wtorek, 5 stycznia 2016

(Recenzja) Kieron Gillen / Salvador Larroca - Star Wars: Darth Vader i jego wojna z rebelią

Za nami jest już nie tylko premiera pierwszego zeszytu z nowej serii "Star Wars" wydawanej u nas przez Egmont, ale również najważniejsza kinowa premiera ubiegłego roku, czyli "Star Wars: Przebudzenie mocy". Po tych dwóch oczekiwanych debiutach, w grudniu otrzymaliśmy drugi egmontowski zeszyt z Darthem Vaderem w roli głównej.








"Star Wars: Dart Vader i jego wojna z rebelią" zbiera sześć pierwszych zeszytów, które w stanach opublikowało wydawnictwo Marvel. Za scenariusz i rysunki odpowiadają kolejno Kieron Gillen, Brytyjczyk, którego znamy choćby z "Wolverine -  Geneza II" i Hiszpan Salvador Larocca. Ten z kolei kojarzony może być z komiksu "Iron Man – pięć koszmarów". Duet twórców połączył swe siły, aby wnieść coś nowego do kultowej postaci Lorda Vadera, ojca Luke'a Skywalkera. Czy udało im się tego dokonać?

Przyznam szczerze, że uczucia mam dość mieszane. Pierwsze na co należy zwrócić uwagę to fakt, że "Dart Vader i jego wojna z rebelią", choć nie jest bezpośrednią kontynuacją wątków z poprzedniej części to jednak momentami bardzo jest z nią związany. Zanim więc sięgnięcie po ten zeszyt, warto zapoznać się z poprzednią odsłoną serii. Co prawda, autorzy "Vadera” niektóre sceny powtarzają w swoim komiksie, ale mimo wszystko dla lepszego zrozumienia scenariusza warto wiedzieć co działo się poprzednio, gdyż polepszy to pozytywny odbiór tej mini serii.



Druga sprawa to fakt, że jeśli ktoś liczył na kontynuację wątków z pierwszego zeszytu, może poczuć się zawiedziony. Akcja praktycznie nie poszła do przodu, gdyż wydarzenia z "Dartha Vadera" toczą się niejako obok. O czym więc jest w ogóle ten komiks? Darth Vader popada w niełaskę Imperatora, który zrzuca na niego winę po klęsce związanej ze zniszczeniem Gwiazdy Śmierci. Urażony uczeń Ciemnej Strony Mocy postanawia zbudować swoją własną armię przy pomocy niejakiej doktor Aphry. Gdzieś w tle, w dalszym ciągu, toczy się też jego prywatna walka o to, aby dowiedzieć się kim jest Luke.

Na początku napisałem, że mam co do tego tytułu mieszane uczucia. Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że w mojej ocenie można go oceniać dwojako w zależności od perspektywy, z której się na niego patrzy. W przeciwieństwie do poprzedniego zeszytu, w którym była nieprawdopodobna ilość akcji a sam komiks mógł podobać się nie tylko zagorzałym fanom "Gwiezdnych Wojen", w tym wypadku kunszt scenarzysty docenią chyba głównie tylko oni. „Darth Vader i jego wojna z rebelią” opiera się, bowiem na burzeniu mitu Lorda Sith. Zdegradowany i w pewnym stopniu poniżony, zmuszony jest do tego, aby (choć chwilowo) przewartościować swoje życie, schować do kieszeni dużą ilość własnej dumy i wykonywać rozkazy innych. Tego typu podejście do postaci Vadera jest dość spektakularne, ale wywrze ono wrażenie głównie u tych czytelników, dla których Vader był - czy nadal jest - postacią kultową. We mnie takie potraktowanie w scenariuszu tej postaci wzbudziło niemały szok i zaciekawienie zarazem, przez co moja ocena tego komiksu jest wysoka. Dzieje się tak tym bardziej, że scenarzysta udźwignął problem, który przed sobą postawił. Vader naprawdę jawi się tu jako zwykły wykonawca rozkazów innych i, aż zaczynamy mu niekiedy współczuć, widząc jak się męczy, znosząc kolejne ośmieszenia z rąk Imperatora i innych. Z tylu głowy siedzi mi cały czas wątpliwość, czy aby podejście do tematu Vadera nie jest zbyt spektakularne w stosunku do tego co wiedzieliśmy o niem do tej pory?



Na tym według mnie opiera się główna zaleta scenariusza tego komiksu. Pytanie tylko jak odnajdą się w tej konwencji ci, którzy sięgają po niego niejako przypadkiem? Akcja w porównaniu do poprzedniego zeszytu bardzo zwolniła, niby dzieje się dużo, ale nie ma tu choćby tak spektakularnych pojedynków jak ostatnio. O wiele mniej jest też znajomych twarzy, gdyż poza Vaderem chyba tylko Fetta przewija się gdzieś na kilku stronach. Bez trudu więc można odczuć różnicę w klimacie obydwu opowieści. „Vader” to w dużej mierze walka o władzę wewnątrz Imperium (i to trochę wbrew tytułowi), podczas gdy w „Luke Skywalker” na główny plan wysuwały się spektakularne pojedynki z Rebelią i starymi, dobrymi znajomymi. Poza Vaderem dużą rolę w historii odgrywa też Aphra i skonstruowane przez nią roboty odpowiedniki C3PO i R2D2. Co ciekawe są one bardzo podobne do tych droidów, które stoją po stronie Rebelii. Dość intrygujące jest oglądanie C3PO, który tym razem stoi po Ciemnej Stronie Mocy a przy tym zachowuje swój gapowaty sposób bycia.

To co łączy natomiast obydwa zeszyty to oprawa graficzna. W obydwu przypadkach stoi ona na naprawdę wysokim poziomie. Rysunki są dokładne, szczegółowe i bardzo realistyczne, a całość utrzymana jest w ciemnych barwach, pasujących do tytułowej postaci. Szczególną uwagę warto zwrócić na rozkładówki, dla których zmieniono w polskim wydaniu układ stron. Warto też podkreślić to, że nie ma tutaj jakieś spektakularnej zmiany, w porównaniu do poprzedniego zeszytu, jeśli chodzi o kreskę rysownika. W pełni ona komponuje się z tym co niedawno pokazał Cassaday.



Drugi zeszyt z marvelowskiej kolekcji "Star Wars" różni się dość diametralnie klimatem od poprzednika, ale w mojej opinii jest to komiks naprawdę udany. Mniejsza ilość akcji, rekompensowana jest przez zupełnie inne spojrzenie na Dartha Vadera, a dodatkowego smaczku dodają odnośniki do poprzedniego zeszytu. Po raz kolejny szczerze mogę więc polecić zeszyt z Egmontu, choć z delikatnym zastrzeżeniem, że w pełni docenią go głównie zagorzali fani "Star Wars".

Słowo o kwestii technicznej na koniec. Tym razem Egmont zrezygnował – a szkoda – z artykułów, które poprzednio umieszczone były na samym końcu zeszytu, pozostawiając jedynie ilustracje, które w wydaniu oryginalnym służyły jako okładki.

ps. w ramach ciekawostki - nie wiem na ile to zbieg okoliczności (pewnie całkowity) a na ile inspiracja, ale sposób w jaki powstał Cylo-V zdecydowanie przypomina to co w swojej mandze "Złoty trójkąt" wykorzystała Moto Hagio...



Star Wars: Darth Vader i jego wojna z rebelią. 

Scenariusz: Jason Aaron
Rysunek: John Cassaday
Wydawnictwo: Egmont
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Seria: Star Wars Komiks (#60 w serii)
Liczba stron: 148
Format: 170x260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 977189948850715
Wydanie: I
Data wydania: grudzień 2015


2 komentarze:

  1. Wow, nawet nie zauważyłam premiery tego cudeńka. Może się skuszę, kiedy tylko będę miała za co to kupić. xD
    Świetna recenzja~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      Zachęcam, ale najpierw warto przeczytać pierwszy zeszyt z Egmontu. Cena jak na taką historię nie jest bardzo duża, a dostępność łatwa, bo w każdym Empiku więc jak tylko znajdziesz (wiem, ze to trudne) wolne środki to kupuj :)
      Dzięki za miłe słowa odnośnie tekstu.

      Usuń