Simone Moro to w środowisku zdobywców najwyższych gór człowiek – legenda. Jako jedyny zdobył zimą cztery ośmiotysięczniki i tego rekordu już nikt mu nie odbierze. Ponadto bardzo żywo w pamięci jest jego spektakularny sukces z 2016 roku, kiedy to „padła” Nanga Parbat, przedostatnia góra niezdobyta zimą. W tej chwili opiera się jedynie K2, na którą to górę chrapkę, ma również Adam Bielecki. Wyścig o ostatni szczyt wciąż trwa.
Pytanie tylko co po tym? Jak zagospodarować swój czas, gdy za nami pozostanie etap zdobywania najwyższych szczytów? Co robić wówczas i jak spożytkować swoją energię w sposób konstruktywny? Simone Moro, znany ze swojej kreatywności (w końcu to on napisał książkę w trakcie próby zdobycia Nanga Parbat) znalazł odpowiedź na to pytanie, zostając pilotem helikoptera. Swoją drogę od początkującego fascynata lataniem, poprzez mierzenie się z rzucanymi, pod nogami kłodami, a kończąc na zdobyciu upragnionej licencji, opisał w swojej najnowszej książce „Misja helikopter”. Niezbyt długa, bo licząca sobie nieco ponad dwieście stron książka jest zapisem przeżyć Simone, podczas lotów śmigłowcem w górskich warunkach. To jednak nie tylko książka o tym. Włoch bardzo umiejętnie wplata w tzw. międzyczasie opowieści o górskich akcjach, w których brał udział, a także o niektórych wypadkach, których był świadkiem. Piszę on o tym nieprzypadkowo, gdyż swoją miłość do gór i do latania, postanowił połączyć, a helikopter miał być jego narzędziem, dzięki któremu będzie mógł pomagać nie tylko kolegom po fachu, czyli innym wspinaczom, ale również miejscowej ludności, która mieszkając nawet ponad 5000 m n.p.m. często nie ma szans nawet na zwykłą pomoc lekarską. Moro obserwując tę sytuację z bliska, wziął sobie za cel znalezienie sposobu na jej rozwiązanie.
„Misja helikopter” to nie tylko niezwykle wciągająca powieść oparta na faktach, ale też doskonały poradnik tego, jak radzić sobie z problemami. Moro ma, bowiem niesamowity dar motywowania ludzi do robienia rzeczy, które wydają się niemożliwe do wykonania. Z każdej kolejnej strony tej książki ta wiara uderza w czytelnika, napełniając go pozytywną energią do działania. Bardzo ciekawie Włoch skontrastował swoje podejście do problemów i do życia z tym, co spotyka go w jego rodzinnym kraju. Nie raz i nie dwa myślałem sobie, że nie tylko w Polsce nie wszystko jest na swoim miejscu, że nawet w tak cywilizowanym i rozwiniętym (a na pewno bogatszym) kraju są idiotyczne przepisy i jeszcze mniej inteligentni ludzie. Czytając tę książkę, czujemy pewną bliskość z Włochem, w końcu wielu z nas spotkało na swojej drodze bezdusznych urzędników i wymyślone przez nich przepisy, które stopują ludzkie działania. Włoch nie dał się żadnemu z nich, oddzielając ziarna od plew, i przekuwając każdy problem w jeszcze większą motywację. Został on przy tym bardzo szczery i bezpośredni, przez co w książce padają konkretne nazwiska i instytucje, które były tymi kłodami pod jego nogami. Plus dla niego za odwagę i szczerość, na którą nie każdego stać. Humorystycznie podszedł on też do kwestii lotniczych przepisów, dając im prztyczka w nos, co sami zauważycie podczas lektury.
Zasiadając do tej książki, miałem pewne obawy, że niewiele będzie tu o samej wspinaczce, czyli tym, co w górskiej literaturze jest najbardziej cenne. Na szczęście okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, gdyż Moro poświęca górskim akcjom naprawdę sporo miejsca, a nawet jeśli opowiada on o swoim zamiłowaniu do helikopterów to i tak, gdzieś tam w tle motyw gór się zawsze przewija. Bardzo cenny jest również fragment dotyczący kontrowersyjnych zdarzeń, które były jego udziałem w bazie pod Everestem. Kilka lat temu on i dwójka jego wspinaczkowych partnerów została zaatakowana przez grupę około stu Szerpów, którzy ich pobili. Niewiele tak naprawdę brakowało do linczu na himalaistach. Moro odnosi się do tych wydarzeń i choć nie tłumaczy się z nich, uważając, że fakty mówią same za siebie, to wskazuje na to, że mimo tych zdarzeń pozostał wierny swoim ideałom. To naprawdę mocny element tej książki.
Nie ukrywam faktu, że bardzo lubię literaturę tworzoną przez Włocha, gdyż poza ogromną dawką optymizmu, ten facet po prostu umie ciekawie pisać. Czytając jego książki, zanurzamy się wręcz w świat ośmiotysięczników, a po lekturze wszystko staje się o wiele łatwiejsze do zrealizowania. Jak to mówią „sky is the limit”. Bardzo zręcznie i przystępnie napisana książką sprawia, że ciężko się od niej oderwać, więc na jej skończenie wystarczą wam góra dwa wieczory. Moro nie unika wyrażania emocji, szczególnie gdy opowiada o swoich przyjaciołach, których utracił. Mimo tych mało radosnych epizodów, a także w gruncie rzeczy zakończenia, które ciężko nazwać hollywoodzkim happy endem Włoch zachowuję optymizm, a wraz z nim i my, czytelnicy. To zresztą jeszcze jeden argument ku temu, by cenić Moro nie tylko jako wspinacza, ale też jako człowieka.
Docenić trzeba też jakość wydania tej książki, która zawiera również sporo bardzo ciekawych zdjęć, a sama okładka również przyciąga wzrok. Książka Moro poprzedzona jest wstępem kolejnego z wielkich Reinholda Messner'a. Warto jednocześnie wspomnieć, że ukazała się ona również w formie elektronicznej.
Podobnie jak w wypadku książki „Zew lodu” tak i tym razem mogę polecić wam ją z czystym sumieniem. Będzie to pasjonująca wyprawa nie tylko w świat wysokich gór, ale również w marzeniach chłopaka z Włoch, który chciał latać. Bardzo ciekawie ukazana droga tego człowieka do spełnienia swoich marzeń, w połączeniu z opowieściami o górskich szczytach powinna zadowolić wszystkich miłośników górskich wędrówek.
@Jaroslaw_D
Misja Helikopter
Tytuł oryginalny: In Ginocchio Sulle Ali
Autor: Moro Simone
Tłumaczenie: Kuhn Gabriela
Wydawnictwo: Agora
Język wydania: polski
Język oryginału: włoski
Ilość stron: 240
Numer wydania: I
Data premiery: 2017-01-25
Rok wydania: 2017
Forma: książka
Wymiary produktu [mm]: 137 x 20 x 211
Indeks: 20672218
Bardzo dobra recenzja. Właśnie ona zadecydowała że przeczytam tą książkę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA dziękuję za miłe słowo.
UsuńRównież pozdrawiam.
Świetna książka, szybciutko się jej czyta.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, a książkę czyta się naprawdę szybko i wygodnie.
OdpowiedzUsuń