To, w jaki sposób zostanie ten pojedynek zakończony, pozostawię oczywiście do odkrycia każdemu z was. Warto przy tym mieć świadomość o tym, o czym wspomniane było już powyżej, a mianowicie w tej części kilka spraw zostanie ostatecznie zamkniętych, rozpoczynając jednocześnie zupełnie nowy rozdział tej fantastycznej sagi. Przed nami więc zupełnie nowe rozdanie, ale to dopiero w kolejnej części przygód Thorfinna i reszty Wikingów.
Tom siódmy wyróżnia się – w mojej skromnej opinii – jednym elementem. Elementem, który wcześniej już był dostrzegalny, ale nie wybrzmiewał on tak mocno, jak w tej odsłonie. Tym elementem jest niezwykle realistyczny, a przez to brutalny obraz wojny, która rozgrywa się na farmie Ketila. Yukimura w sposób niezwykle poważny i z ogromnym pietyzmem oddaje realia każdej – nie tylko tej rozegranej na farmie Ketila – bitwy i robi to w sposób naprawdę realistyczny. Jedno, że skazuje nas na obserwowanie ucinanych kończyn i kolejnych zadawanych śmierci, co już samo w sobie wywołuje fizyczny ból. Inna sprawa to fakt, jak mądrze i w jak przemyślany sposób Japończyk o tej wojnie opowiada. Wydźwięk tej narracji jest jasny i czytelny – siódma odsłona serii Sagi Winlandzkiej to swoisty „protest song” przeciwko wojnie, a zarazem bardzo poważny scenariusz, ukazujący bezmiar brutalności i bezsensu, towarzyszącemu każdemu z konfliktów zbrojnych. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że właśnie ten element jest najmocniejszym punktem tej odsłony mangi o Wikingach, który niejako definiuje ten tytuł w gatunku komiksów dla dojrzałego czytelnika. I choć można nieco kręcić nosem na samo zakończenie konfliktu wymyślone przez mangakę, to jednak ostatecznie po lekturze zostaje w pamięci nie ten nieco przesadzony finał a właśnie moment, który do niego doprowadził. Snucie antywojennych rozważań na długo pozostaje w pamięci niczym sceny z rosyjską ruletką w „Łowcy jeleni”.
W ogóle najnowsza odsłona serii w niezwykły sposób oddziałuje na czytelnika, który po nią sięgnie. Bez zdradzania szczegółów, dodać można tylko to, że sporo tutaj szokujących scen realistycznej przemocy - również względem kobiet. Takich elementów jest tu doprawdy dużo, przez co zdominowały one mangę, ale nie oznacza to, że tylko na szokowaniu się ona opiera. Warto też zwrócić uwagę na to, jak kształtują się relacje między bohaterami, jakie tragedie i zwycięstwa przeżywają, w końcu docenić humor, który można dostrzec na finiszu tej części. Dzięki temu, choć wydawać się może, że całość jest nieco skromniejsza od innych odsłon, to jest to jednak jedna z najmocniejszych części z zaprezentowanych do tej pory.
Przed nami jeszcze naprawdę długa droga do poznania finału całej sagi, a po lekturze odsłony czternastej w głowie pozostaje pytanie – co dalej? W jakim kierunku Yukimura poprowadzi akcję? W Którą stronę podąży historia i co się stanie z naszymi bohaterami? Przyznam szczerze, że trudno jest nawet domyślić się odpowiedzi na powyższe zapytania. Dość napisać, że gdybym nie wiedział, że manga ma dużo więcej niż czternaście tomów, po lekturze tego ostatniego byłbym przekonany, że dotarliśmy do kresu epopei, że to już finał tej historii. W taki sposób bowiem Japończyk kończy recenzowany tom. Na szczęście jednak sprawa wygląda inaczej, dzięki czemu już wkrótce poznamy dalsze losy Thorfinna, Kanuta i pozostałych wojaków.
Saga Winlandzka tom 7
Autor: Makoto Yukimura
Wydawnictwo: Hanami
Format: 150 x 210 mm
Ilość stron: 452
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offset
Data publikacji: 26.10.2020 r.
Komiks dla dorosłych
Cena: 65 zł
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu paradoks.net.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz