwrotnie, co też należy zaliczyć na plus.</p><p><br /></p><p>Sięgając po zbiór „Noc na kolei…” przygotujcie się na obcowanie ze sztuką przez wielkie „sz”. Nie są to baśnie łatwe, nie jest to też twórczość, która przypadnie do gustu każdemu, ale na pewno docenią ją koneserzy i ci spośród czytelników, którzy oczekują od literatury czegoś więcej niż prostoty a od baśni morału podanego jak na tacy. Bardzo charakterystyczny autor, który stosuje oryginalne zabiegi (zwróćcie uwagę na imiona ludzkich postaci) oraz nie obawia się poprawiać swoich prac, dążąc do doskonałości, wydał na świat utwory wyjątkowe, którym z pewnością warto poświęcić swój czas tym bardziej, jeśli jest ona na wyciągnięcie naszych dłoni.</p><p><br /><b>Noc na kolei i inne baśnie</b><br /><br /></p><p>Data wydania: 2020-09-25<br />Liczba stron: 148<br />Język: polski<br />ISBN: 9788366627017<br />Tłumacz: Anna Grajny<br />Wydawnictwo: Kirin<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-46956478364314803782022-11-02T07:04:00.002+01:002022-11-02T07:04:10.792+01:00(Recenzja) Manami Okazaki - Japońskie lalki kokeshi. Rzemiosło i kultura ikonicznych drewnianych lalek z Japonii<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhm7aLozOR4pJDuMtZW1QQ3u6V2bJiyq0HfalXUllgSk3gPqcyvxveEoqzR8JGeDVC3sXKsmZ1KkQN6z3pe9dyJ8ib-mkJMdU1bSFpP7oifuJ6X9ImQHXHcrdzJuZjpWLCjHjXD02KYI3HMIzR9r6jOYzXs4tBOOkcyL5sioMu_EAvg_HTyC6_hPmnD/s3472/IMG_20221102_070156.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhm7aLozOR4pJDuMtZW1QQ3u6V2bJiyq0HfalXUllgSk3gPqcyvxveEoqzR8JGeDVC3sXKsmZ1KkQN6z3pe9dyJ8ib-mkJMdU1bSFpP7oifuJ6X9ImQHXHcrdzJuZjpWLCjHjXD02KYI3HMIzR9r6jOYzXs4tBOOkcyL5sioMu_EAvg_HTyC6_hPmnD/s320/IMG_20221102_070156.jpg" width="320" /></a></div>Każdy, kto choć trochę interesuje się Japonią, spotkał się zapewne przynajmniej raz z kokeshi. Te przeważnie niewielkich rozmiarów wykonane z drewna figurki – laleczki – często staja się dla turystów obiektem zakupu jako pamiątka z podroży. W swojej ojczyźnie sztuka ich tworzenia miała swoje wzloty i upadki, kokeshi przeżywały „boom”, przeżywały też swoje spadki zainteresowania. Sztuka jednak przetrwała i dzisiaj ma się bardzo dobrze. Produkty można kupić czy to będąc na miejscu, czy choćby w Polsce za pośrednictwem stron internetowych, a i fanów tej formy sztuki z pewnością nie brakuje. Ich historia, style i sposób tworzenia to temat na ciekawą opowieść i…właśnie taką opowieść możemy przeczytać w najnowszej propozycji od Wydawnictwa Kirin, czyli „Japońskie lalki kokeshi. Rzemiosło i kultura ikonicznych drewnianych lalek z Japonii” autorstwa Manami Okazaki. To co zdecydujecie się zasiąść w fotelu i zagłębić w świat drewnianych lalek rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni?<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Jeśli tak to zaznaczam na wstępie, że musicie się przygotować na publikację, którą śmiało można określić mianem pięknej. Doprawdy dawno już nie trzymałem w rękach książki tak ładnie wydanej i tak efektownie się prezentującej. Baa rzekłbym wręcz, że przypomina ona bardziej album tudzież przewodnik lub ekskluzywny katalog wystawowy niż tradycyjną „szarą” książkę. Nie przypomina ona nawet dotychczasowych pozycji od Kirin, poruszających się w podobnej tematyce, zdecydowanie się pod tym względem wyróżniając. Zacząłbym od nietypowego „kwadratowego” formatu który, choć niepozorny to kryje w sobie naprawdę dużo możliwości. Doskonała jakość kredowego papieru, niezliczona ilość kolorowych i pięknych ilustracji, które wybornie oddają ducha tych de facto barwnych lalek. Do tego jeszcze mnóstwo treści co łącząc razem, sprawiło, że otrzymaliśmy najwyższej jakości produkt, do którego nawet po przeczytaniu chce się wielokrotnie wracać i kartkować, aby móc pooglądać produkty mistrzów w swoim fachu.</p><p><br /></p><p>A, że są to mistrzowie rzemiosła, nie trzeba chyba nikogo przekonywać, gdyż w tej sztuce, tak jak w każdej innej w Japonii, wymagana jest wieloletnia praktyka, aby w ogóle móc zacząć tworzyć - o mistrzostwie w swoim fachu jeszcze nawet nie marząc. Kilka opowieści o tym, jak dojść do tego szczytu znajdziecie w środku, obraz ten wyłoni się z rozmów z artystami, których zapis znajdziecie w książce. Jeszcze więcej znajdziecie w niej o samym kokeshi, gdyż poza wprowadzeniem do tego świata, autorka prezentuje nam wszystkie uznane przez Japończyków style tworzenia i postaci z nimi związane. Jakby tego było mało, poświęca ona też swoją uwagę samym miejscom, z których dany styl się wywodzi. Dzięki temu pozycja ta jest nie do przecenienia, jeśli chodzi o ewentualne planowanie zwiedzania lokalizacji związanych z tworzeniem kokeshi. Znajdziecie tu bowiem praktyczne informacje (w tym adresy) o miejscach wartych odwiedzenia. Na podstawie tylko tej jednej książki jesteście w stanie stworzyć sobie plan wycieczki śladami kokeshi.</p><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUiC2P65X0fEIP31vdPuH_hN8ZoAeNJicInv9P8LmPVNGGUsanImnT341P4j89IdfxMyGPUQfzbHvbvqjpIhj2XaoKU9Sf-F7WLXCe8j4D6l1EHwjZEyKWjVC9jay-lrYNEXwqRW3CaEGIMKEMzsPrJP3m-HxXF68gzmNRFa4T0JEFGhbePDbs7jX4/s3472/IMG_20221102_070206.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUiC2P65X0fEIP31vdPuH_hN8ZoAeNJicInv9P8LmPVNGGUsanImnT341P4j89IdfxMyGPUQfzbHvbvqjpIhj2XaoKU9Sf-F7WLXCe8j4D6l1EHwjZEyKWjVC9jay-lrYNEXwqRW3CaEGIMKEMzsPrJP3m-HxXF68gzmNRFa4T0JEFGhbePDbs7jX4/s320/IMG_20221102_070206.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Jeśli jednak nie planujecie podróży w najbliższym czasie, to pozycja ta da wam doskonałą jej namiastkę. Sama lektura będzie bowiem taką podróżą, w czasie której zdobędziecie nie tylko informacje na temat kokeshi, ale za sprawą doskonałych ilustracji dostaniecie szasnę obcowania z nimi. Gwarantuje, że będzie to wycieczka niezwykle sugestywna. Czy zaspokoi waszą całą ciekawość? Pewnie nie, gdyż na temat kokeshi, twórców lalek i procesu tworzenia można opowiadać godzinami, jednakże niedosyt, który możecie ewentualnie odczuwać po lekturze, ma bardzo pozytywny wydźwięk. Wydźwięk chęci zagłębienia się w temat jeszcze mocniej. Książka od „Kirin” gwarantuje wam, że otrzymacie naprawdę sporą wiedzę na temat tej sztuki, poznacie po trosze samych artystów, ale też dowiecie się, jak kształtowała się świadomość Japończyków w sprawie tych lalek. A przede wszystkim nacieszycie swoje oczy widokiem tych precyzyjnych i pieczołowicie tworzonych produktów rzemieślniczych. A, że jest to książka niezwykle wręcz sugestywna, nie zdziwię się, jeśli przynajmniej część z was po lekturze zapragnie mieć swoją kolekcję kokeshi – przygotujcie się tylko w takim wypadku na spory wydatek, gdyż lalki te do najtańszych nie należą.</p><p><br /></p><p>Odkąd przeczytałem zapowiedź tej pozycji, liczyłem, że będzie to książka warta przeczytania i polecenia. Moje oczekiwania spełniła ona w stu procentach. Bardzo wartościowa merytorycznie, pięknie wydana i zdecydowanie przystępna dla „szarego” czytelnika publikacja doskonale wprowadzi nas w świat drewnianych japońskich lalek. Pierwsza lektura będzie więc dla was nie lada przygodą, a każde kolejne sięgnięcie po nią zagwarantuje waszym oczom ucztę dla zmysłów. Nie zastanawiajcie się nawet i wybierzcie się w podróż po Japonii śladami niezwykłego rzemiosła, jakim są kokeshi.<br /><br />Japońskie lalki kokeshi. Rzemiosło i kultura ikonicznych drewnianych lalek z Japonii<br /><br />Autor: Manami Okazaki<br />Liczba stron: 168<br />Format: 210 X 210 mm<br />Okładka: miękka ze skrzydełkami<br />Data wydania: październik 2022<br />Cena detaliczna: 59,90 zł<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-57349982308021169552022-10-30T18:47:00.005+01:002022-10-30T18:47:34.496+01:00(Receznja) Amahara, Mantaro - Świat na opak #1<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrxI7uPR7mY5gBLK_Fks7dXqNblVznjuRhHoYpvFHDOWPe8m8RELXQLrwrRbXZRK1SomTNU-CsUS-Mk1FRyg0mHlWC7vqAYE0lU6okqaJuvzwGvQlroJwDtD97R5aokfxL2E-L9C4QL77bZRuBBGoLtb0OHzSquIKoMlx_cyy8bYfTej27rd3bzVME/s3472/IMG_20221030_184524.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrxI7uPR7mY5gBLK_Fks7dXqNblVznjuRhHoYpvFHDOWPe8m8RELXQLrwrRbXZRK1SomTNU-CsUS-Mk1FRyg0mHlWC7vqAYE0lU6okqaJuvzwGvQlroJwDtD97R5aokfxL2E-L9C4QL77bZRuBBGoLtb0OHzSquIKoMlx_cyy8bYfTej27rd3bzVME/s320/IMG_20221030_184524.jpg" width="320" /></a></div>Różnego rodzaju produkcje z gatunku isekai biją obecnie rekordy popularności w świecie m/a. Na rynku – w Polsce szczególnie – można to dostrzec, przeglądając nowości anime, że choćby wspomnę o Netflixie, na którym można obejrzeć produkcje przedstawicieli gatunku. Teraz do tego grona dołącza wydawnictwo Akuma i jeśli właśnie złapaliście się z niedowierzania za głowę, to potwierdzam. TAK TO TO wydawnictwo, które do tej pory wydawało mocniejsze czy lżejsze, ale zawsze hentaie. Teraz nie dość, że weszli w tematykę isekai, to jeszcze po raz pierwszy w historii zaryzykowali, inwestując w serię, a nie jednostrzał. „Świat na opak” to mocno nietypowy jak na Akumę tytuł i dość napisać, że to nawet nie jest porno sensu stricto a dość mocny, ale jednak erotyk. I to erotyk mocno komediowy, ale po kolei.<p></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Za produkcję odpowiada duet ukrywający się pod pseudonimami Amahara (scenariusz) i Mantaro (rysunki), który stwierdził zgodnie, że do innego świata przeniesie niejaką Momone Ichikawę, nastolatkę, która pewnego dnia budzi się w…szpitalu. I nie myślcie sobie, że nagle zaatakują ją jakieś potwory, znajdzie się w grze wideo czy może przyjdzie jej zażegnać jeszcze jakieś inne niebezpieczeństwo. Ooo co to, to nie. Piękna blondynka trafi do świata, w którym to niektóre z norm społecznych są – nomen omen – na opak tj. dziewczyny są bardziej zboczone od facetów, w reklamie browarów nie zobaczycie ponętnych kobiet a facetów w slipkach, dziewuchy spędzają całe dnie na pornolach, a faceci w tym czasie odgrywają rolę tych nieśmiałych. Popieprzone co? Tak też myśli główna bohaterka i jak tylko dochodzi (hłe hłe hłe) do tego, że coś tu jest nie tak, od razu zaczyna planować swój odwrót z tego świata. Jak pewnie się domyślacie, nie będzie to łatwe, a jej zmagania przyjdzie nam śledzić zapewne nie tylko w pierwszym tomiku serii.</p><p><br /></p><p>Nie zdradzę niczego specjalnego, jeśli wam napiszę, że pierwszy tomik nie przyniesie rozwiązania, a jego zakończenie będzie niezłym zwrotem akcji prawda? Zanim jednak do tego dojdzie, będziecie mogli prześledzić dochodzenie (hłe hłe hłe) Ichikawy do tego, gdzie w ogóle się znajduje i o co chodzi, będziecie oglądać jej zmagania z przyjaciółkami, które nagle stały się jakieś dziwne, w końcu będzie okazja śledzić, jak te walczą o powrót „starej i zboczonej” kumpeli. A wszystko to w oparach pikantnego, ostrego i w gruncie rzeczy prostego humoru. Manga ta, jak łatwo się domyślić, nie jest przesadnie skomplikowana, jednakże w porównaniu do innych tytułów Akumy, niesie ze sobą jakiś powiew świeżości. Nie jest to bowiem zwykły hentai, a komedia z pikantnymi momentami, aczkolwiek wszelkiego rodzaju stosunków ukazanych wprost jest tu jak na lekarstwo. Za to otrzymacie – w swojej konwencji oczywiście – rozbudowaną fabułę, zwroty akcji, ciekawe nawiązania do realnego świata (wyborna scena z tworzeniem mangi) czy w końcu dużo, doprawdy dużo humoru sytuacyjnego. Ciekawie obserwuje się też dwojakie spojrzenie na ukazane społeczne normy związane z seksem i pornografią. Oczywiście nie doszukujcie się tutaj jakiś naukowych kwestii, to nadal tylko komiks erotyczny, jednakże nabierający dzięki temu pewnego charakteru i głębi (hłe hłe hłe). Pomimo tego, że jak wspomniałem chwilę wcześniej, „momentów” nie ma tu dużo, to jednak nadal jest to tytuł dla dorosłych. Nie jest to hentai, ale nie jest to też ecchi więc zarówno tematyka, jak i niektóre kadry, w końcu na wulgarnym języku, którym operują bohaterki sprawia, że absolutnie nie jest to rzecz dla młodszych czytelników.</p><p><br /></p><p>Jeśli czujecie się w jakiś sposób rozczarowani tym, że nie znajdziecie w tej mandze wiele scen seksu, to pragnę uspokoić, że za to dostaniecie sporo kobiecych wdzięków i nie może być inaczej jeśli to kobiety są tak wyzwolone. Standardowo ich kształty się zgadzają tak jak i różnego rodzaju układy ciał, by jak najkorzystniej prezentować wymiary bohaterek. Można by rzec standard, ale w bardzo poprawnym wydaniu, podobnie jak reszta tej graficznej sfery historii. Być może nie rzuca ona na kolana, ale jest na pewno bardzo przyjemna, oferując sporą dynamikę rysunków, dobrze oddane kobiecie postaci, ciekawe detale na poszczególnych kadrach czy w końcu uporządkowany układ tych kadrów, który nie wprowadza chaosu i nie odbiera radości z lektury, jak to bywa czasami przy hentaiach.</p><p><br /></p><p>Wydawca pochwalił się niedawno, że „Świat na opak” znalazł się w czołówce najczęściej kupowanych tytułów w jednym ze sklepów internetowych. Jak widać, popyt na takie historie jest, na pewno jest też ciekawość samego gatunku, a śmiem twierdzić, że manga jest na tyle przystępna i ciekawa w swoim założeniu, że zyska ona grono oddanych fanów. Myślę, że śmiało możecie ryzykować zakup. Jeśli lubicie tego typu klimaty, to tutaj się odnajdziecie bez wątpienia.<br /><br /><b>Świat na opak #1</b><br /><br />Scenariusz: Amahara<br />Rysunki: Mantaro<br />Wydawnictwo: Akuma<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-76789802731166353972022-10-13T10:47:00.003+02:002022-10-13T10:47:38.709+02:00(Recenzja) AKT #30<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwWgSJzXVT1MgqLLBRlZcG-YAHlAib0BoV80f9eVKChJv49S9MUxQ6nllVH9iGKuds11oLye49WwwlH--_kjBMTYP_X9evhRlMk87_VcJWD1ISg1GZMg0fhoIb-zmv4qSIGyAhaWTn_G1T_w_AZUk_I8wwdTvip8CEuEoH5wL2HGMjmTrOnolTdER6/s1166/AKT30.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1166" data-original-width="825" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwWgSJzXVT1MgqLLBRlZcG-YAHlAib0BoV80f9eVKChJv49S9MUxQ6nllVH9iGKuds11oLye49WwwlH--_kjBMTYP_X9evhRlMk87_VcJWD1ISg1GZMg0fhoIb-zmv4qSIGyAhaWTn_G1T_w_AZUk_I8wwdTvip8CEuEoH5wL2HGMjmTrOnolTdER6/s320/AKT30.jpg" width="226" /></a></div>Na wstępie olbrzymie gratulacje i życzenia dla całej przesympatycznej redakcji magazynu AKT z okazji wydania 30. numeru pisma. Co prawda, dodając numery specjalne to trzydziestka już przekroczona, ale oficjalne obchody mają miejsce teraz, po wydaniu wrześniowego numeru. Z tej też okazji redakcja została zaproszona - jako goście - na tegoroczną Emefkę, gdzie mogli przybliżyć nie tylko plany na przyszłość, ale też opowiedzieć o przeszłości. Bardzo udana rozmowa poprowadzona przez Marcina Łuczaka, którą polecam obejrzeć na kanale YT Jarka Ejsmonta. Wracając jednak do trzydziestego numeru pisma, to niniejsza recenzja może będzie nietypowa i może nieco krótsza niż poprzednie, ale ma to swoje uzasadnienie fabularne.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p>Redakcja magazynu wymyśliła bowiem, skądinąd słusznie, że dobrym pomysłem będzie to, jeśli w jubileuszowym wydaniu pojawią się fanarty innych artystów, którzy kiedyś publikowali w tym periodyku. Zebrała się tego pokaźna liczba, przez co właśnie ten motyw zdominował trzydziesty numer magazynu. Nie napiszę na pewno, że zabrał miejsce publicystyce i komiksom, ale bez wątpienia jest tych elementów nieco mniej niż dotychczas. Faktem też jest, że fanarty są wysokiej jakości, a wśród nich nie brakuje naprawdę uznanych nazwisk jak Piotr Nowacki, Grzegorz Pawlak, Tadeusz Baranowski, Anders N. Kvammen, małżeństwo Kasprzaków i Grzegorz Rosiński! To tylko część nazwisk, każde następne równie znane więc, jak widać, AKT ma grono przyjaznych sobie osób. Nazwiska gwarantują poziom, więc fani tego typu rzeczy będą zachwyceni, a patrząc po zbiórkach crowdfundingowych widać, że sporo czytelników takie dodatki lubi więc i odbiór tego numeru powinien być bardzo dobry. W perspektywie tych specjalnych rysunków i dedykacji sporo powie też okładka magazynu. Nazwa zobowiązuje, więc wiele w nich nawiązań do pikantnych elementów (z dobrym smakiem) i lekkiego erotycznego klimatu większości (ale nie wszystkich) z nich. Tutaj spore pozytywne zaskoczenie ze strony Zvyrke, bo nie spodziewałem się, że aż tak dobrze odnajdzie się w konwencji.</p><p><br /></p><p>Tak, jak więc wspomniałem, te fanarty dominują w jubileuszowym numerze, stając się wabikiem na nowych czytelników. Nie jest to jednak jedyny pozytyw. Publicystyka to drugi element tak interesujący i tak przyciągający do aktowej nowości. 50. ciekawostek ze świata Kajka i Kokosza będzie na pewno tym, czego poszukują komiksowi retrofani, natomiast dinozaury takie jak ja mogą poczuć się niesamowicie, czytając wspominki Dawida Śmigielskiego, który opowiada o swoich komiksowych zakupach w kioskach Ruchu. Aż się łezka zakręciła w oku podczas czytania, gdyż jako żywcem stanęły mi przed oczami moje przeboje w poszukiwaniu najpierw środków na komiksy, a następnie miejsca, w którym mogłem je kupić. Śmigielski z dużą dozą emocji o tym opowiedział, przez co wyszedł naprawdę dobry tekst. Aha, jeśli jesteście fanami Animal Mana, to z kolei Michał Siromski ma coś dla was pod postacią omówienia uniwersum. Jak więc widać AKT publicystyką stoi od zawsze i na zawsze i również jest tak w trzydziestym jubileuszowym numerze.</p><p><br /></p><p>Gdzieś tam (żartem pisząc oczywiście) znalazło się też miejsce dla komiksów i tutaj nie sposób nie wspomnieć o produkcji Romana Gajewskiego z uwagi na niekonwencjonalną formę „komiksu w komiksie”. Nie będę zdradzał, o co chodzi. Po lekturze sami się przekonacie. Ponadto znajdziecie tutaj kilka doskonale znanych postaci – no cześć Binio Bill! – ale też nowe jak świetna wariacja na temat Robin Hooda czy nowa produkcja – ze znanymi już postaciami – wspomnianej wcześniej Zvyrke.</p><p><br /></p><p>Aha i na koniec komiksowego dobra w najnowszym „Akcie” coś, na co czekałem już od jakiegoś czasu, a mianowicie jednoplanszowy komiks tudzież fanart Łukasza Kowalczuka, który zabawił się trzema literkami charakteryzującymi pismo i stworzył wyborną rzecz w swoim klimacie. Jako fan twórczości Kowalczuka z miejsca daję ocenę wyżej dla pisma.</p><p><br /></p><p>Reasumując, jubileusz magazynu i jego trzydziesty numer wypadł niezwykle okazale, dzięki czemu pismo może zdobyć kilku nowych i stałych od tej pory czytelników. Zostanie ono głównie zapamiętane z fanartów i dobrze, bo numer tak wyjątkowy powinien mieć też wyjątkową otoczkę i ten taką ma. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko życzyć wszystkim kolejnych 30 numerów.<br /><br /></p><p>Ps. Po raz kolejny AKT zaczyna się od genialnego wstępniaka – tym razem dzięki niemu możemy obejrzeć wszystkie dotychczasowe okładki, co samo w sobie jest kunsztem Krzysztofa Churskiego.</p><p>Ps. 2. Równocześnie z 30. numerem ukazała się też reedycja numeru trzeciego. Zachęcam do zapoznania się, aby spojrzeć, jaką drogę przeszło pisma. W środku niespodzianka. Zamieszczono bardzo krytyczną recenzję oryginalnego wydania zamieszczoną po ówczesnej premierze w AQQ.</p><p>Ps. 3. „Papier to papier” jako rzekł podczas festiwalu Piotr Wojciechowski, tak więc kupujcie polskie komiksy!<br /><br /></p><p><b>AKT #30</b><br /><br /></p><p>Redaktor: Krzysztof Churski<br />Wydawnictwo: Asocjacja Komiksu w Toruniu<br />09/2022<br />Liczba stron: 84<br />Format: A4<br />Oprawa: miękka<br />Druk: cz-b. + kolor<br />Cena: 40 zł<br />Tekst ukazał się pierwotnie na portalu paradoks.net.pl<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-66834853853509201772022-09-30T07:40:00.000+02:002022-09-30T07:40:03.546+02:00(Recenzja) Piotr Nowacki, Maciej Jasiński - Nieustraszeni Łowcy Strachów #01: Potwór z bagna<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVgpCFzczANKXPBiUCT3wV5ynNNNPpXA7XHqsBLThoIVrVHVEGQP6--PJfgEDnW0RtKH_zzYbNipWr0s9HKjJIhq4YO6SxG0Okp_na6GWe20AxgHyG996MHTvNCDPs_HWK7Hj7a06D4iQkuji5j5GvSjd7G7fE-HxfbgiocboEzKD28kd7DTODk8Ek/s3472/IMG_20220930_073643.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVgpCFzczANKXPBiUCT3wV5ynNNNPpXA7XHqsBLThoIVrVHVEGQP6--PJfgEDnW0RtKH_zzYbNipWr0s9HKjJIhq4YO6SxG0Okp_na6GWe20AxgHyG996MHTvNCDPs_HWK7Hj7a06D4iQkuji5j5GvSjd7G7fE-HxfbgiocboEzKD28kd7DTODk8Ek/s320/IMG_20220930_073643.jpg" width="320" /></a></div>Piotr Nowacki to kiedyś się nabawi jakiegoś rozdwojenia jaźni. Zobaczycie. Zapamiętajcie moje słowa. Gość przyjeżdża na jeden festiwal, promując jednocześnie i komiksy dla młodszych i dla dużo starszych czytelników. Raz ma spotkanie z młodocianymi, w którym opowiada o komiksach dla dzieci, a za chwilę już staje przed grupą czytującą polskie publikacje niezależne. Że też się w tym wszystkim jeszcze odnajduje i nie myli mu się co i jak, to wielki szacun. Jeśli należycie do tej pierwszej grupy, czyli tych młodszych, to w Łodzi mogliście nabyć nową produkcję Jaszcza, która stworzył – już chyba można rzec, że standardowo – z Maciejem Jasińskim. Ich kooperacja nazywa się „Nieustraszeni Łowcy Strachów #01: Potwór z bagna” co zapowiada, że to będzie nowa seria współtworzona przez tę dwójkę.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Trochę wstyd przybliżać po raz kolejny obydwie te postaci, które są w końcu tak zasłużone dla naszej komiksowej sceny. Chyba nie ma nikogo, kto nie znałby twórczości czy to Piotra Nowackiego, czy to Macieja Jasińskiego. Aby więc nie generować zbędnej „wierszówki” wspomnę tylko, że obydwaj panowie pracują razem choćby nad serią „Detektyw Miś na tropie” co będzie chyba najlepszą rekomendacją dla duetu, jeśli chodzi o komiks dla młodszych czytelników.</p><p><br /></p><p>Tym razem jednak mamy do czynienia z klasycznie wydawaną przez Ongrysa „zeszytówką” więc za mniej więcej 15zł otrzymacie 32 strony komiksu, lecz co ciekawe z podwójną okładką. Ktoś wpadł na świetny pomysł, aby poza normalną okładką, druga zamieszczona była po wewnętrznej stronie i nie jest ona byle jaka, gdyż może być wykorzystana jako tzw. blank. Super sprawa i genialny w swojej prostocie pomysł. Nie to jest jednak najważniejsze, najważniejsza jest historia a ta, jak zawsze w wypadku tych twórców, jest naprawdę udana i z wieloma smaczkami. Rzecz dzieje się w pewnym miasteczku, w którym nagle pojawia się potwór wywołujący lęk wśród mieszkańców. Do pomocy sprowadzony zostaje duet Nieustraszonych Łowców Strachów – w tej roli pies Dylan i tchórz Piotruś – którzy mają poradzić sobie z zagrożeniem. Ich zmagania przy odkrywaniu kim jest ten stwór, obserwujemy w pierwszym zeszycie serii.</p><p><br /></p><p>To, co zawsze należy podkreślić i pochwalić to fakt, że opowieści Macieja Jasińskiego są wielowymiarowe. Podobnie jest też tutaj, gdyż mamy w tym skądinąd krótkim zeszycie nie tylko opowieść detektywistyczną, rozrywkowy komiks pełen humoru, ale również nienachalną naukę o ekologii, a to wszystko doprawione wieloma smaczkami, które odczytają starsi i obecni w komiksie od dawna czytelnicy. Jak więc widać pomysłu na początek serii twórcom nie brakuje, przez co czytelnik (i to bez względu na wiek) z pewnością nie będzie się nudził, a całość zachęci z pewnością do zajrzenia do kolejnych odsłon tej serii. Doceniam też ogromnie pozytywny wydźwięk tej historii, bo choć praktycznie każdy z bohaterów musi mierzyć się z jakimiś strachami i wątpliwościami, to nad całością unosi się jednak duch optymizmu i nauka, że każdy lęk można przezwyciężyć, co da młodszym cenną lekcję na przyszłość. Jak to w wypadku komiksu tego duetu nie może zabraknąć też humoru, który podkręca dodatkowo całą atmosferę.</p><p><br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKjvC2BZWpSy1Cpy6l2AfPB1OpRHbcGS2Nyj2ogT1eJ_8HUquYGp5IeN7ymgGo5tXUNVmb5y3u9Fj55h9sxusXo6RW3BmG_8yBb2mgoq2p-_56LsJL62rPfvFDoBrjFlusveR4ZLMH5TJLHwhhOMb341UVA0KseZ4zH4dI7fSQhVXqn7UypojibMSz/s3472/IMG_20220930_073659.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKjvC2BZWpSy1Cpy6l2AfPB1OpRHbcGS2Nyj2ogT1eJ_8HUquYGp5IeN7ymgGo5tXUNVmb5y3u9Fj55h9sxusXo6RW3BmG_8yBb2mgoq2p-_56LsJL62rPfvFDoBrjFlusveR4ZLMH5TJLHwhhOMb341UVA0KseZ4zH4dI7fSQhVXqn7UypojibMSz/s320/IMG_20220930_073659.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Jak już wspomniane zostało kilkukrotnie, recenzowana pozycja jest produkcją przeznaczoną dla młodszego czytelnika, jednakże ten starszy choćby czytając jakiemuś swojemu podopiecznemu, nie będzie się nudził. Nie będę zdradzał wszystkich smaczków i puszczonych do czytelnika oczek, bo zepsułoby to wam zabawę, ale spójrzcie choćby na nazwisko jednego z głównych bohaterów wymienionych powyżej i pomyślcie, czy czegoś wam to nie przypomina. Przypomina? No właśnie. Tego typu poukrywanych elementów jest tutaj więcej, więc zasiadając do lektury, przygotujcie się na popkulturową układankę.</p><p><br /></p><p>Na sam koniec – co nie oznacza, że jest to mniej ważne – nie sposób nie wspomnieć o oprawie graficznej komiksu. Tutaj Piotr Nowacki jest niezawodny, generując bardzo przyjemny, lekki i humorystyczny świat pełen niesamowitych postaci. Jego kreska rozpoznawalna jest z kilometra i choć tak często już widziana to nienudząca się. Tak, to nadal ten sam Jaszczu ze swoim „cartoonowym” sznytem, charakterystyczną paletą barw i lekkością kreski. Porządek panujący na kadrach – i to często pomimo dużej ilości tekstu – jest skrojony pod młodszego czytelnika, natomiast klimat kolejnych kadrów przypadnie zapewne do gustu także tym starszym. Jednym zdaniem, które najlepiej odda to, z czym mamy do czynienia to podkreślenie, że mamy tu do czynienia z Nowackim będącym w mundialowej formie.</p><p><br /></p><p>Cóż, ta niepozorna lektura daje naprawdę dużo frajdy z lektury, będąc doskonałym wyborem, jeśli chodzi o młodszego miłośnika komiksu. Jeśli czytaliście i lubicie „Misia Zbysia” to i tutaj poczujecie ten sam klimat i poziom rozrywki. Jeśli jednak nie znacie tamtej serii, to produkcja wydawana przez Ongrysa może być dla was nie tylko doskonałą chwilą zabawy, ale też świetnym wstępem do lektury pozostałych produkcji duetu twórców. Tak czy siak, jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć, to ostatecznie wygracie.</p><div><b>Nieustraszeni Łowcy Strachów #01: Potwór z bagna</b><br /><br />Autor: Piotr Nowacki, Maciej Jasiński</div><div>Wydawnictwo: Ongrys<br /><div>Format: 170x238 mm</div><div>Liczba stron: 32</div><div>Oprawa: miękka<br /><b>Tekst opublikowano również na portalu paradoks.net.pl</b><br /><br /><br /></div></div>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-36355840819056082732022-09-27T09:57:00.000+02:002022-09-27T09:57:05.490+02:00(Recenzja) Nankichi Niin - Lisek Gon i inne baśnie<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxpHCHk_U1oADl1jii_6fXdXsizjuie7gJekiJp7SHy8Ly1TZVT-Cut-8hORxwVl84-je9VYU9sSQnB9km7YIZDe1mZLIBkd0YJKsk3URGVClSNoUOvOw3UFGj4Ekf919qWyhMaU1jU6DkDiZ6fFj_2EBrZja2ysRU33125mzAkCvAkmvritX7PzML/s500/868794-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxpHCHk_U1oADl1jii_6fXdXsizjuie7gJekiJp7SHy8Ly1TZVT-Cut-8hORxwVl84-je9VYU9sSQnB9km7YIZDe1mZLIBkd0YJKsk3URGVClSNoUOvOw3UFGj4Ekf919qWyhMaU1jU6DkDiZ6fFj_2EBrZja2ysRU33125mzAkCvAkmvritX7PzML/s320/868794-352x500.jpg" width="225" /></a></div>„Lisek Gon” to jeden z utworów zawartych w zbiorze „Lisek
Gon i inne baśnie”, który to zbiór ukazał się jakiś czas temu w Polsce dzięki
nieocenionemu wydawnictwu Kirin. Jak zauważa sam wydawca, jest to jedna z
najobszerniejszych antologii baśni Nankichi Niimi, jakie do tej pory ukazały
się poza Japonią, co już samo w sobie jest ogromnym sukcesem i plusem dla
polskiego czytelnika. O „Lisku…” wspomniałem na samym wstępie nieprzypadkowo,
gdyż baśń ta jest w Japonii wpisana do kanonu lektur szkolnych, co daje nam
szansę poznania, z jakimi tytułami mierzą się w japońskim szkolnictwie tamtejsi
uczniowie. I przyznać trzeba, że wybór nie może dziwić, gdyż jest to mądra, ale
i mocna w swojej wymowie baśń. I choć we wstępie do zbioru Adrianna Wosińska
piszę o tym, że Niimi w przeciwieństwie do H.Ch. Andersena tworzy baśnie o
wiele bardziej optymistyczne w swojej wymowie od przedstawiciela europejskiej
szkoły, tak ta jedna baśń temu przeczy, gdyż tutaj również mamy do czynienia z
dość smutnym i wzruszającym zakończeniem i przesłaniem, które baśń ze sobą
niesie. Druga strona medalu jest jednak taka, że rzeczywiście reszta zawartych
historii może być uznana za takie z pozytywną atmosferą.<p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> <span></span></o:p></p><a name='more'></a><p></p>
<p class="MsoNormal">Urodzony w Yanabe autor zaczął swoją karierę pisarską bardzo
wcześnie, gdyż pierwsze prace publikował już w wieku 18 lat. Tak wczesny
początek był pewnym paradoksem zwiastującym tragedię, która miała go spotkać.
Tworzył tak, jakby chciał on stworzyć, jak najwięcej przed śmiercią, która
dopadła go wyjątkowo wcześnie, gdyż Niimi zmarł w wieku zaledwie trzydziestu
lat na gruźlicę. Japończyk w swojej twórczości ukazywał swoje zamiłowanie do
lisów (dwa utwory o tej tematyce zawarte są w zbiorze), ale też udowodnił, jak
dobrym obserwatorem rzeczywistości jest. Jego baśnie charakteryzują się bowiem
lekkim, ale jednocześnie przenikliwym spojrzeniem na społeczeństwo, jej wady i
przywary oraz zalety. Wszystko to doprawiał szczyptą delikatnego i
nienachalnego humoru, co przyniosło mu sławę, a jego twórczości dużą poczytność
wśród dużego grona odbiorców. Dziś to polski czytelnik może spędzić bardzo
przyjemny wieczór z antologią kilkunastu jego baśni.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p>
<p class="MsoNormal">Te zresztą są bardzo różnej długości, jedne bardzo krótkie,
zaledwie kilkustronicowe inne z kolei nieco dłuższe, natomiast bez względu na
ich objętość każda z nich to ogromna dawka przyjemnej w odbiorze lektury. Jak
to przy baśniach przy jednych można się uśmiać przy innych uronić łezkę i tak
jest też tutaj. Wspomniany już wcześniej „Lisek Gon” jest dość smutny a z
kolei, gdy przeczytałem zaledwie dwustronicową „Nogę”, nie mogłem powstrzymać
się od wybuchu śmiechu. To tylko pokazuje, nie tylko to jak różnorodne
opowiastki Japończyk tworzył, ale też jak doskonale poruszał się w obszarze
baśni. Nie zapominał on jednak również o takich motywach jak nadprzyrodzone
elementy, a płynące z historii morały nadały im dodatkowej i wyjątkowej głębi.
Antologia nie jest przesadnie „gruba”, natomiast nie to sprawia, że jest to
lektura tak naprawdę na jedno posiedzenie przy książce. Utwory japońskiego
artysty są napisane w tak przystępny i intrygujący sposób, że nie sposób się od
nich oderwać, kończąc jedną, już od razu chcemy sięgnąć po drugą i tak nam
upływa baśń za baśnią.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p>
<p class="MsoNormal">Warto podkreślić, że dla Wydawnictwa Kirin „Lisek Gon…” to
nie pierwszyzna, jeśli chodzi o publikację japońskich baśni, mają oni bowiem w
swoim portfolio trzytomowe wydanie tego typu twórczości różnych japońskich
autorów. Recenzowana pozycja pogłębia więc naszą wiedzę o tym, jak japońscy
pisarze odnajdują się w takiej twórczości, ale też pozwala spojrzeć na dawną
Japonię z odmiennej strony, poznając jej realia i społeczeństwo. Każda z
kolejnych opowieści to wycieczka do baśniowego świata Japonii, świata, w którym
królują optymizm, niewiarygodne sytuacje i…ukochane przez autora lisy. To
wszystko połączone ze sobą – uwierzcie mi – zagwarantuje wam, ale też waszym
pociechom, jeśli zechcecie je zapoznać z tego typu twórczością, rozrywkę na
najwyższym poziomie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p>
<p class="MsoNormal">Przy tej antologii nie sposób też nie wspomnieć o
doskonałych kaligrafiach i rysunkach autorstwa Joanny Zakrzewskiej
(odpowiedzialna również za tłumaczenie), które jak zawsze w serii „Yume” stoją
na wysokim poziomie, ale w tym wypadku jeszcze mocniej nadają jej klimatu i fantastycznej
atmosfery. Te rysunki to małe dzieła sztuki dla każdego miłośnika Kraju
Kwitnącej Wiśni.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p>
<p class="MsoNormal">Na koniec nie pozostaje nic innego jak zachęcić was do
sięgnięcia po drugą z kolei pozycję serii „Yume”. Nieco odmienna od
pozostałych, ale ze swoim wyjątkowym charakterem będzie na długo przez was
pamiętana.<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal"><br /><b>Lisek Gon i inne baśnie<br /><br /></b></p><p class="MsoNormal">Autor: Nankichi Niimi<br />Tytuł oryginału: Gongitsune<br />Data wydania: 2020-11-30<br />Liczba stron: 172<br />ISBN: 9788366627000<br />Tłumacz: Joanna Zakrzewska<br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-25679371890139417792022-09-16T07:40:00.007+02:002022-09-16T07:40:47.236+02:00(Recenzja) Yukito Kishiro - Battle Angel Alita - Last Order #6, #7<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP8ththbXwJ2M3DSlp-KEhybnNhnSH2v4zxY-1_yM0b8zdf64zq1Dye5NEX7AJhMca4PYTeHoE-VqhF2B-7dSJvJHBgTBs66esh-2TXi-31Txt8Vks56BFU3NVSTXLHeI80bkAHT4JhOsSjf1i79qsISMZ4xJRPT6TylNLSVzWBEXv_EvUIFPmz-7P/s4624/IMG_20220916_073744.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4624" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP8ththbXwJ2M3DSlp-KEhybnNhnSH2v4zxY-1_yM0b8zdf64zq1Dye5NEX7AJhMca4PYTeHoE-VqhF2B-7dSJvJHBgTBs66esh-2TXi-31Txt8Vks56BFU3NVSTXLHeI80bkAHT4JhOsSjf1i79qsISMZ4xJRPT6TylNLSVzWBEXv_EvUIFPmz-7P/w240-h320/IMG_20220916_073744.jpg" width="240" /></a></div>Szósty tom „Battle Angel Alita Last Order” jest tak inny od pozostałych, że podczas lektury można mieć wątpliwości czy aby na pewno czyta się „Alitę”. Uspokajam jednak, że tak i podkreślam, że mimo tej „inności” to nadal kawał dobrej historii. Ten tom skupia się i kończy – przynajmniej na chwilę obecną – wspominki z dawnych czasów ludzkości. Śledzimy więc zakończenie sagi o wampirach, Farrelach i ludzkości przed powstaniem Miasta Złomu. Całość ma całkowicie różny, od głównego wątku, wymiar, a nawet są tu (dosłownie) odmienne okoliczności przyrody.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Tocząca się w dużej mierze w mroźnych post apokaliptycznych latach historia obfituje w ciekawe zdarzenia, a i ogromu dramaturgii nie brakuje. Wątek walki wampirów z ludźmi i wewnętrznych konfliktów w obydwu grupach przynosi momentami bardzo dramatyczny wydźwięk i mocne momenty. Krew będzie przelewana w ilościach naprawdę dużych, a śmierć nie przejdzie obojętnie wobec nikogo. Dodatkowo cały ten tom obfituje w sceny efektownych walk i pojedynków, a także zwrotów akcji. Sojusze i zdrady nieoczywiste rozwiązania i imponujące zakończenie zwieńczone epickim pojedynkiem sprawiają, że ta pozornie „spinoffowa” historia wyrasta na mocny punkt całej serii. Ogromną przyjemnością jest nie tylko śledzenie powstania nowej cywilizacji i tego, jak w ogóle doszło do powstania Melchizedeka, ale też śledzenie wewnętrznych konfliktów i niesprawiedliwości ukazanych na przestrzeni nie tylko tej odsłony serii. Całość imponuje rozmachem i dramaturgią, przez co od tego temu ciężko się oderwać. Zresztą i oglądanie rysunków Yukito Kishiro sprawia dużą frajdę. Ten inny od kosmicznego świat, ukazany jest w sposób sugestywny, niemalże fizycznie na skórze odczuwamy towarzyszący bohaterom mróz. Japończyk enty raz wykazuje się też odwagą w ukazaniu brutalnych kadrów rodem ze slasherów. Śmierć sama w sobie pełna już emocji zyskuje dzięki jego kresce dodatkowej wymowy, a bezwzględność pojedynków kreuje niesamowitą atmosferę całości.</p><p><br /></p><p>Ten szósty tom jest wyborną mieszaniną scen akcji i walk, a także emocjonalnych zdarzeń wpływających na rozwój poszczególnych postaci. Całość wnosi dużo dobrego do tej i tak wybornej serii i pomimo swojego „OT”, doskonale się ją czytało.</p><p><br /></p><p>Aha, na samym końcu tomu zamieszczona jest pierwsza część dodatkowej historii utrzymanej w awanturniczym klimacie s-f. Nieco inny klimat i kreska, ale wciągnęła, przez co tym mocniej czekałem na odsłonę siódmą…</p><p>…a ta...</p><p>…a ta…siódmy tom ma penisowe działo jednego z uczestników turnieju sztuk walki. Trykociarze mieli swoje promienie z tyłka, mangowcy mają wystrzały z penisa… tak, co by się w tym tomie nie stało, jak ciekawe rzeczy nie miałyby miejsca, to będę go kojarzył z jednym, z tym doprawdy specyficznym pomysłem autora. Już dawno nie czytałem czegoś tak dziwnego czy wręcz absurdalnego, przez co czułem się tak skonfundowany. I co bym nie napisał, jakby tego autor nie wytłumaczył, to zdania nie zmienię, dziwna kwestia.<br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgcDuwWvjR0DNdSsv-C55RDu6N4a9jz9YSS82zKQVIcUD3xpqwHcYg_o43WMBHjewZ_RSZ-D31uYbHyWz69x8xwK97RcfIaOjQfkxMC-yRn-9E9rnehEsIqdn1II9dgojvZVyfkees26cIcz084V7pLWy4z60beq5Bg0NB64TpTl27TEP9Vk4Vxl8x/s3472/IMG_20220916_073708.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgcDuwWvjR0DNdSsv-C55RDu6N4a9jz9YSS82zKQVIcUD3xpqwHcYg_o43WMBHjewZ_RSZ-D31uYbHyWz69x8xwK97RcfIaOjQfkxMC-yRn-9E9rnehEsIqdn1II9dgojvZVyfkees26cIcz084V7pLWy4z60beq5Bg0NB64TpTl27TEP9Vk4Vxl8x/s320/IMG_20220916_073708.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><p>A poza tym, co nas czeka? Kwestie niemalże biblijne, kolejne rozważania na temat człowieczeństwa, dalszy ciąg poszukiwań przyjaciółki Ality czy w końcu kolejna dawka imponujących i efektownych pojedynków w ramach rozgrywanego turnieju i nie tylko. Będzie też trochę emocji z uwagi na pojawiającą się w tomie śmierć (tak, znów śmierć) czy powrotu dawnych znajomych. Yukito Kishiro upchnął sporo treści i mangowego dobra na przestrzeni tego tomu – ale naprawdę penisowe działo?! Powoduje to, że tytuł jest interesujący i pełen dynamicznych akcentów. Sporo w tym tyglu miesza też wątków czy to związanych z Alitą, czy walkami wojowników, czy choćby ich prywatnych rozgrywek i rozgrywanych wendett. Jednocześnie nie prowadzi to do chaosu, a wręcz odwrotnie, pcha całą akcję do przodu. Nie ma już miejsca dla wampirów, jest za to s-f, kosmos i rozważania różnego rodzaju. Jest inaczej, od szóstki kontynuacja odcięta została grubą kreską, bez straty tego, co czytelnicy lubią i doceniają.</p><p><br /></p><p>Jak powszechnie wiadomo polski wydawca, czyli J.P.F., publikuje ten tytuł w powiększonym formacie. Im dłużej czytam tę serię, tym bardziej doceniam ten fakt. Rysunki w takiej formie wyglądają genialnie. Czy to efektowne i dynamiczne sceny walki, czy statyczne ukazywanie sylwetek i twarzy bohaterów, nie ma znaczenia, gdyż całość wygląda obłędnie. Widać, że autor odnajduje się w tej konwencji doskonale, czego efektem jest tak bogaty graficznie świat i piękne plansze.</p><p><br /></p><p>Cóż, siódemka to zupełnie inna rzecz od poprzedniej odsłony. Inny klimat, inny główny wątek, inna też dramaturgia. Wróciliśmy w tej odsłonie do głównego wątku i znanych postaci. Choć są to więc tak odmienne od siebie odsłony to, nie odważyłbym się wskazać, czy któraś z nich jest gorsza od drugiej. Obydwie dają ogromną frajdę z lektury, choć stawiają na zupełnie inne kwestie. „Alita” to kawał dobrej mangi a tomy szósty i siódmy są tego doskonałym przykładem.</p><p><br /></p><p>Battle Angel Alita - Last Order #6, #7</p><p><br />Rysunek:<span style="white-space: pre;"> </span>Yukito Kishiro<br />Scenariusz:<span style="white-space: pre;"> </span>Yukito Kishiro<br />Tytuł oryginalny:<span style="white-space: pre;"> </span>Gunnm Last Order<br /><br /><br /></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-67272938931679195422022-09-15T06:38:00.001+02:002022-09-15T06:38:05.924+02:00(Recenzja) Okamoto Kido - Niesamowite opowieści ze świątyni Seia<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUyq4ogCubAaI8OaTHWRDHOpSvR8EMcqwY7I67xDgdym-dJh32wZVZP0Mxd5vcp1E9he-qfoMKzf3lXL-OM6VrefjnaNUKRaYK0Kk3RQSkZkyPoXYUgqv85AgFLI3uO9DC4WdjCY9inZBKMzTYop2ulB6NPcvNMesofBESCvoxWEBJX7PyQnapEi76/s1440/IMG_20220913_102512_448.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1440" data-original-width="1440" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUyq4ogCubAaI8OaTHWRDHOpSvR8EMcqwY7I67xDgdym-dJh32wZVZP0Mxd5vcp1E9he-qfoMKzf3lXL-OM6VrefjnaNUKRaYK0Kk3RQSkZkyPoXYUgqv85AgFLI3uO9DC4WdjCY9inZBKMzTYop2ulB6NPcvNMesofBESCvoxWEBJX7PyQnapEi76/s320/IMG_20220913_102512_448.jpg" width="320" /></a></div>Zapewne wiele recenzji zacznie się od tego samego, ale cóż tam spróbujmy. Graliście kiedyś w hyaku-monogatari? Nie wiecie co to jest? To tradycyjna japońska gra-zabawa, która robiła furorę w okresie Edo. W jednym miejscu najczęściej w pomieszczeniu gromadziła się grupka osób chętnych doznania mocnych wrażeń. Zapalali oni świece i zaczynali opowiadać po kolei „kaidan”, czyli historie z dreszczykiem, historie grozy. Po każdej zakończonej opowieści gaszono jedną ze świec i czynność tę powtarzano aż do momentu, gdy w pokoju zrobiło się całkiem ciemno. Wówczas, według wierzeń w chwili, gdy w pomieszczeniu zgasła ostatnia ze świec, przybywał duch, a co się działo później, można się tylko domyślać. Faktem jest jedno, zabawa ta przynosiła sporo dreszczyku emocji uczestnikom tej rozrywki. Co ciekawe tu i ówdzie nadal można się zetknąć z taką formą spędzania czasu, więc wyjeżdżając na różnego rodzaju konwenty i inne eventy miejcie się na baczności. Jeśli jednak nie macie osób, z którymi moglibyście w to zagrać, a bardzo chcecie poczuć namiastkę tej atmosfery, to zachęcam was do lektury „Niesamowitych opowieści ze świątyni Seia” będącej już szóstą odsłoną serii „Yume” Wydawnictwa Kirin. Za książkę odpowiada Kido Okamato, który sprezentował nam taką swoistą książkową wersję hyaku-monogatari.<p></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Urodzony w Tokio autor od początku lat młodzieńczych wykazywał się umiłowaniem do pisania, czego efektem były czy to nowele, czy sztuki jego autorstwa. Japończyk wychowany był w rodzinie nie tylko ceniącej tradycję, ale i lubiącej nowinki pochodzące z zachodu. Dzięki temu miał szansę poznać, a następnie przełożyć na japońską modłę przygód Sherlocka Holmesa, których to Okamoto był fanem. Stworzył on wówczas japońskie alter ego detektywa, niejakiego Hanshicimi. Seria okazała się ogromnym sukcesem, zamkniętym w niemalże 70 odsłonach, co przyniosło autorowi rozpoznawalność i sławę. Okamoto jednak miał też inną misję, a mianowicie popularyzowanie wiedzy i pamięci o Edo i w tym m.in. celu rozpoczął pisanie zbioru „Niesamowite opowieści…”, które po raz pierwszy na rynku japońskim ukazały się w 1925 roku. Zakończyło się na stworzeniu dwunastu opowieści, które właśnie teraz możemy poznać.</p><p><br /></p><p>Cała książka to – jak już wspomniałem – pewna wariacja na temat hyaku-monogatari, czyli sięgając po tę książkę, możecie spodziewać się opowieści z dreszczykiem doprawionym klimatem, atmosferą i odwołaniami do starożytnego Edo. I choć pozornie kolejnych historii nic nie łączy, bowiem są one od siebie całkowicie niezależne, to właśnie Edo i groza są ich wspólnym mianownikiem. Jeden z bohaterów historii niejaki Kinka, organizuje w swojej świątyni spotkanie grupki ludzi, których zadaniem będzie podzielenie się z resztą uczestników niesamowitymi opowieściami. W ten oto sposób i my, czytelnicy, przenikami do tego świata z pogranicza fikcji, grozy, duchów i życia codziennego. Otrzymujemy dzięki temu niezwykłą szansę poznania reguł panujących wówczas w Edo przy jednoczesnej doskonałej zabawie, która powoduje ciarki na plecach. Historie, które opowiadają kolejni bohaterowie spotkania – swoją drogą ciekawy zabieg umieszczenia „historii w historiach” – pełne są dreszczyku emocji, grozy i nieprawdopodobnych zdarzeń, ale też bardzo japońskiemu braku dopowiedzenia wszystkiego wprost, co zostawia pole naszej wyobraźni do interpretacji zakończeń. Ten specyficzny dreszczyk i strach nie jest tym samym co groza wywoływana horrorami pochodzącymi z reszty świata. To klasyczne opowieści „kaidan”, pełne japońskiej atmosfery i choć może nie tak straszne czy brutalne, to wzbudzające w czytelniku duże emocje i wprowadzające go w stan niepokoju bez odczuwania dyskomfortu. Czytając „Niesamowite opowieści…” poczujecie lęk, często odczujecie też niepokój, jednakże bez zbędnych „przesadyzmów”, dzięki czemu do lektury zasiąść mogę również ci, którzy niekoniecznie lubią obgryzać paznokcie ze strachu. Warto też nadmienić, że historie choć nieprawdopodobne, to ukazane tak, że nie jest problemem w nie…uwierzyć. To tylko potęguje i tak mocny odbiór tych ciekawych i wciągających historii. Cała dwunastka to ogromna różnorodność, przez co nie sposób się tu nudzić, a wręcz ciężko się oderwać więc całość pochłoniecie w jeden - góra dwa wieczory. Na pewno wpływ na to ma ciekawe pióro autora, który potrafił tworzyć dla szerokiego grona odbiorców, przez co lektura jest łatwa i przyjemna i to pomimo sporej dawki przypisów i odwołań do dawnej Japonii, które dla wielu mogą być nieco nieczytelne.</p><p><br /></p><p>Po lekturze książki nie jestem w stanie wskazać tej jednej, jedynej opowieści, która wyróżnia się spośród reszty. Co ciekawe traktować to należy jako zaletę, a nie wadę, gdyż świadczy o wysokim poziomie każdej z nich, bez względu na podjętą tematykę.</p><p><br /></p><p>Czy jest to najmocniejsza z sześciu dotychczasowych pozycji z serii Yume? Duża szansa, że tak, ale nawet bez wdawania się w takie rankingi połączenie zawartej grozy, nieprawdodpobnych zdarzeń, ciekawego stylu pisarskiego oprawionego w starożytne Edo przyniosło nam czytelnikom pozycję wyborną, którą należy poznać bez względu na to, czy uwielbiacie literaturę japońską, czy tylko jesteście miłośnikami mocniejszych wrażeń. Wyważona i intrygująca daje imponujący efekt wart zorganizowania własnej wersji hyaku monogatari… tylko uważajcie na to, co do was przyjdzie, gdy zgaśnie ostatnia ze świeczek…</p><p><br /></p><p><b>Niesamowite opowieści ze świątyni Seia</b></p><p><br />Autor: Okamoto Kidō<br />Wydawnictwo: Kirin<br />Data wydania: 2022-09-08<br />Liczba stron: 318<br />ISBN: 9788366627161<br />Tłumacz: Michał Chodkowski</p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5211635953117327641.post-87860874218664153922022-09-02T08:15:00.005+02:002022-09-02T08:15:45.182+02:00(Recenzja) Mitz Vah, Fuse, Taiki Kawakami - Odrodzony jako Galareta #12, #13<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibLBKQAb5z6PS5iHuajVtsqSTtrbARQAKa_Hc82qQZEOOkMBFBvmsGU5rI3-oUtsKA-mfitRAqhVxFLXBZ0fQ6AzgQFXfSAKJJlzcmHzG73YrGhtRWBW2KiYtIKFx0rPS7Rp8mrKwo6kpb0tulUy8EKrkLKYLJCygPTF-DuSdfRasiUeHo3hhysqQM/s3472/IMG_20220902_081249.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibLBKQAb5z6PS5iHuajVtsqSTtrbARQAKa_Hc82qQZEOOkMBFBvmsGU5rI3-oUtsKA-mfitRAqhVxFLXBZ0fQ6AzgQFXfSAKJJlzcmHzG73YrGhtRWBW2KiYtIKFx0rPS7Rp8mrKwo6kpb0tulUy8EKrkLKYLJCygPTF-DuSdfRasiUeHo3hhysqQM/w200-h200/IMG_20220902_081249.jpg" width="200" /></a></div>Naprawdę imponującą ewolucję przeszła na przestrzeni dotychczasowych trzynastu tomów seria „Odrodzony jako galareta”. Kiedyś była to „tylko” mangowa wersja gier z gatunku jrpg, efektowna, dynamiczna, ale nie wyróżniająca się specjalnie na rynku. Obecnie, po lekturze tomiku 12 i 13, mogę śmiało powiedzieć, że warto zwrócić ku niej swoją uwagę, gdyż stała się ona pełnoprawną historią fantasy z ciekawym światem, bohaterami z krwi i kości, intrygującymi wątkami i emocjonalnym scenariuszem. Zdecydowanie te dwa tomiki zrobiły na mnie wrażenie.<p></p><p><br /></p><span><a name='more'></a></span><p><br /></p><p>Już końcówka wydarzeń opisanych w poprzednim tomie dawała zapowiedź nie tylko tego, co przed nami, ale i wskazywała na rozwój serii. Od niemalże samego początku dwunastego tomu moje oczekiwania zostały spełnione. Tempest zostaje, w magiczny sposób, odcięty od reszty świata, ktoś zdecydowanie sobie ostrzy zęby na ten kąsek, komuś bardzo zależy, aby pogrążyć w niebycie królestwo, które coraz bardziej się rozwija, i w którym żyją w zgodzie ze sobą potwory i przedstawiciele gatunku ludzkiego. Rimuru z całych sił stara się nie dopuścić do najgorszego, do nieuniknionego, co prowadzi do dramatycznych scen i wydarzeń będących udziałem społeczności Tempestu.</p><p><br /></p><p>Tyle tytułem opisu tego, co się na przestrzeni tych dwóch tomików wydarzy. O reszcie przekonacie się, jeśli – w co gorąco wierzę – zdecydujecie się sięgnąć po tę serię. Gwoli przypomnienia pamiętajcie, że poza mangą, każdy tomik oferuje czytelnikowi również opowiadania ze świata „galarety”, co nie jest często spotykane, jak zapewne wiecie. W cenie komiksu dostajecie więc dużo więcej, że choćby jeszcze wspomnę o dodatkach pod postacią efektownych rysunków umieszczonych na końcu każdego z tomików.</p><p><br /></p><p>Wracając jednak do najnowszych dwóch tomów to skąd takie pozytywne opinie, które wyrażam od samego początku tego tekstu? Ano stąd, że w „Odrodzonym…” zawiązała się nielicha intryga, wątek, który przyćmiewa wszystkie dotychczasowe, a sprawa obija się o wojnę, politykę na najwyższych szczeblach, religijne wyprawy bojowe czy choćby – nazwijmy to umownie – rasizm. Doprawdy mnóstwo dobra i intryg znajdziecie w tych dwóch tomikach. Szczególnie dzisiaj, gdy za niemalże oknami mamy wojnę, tego typu historie poruszają. Tam, gdzie wojna tam i ofiary (najczęściej niewinne). Tam, gdzie ofiary tam i emocje, smutek, wzruszenia i chęć odwetu. Wszystko to znajdziecie więc, w dwóch recenzowanych tomikach mangi. Jej autorzy ukazują – w konwencji fantasy – niesprawiedliwość wojny i ludzką chciwość, która nie cofnie się przed niczym, aby czynić zło. Przez to wymowa tych dwóch tomików jest naprawdę mocna, sceny poruszające i skłaniające do myślenia, a i efektownych, dynamicznych momentów nie brakuje. Z ogromnym zaciekawieniem śledzi się postępowanie Rimuru, który musi położyć na szali z jednej strony chęć odwetu i pomocy uciśnionym a z drugiej konieczność stosowania przemocy. Te dwuznaczne moralnie wybory powodują, że tytuł ma mocny wydźwięk i obserwuje się go z wypiekami na twarzy.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivcNjEFbG0338IkgjQ8f8nzGokJ-QtjyE1fUAUxqLUTq3iIx9LkaxVucPHtfcVFokHq1brENrU92_5HWJnEWfM5Qok6talZen-3u6o3cdjvNcD--R3x88uKCCZEZHUG94s9tiGnlYjBT4Lv2-p_FDWb-4MXMGIjYSZbY4BsnnedKlKYpBNSxJ8PCtA/s3472/IMG_20220902_081309.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3472" data-original-width="3472" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivcNjEFbG0338IkgjQ8f8nzGokJ-QtjyE1fUAUxqLUTq3iIx9LkaxVucPHtfcVFokHq1brENrU92_5HWJnEWfM5Qok6talZen-3u6o3cdjvNcD--R3x88uKCCZEZHUG94s9tiGnlYjBT4Lv2-p_FDWb-4MXMGIjYSZbY4BsnnedKlKYpBNSxJ8PCtA/s320/IMG_20220902_081309.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Cała ukazana tu fabuła i intryga zmierzająca ku wojnie została przez twórców wybornie przełożona na język komiksu fantasy. Mamy tu więc ciekawe magiczne pojedynki, ale mamy też – niczym w takim „Berserku” – tych złych pod postacią przedstawicieli Kościoła. Jakby tego było mało, dostajemy też kilka emocjonalnych momentów z miłością w tle. Cóż, dzieje się tu doprawdy dużo i ciężko o wszystkim wspomnieć. Jednakże bez dwóch zdań pod względem rozwoju fabuły są to dwie najlepsze odsłony tej serii i ciekawe tylko co wydarzy się w dalszej części mangi.</p><p><br /></p><p>Manga trzyma też poziom, jeśli chodzi o rysunki. Te ogląda się z dużą dozą przyjemności, szczególnie w tych momentach, w których akcja toczy się w Tempeście. Przyjemnie bowiem obserwuje się mieszczański klimat tego miejsca, który na swoich planszach oddał Taiki Kawakami. Ciężko jest się pod tym względem do czegoś doczepić, gdyż od samego początku był to tytuł, którego rysunki przyciągały wzrok.</p><p><br /></p><p>Reasumując, jeśli do tej pory nie czytaliście lub np. w pewnym momencie przestaliście czytać „Odrodzonego…” to teraz jest idealny moment, aby zaległości nadrobić. Dwunasty i trzynasty tomik to właśnie to, czego oczekiwałbym po tytule fantasy. Polecam waszej uwadze, bo dzięki tym odsłonom manga awansowała z pewnością o poziom wyżej.</p><p><br /><b>Odrodzony jako Galareta #12, #13<br /><br /><br /></b></p>Jaroslaw_Dhttp://www.blogger.com/profile/07045040456848261377noreply@blogger.com0