R. Zaręba, młoda gwardia RCK, Z. Similak i moja skromna osoba podczas MFKiG 2016 |
1) Półka z Kulturą: Na początek zapytam Cię o zmianę nazwy. Zauważyłem, że nazwa Wydawnictwo Roberta Zaręby została podmieniona na Kameleon. Skąd ta zmiana i dlaczego zdecydowałeś się na taki krok?
Robert Zaręba: To nie pierwsza zmiana nazwy naszego wydawnictwa. Początkowo nazywało się ono „Radompress”, ale po kilku latach działalności radomscy rajcowie przyjęli uchwałę zakazującą używania nazwy miasta w nazwach prywatnych przedsiębiorstw. Wydawnictwo było wtedy kojarzone z napisanymi przeze mnie pozycjami edukacyjnymi (w sumie po to właśnie powstało) więc ze względów marketingowych postanowiłem je nazwać „Wydawnictwo Roberta Zaręby”.
Później zająłem się innymi sprawami, zaś wydawnictwo zeszło na dalszy plan, funkcjonując nieprzerwanie przez przeszło 20 lat, ale już hobbystycznie, spełniając głównie moje intelektualne zachcianki.
Obecnie wydawanie książek i komiksów ponownie wysunęło się na pierwszy plan, a że swoją ofertę kierujemy głównie do młodego i najmłodszego czytelnika, to zarówno nowa nazwa jak i kolorowe logo wydawnictwa wydaje nam się odpowiednie.
2) PzK: Do tej pory zdecydowana większość Twoich komiksów dedykowana była starszym czytelnikom. Od jakiegoś czasu zauważyć jednak można, że coraz więcej tworzysz dla osób młodszych. To zabieg czysto finansowy czy coś innego (np. chęć wychowania nowego pokolenia komiksiarzy) skłoniło Cię do tego, że komiksu dedykujesz dzieciom?
RZ: Poszerzenie naszej oferty o komiksy dla dzieci i młodzieży (np. „Bajki Ezopa”, „Tim i Tom na Dzikim Zachodzie” czy reedycje komiksów historycznych Zygmunta Similaka) to przede wszystkim zabieg komercyjny, ale oczywiście bardzo byśmy chcieli wygrać walkę o dusze dzieciaków nie tylko z komiksową konkurencją, która ostatnio wydała kilka świetnych rzeczy, ale i ze smartfonami, tabletami, telewizorami, itd.
W społeczeństwie, w którym w ubiegłym roku prawie 70% ludzi nie przeczytało żadnej książki nie będzie to łatwe zadanie. Tym bardziej, że szerzący się w zastraszającym tempie wtórny analfabetyzm przedkłada się na preferencje zakupowe społeczeństwa. Rodzicowi, który bez mrugnięcia powiek wydaje 20 zł na zastrugany patyk, plastikowy pistolet czy gofra z podwójną bitą śmietaną, omal serce nie pęknie, gdy tę samą kwotę ma wydać na pięknie wydany komiks. Kiedy się jest świadkiem takich sytuacji, ciężko później zmotywować się do pracy nad kolejnym kosztownym i czasochłonnym projektem komiksowym.
"Krucjaty" |
3) PzK: Poza „starymi” twarzami jak Cabała czy Similak ostatnio dajesz też publikować innym np. Kleszczowi. Jak wygląda nawiązywanie współpracy z artystami komiksowymi w Twoim wydawnictwie? To Ty proponujesz im pracę czy to komiksiarze odzywają się do Ciebie?
Twórcy najczęściej zgłaszają się do nas z gotowymi projektami, przy których pozostaje nam tylko zrobić niezbędną korektę (czasem redakcję), a następnie nadać im numery ISBN i wysłać do drukarni. Oczywiście pod warunkiem, że komiks nam się spodoba.
Czasem to ja poszukuję Twórców do realizacji własnych projektów. Śledzę na bieżąco co dzieje się na polskiej scenie komiksowej i kiedy mam jakiś pomysł, zazwyczaj mam też w głowie listę rysowników, którzy by się najlepiej do tego nadawali. No i staram się ich przekonać do współpracy. Nad naszym ostatnim projektem „Nędzole” pracowało 11 rysowników, w części już wcześniej związanych ze „Strefą Komiksu” (Tomasz Kleszcz, Artur Chochowski, Paweł Gierczak, bracia Nikodem i Patryk Cabałowie), ale pojawiły się też nowe nazwiska, dla których był to debiut w „Strefie Komiksu” (Nicole Komorek, Krzysztof Budziejewski, Grzegorz Kaczmarczyk, Mariusz Moroz, Mariusz Zabdyr. Łukasz Rydzewski).
4) PzK Jest ktoś z kim współpracuje Ci się najlepiej?
RZ: Ze wszystkimi rysownikami dobrze mi się współpracuje. Komiks to wciąż hobby, które ma sprawiać przyjemność i dawać radość, więc staram się stworzyć dobrą atmosferę do pracy.
Nietrudno jednak zauważyć, że najważniejsze projekty realizuję z Zygmuntem Similakiem. Od kilku lat pracujemy nad komiksami historycznymi, takimi jak: "Smert' Lachom”, „Krucjaty”, „Zakon”. To obszerne, ponad stu stronicowe „cegły” nie mające swojego odpowiednika w polskim komiksie. Gdyby nie Pan Zygmunt zrealizowanie tych projektów byłoby niemożliwe.
5) PzK: Jako scenarzysta starasz się dawać jak najwięcej wolnej ręki rysownikowi czy wręcz odwrotnie dostaje on skrypt, którego chcesz, aby sztywno się trzymał?
RZ: Zazwyczaj pisząc scenariusz dokładnie widzę poszczególne plansze, ich kompozycję i podział na kadry. Dlatego staram się to wszystko jak najdokładniej opisać, a kiedy trzeba, potrafię też to naszkicować Czasem jednak zagęszczenie treści, a co za tym idzie ilość szczegółów w kadrze jest tak duża, że rysownicy nie mieszczą się w zaplanowanej ilości kadrów i stron, Wtedy zachęcam ich, aby wprowadzali własne rozwiązania.
6) PzK: Jak pracujesz nad scenariuszem komiksowym? Ile przeważnie trwa jego przygotowanie?
RZ: Mam dużo pomysłów na komiksy a ich wachlarz tematyczny jest bardzo szeroki, od komiksów historycznych, przez komiksy obyczajowe i sensacyjne, po science fiction i fantasy. Inspiruje mnie wszystko: wydarzenia, rozmowy, lektury, artykuły prasowe. Ciągle też poszukuję nowych możliwości, czego efektem są choćby „Nędzole” (komiksowa adaptacja autobiograficznej powieści Zbigniewa Masternaka). Te pomysły kłębią się w mojej głowie, a kiedy któryś z nich się dostatecznie wykrystalizuje i dojrzeje do realizacji, przysiadam do pracy. Wtedy wokół idei, którą chcę przekazać czytelnikom, wymyślam fabułę i rozpisuję kluczowe sceny, bez których komiks nie mógłby zaistnieć. Tworzę w ten sposób konstrukcję nośną. Kiedy szkielet jest już gotowy, okładamy go mięsem, czyli wrysowujemy sceny spajające wszystko w jedną całość. To ważny etap pracy, szczególnie w przypadku komiksów historycznych, gdyż to właśnie te sceny niosą główny ciężar narracji, nadają mu głębszy sens i odpowiednią dramaturgię. Umieszczamy też na nich informacje historyczne, odrysowujemy kontekst, bez którego historia opisana w komiksie byłaby zawieszona w próżni. Ostatnim etapem jest przyoblekanie ciała w skórę, podczas którego, dodając pojedyncze plansze, wyrównujemy rytm opowieści, dzięki czemu historię czyta się płynnie. Na koniec makijaż czyli redakcja i korekta.
Stoisko podczas Festiwalu IPN |
7) PzK: Czym w praktyce (dla scenarzysty) różni się stworzenie komiksu opartego na faktach a takim, który jest czystą rozrywką (s-f tudzież komiks akcji)?
RZ: Praca nad komiksem historycznym zawsze jest wielkim wyzwaniem. Staram się pokazać historię w sposób totalny, w szerokim kontekście historycznym, zrozumieć przyczyny wydarzeń i ukazać ich konsekwencje. Staram się też pokazać cały bezsens i okrucieństwo wojen.
Komiks fantastyczny, humorystyczny czy sensacyjny, jest robiony dla rozrywki odbiorcy. Mimo to zawsze staramy się przemycić w nich, w sposób nienachalny, jakieś nawiązania kulturowe i gdzie tylko się da dodać drugie dno, zawrzeć trochę ironii, parodii, pastiszu. I nigdy nie zapominam o człowieku, o jego podłej i przewrotnej naturze, o jego pędzie ku samozagładzie. Jestem ideowym spadkobiercą Samarango, Celinea, Hellera, Hłaski, Kosińskiego i nie mam większych złudzeń co do natury gatunku ludzkiego.
8) PzK: Wydajesz komiksy już od wielu lat. Jak Ty oceniłbyś to co dzieje się na rynku obecnie. Jakie zauważalne zmiany nastąpiły na przestrzeni tych wszystkich lat?
RZ: Na przestrzeni ostatnich lat chyba niewiele się zmieniło. Komiks polski stacza się w niebyt po równi pochyłej i nie widać symptomów niczego, co mogłyby ten proces powstrzymać. Obecnie jesteśmy w sytuacji, w której wydawnictwa niezależne, czyli nie podpięte pod państwowy mecenat, nie są w stanie sfinansować większego rodzimego projektu od początku do końca, na przyzwoitych, zadowalających twórców warunkach. Jeśli coś się nie zmieni, niebawem polskie komiksy będą wydawać tylko instytucje publiczne, wydawnictwa zasilane z pieniędzy podatnika oraz okazjonalnie wydawnictwa książkowe, traktujące komiks jako ekskluzywną formę promocji.
Rodzimy rynek coraz skuteczniej dobija zalew komiksów zagranicznych: amerykańskich, frankońskich i japońskiej mangi. Liczne wydania światowej klasyki i najpoczytniejszych międzynarodowych hitów (najlepszych spośród tysięcy okazujących się na całym świecie tytułów), w dodatku szeroko wypromowanych dzięki głośnym nagrodom i hollywoodzkim adaptacjom filmowym. Jakby tego było mało, w przeciwieństwie do polskich produkcji, tytuły te są szeroko dostępne nie tylko w Internecie i księgarniach komiksowych, ale i w dużych księgarniach sieciowych, salonikach prasowych, a nawet marketach. Ich wysokie nakłady uruchamiają efekt skali, co procentuje wysokim poziomem edytorskim i atrakcyjnymi cenami. Ta masa tytułów „rozjeżdża” tych kilka rachitycznych wydawnictw specjalizujących się w polskich komiksach, które w żaden sposób nie są w stanie z nimi konkurować. Tym bardziej, że zagraniczne rynki są zamknięte na polskie produkcje komiksowe. Dla świata zachodniego jesteśmy peryferiami, intelektualnym zadupiem, bez kultury którego mogą się obejść. Przypomina to sytuację z okresu II wojny, kiedy Niemcy grabili polskie muzea, kradnąc z nich dzieła zachodnich mistrzów, zaś prace naszych artystów albo pozostawiając w spokoju, albo niszcząc bezrefleksyjnie. Po prostu nie uważali ich za sztukę, ale za coś wtórnego, za bezwartościowy kicz.
9) PzK: Niewątpliwie mamy obecnie boom na komiksy. Czy przekłada się to na sprzedaż Twoich komiksów czy raczej klientów „zabiera” amerykańskie superhero?
RZ: Komiksy ze „Strefy Komiksu” sprzedawały się ostatnio trochę lepiej, ale wiązałbym to raczej ze wzrostem naszej aktywności na „rynku” niż z rynkowym trendem. Byliśmy obecni na wszystkich większych konwentach komiksowych, fantastycznych i targach książki. Wystarczyło jednak, że nasza aktywność trochę spadła, a sprzedaż naszych komiksów powróciła do normy. Nie sądzę więc, aby boom w jakiś istotny sposób wpłynął na sprzedaż polskich komiksów. A skoro obroty na rynku wzrosły, to beneficjantem tego zjawiska musiał być ktoś inny. Myślę, że właśnie amerykański komiks superbohaterski.
10) PzK: „Smert Lachom” to niewątpliwy sukces wydawniczy. Co poza tym komiksem sprzedawało się najlepiej?
RZ: „Smert' Lachom” w ostatnich latach była naszym zdecydowanym liderem. Pierwszy nakład sprzedał się szybko, a w tej chwili powoli wyczerpuje się jego dodruk.
Dobrze sprzedają się też „Bajki Ezopa” oraz „Likwidator kontra Kaczystan”. Pierwszy tytuł ze względu na swą wyjątkowość, zaś na dobry wynik drugiego zapracowały obszerne artykuły na jego temat w prasie, głównie w „Newsweeku” i „Gazecie Wyborczej”.
Sporo obiecujemy sobie także po „Rycerzu Ciernistego Krzewu” i „Nędzolach”, których niewielka początkowo sprzedaż, powoli, ale systematycznie wzrasta.
Ze starszych pozycji wciąż dobrze sprzedaje się „Mrok”, „Gwiezdne bezdroża”, komiksowa trylogia „Triumwirat” oraz autobiograficzne komiksy Zygmunta Similaka: „Historie okupacyjne” i „W cieniu gwiazdy”. W 2017 roku planujemy wypuścić drugie wydania tych wyjątkowych pozycji łódzkiego artysty, tym razem w kolorze i z dodatkowymi scenami.
11) PzK: Czy sukces tego „Smert Lachom” przełożył się jakoś na sprzedaż innych Twoich komiksów?
RZ: Nie sądzę. "Smert' Lachom" trafia głównie do ludzi spoza środowiska komiksowego, dla których najważniejsza jest sama treść (temat) zaś forma (czyli komiks) jest sprawą drugorzędną. Wielu z nich od lat nie czytało żadnego komiksu, a kojarząc go głównie ze wspomnieniem „Tytusa” czy „Thorgala”, są mocno zaskoczeni, że powstał komiks na tak kontrowersyjny temat. Czasem nawet ludzie, szczególnie starszej daty, są oburzeni, że tak błahe medium jak komiks porusza tak poważny temat, jak ludobójstwo.
12) PzK: Ze względu na komiksy Ryszarda Dąbrowskiego, którego wydajesz można (?) ocenić Twoje wydawnictwo, jako nieco lewicowe czy antyklerykalne. Dla Ciebie jest to w jakiś sposób oddanie Twoich poglądów czy są to tylko komiksy i nic więcej za tym nie idzie, a równie dobrze mógłbyś wydać choćby takiego Jana Hardego?
RZ: Kiedy z Arturem Chochowskim zrobiliśmy dla IPN-u „Drągala” lewicująca część środowiska komiksowego wieszała na nas psy i miała za nacjonalistów, na prawo od których już tylko betonowa ściana. I wtedy jakoś żaden „patriota” nie stanął w naszej obronie. Po wydaniu komiksów Rycha, głównie „Prawdy smoleńskiej” i „Komiksów na NIE” prawicowi czytelnicy nawoływali do bojkotu naszych publikacji. Ci z drugiej strony barykady także wtedy milczeli. Dlaczego więc ma mnie to wszystko obchodzić?
Mój światopogląd jest konglomeratem różnych idei i nie identyfikuję się z żadną partią ani z żadnym ruchem politycznym. Do tej pory wydawałem to, co uważam za dobre i także w przyszłości nic się w tej kwestii nie zmieni.
Jeśli zaś chodzi o „Hardego”, to jasne, że bym go wydał. To niezły komiks :)
13) PzK: Udzielasz się nie tylko jako wydawca, ale też jako scenarzysta. Którą z tych ról wolisz bardziej i dlaczego?
RZ: Oczywiście scenarzysty. Dla mnie tworzenie jest celem, a wydanie tylko środkiem do niego.
14) PzK: Od jakiegoś czasu zauważalna jest również poprawa jakości wydań Strefy Komiksu. Nie obrażając kiedyś przypominały one wydania zinowe, a dziś często są to piękne albumy, będące ozdobą półki. Czym podyktowana jest zmiana strategii wydawniczej (jeśli można o niej tak pisać)?
RZ: Standardy wydawnicze znacznie wzrosły w ostatnich czasach, chcąc więc dotrzymać kroku innym, trzeba się do nich dostosować. Spadły też ceny druku i za te same pieniądze co kilka lat temu można mieć obecnie produkt znacznie wyższej jakości.
Poza tym komiksiarze to esteci, których potrzeba obcowania z pięknem nie ogranicza się tylko do samej istoty dzieła sztuki, ale także do tego, jak jest ono podane i w co zapakowane. Do tej pory to lekceważyłem, ale teraz zmieniłem zdanie. Dlatego z jednej strony podnieśliśmy jakość wydania nowych komiksów, z drugiej zaś chcemy wydać starsze tytuły w nowym standardzie (na początek te, których nakłady się wyczerpały).
"Nędzole" |
15) PzK: Czytujesz komiksy (śmiech)?
RZ: Oczywiście, czytam wszystko jak leci.
16) PzK: W takim razie, które najbardziej trafiają w Twój gust?
RZ: Najwyżej cenię komiksy humorystyczne, takie jak: „Lobo”, „Likwidator”, „Wilqu”, „Asterix”, „Lucky Luke”, „Garfield”, komiksy Krzysztofa Baranowskiego, „Gaston”, „Kajko i Kokosz” (oraz „Kajtek i Koko”), „Iznogud”, „Jeż Jerzy”, komiksy Prosiaka, „Nabuchodinozaur”, „Tytus Romek i A'Tomek”, „Redaktor Szwędak”. Moje ulubione komiksy fantastyczne i sensacyjne, to między innymi: „Armada”, manga „Heat”, „Azymut”, „Szinkiel”, „Kroniki Nikopola”, „Tetralogia Potwora”, „Incal”, „Biocosmosis”, „Yens”, „Rork”, „Pomidorowa”, „Joe Constantin”, „Lucyfer”, „W poszukiwaniu Ptaka Czasu”, „Sin City”. Z komiksów obyczajowych i historycznych największe wrażenie zrobiły na mnie komiksy Eisnera, „Black Hole”, „Osiedle Swoboda”, „Persepolis”, „Blankets”, „Kurczak ze śliwkami”, „Arab przyszłości”, „Biały Potok”, „Kot Rabina”, „Pinokio”, „Ikibus”, „Maus”, „Kampinos”, „Janosik”, „Westerplatte”. Duży sentyment mam także do komiksów młodzieżowych, takich jak „Kid Paddle”, „Titeuf”, „Mały Sprytek”, „Merlin”.
17) PzK: Jeździsz sporo po festiwalach jak MFKiG czy ten organizowany przez IPN. Jak oceniasz tego typu eventy?
RZ: W tej chwili mam bardzo mieszane uczucia. Oczywiście takie imprezy to istotna forma promocji i dystrybucji naszych komiksów, ale wszystko rozbija się o koszty. W przypadku większości imprez ledwo zwracają nam się poniesione wydatki, a bywa, że i trzeba dołożyć. Dlatego w nadchodzącym roku skupimy się tylko na tych największych i najważniejszych imprezach.
Natomiast bardzo fajnie jest spotkać się z czytelnikiem w cztery oczy i porozmawiać. Spotykamy sporo naszych fanów, ale także komiksiarzy, którzy choć czytają dużo komiksów, to z komiksami ze „Strefy Komiksu” do tej pory się nie zetknęli, bądź mieli z nimi kontakt sporadyczny. Zdarza się też, że niektórzy bywalcy takich imprez, szczególnie podczas targów książek, mają w ręku komiks po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Wychowani na polskiej klasyce komiksowej nagle zderzają się ze współczesnym polskim komiksem, takim jak: „Mrok”, „Pomidorowa”, „Smert' Lachom” , „Likwidator” czy komiksami Pawła Gierczaka. Jak nietrudno zgadnąć, bywa to dla nich traumatyczne przeżycie. Niektórzy wdają się z nami w polemiki polityczne („Panie, długo pan tymi komiksami nie pohandlujesz!”), próbują nas pouczać („Trzydzieści lat temu czytałem „Thorgala”, więc o komiksach wiem wszystko!”) lub uświadamiają nam naszą nicość i uczą pokory („Nie ma pan jakichś książek, bo mój wnuczek już umie czytać?”). Osobną grupę stanowią młodzi Ukraińcy studiujący lub pracujący w Polsce, dla których wydarzenia opisane w „Smert' Lachom” są całkowitym novum, gdyż neobanderowskie władze ich kraju forsują zupełnie inną narrację historyczną. Tak więc czasem bywa strasznie, ale częściej zabawnie.
18) PzK: Zapytam w sposób nieco trochę prowokatorski. Nie czujesz żalu do organizatorów MFKiG, że nie zapraszają Cię do Łodzi jako twórcę i wydawcę? Działasz prężnie, a w Łodzi (popraw mnie jeśli się mylę), można się z Tobą spotkać jedynie na stoisku sprzedażowym. Jak myślisz z czego to wynika?
RZ: Z tego co się orientuję (ale mogę się mylić, bo słabo jestem osadzony w środowisku), to działa nieco inaczej. To na wydawcy spoczywa obowiązek zgłoszenia i przygotowania spotkania, zaproszenie autorów i zagwarantowanie im transportu, noclegu i wejściówek, postaranie się o osobę prowadzącego, przygotowanie plakatów i ulotek informujących o spotkaniu, nagłośnienie spotkania w necie, zaś rola organizatorów ogranicza się wyłącznie do zarezerwowania sali.
Kilkakrotnie chciałem przygotować takie spotkanie połączone z premierą komiksów Pana Zygmunta, ale sam autor zawsze wymawiał się złym stanem zdrowia. Na szczęście zazwyczaj jego obawy były nieuzasadnione i kilkakrotnie pojawiał się podczas imprezy, jak choćby w ostatnim roku. Niestety, takie spotkanie trzeba zgłosić dużo wcześniej. Myślę, ze w przyszłym roku coś z tym tematem zrobimy.
R. Zaręba przy swoim stoisku |
19) PzK: Bardzo dużo miejsca poświęcasz w swoich komiksach historii. Jak z Twojej perspektywy wygląda zainteresowanie tego typu komiksem i dlaczego, aż tyle miejsca mu poświęcasz?
RZ: Lubię historię i chciałbym w komiksie opowiedzieć o kilku wydarzeniach, które mnie fascynują, a których nikt przede mną w komiksie nie podnosił. Tak było w przypadku „żołnierzy wyklętych”, ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej czy wypraw krzyżowych (ten akurat temat nie jest w komiksie nowy i o krucjatach powstało kilka niezłych komiksów, ale nikt nie umieścił ich w tak szerokim kontekście historycznym, jak robimy to my).
Polacy kochają historię i wystarczy odwiedzić arkady Kubickiego podczas trwania Targów Książki Historycznej w Warszawie, aby się o tym przekonać. Setki wydawców, tysiące nowych tytułów, dziesiątki tysięcy czytelników obładowanych reklamówkami pełnymi zakupionych na imprezie książek. To wszystko robi niesamowite wrażenie.
Co zaś do zainteresowania komiksem historycznym, to cały czas rozmawiamy z perspektywy getta liczącego kilka, w porywach kilkanaście tysięcy fanów. Zresztą, wystarczy dla przeciwwagi odwiedzić Festiwal Komiksu Historycznego w Warszawie organizowany przez IPN. Choć organizatorzy bardzo się starają, to mówiąc eufemistycznie, szału frekwencyjnego nie ma.
20) PzK: Kiedy możemy spodziewać się Krucjat, które zapowiadają się jako naprawdę gruba księga?
RZ: Prace nad „Krucjatami” rozpoczęły się przeszło dwa lata temu od konieczności wprowadzenia drobnych poprawek do komiksu „Bitwa pod Grunwaldem”. Narysowany trzy dekady temu short, aż prosił się o mały lifting, tym bardziej, że był zbyt krótki, aby funkcjonował jako samodzielny album. Postanowiliśmy więc przy okazji dodać kontekst historyczny sławetnej bitwy oraz genezę konfliktu Polsko - Krzyżackiego. No i się zaczęło.
Powstawały kolejne epizody, aż pewnego dnia zadzwonił do mnie pan Zygmunt z uwagą, że mamy już 80 plansz komiksu i nie pojawił się w nim jeszcze żaden Krzyżak. I stąd pomysł, aby najpierw zrobić komiks o krucjatach (Zakon Krzyżacki powstał podczas III wyprawy krzyżowej pod murami Akki), a później dopiero o samym Zakonie. „Krucjaty – Bóg tak chce!” pojawią się w pierwszym kwartale 2017 roku.
21) PzK: Jakie są według Ciebie plusy i minusy polskiej sceny komiksowej?
RZ: O minusach już wspomniałem. Plusem jest chyba tylko nieorganiczna wolność twórcza. Jako twórca mogę robić co chcę i jak chcę, gdyż na moje poczynania nie ma wpływu rynek. Nie ma tej presji, że jeśli podporządkuję się oczekiwaniom czytelników, recenzentów czy krytyków, to sprzedam więcej komiksów. To duży komfort i bardzo go sobie chwalę (choć to oczywiście takie szczęście w nieszczęściu).
"Smert Lachom" |
22) PzK: Chciałbym na chwilę wrócić do Twojego rozstania z "Incognito". Pytałem o to obecnych wydawców, zapytam i Ciebie. Dlaczego doszło do rozstania tego bohatera ze Strefą Komiksu?
RZ: „Incognito” zadebiutował na papierze w naszej antologii „Superhero” i zrobił na czytelnikach bardzo dobre wrażenie. Wydaliśmy więc dwa albumy w formacie A4 (których nakład jest na wyczerpaniu), ale taka forma nie przypadła autorom do gustu. Może twórcy widzą większy potencjał w szczytówkach, a może zależało im na kolorze lub lepszej jakości druku, której wtedy nie mogłem im zagwarantować? To był nasz pierwszy i jak do tej pory ostatni wspólny projekt, bo kolejne zeszyty wyszły już pod szyldem innego wydawnictwa. To decyzja autorów, którą ja szanuję. Najważniejsze, że komiks nadal się ukazuje i ma wciąż rosnące grono fanów. Trzymam kciuki za ten projekt.
23) PzK: Jakie plany na najbliższą przyszłość?
Najważniejszym projektem nadchodzącego roku będą oczywiście „Krucjaty”. To mocny, realistyczny komiks o pierwszej wyprawie krzyżowej, którego akcja rozpoczyna się 1000 lat przed narodzinami Chrystusa. Komiks będzie liczył około 160 stron gęstego komiksu i będzie to prawdziwa czytelnicza uczta. Pozycja obowiązkowa dla tych wszystkich czytelników, którym podobało się „Smert' Lachom”. W roku 2017 zaznaczymy także swoją obecność na rynkach poza granicami naszego kraju Pierwszym tytułem, który ukaże się na rynku niemieckim, będą „Nędzole”. Mamy już wydawcę, a po Nowym Roku ruszają prace nad przekładem.
Jak już wspomniałem, chcemy też wydać w nowym standardzie kilka naszych wcześniejszych komiksów, między innymi komiksy Zygmunta Similaka („Historie okupacyjne”, „W cieniu gwiazdy”, „Bitwę pod Grunwaldem”) oraz Ryszarda Dąbrowskiego (komiksy o „Likwidatorze”, których nakłady się wyczerpały).
Ale przede wszystkim rok 2017 w „Strefie Komiksu” będzie stał pod znakiem dokończenia projektów zaczętych we wcześniejszych latach, ale z różnych powodów przekładanych. Wreszcie dokończymy „Mrok” i „Exodus” oraz wznowimy pracę nad „Gwiezdnymi bezdrożami – część 2”.
No i tradycyjnie mamy dla czytelników kilka niespodzianek.
Dziękuję za rozmowę.
Życzę samych sukcesów :D
OdpowiedzUsuń