wtorek, 27 maja 2014

(Recenzja) Riyoko Ikeda: "Mój drogi bracie..."

Główne założenie, które koniecznie trzeba brać pod uwagę podczas czytania poniższej recenzji jest takie, że opisywany tytuł nie jest skierowany do mnie. Nie jestem częścią grupy docelowej, dla której manga ta jest przeznaczona. Jest to o tyle ważne, że ma wymierny wpływ na ocenę komiksu.









Mój drogi bracie... to manga z gatunku shoujo, czyli skierowana do damskiej części komiksowego światka. I choć są takie tytuły, które w jakiś sposób trafiają do mnie jak Walkin' Butterfly czy Było ich jedenaścioro (choć to bardziej s-f niż shoujo, ale pewne elementy są dostrzegalne) tak w wypadku tej mangi niestety nie jestem w stanie napisać o niej wiele dobrego. Czytając ją, wynudziłem się, bowiem dość mocno.

Autorką mangi jest pani Riyoko Ikeda, postać doskonale znana w polskim światku mangowym. To właśnie jej manga była pierwszym japońskim tytułem w historii, który wydany został w naszym kraju. Mowa oczywiście o Aż do nieba, który ukazał się w 1996 roku. Ikeda jest też jedną z najważniejszych autorek japońskiego komiksu, tworzącą już od blisko 50 lat! Postać legendarna na mangowej scenie. To - swoją drogą - jest znaczący argument za tym, aby z jej twórczością się zapoznać. W pracach Ikedy widać inspirację Europą. Tak było we wspomnianym Aż do nieba, która opowiada o losach księcia Poniatowskiego, tak jest też przy recenzowanym komiksie. Objawia się to choćby przy pseudonimach nadanych bohaterkom, ale również często w strojach, które zakładają.



W dużym skrócie fabuła historii skupia się na stosunkach panujących między uczennicami prestiżowego japońskiego liceum. Do niego, po ukończeniu gimnazjum, trafia szesnastoletnia Nanako Misonoo. Niewinna i z dość naiwnym spojrzeniem na świat dziewczyna bardzo szybko przekonuje się, że życie nie jest proste, a koleżanki potrafią zrobić wszystko, iść choćby po trupach, aby tylko okazać się lepszą od innych. Do tego dochodzą jeszcze niezwykle skomplikowane związki uczuciowe między uczennicami. Nanako swoje przemyślenia, żale i narzekania wylewa w listach pisanych do pewnego chłopaka, którego określa mianem „braciszka”. De facto w późniejszej części mangi odegra on zresztą w niej znacząca rolę. W liceum dzieje się wiele: zdrady, knucia samobójstwa czy groźby są tu na porządku dziennym. Żartobliwie można rzec, że norma tam, gdzie spotyka się tak wiele przedstawicielek płci pięknej.

Niestety fabuła ta w żaden sposób mnie nie potrafiła zaciekawić. Całość jest mocno przesadzona, i choć rzeczywiście starsze dziewczyny mogą stanowić dla młodszych „jakiś tam” autorytet, tak traktowanie ich jak gwiazdy filmowe jest mocno przesadzone. Kilka szkół w swoim życiu zaliczyłem i nigdy nie spotkałem się z takimi wzdychaniami do nawet najbardziej popularnych koleżanek. Pozostałe wątki nie są na tyle interesujące, abym wciągnął się w świat wykreowany przez Ryoko Ikedę, a za jakiś czas mógł o niej powiedzieć coś więcej. Również z racji rysunków, gdzie dziewczyny są do siebie bardzo podobne i ciężkie do odróżnienia, były mi one obojętne i anonimowe. Łapałem się wręcz na tym, że gubie się w poszczególnych wątkach oraz w tym kto jest tutaj kim. Dodając do tego jeszcze znudzenie fabułą, następujące w mandze zwroty akcji (które trzeba uczciwe przyznać tutaj są) absolutnie nie zrobiły na mnie większego wrażenia.



Mój drogi bracie... podejmuje się przedstawienia dość kontrowersyjnych tematów. Dla Japończyków ukazywanie lesbijskiej miłości nie jest szokujące. Tego typu tytułów na tamtym rynku jest mnóstwo, lecz w Polsce może być odbierane zdecydowanie różnie. Ja nie należę do zwolenników takich komiksów więc siłą rzeczy, manga w dużej mierze oparta na ukazywaniu uczuć w grupie dziewczyn, nie może mnie do siebie przekonać. Z racji podjętej tematyki uważam też, że nie jest to komiks dla najmłodszej części czytelniczek.

Nie do końca przekonała mnie też warstwa graficzna historii. To, że poszczególne dziewczyny są to siebie podobne to jedno. Inna sprawa to taka, że na kadrach – w moim przekonaniu – panuje spory bałagan. Sposób kadrowania, nachodzące na siebie rysunki, efekty przezroczystości czy różnego rodzaju upiększacze jak wszechobecne gwiazdki i kwiatki, sprawiają, że ciężko się w tym wszystkim odnaleźć. Tego typu plansze zdecydowanie utrudniają odbiór, i choć w jakiś sposób dynamizują akcję, to chyba nie jest to w tym wypadku właściwa droga. Oczywiście jest to kwestia gustu i damskiej części czytelniczek może taki stan rzeczy odpowiadać. Trzecią rzeczą, która mnie irytowała przy rysunkach Ikedy to maniera, z którą rysuje ona oczy i twarze. Wszechobecne łzy i błysk (?) sprawiają, że ciężko odczytać uczucia, które rysują się na obliczu bohaterki w danej sytuacji. Tak samo wygląda ona gdy się smuci, tak samo jak się złości, a również jak jest radosna wygląda bardzo podobnie. 

Nie chce być źle zrozumiany, to nie jest tak, że autorka rysować nie umie, gdyż jest to jedna z bardziej cenionych rysowniczek w Japonii. Tworzyć postacie zdecydowanie potrafi, talent i umiejętności również posiada, ale jej twórczość (a przynajmniej ten tytuł) mnie osobiście nie przekonuje. To co trzeba jej oddać to to, że na swoich rysunkach potrafi zaprezentować ogromny dynamizm. Wspomniałem o tym wcześniej, ale naprawdę bardzo dużo się tam dzieje i zdecydowanie nie są to kadry statyczne. Cóż jeszcze mozna dodać? Ano to, że zdarza się problem z odróżnieniem płci danej postaci. Ale to akurat niejako cecha charakterystyczna tego gatunku. Tak samo jest np. w Pet Shop of Horrors.



Manga Mój drogi barcie... ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa J.P.F. W ramach serii „Mega manga”. Tytuł składa się z prawie 500 stron, czyli naprawdę jest co czytać. Plus dla wydawnictwa za jakość wydania, a szczególnie za jakość druku. Wszystko jest bardzo czytelne, a czerń naprawdę „czarna i głęboka”. Manga jest klejona, ale w żaden sposób nie sprawia wrażenia, że miałaby się ona rozkleić nawet po wielokrotnym czytaniu. Sama okładka natomiast sugeruje z jakim tytułem, tzn. do kogo skierowanym, mamy do czynienia. Wewnątrz komiksu znalazło się też miejsce na artykuł o autorce. Tekst ciekawy, przybliżający postać Ikedy i jej twórczość.

Podsumowując – recenzowana manga absolutnie mnie do siebie nie przekonała. Losy bohaterek od początku do końca były mi raczej obojętne, a poszczególne osoby występujące w opowieści anonimowe. Niestety dość znacznie się podczas lektury wynudziłem. Powtarzam jednak, że nie byłem grupą docelową dla tego tytułu. Damska część powinna sie przy tej mandze odnaleźć i im polecałbym sięgnięcie po ten komiks. Mamy tu przecież wielką miłość, skrajne uczucia i słodkie wyznania, czyli wszystko to co powinno składać się na romantyczną historię, wyciskająca łzy. Jeśli więc lubicie takie „love story” sięgnijcie po Mój drogi bracie..., jeśli wolicie inne klimaty to możecie ją sobie odpuścić. 

Mój drogi bracie...

Scenariusz: Riyoko Ikeda
Rysunek: Riyoko Ikeda
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Wydanie I: 5/2014
Tytuł oryginalny: Onii-sama e...
Liczba stron: 540
Format: A5
Oprawa: miękka z obwolutą
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Cena z okładki: 54,60 zł




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz