środa, 1 maja 2013

(Recenzja) Sin City - Miasto Grzechu

Przyznam się szczerze, że do tego tekstu przymierzałem się już od dobrych kilku dni i wciąż nie jestem przekonany czy podołam. Mierzyć się bowiem z wybitnym twórcą komiksowym Frankiem Millerem i jego kultowym dzieckiem Sin City nie jest rzeczą łatwą. Żadne słowa nie oddadzą klimatu tego dzieła.








Sin City jest komiksem – nie boje się użyć tego słowa – wybitnym. Mamy tu mroczny klimat, świetne rysunki, wartką akcje i bohatera (a w zasadzie antybohatera), który z pewnością nie jest jednowymiarowy. Tym samym dołączam do większości czytelników, którzy uważają tę pozycję za jedno z najwybitniejszych dzieł w historii komiksu.


W Mieście Grzechu nie zobaczycie ulizanych, lalusiowatych bohaterów i ugrzecznionych łotrów z magicznymi zdolnościami. Tutaj nic nie jest tylko czarne, lub jedynie białe. Główny bohater z jednej strony, w imię zemsty, z zimną krwią i czerpiąc z tego ogromną satysfakcję, potrafi pozbawić człowieka fragmentów jego ciała, obcinając je centymetr po centymetrze, a z drugiej nie dopuszcza do siebie możliwości, że mógłby uderzyć kobietę. 



To zresztą płeć piękna - w postaci niezwykle seksownej Goldie - jest przyczyną vendetty, którą prowadzi on w Mieście Grzechu. Po spędzonej wspólnie z nią i flaszką wódki nocy, budzi się on obok martwego "anioła", co natychmiast powoduje u niego chęć zemsty (pragnienie to jest jednym z nielicznych, jakie on rozumie i czuje) na jej mordercy. Jak się okaże w dalszej części historii, będzie to rozgrywka krwawa, brutalna i sięgająca najważniejszych osób w tym plugawym mieście.


Cały komiks utrzymany jest w konwencji noir. Mamy tu niesamowicie mroczny klimat, mamy femme fatale, jest doskonałe operowanie cieniami i ukazanie Basin City, jako miasta wypełnionego perwersją, gdzie główną atrakcją są niezliczone ilości prostytutek. Prawdziwe miejsce rozkoszy dla spragnionych seksualnych wrażeń. W mieście tym rządzi uduchowiony przestępca, policja jest równie zdeprawowana jak pospolite zbiry, a zdemoralizowani są nawet przedstawiciele kościoła, którzy uciechy, pieniądze i życie doczesne cenią bardziej niż wieczne zbawienie. Frank Miller, wszystkie te elementy połączył w doskonała opowieść, w której zakończenie nie może być uznane za klasyczny happy end (choć warto zadać sobie pytanie czy rzeczywiście nie jest to szczęśliwy koniec?).



Kormak w swojej recenzji komiksu dla portalu gildia.pl, wspomina o tym, że Marv mimo tego, że jest czarnym charakterem, to w Mieście Grzechu i tak może być uznany za postać pozytywną w porównaniu do innych, którzy biją go na głowę popełnionymi przez siebie zbrodniami. I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Basin City jest tak przesiąknięte złem, że Marv może uchodzić w nim za praworządnego obywatela.


Pisząc o tym komiksie nie sposób, nie wspomnieć o rysunkach wykonanych przez zdobywcę Nagrody Eisnera Franka Millera. Te są absolutnie genialne. Czarno - biała, niezwykle klimatyczna konwencja, wzmocniona dodatkowo ciekawymi zabiegami (rysowanie tła tylko w najbliższym sąsiedztwie postaci czy całostronicowe, minimalistyczne kadry), sprawiają, że poszczególne kadry śledzi się z zapartym tchem. Jerzy Szyłak nazwał (w prywatnej rozmowie) styl Millera „stylizacją”, którą on sam wymyślił, a kilku innych twórców stara się naśladować. W moim przekonaniu ich problem polega jednak na tym, że Miller jest tylko jeden i długo jeszcze nie doczekamy się rysownika, który będzie mógł  mu dorównać w tego typu pracach.




Rysownik ten wyraźnie bawi się konwencją i swoimi rysunkami, nie przejmując się panującymi zasadami. Wielokrotnie zaskakuje on tym swoich czytelników. Z jednej strony dostajemy kadry, gdzie z niezwykłą cierpliwością rysuje on kolejne cegły w murze, a za chwilę otrzymujemy planszę, gdzie nie ma żadnego tła, a jest za to do przesady minimalistyczna. Mi osobiście geniusz Millera ukazał się - w pełnej krasie - na rysunkach ukazujących ulewę przechodzącą nad Basin City. Kilka kolejnych kadrów, choć tak naprawdę złożone  tylko z kilku kresek, to prawdziwy majstersztyk, które mną absolutnie wstrząsnęły. Pierwszy z nich to kilka kresek prezentujących początek opadów, które z każdym kolejnym rysunkiem stają się coraz mocniejsze. Momentem kulminacyjnym jest postać Marv'a ukazana podczas tej ulewy. Trudno to wytłumaczyć, to trzeba zobaczyć.


Komiks ten jest niejako wprowadzeniem do kolejnych przygód dziejących się w Basin City i jest to zapowiedź niezwykła. Pierwotnie Sin City miało być zamknięta historią, jednak po sukcesie pierwszej części została ona znacznie rozbudowana - Marv jeszcze kilkukrotnie się w niej pojawia, ale nie jest już główną postacią. Podejrzewam, że nie znajdzie się wielu, którzy po lekturze tego komiksu nie zapragną zagłębić się w mroczny i brutalny klimat Miasta Grzechu, gdzie dobro zdecydowanie przegrało walkę ze złem.

PS do recenzji autorstwa Jerzego Szyłaka

Sin City / Miasto Grzechu #1 Trudne pożegnanie
 
Scenariusz: Frank Miller
Rysunek: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania polskiego: 8/2006
Tytuł oryginalny: Sin City
Wydawca oryginalny: Dark Horse Comics
Rok wydania oryginału: 1994
Liczba stron: 198
Format: B5
Oprawa: twarda
Papier: matowy
Druk: cz.-b.
Wydanie: II
Cena z okładki: 79,99 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz