Opowieści o Dzikim Zachodzie,
pojedynkach rewolwerowców rozgrywanych w samo południe przed Saloonem, Czerwone
i Blade Twarze czy napady na bank. Kogo z młodych chłopców nie
pociągały westerny? Ja w każdym razie byłem w grupie tych, którzy
z wypiekami na twarzy śledzili losy Winnetou czy bohaterów granych
przez Clinta Eastwood'a. Teraz mogłem wrócić na chwilę do tych
beztroskich czasów mojej młodości, za sprawą Roya.
Za scenariusz i rysunki odpowiedzialny jest wyśmienity artysta - Jacek Michalski. Nazwisko to gwarantuje, że komiks będzie udany. I tak jest w rzeczywistości. Roy to chwila naprawdę dobrej zabawy i jedyny poważny zarzut jaki mam pod adresem tego komiksu, to jego długość, a w zasadzie to, że za szybko się kończy. Roy to zaledwie 49 stron zeszytu w formacie B-5. Zdecydowanie za mało jak na tak dobrze narysowaną i poprowadzoną historię. Po zakończeniu lektury, odczuwa się spory niedosyt. Tak zresztą jest przeważnie przy komiksach Jacka Michalskiego. To samo napisałem recenzując Zagadki Metropolii.
Komiks utrzymany jest w czarno – białej konwencji, nie ma tu żadnych szarości, czy innych kolorów. Rysownik ma do dyspozycji tylko te dwie barwy i radzi sobie z nimi doskonale. Kadry są świetnie wycieniowane, a tła dość szczegółowe jak na tego typu pracę. To, że z rysowaniem ludzi Jacek Michalski radzi sobie doskonale, wszyscy wiemy. W Royu miał on okazję wykazać się, rysując zwierzęta - głównie konie - i trzeba przyznać, że i z tym poradził sobie świetnie. Czy to rysunki bardziej statyczne czy wręcz przeciwnie, mocno dynamiczne – jak upadek konia ciągnącego wóz lub pojedynek rewolwerowców – w każdym z nich widać, że autor włożył w nie całe serce i umiejętności. Warto również pamiętać, że komiks pochodzi z roku 1987 (wtedy został narysowany, wydany dwa lata później). Jacek Michalski był wtedy na początku swojej kariery rysownika komiksowego. Tym bardziej należą mu się ogromne brawa.
O czym opowiada Roy? Jak to w dobrym,
klasycznym westernie nie mogło zabraknąć bandy napadającej na
banki i pociągi wypełnione złotem. Jest też prywatna wendetta,
jest w końcu i piękna kobieta. Tytułowy bohater należy do szajki
dokonującej napadów. Po jednej z akcji postanawia on zakończyć
swój udział w tym procederze, na co nie chce zgodzić się herszt
bandy. Między tymi dwoma postaciami dochodzi do pojedynku, z którego
zwycięsko wychodzi Roy. Postanawia on ukryć się na jakiś czas, do czasu wyciszenia sprawy (w napadach ginęli stróże prawa).
Wybiera do tego miasteczko, po którym kręci się dużo
przyjezdnych. Tam poznaję ponętną Miss Susan i od tego momentu ich
losy są ze sobą ściśle związane. To, jak łatwo się domyślić
dopiero początek tej wciągającej przygody, a sam bohater na tych
kilkudziesięciu stronach przechodzi znaczącą, wewnętrzną
przemianę.
Rysunki jak już wspomniałem są wyśmienite, poprawna jest również czcionka, wypełniająca dymki dialogowe. Mimo, że pisana odręcznie to bardzo czytelna. Zdarzyło się jednak, że znalazłem błąd ortograficzny, ale uznajmy to za wypadek przy pracy. Komiks nie ma może fajerwerków graficznych jak te znane z najnowszych komiksów, ale duszy i klimatu na pewno nie można mu odmówić. Oczywiście nie każdy odnajdzie się w takiej konwencji. Czytelnicy, którzy wychowani są i preferują nowości komiksowe w stylu Marvel Now, mogą czuć się rozczarowani. Pytanie tylko czy oni w ogóle będą chcieli zajrzeć do tego zeszytu? Wszystkim tym, którzy jednak chcą zobaczyć jak wyglądał komis w latach 80/90-tych mocno go polecam. Starsi czytelnicy, którzy w dzieciństwie śledzili westerny i zaczytywali się w powieściach Karola Maya z pewnością będą zachwyceni, a lektura Roya, będzie dla nich taką sentymentalną podróżą w czasie do lat swojej młodości. Ci z pewnością docenią ten komiks. Western był bowiem tym gatunkiem, który łączył kiedyś pokolenie obecnych 30-latków z dzisiejszymi 40, a nawet 50-latkami. Ja sam do dziś pamiętam jak w młodości oglądałem – mimo dużej różnicy wieku - wraz z Ojcem filmy o przygodach Old Shatterhand'a. Co więcej, obydwaj śledziliśmy je z wypiekami na twarzy.
Zaskakujące jest zaskoczenie komiksu,
w którym nie zaznamy klasycznego happy endu. Nie będe Wam go
zdradzał. Być może ktoś sięgnie po ten zeszyt, więc nie chce psuć zabawy. Ogromny plus za tego typu finał historii dla
scenarzysty.
Na koniec jeszcze dwie ciekawostki. Jedna z nich rzuciła mi się w oczy już podczas pobieżnego przeglądania, a jest nią nakład komiksu. Wydawnictwo AKAR opublikowało przygody Roya w ilości 100 000 sztuk! Przyznacie, że liczba robi ogromne wrażenie i w dzisiejszych czasach jest chyba nieosiągalna przy polskich komiksach. Lata 80/90-te były niewątpliwie dobrym okresem dla rysowników. Nie mogło być jednak inaczej, jeśli w każdej szkolnej czy rejonowej bibliotece były dostępne sterty komiksów, które można było do woli wypożyczać i zaczytywać się za darmo w kolejnych rysowanych historiach. Dziś jak to wygląda każdy widzi.
Swoją drogą, wtedy podawało się do publicznej wiadomości ilość nakładu, obecnie jest to informacja raczej tajna, danych takich się nie publikuje.
Druga sprawa, która mnie zaintrygowała to postać Roya narysowana na okładce. Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie czy coś w tym jest, ale twarz osoby siedzącej na koniu przypomina mi prawdziwą twarz artysty. Celowy zabieg czy zbieg okoliczności?
O jakości wydania nie ma sensu za wiele pisać, gdyż były to zupełnie inne czasy. Miękka okładka, papier miernej jakości i okładka bez fajerwerków graficznych. Czy komuś to jednak wtedy przeszkadzało? Raczej nie i dziś również osoby, które zdecydują się na zakup tego komiksu, przymkną oko na tego typu drobne niedoskonałości. Ciekawie prezentuje się za to druga strona komiksu, gdzie umieszczony jest, napisany prostą czcionką tytuł oraz rysunek samotnego jeźdźca na koniu oprawionego charakterystyczną ramką
Podsumowując – polecam zapoznanie się z tą historią, pamiętając jednak, że od jej publikacji minęły 24 lata... Młodsi mogą zapoznać się z historią polskiego komiksu, a starsi odbyć podróż w czasie do minionej epoki, kiedy to bawili się z kolegami i koleżankami w Indian i strzelali z plastikowych łuków do tarcz.
Roy
Scenariusz: Jacek Michalskiego
Rysunki: Jacek Michalskiego
Ilość stron: 49
Wydawnictwo: AKAR
I Wydanie: 1989
Nakład: 100 000
Format: B5
Papier: Offestowy kl. III
Witam
OdpowiedzUsuńTaka drobna uwaga. Był Old Shatterhand i Old Surehand, ale nie było Old Suterhanda.
pzdr
Piotr
Tak masz rację,
Usuńdrobna literówka. Już poprawione. Dzięki za zwrócenie uwagi.
Pozdrawiam
Jarosław_D