Największy przeciwnik Batmana Joker powrócił. Szalony i przerażający jak zawsze, atakujący tym razem nie tylko samego "Nietoperza", ale i jego bliskich. Batman: Śmierć rodziny to już trzeci tom przygód Bruce’a wydany przez Egmont po restarcie serii.
Na album składają się historie opublikowane pierwotnie w zeszytach 13-17, które tu zebrano w jedną całość. Tytuł reklamowany jest jako ten, który przejdzie do historii jako jedna z najlepszych opowieści o Batmanie, ale czy w rzeczywistości tak będzie, okaże się za jakiś czas. Ja stwierdzić mogę, że odczucia mam mocno mieszane. Uczciwie przyznaję, że uniwersum Batmana nie śledzę ze szczególną pieczołowitością więc na tytuł ten patrzeć mogę nieco inaczej niż zagorzali fani jego przygód. W Śmierci rodziny jest kilka – np. sławna scena z Batmanem wynoszącym martwego Robina - nawiązań do starych tytułów i jeśli ktoś jest z nią na bieżąco, to z pewnością wyłapie je wszystkie co będzie dla nich dodatkowym smaczkiem. Ponadto nie da się ukryć, że od pierwszych stron da się wyczuć mocno charakterystyczny dla tego bohatera klimat opowieści. Sposobu i stylu w jaki prowadzona jest narracja podrobić się nie da i nawet taki laik w tym temacie jak ja, nie wiedząc jaki komiks mam w ręku, domyśliłbym się, że jest to właśnie Batman. Mrok czający się na kolejnych stronach komiksu może być tylko w jednej serii, właśnie w tej o przygodach człowieka - nietoperza.
Za scenariusz historii odpowiada zdobywca Nagrody Eisnera Scott Snyder, którego zresztą w Polsce ostatnio dość dużo. W bardzo zbliżonym czasie do rąk polskich czytelników trafił zarówno najnowszy Batman jak i Severed. Pożeracz marzeń (przeczytałem - recenzja wkrótce). Dodając do tego jeszcze nie tak dawno wydany Trybunał Sów czy komiksy z serii Amerykański Wampir, otrzymamy całkiem pokaźną liczbę tytułów, do których scenariusze pisał Snyder. Jak sprawdził się w Batmanie? Przyznam szczerze, że początek nie był najlepszy, ale wraz z rozwojem akcji historia wciągała mnie coraz bardziej. Sam pomysł, aby uderzyć w Batmana z wykorzystaniem jego najbliższych – choć niezbyt oryginalny – jest udany, aczkolwiek finałowa scena nieco zawodzi prostotą w jaką ten zniweczył plan, nad którym Joker pracował rok czasu. Na plus można zaliczyć też to w jaki sposób Snyder przedstawił samego Jokera. Jeszcze nigdy nie był on chyba tak bezwzględny i szalony jak teraz. Niekiedy jego brutalność przekracza wszelkie granice, ze szczególnym upodobaniem do zabijania... koni. Jeden ginie od strzału w głowę, drugi jest żywcem podpalony i wypuszczony jako pułapka… Tak, niektóre sceny są naprawdę mocne i wstrząsające.
Osobiście mam również ogromną słabość do komiksów, gdzie w jednej opowieści znajduje się miejsce dla wielu postaci. Z ogromną przyjemnością obserwowałem więc kultowego Pingwina, Ridlera czy Dwie Twarze, którzy wspólnie z Jokerem chcieli zgładzić Batmana. Ten zresztą również nie był osamotniony, dzięki czemu po drugiej stronie barykady oglądaliśmy jego bliskich towarzyszy (tytułową rodzinę) jak Red Robin czy Batgirl. Nie mogło też zabraknąć miejsca dla Alfreda, który odgrywa w opowieści bardzo ważną rolę. Dla mnie taka ilość bohaterów i łotrów jest plusem komiksu, ale dla kogoś innego może być to wada. Przy lekturze komiksu w uprzywilejowanej sytuacji są ci, którzy znają wcześniejsze losy Batmana. Dla mnie grupa sprzymierzeńców Nietoperza jest dość mocno anonimowa, co sprawia, że na ich losy patrzę z dużą dawką obojętności. Ogromny plus natomiast dla Snydera za nawiązania do dawnych, kultowych opowieści toczących się w Gotham.
Rysunkiem w Śmierci rodziny zajął się ten człowiek, który odpowiadał za nie również w dwóch poprzednich tytułach serii, czyli Mieście i Trybunale Sów – Greg Capullo. W tej kwestii również nie potrafię jednoznacznie ocenić stylu rysowania artysty. Z jednej strony Joker wygląda naprawdę szaleńczo, a sceny walk imponują dynamizmem, ale z drugiej strony zdarzają się rysunki, w których całkowicie odpuszczone są proporcje ludzkiego ciała. Raz nogi są chudsze od całej reszty, innym razem całe ciało przypomina szkielet. Nie do końca przemawiają tez do mnie twarze bohaterów „w cywilu” tj. bez masek. Harley Quinn też jakaś taka wyjątkowo aseksualna. Są to jednak mniej znaczące fragmenty całości, która jest naprawdę udana, a kilka plansz prezentuje się wręcz wybornie.
EDIT: Jak słusznie na forum gildii zauważył jeden z czytelników (dzięki Blaskowitz), rysunki tworzone są przez więcej niż jedna osoba. Greg Capullo to pierwszy z nich, natomiast te widziane z perspektywy Jokera rysował Jock. W ocenie ogólnej komiksu niewiele to zmienia, ale już oceniając umiejętności i styl Capullo korekta jest dość znacząca.
EDIT: Jak słusznie na forum gildii zauważył jeden z czytelników (dzięki Blaskowitz), rysunki tworzone są przez więcej niż jedna osoba. Greg Capullo to pierwszy z nich, natomiast te widziane z perspektywy Jokera rysował Jock. W ocenie ogólnej komiksu niewiele to zmienia, ale już oceniając umiejętności i styl Capullo korekta jest dość znacząca.
To co mnie całkowicie zaskoczyło przy tym tytule, to niezwykła brutalność w nim występująca. Krwi tu co nie miara, a pod koniec – w ostatecznej batalii – do głowy przyszło mi porównanie z… „Piłą”. Autorzy, co trzeba im oddać, doskonale dawkują tworzoną przez siebie atmosferę (oraz szaleństwo wypływające od Jokera) do tego stopnia, że w pewnym momencie złapałem się na tym, że kibicowałem Jokerowi, aby wykończył najbliższych Batmana. Wcześniej wspominałem również o krwawych morderstwach zwierząt i ludzi co niewątpliwie przekłada się na to, że komiks przeznaczony jest dla dorosłego czytelnika.
Warta podkreślenia jest jakość wydania komiksu. Egmont przyzwyczaił nas do tego, że jego albumy pod tym względem stoją na najwyższym poziomie, ale tutaj zaskoczeniem mogła być pomysłowa obwoluta, która wraz z twardą okładką robi kolosalne wrażenie. Mam tylko pewne obawy co do jakości materiału, z którego jest ona wykonana, gdyż w moim egzemplarzu w jednym miejscu była ona pęknięta już po otrzymaniu przesyłki z księgarni. Dobrym pomysłem jest też umieszczanie komiksu w folii, co pozwala uniknąć tzw. oglądaczy niezwykle irytujących komiksową brać :) W środku albumu poza samym komiksem znajdziemy galerię okładek, z których składa się ta zeszytowa mini seria czy szkice autorstwa Capullo. Egmont dorzucił również ulotkę z własnymi zapowiedziami na najbliższy rok.
Podsumowując – Batman: Śmierć rodziny to kawał naprawdę mocnego i mrocznego komiksu, przy którym nikt nie powinien się nudzić. Dobrze jest też znać przy tym wcześniejsze losy tej postaci, gdyż możemy wtedy wyłapać wiele smaczków, a do tego występujące postacie nie będą dla nas tak anonimowe. Czy historia ta przejdzie do kanonu historii umieszczonych w uniwersum Batmana nie wiem, ale miło było znów widzieć Jokera i jego szaleńczą (tutaj jak nigdy wcześniej) twarz.
Batman: Śmierć rodziny
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunek: Greg Capullo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie I: 4/2014
Tytuł oryginalny: Batman vol. 3: Death of the Family
Wydawca oryginalny: DC Comics
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 176
Format: 170x260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328102262
Cena z okładki: 75 zł (w "weltbildowej" promocji dużo mniej heh)
Rysunek: Greg Capullo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie I: 4/2014
Tytuł oryginalny: Batman vol. 3: Death of the Family
Wydawca oryginalny: DC Comics
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 176
Format: 170x260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328102262
Cena z okładki: 75 zł (w "weltbildowej" promocji dużo mniej heh)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz