środa, 5 grudnia 2012

(Recenzja) Władysław Cehak - Bez retuszu.

Na dobre książki często trafia się – przynajmniej w moim wypadku - dość przypadkowo. Tak było z „Dotknięciem pustki”, tak jest i teraz, kiedy jestem właśnie po lekturze „Bez retuszu”. W wypadku tej drugiej pozycji szkoda, że promuje się w mediach książki np. Grossa, a milczy na temat choćby recenzowanej poniżej. Nie chcę wnikać, czy to celowe zagranie, czy przypadek, bo nie jest na to pora ani miejsce. Przejdźmy więc do samej recenzji.

„Przypadek”, o którym wspomniałem wyżej polegał na tym, że książka ta znalazła się w promocji jednego ze sklepów z ebookami z okazji niedawnego Święta Niepodległości. Wtedy to właśnie, kilka wyselekcjonowanych pozycji można było nabyć za 9,99zł. Moją uwagę przykuła - „Bez retuszu”. Przyznać się muszę bowiem, że jeśli książek traktujących o zbrodniach nazistów, przeczytałem już w swoim życiu naprawdę dużo, tak zbrodnie komunistyczne są dla mnie tematem dość świeżym. Po zakończeniu lektury wiem jedno, mimo tego, że w dzisiejszych mediach komunizm jest traktowany zdecydowanie łagodniej od nazizmu, ba symbole komunistyczne widzimy, czy to na pochodach pierwszomajowych czy na koszulkach (mało wiedzącej) części młodzieży, to był on tak samo, jeśli nie jeszcze bardziej zbrodniczy o czym trzeba mówić głośno, wszem i wobec…



Przykładem obrazującym skale zbrodni popełnianych przez Sowietów na Polakach jest właśnie recenzowane „Bez retuszu”, książka ze wszech miar wstrząsająca, niekiedy brutalna, a co najważniejsze opisująca prawdziwe przeżycia autora. Władysław Cehak, bo o nim mowa, był pilotem, który podczas kampanii wrześniowej ciężko ranny trafił do więzienia (bez przewinienia), a następnie został wysłany do łagru. Na „wolność” wydostaje się dopiero po zakończeniu wojny w roku 1946. Mając dość życia pod komunistycznym jarzmem postanawia wyjechać do Stanów Zjednoczonych, gdzie spisuje swoje wspomnienia, a w 2007 roku umiera.


„Bez retuszu” jest świadectwem zbrodni popełnionych przez komunistów i świadectwem przeżyć pisarza. Autor pisząc ją dokonuje ciekawego zabiegu, a mianowicie tworzy swoje alter ego w postaci Andrzeja Krasickiego, który jest głównym bohaterem powieści. Tą, można podzielić (umownie) na trzy części. Część pierwsza to czasy przed aresztowaniem, część druga to czasy spędzone w niewoli i część trzecia ostatnia to lata spędzone „na wolności”. Celowo stawiany jest tu cudzysłów, ponieważ życie w sowieckim państwie na pewno nie przypominało wolności panującej choćby dziś, a niekiedy były to czasy, równie trudne jak te przeżyte w łagrze.


Najbardziej dramatyczna jest oczywiście część druga, w której autor opisuje codzienne życie obozowe, problemy, z jakimi musi się mierzyć, a także ciągłą walkę o pożywienie, którego non stop było mało. Do tego, każdy z więźniów zmuszany był do pracy ponad ludzkie siły, a także żył w ciągłym strachu przed śmiercią oraz niepewnością czy uda się kiedyś opuścić to zapomniane przez Boga miejsce. Niedożywienie w połączeniu z niewolniczą pracą powodowało, że ludzie umierali masowo co oczywiście nie wzbudzało większego zainteresowania wśród Rosjan, dla których liczyło się tylko wyrobienie założonego planu. To powodowało, że uwięzieni szukali najróżniejszych sposobów na zdobycie pożywienia zapewniającego im przeżycie, czy może dokładniej wegetację. Przebywający tam Chińczycy dopuścili się nawet wybierania z szaletów niestrawionych przez organizm resztek ziaren, które następnie myli, gotowali i spożywali ponownie…. Tak wyglądała codzienność w sowieckim obozie. Tego rodzaju opisów i historii jest w książce zdecydowanie więcej, każda z nich równie wstrząsająca i dająca do myślenia. Nie godząc się na śmierć, a także życie w takich warunkach, podejmowano próby ucieczki, które ze względu choćby na miejsce w którym położone były łagry, kończyły się najczęściej fiaskiem. Co robiono ze schwytanymi uciekinierami również dowiecie się z kart powieści. Ostrzegam, że nie jest to opis przyjemny.


Po wyjściu z łagru jest niewiele lepiej, wokół pełno szpicli gotowych donieść o najmniejszym przewinieniu, za które wracało się do łagru, a także wszechobecna korupcja. Bez łapówek nie szło załatwić absolutnie niczego, a i wręczanie nie było bezpieczne. Za to również groziła bowiem ogromna kara. W „Bez retuszu” mamy więc przedstawiony obraz walki, szarego człowieka, który znalazł się pośrodku sowieckiej machiny zagłady, i w której starał się znaleźć miejsce dla siebie, po to, aby przeżyć.


Kolejne strony książki pochłania się wręcz (nie tylko czyta), "wciągając się" przy tym w tą brutalną rzeczywistość. To wszystko dlatego, że napisana jest ona bardzo przystępnym językiem, który powinien być zrozumiany dla wszystkich, a dodatkowo jeszcze na końcu umieszczono słownik z pojęciami, które mogłyby ewentualnie sprawić jakąś trudność czytającym. Ciekawa jest historia powstawania tej powieści. Jej autor spisywał swoje przeżycia na luźnych, nieponumerowanych stronach, które następnie ktoś inny przepisał i poukładał w spójną całość. Przy tym, jedna z nich zaginęła, w związku z czym w trzecim rozdziale mamy niewielką lukę, która jednak w żaden sposób nie przeszkadza nam w odbiorze całości.


Książka doskonale wytyka również obłudę i zakłamanie, jakie panowało w komunistycznym ustroju. Wytyka każdy błąd i każdą jego wadę. Co z tego, że reżim chwalił się wszem i wobec tym, jak wielką ilość jedzenia jest w stanie wyprodukować, jak tysiące ludzi ginęło w tym czasie z głodu? Co z tego, że pożywienie gniło i było wyrzucane, jak za kradzież kilograma ziarna trafiało się do łagru? Takich zakłamań w państwie sowieckim było o wiele więcej, i te – przepraszam za kolokwializm – idiotyzmy wytyka autor książki na każdym kroku, dając świadectwo tego, jak ludzie łatwo dają się manipulować.


Komu mogę polecić tą książkę? Na pewno miłośnikom historii, którzy interesują się tą tematyką, a także wszystkim tym, którzy dziś starają się „wybielać” komunistyczny reżim i popełnione wtedy zbrodnie. Może lektura „Bez retuszu” spowoduje, że część z nich zdecyduje się porzucić np. koszulki z sierpem i młotem. Zdecydowanie polecam lekturę tej książki.


Z racji tego, że ja korzystałem z ebooka, nie jestem w stanie ocenić jakości wydania papierowego.


Bez retuszu

Autor: Władysław Cehak
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Wydanie I: 2012
Liczba stron (papier): 496
Format: 150X225
Cena z okładki: 55,90zl

3 komentarze:

  1. Szanowny Panie,

    Dawno temu czytałem książkę "Bez retuszu" i choć z początku dosyć mnie interesowała, zarzuciłem jej czytanie, gdzieś w drugiej połowie. Już wcześniej czytałem dość dużo książek z zakresu "literatury obozowej", której w Polsce jest nie tak mało i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że książka "Bez retuszu" moim zdaniem jest najmniej wartościowa z nich wszystkich. Nie jestem zawodowym krytykiem. Nie jestem też historykiem, jednak i ja potrafiłem znaleźć kilka szczegółów, które powodują, iż książkę zacząłem traktować podobnie jak prawdopodobnie splagiatowane dzieło Sławomira Rawicza "Długi Marsz". To na tyle teraz, chętnie jednak podzielę się przemyśleniami, po zapoznaniu się przez Pana z moim komentarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie,

      Dziękuję bardzo za komentarz. Powyższą książkę również czytałem dość dawno temu, ciężko jest teraz dyskutować o szczegółach, ale chętnie zapoznam się z Pana przemyśleniami.
      Co do historii obozowych to rzeczywiście jest ich wiele, w tym kilka jeszcze ciekawszych niż Bez Retuszu (Pięć lat kacetu), ale ta książka również była w moim przekonaniu bardzo interesująca. Tym ciekawsza, że traktująca o drugiej (może nawet gorszej od hitlerowskiej) okupacji.
      Ja również nie jestem historykiem, ciężko więc mi jest wyłapać wszystkie ewentualne nieścisłości tym bardziej, że nie było to przedmiotem moich badań, ale tym chętniej przeczytam Pana spostrzeżenia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Chodzi o to, że książka co uzmysłowiłem sobie później była formą biografii z wplecionymi elementami fantazji. Ponieważ te zbyt często wpasowywały się w stereotypy zacząłem nabierać podejrzeń. A więc mieliśmy do czynienia ze stereotypem Polaków, w których płynie krew Sarmatów, którzy na ogół są kłótliwi ale gdy nadejdzie potrzeba potrafią zjednoczyć siły w walce ze wspólnym wrogiem i nauczyć wroga szacunku (zorganizowali się przeciw grupie urków terroryzujących wagon - tego typu rzeczy nie miały miejsca ad hoc bez organizacji czy chociażby zaistnienia dogodnych przesłanek - np że buntownikami była grupa znających się jak łyse konie potrafiących się zorganizować żołnierzy); stereotyp w którym każdy drobnej postury, niepozorny skośnooki to mistrz sztuk walki, który powala ledwie zauważalnym ruchem wielokrotnie większego agresora i wiele innych zachowań jak z bajek czy opowiadań (np że wystarczyło donieść na przestępców kradnących ubrania, by zaraz zajął się nimi NKWDzista; niedbałość Rosjan - zaginął jeden z konwojowanych to weźmiemy jednego który ciął drewno na uboczu i inne). Również nie wierzę, że konwojent grupy roboczej faktycznie był spokojny w takim stopniu że prawie sobie uciął drzemkę gdy autor podjął próbę ucieczki bo wiedział że ten daleko nie ucieknie i jeszcze dodatkowo autorowi wszystko co do swojego postępowania klarownie wytłumaczył!. Sam pracuję w więzieniu i zdaję sobie w sprawę, ze te wspomniane i inne elementy to mogły być po prostu elementy rozmów jakie sybiracy toczyli przy ognisku zawierające żarty czy pobożne życzenia odnośnie tego co można było zrobić lub przechwałki, dotyczące rzeczy które rzekomo przytrafiły się innym osobom, a które autor przelał na papier jako własne przygody. wierze że niektóre z tych przygód są może i możliwe natomiast nie wierzę by przytrafiły się autorowi w opisywany przez niego sposób. zresztą wystarczy poczytać inne książki a czytelnik sam zauważy pewną niezgodność. Przepraszam jeśli nie jestem dość jeszcze przekonujący, miałem ograniczony czas na napisanie tego komentarza.

    OdpowiedzUsuń