Po pozytywnym przyjęciu przez czytelników komiksów grozy, które wyszły spod ręki Junjiego Ito i w przededniu premiery pierwszego z tomów kolekcji tego mangaki, wydawnictwo J.P.F. postanowiło postraszyć grono swoich klientów kolejnym horrorem. A, że jest się czego bać, przekonacie się zarówno po tej recenzji jak i po samej lekturze mangi, jeśli oczywiście zdecydujecie się po nią sięgnąć.
Hideout (w wolnym tłumaczeniu „schronienie” – co ma swoje odzwierciedlenie w fabule komiksu), autorstwa Masasumi Kakizakiego to opowieść o rodzinie... nie jest to jednak zwyczajna rodzina, a taka której niewiele się w życiu układa. On pisarz, który nie jest w stanie zarobić na rodzinę, gdyż brakuje zleceń, ona wielka dama z bogatego domu, dla której sensem życia są zakupy i dbanie o własny interes, a gdzieś pomiędzy nimi znajduje się dziecko. Synek, który jednak ginie w bardzo młodym wieku w tragicznych okolicznościach. Po tym zdarzeniu małżonkowie nie są w stanie dojść do porozumienia, wzajemnie oskarżając się o tę tragedie. Tych dwoje poznajemy w momencie, w którym wyruszają oni na wycieczkę, by (jak sami mówią) zacząć wszystko od nowa. Cóż, i taki zwrot można traktować dwojako, stąd nie zdziwcie się jak to „od nowa” nie będzie miało odzwierciedlenia w waszym wyobrażeniu. To zresztą nie jedyna niespodzianka, która czeka tak na was jak i na naszych bohaterów. Podczas tej wyprawy trafią oni na zło w najczystszej postaci. Wówczas to rozpocznie się też dla nich najważniejsza w ich życiu gra i walka. Czy któreś z nich wyjdzie z niej zwycięsko, czy odbudują oni swój związek i jakie jeszcze niespodzianki skrywa tajemnicza jaskinia w raju? Na te pytanie poznacie odpowiedź dopiero po zakończeniu lektury.
Nie ukrywam, że z dużymi nadziejami przystępowałem do tego tytułu. Nieznacznie został on przygaszony internetową dyskusją, która wywiązała się na forum gildii, dotyczącą dialogów i onomatopei zastosowanych w tej mandze. Cóż, jeśli chodzi o dialogi to nie widzę w nich nic złego. W moim przekonaniu nie są one drętwe, a wręcz przeciwnie czyta się je bardzo przyjemnie i składają się one na mroczny klimat tego tytułu. Ciekawym rozwiązaniem było zastosowanie przez autora poza normalnymi dymkami dialogowymi swego rodzaju narracji, którą prowadzi główny bohater, a która również nadaje charakteru tej historii. Sprawa onomatopei jest nieco bardziej złożona tym bardziej, że ja w ogóle nie należę do zwolenników tłumaczenia tych wyrazów. Po pierwsze dlatego, że wersja oryginalna wygląda po prostu ładniej, po drugie dlatego, że i bez nich czytelnik jest w stanie domyślić się co znajduje się na danym kadrze, a po trzecie nie powstają przy tłumaczeniu różnego rodzaju potworki językowe jak choćby wspomniane w wyżej wymienionej dyskusji "deeeeeeeszcz". Zdaje sobie jednak sprawę, że wyrazy dźwiękonaśladowcze to jedna z głównych i charakterystycznych cech japońskiego komiksu i pozbyć się ich nie da, ale może warto zastosować zabieg taki jak choćby w Plastic Little, gdzie pozostały one w oryginalnej wersji? Tak czy inaczej choć w Hideout nie jest idealnie, to w żadnym wypadku nie uważam, żeby miało to wpływ na popsucie klimatu historii.
A ten jest mroczny, ciężki i krwawy, czyli taki jaki powinien być w dobrym horrorze. Jeśli miałbym go do czegoś porównać to moim zdaniem przypomina nieco ten z filmu Wzgórza mają oczy. Tutaj również nie brakuje momentów z gatunku gore i choć nie są to sceny tak mocne i wstrząsające jak w filmie to i tak przebijanie mieczem oka czy scena seksu pięknej i ponętnej kobiety z obrzydliwa kreaturą robi wrażenie na czytelniku, szczególnie tym z nieco mocniej rozbudowaną wyobraźnią. Trzeba tez pochwalić mangakę za szereg zwrotów akcji, które mają miejsce w tym komiksie. Gdy wydaje się nam, że jedna ze stron ma już zdecydowaną przewagę i nic nie jest w stanie stanąć jej na przeszkodzie w osiągnięciu celu, dzieje się coś co obraca sytuację o 180 stopni. Co warte podkreślenia nie są to sceny w jakiś szczególny sposób naciągane czy wręcz irytujące jak to często ma miejsce przy słabych horrorach. Świetnym zagraniem ze strony Kaizakiego było zastosowanie dwutorowego prowadzenia fabuły. Na przemian mamy okazję śledzić akcję dziejąca się w tytułowym schronie, z retrospekcjami z życia głównego bohatera Seiichi Kirishimy. I choć emocje podczas obydwu są zupełnie różne, to tak jedna jak i druga nie pozwala nam nawet na chwilę odetchnąć. Nawet momenty, w których autor opowiada jak do całej sytuacji w ogóle doszło trzymają w napięciu. I tak jest, aż do fantastycznego finału opowieści, która pewnie nie jednego z czytelników zaskoczy. Jeśli miałbym wskazać na jakiś słabszy element scenariusza to byłby to zdecydowanie epilog historii, którego można się bez problemu domyślić. Tego typu rozwiązanie jest mocno oklepane w horrorach i chyba nikogo nie zdziwi.
Dużym plusem z kolei można oznaczyć bohaterów historii. Te są, bowiem naprawdę wyraziste. Część z nich od początku wzbudza bardzo negatywne emocje, natomiast Kirishima to facet, co do którego nasz stosunek zmienia się wraz z rozwojem akcji. U mnie wyglądało to tak, że obserwując jego poczynania miałem w stosunku do niego bardzo skrajne emocje od współczucia do nienawiści.
Ostatni duży plus dla autora należy się za warstwę graficzną mangi. Ta jest po prostu wyborna. Niezwykle realistyczne (choć nie pozbawione mangowych cech) rysunki autora doskonale komponują się z historią. W dużej mierze to one budują cały nastrój tej historii. Kreska Kakizakiego jest szczegółowa co w połączeniu z brutalnymi scenami, które rozgrywają się w jaskini sprawia, że niejednokrotnie po naszych plecach przejdą ciary. Zwracam również uwagę na dopracowane tła i drugi plan, który niekiedy w mangach traktowany jest po macoszemu, ale to pewnie też zasługa współpracowników, którzy pomagali Kakizakiemu w pracy nad tym tytułem. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu i wygląda naprawdę dobrze. Autor wprowadził ciekawy zabieg, polegający na stworzeniu kontrastu między (nazwijmy to umownie) główną osią fabuły, która jest niezwykle mroczna i utrzymana w ciemnych barwach a retrospekcjami z życia osobistego pisarza, w której dominuje biel i odcienie szarości. Całość dała fajny efekt. Nie myślcie jednak, że tam gdzie graficznie jest spokojniej nic się nie dzieje. O tym jak mylne jest to mniemanie wspomniałem zresztą nieco wyżej. W moim przekonaniu jest to jedna z lepiej narysowanych mang, które ukazały się na naszym rynku.
Jeśli chodzi o wydanie mangi to odnoszę wrażenie, że zastosowana czerń jest nieco wyblakła. Nie wiem czy to kwestia druku czy tak było też w oryginale, ale wystarczy zajrzeć choćby do Było ich jedenaścioro (też z J.P.F.) by zobaczyć, że w innych tytułach jest ona o wiele głębsza niż w tym wypadku. [EDIT] Tak, to kwestia druku. [KONIEC EDIT] Poza tym jest dobrze. Powiększony format, kilka pierwszych stron na kredowym papierze i w kolorze, czyli standard. Całkiem efektownie prezentuje się obwoluta, choć mi nieco za bardzo przypomina okładki do serii Severed. Wspomnę jeszcze, że osoby, które zakupiły tom w przedsprzedaży, otrzymały w gratisie zakładkę do książek oraz laminowaną pocztówkę, na której widzimy trójkę naszych szczęśliwych (ech jaka ta Miki jest na niej słodka, chyba nie ma mężczyzny, który nie straciłby dla niej głowy) bohaterów. Podejrzewam, że po lekturze nikomu nie przyjdzie do głowy wystawiać jej na widok, a raczej schowacie ją głęboko do szafy...
Podsumowując – Hideout to dla mnie osobiście lektura wyborna. Komiks grozy z najwyższej półki, który czyta się z ogromna przyjemnością. Ciężki klimat w połączeniu z rodzinną tragedią sprawia, że ciężko się od niego oderwać. Polecam, bo naprawdę warto. I choć różni się to od mang, za które odpowiedzialny jest Ito, to i tak jest to przednia robota Kakizakiego. Na koniec zapamiętajcie stare powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach...
Hideout
Scenariusz: Kakizaki Masasumi
Rysunek: Kakizaki Masasumi
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Premiera: 7/2014
Liczba stron: 224
Format: A5
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Cena z okładki: 25,20 zł
Hideout (w wolnym tłumaczeniu „schronienie” – co ma swoje odzwierciedlenie w fabule komiksu), autorstwa Masasumi Kakizakiego to opowieść o rodzinie... nie jest to jednak zwyczajna rodzina, a taka której niewiele się w życiu układa. On pisarz, który nie jest w stanie zarobić na rodzinę, gdyż brakuje zleceń, ona wielka dama z bogatego domu, dla której sensem życia są zakupy i dbanie o własny interes, a gdzieś pomiędzy nimi znajduje się dziecko. Synek, który jednak ginie w bardzo młodym wieku w tragicznych okolicznościach. Po tym zdarzeniu małżonkowie nie są w stanie dojść do porozumienia, wzajemnie oskarżając się o tę tragedie. Tych dwoje poznajemy w momencie, w którym wyruszają oni na wycieczkę, by (jak sami mówią) zacząć wszystko od nowa. Cóż, i taki zwrot można traktować dwojako, stąd nie zdziwcie się jak to „od nowa” nie będzie miało odzwierciedlenia w waszym wyobrażeniu. To zresztą nie jedyna niespodzianka, która czeka tak na was jak i na naszych bohaterów. Podczas tej wyprawy trafią oni na zło w najczystszej postaci. Wówczas to rozpocznie się też dla nich najważniejsza w ich życiu gra i walka. Czy któreś z nich wyjdzie z niej zwycięsko, czy odbudują oni swój związek i jakie jeszcze niespodzianki skrywa tajemnicza jaskinia w raju? Na te pytanie poznacie odpowiedź dopiero po zakończeniu lektury.
Nie ukrywam, że z dużymi nadziejami przystępowałem do tego tytułu. Nieznacznie został on przygaszony internetową dyskusją, która wywiązała się na forum gildii, dotyczącą dialogów i onomatopei zastosowanych w tej mandze. Cóż, jeśli chodzi o dialogi to nie widzę w nich nic złego. W moim przekonaniu nie są one drętwe, a wręcz przeciwnie czyta się je bardzo przyjemnie i składają się one na mroczny klimat tego tytułu. Ciekawym rozwiązaniem było zastosowanie przez autora poza normalnymi dymkami dialogowymi swego rodzaju narracji, którą prowadzi główny bohater, a która również nadaje charakteru tej historii. Sprawa onomatopei jest nieco bardziej złożona tym bardziej, że ja w ogóle nie należę do zwolenników tłumaczenia tych wyrazów. Po pierwsze dlatego, że wersja oryginalna wygląda po prostu ładniej, po drugie dlatego, że i bez nich czytelnik jest w stanie domyślić się co znajduje się na danym kadrze, a po trzecie nie powstają przy tłumaczeniu różnego rodzaju potworki językowe jak choćby wspomniane w wyżej wymienionej dyskusji "deeeeeeeszcz". Zdaje sobie jednak sprawę, że wyrazy dźwiękonaśladowcze to jedna z głównych i charakterystycznych cech japońskiego komiksu i pozbyć się ich nie da, ale może warto zastosować zabieg taki jak choćby w Plastic Little, gdzie pozostały one w oryginalnej wersji? Tak czy inaczej choć w Hideout nie jest idealnie, to w żadnym wypadku nie uważam, żeby miało to wpływ na popsucie klimatu historii.
A ten jest mroczny, ciężki i krwawy, czyli taki jaki powinien być w dobrym horrorze. Jeśli miałbym go do czegoś porównać to moim zdaniem przypomina nieco ten z filmu Wzgórza mają oczy. Tutaj również nie brakuje momentów z gatunku gore i choć nie są to sceny tak mocne i wstrząsające jak w filmie to i tak przebijanie mieczem oka czy scena seksu pięknej i ponętnej kobiety z obrzydliwa kreaturą robi wrażenie na czytelniku, szczególnie tym z nieco mocniej rozbudowaną wyobraźnią. Trzeba tez pochwalić mangakę za szereg zwrotów akcji, które mają miejsce w tym komiksie. Gdy wydaje się nam, że jedna ze stron ma już zdecydowaną przewagę i nic nie jest w stanie stanąć jej na przeszkodzie w osiągnięciu celu, dzieje się coś co obraca sytuację o 180 stopni. Co warte podkreślenia nie są to sceny w jakiś szczególny sposób naciągane czy wręcz irytujące jak to często ma miejsce przy słabych horrorach. Świetnym zagraniem ze strony Kaizakiego było zastosowanie dwutorowego prowadzenia fabuły. Na przemian mamy okazję śledzić akcję dziejąca się w tytułowym schronie, z retrospekcjami z życia głównego bohatera Seiichi Kirishimy. I choć emocje podczas obydwu są zupełnie różne, to tak jedna jak i druga nie pozwala nam nawet na chwilę odetchnąć. Nawet momenty, w których autor opowiada jak do całej sytuacji w ogóle doszło trzymają w napięciu. I tak jest, aż do fantastycznego finału opowieści, która pewnie nie jednego z czytelników zaskoczy. Jeśli miałbym wskazać na jakiś słabszy element scenariusza to byłby to zdecydowanie epilog historii, którego można się bez problemu domyślić. Tego typu rozwiązanie jest mocno oklepane w horrorach i chyba nikogo nie zdziwi.
Dużym plusem z kolei można oznaczyć bohaterów historii. Te są, bowiem naprawdę wyraziste. Część z nich od początku wzbudza bardzo negatywne emocje, natomiast Kirishima to facet, co do którego nasz stosunek zmienia się wraz z rozwojem akcji. U mnie wyglądało to tak, że obserwując jego poczynania miałem w stosunku do niego bardzo skrajne emocje od współczucia do nienawiści.
Ostatni duży plus dla autora należy się za warstwę graficzną mangi. Ta jest po prostu wyborna. Niezwykle realistyczne (choć nie pozbawione mangowych cech) rysunki autora doskonale komponują się z historią. W dużej mierze to one budują cały nastrój tej historii. Kreska Kakizakiego jest szczegółowa co w połączeniu z brutalnymi scenami, które rozgrywają się w jaskini sprawia, że niejednokrotnie po naszych plecach przejdą ciary. Zwracam również uwagę na dopracowane tła i drugi plan, który niekiedy w mangach traktowany jest po macoszemu, ale to pewnie też zasługa współpracowników, którzy pomagali Kakizakiemu w pracy nad tym tytułem. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu i wygląda naprawdę dobrze. Autor wprowadził ciekawy zabieg, polegający na stworzeniu kontrastu między (nazwijmy to umownie) główną osią fabuły, która jest niezwykle mroczna i utrzymana w ciemnych barwach a retrospekcjami z życia osobistego pisarza, w której dominuje biel i odcienie szarości. Całość dała fajny efekt. Nie myślcie jednak, że tam gdzie graficznie jest spokojniej nic się nie dzieje. O tym jak mylne jest to mniemanie wspomniałem zresztą nieco wyżej. W moim przekonaniu jest to jedna z lepiej narysowanych mang, które ukazały się na naszym rynku.
Jeśli chodzi o wydanie mangi to odnoszę wrażenie, że zastosowana czerń jest nieco wyblakła. Nie wiem czy to kwestia druku czy tak było też w oryginale, ale wystarczy zajrzeć choćby do Było ich jedenaścioro (też z J.P.F.) by zobaczyć, że w innych tytułach jest ona o wiele głębsza niż w tym wypadku. [EDIT] Tak, to kwestia druku. [KONIEC EDIT] Poza tym jest dobrze. Powiększony format, kilka pierwszych stron na kredowym papierze i w kolorze, czyli standard. Całkiem efektownie prezentuje się obwoluta, choć mi nieco za bardzo przypomina okładki do serii Severed. Wspomnę jeszcze, że osoby, które zakupiły tom w przedsprzedaży, otrzymały w gratisie zakładkę do książek oraz laminowaną pocztówkę, na której widzimy trójkę naszych szczęśliwych (ech jaka ta Miki jest na niej słodka, chyba nie ma mężczyzny, który nie straciłby dla niej głowy) bohaterów. Podejrzewam, że po lekturze nikomu nie przyjdzie do głowy wystawiać jej na widok, a raczej schowacie ją głęboko do szafy...
Podsumowując – Hideout to dla mnie osobiście lektura wyborna. Komiks grozy z najwyższej półki, który czyta się z ogromna przyjemnością. Ciężki klimat w połączeniu z rodzinną tragedią sprawia, że ciężko się od niego oderwać. Polecam, bo naprawdę warto. I choć różni się to od mang, za które odpowiedzialny jest Ito, to i tak jest to przednia robota Kakizakiego. Na koniec zapamiętajcie stare powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach...
Hideout
Scenariusz: Kakizaki Masasumi
Rysunek: Kakizaki Masasumi
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Premiera: 7/2014
Liczba stron: 224
Format: A5
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Cena z okładki: 25,20 zł
Ja też jestem bardzo zadowolona z "Hideouta". I też pierwsze, co przyszło mi do głowy podczas lektury to film "Wzgórza Mają Oczy";). I "Zejście". W ogóle ta manga jest bardzo "filmowa", właściwie czyta się sama i pochłania się ją "na raz". I mnie również podobał się zabieg wplatania we właściwą akcję migawek z przeszłości bohaterów. Przewidywalne zakończenie natomiast w ogóle mi nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńCiekawy jest sposób, w jaki "oprawa" mangi współgra z warstwą fabularną. Okładka i obwoluta stylizowane są na dziennik, w środku mamy tytuły rozdziałów "pisane ołówkiem", a narracja jest pierwszoosobowa. Wszystkiego dopełnia karta dodana do pre-orderów - wygląda jak zdjęcie włożone do dziennika.
"ech jaka ta Miki jest na niej słodka, chyba nie ma mężczyzny, który nie straciłby dla niej głowy" - w mandze mamy piękny przykład, czym się skończyło takie sądzenie po pozorach;P. Babsztyl z niej straszny.
Co do wyrazów dźwiękonaśladowczych to się z Tobą nie zgodzę. Niby nie zwracam na nie większej uwagi, jednak moim zdaniem powinny być przełożone. Czytałam dyskusje na forum gildii i rozumiem argumenty stron "przeciw", jednak mnie nie przeszkadzają onomatopeje JPFu. Są dla mnie zrozumiałe i w żadnym razie mnie nie śmieszą. Skoro Japończycy mogą uprawiać radosne słowotwórstwo to czemu my nie możemy?;).
Witaj ponownie :)
UsuńWiesz, że nie zwróciłem wcześniej uwagi na tę książkowe odnośniki? Dopiero jak zwróciłaś na to uwagę to zauważyłem ten fakt :)
Miki to taka femme fatalle, ale i tak pociąga heh
Onomatopeje są zrozumiałe to fakt i przeciętny czytelnik nie zwróci na wskazane w dyskusji rzeczy, ale rzeczywiście ten deszcz nie oddaje tego co powinien :) tak czy siak ja wolę "wersję Plastic Little" czy są przełożone dobrze czy też źle.
Tak, manga wciąga niesamowicie. Ja musiałem się mocno powstrzymać, żeby nie zakończyć jej w ciągu jednej sesji, aby zostawić sobie przyjemność na dłużej heh