niedziela, 30 grudnia 2012

(Kilka słów na temat...) W "Filmie" o komiksie.

W listopadowym numerze czasopisma „Film” ukazał się ciekawy artykuł o obecnej sytuacji rynku komiksowego w Stanach. Pretekstem do jego napisania był film dokumentalny „Comi – Con Episode IV: A Fan’s Hope” w reżyserii Morgana Spurlocka, który miał swoja premierę 23 listopada. Autor tekstu – Sebastian Frąckiewicz – słusznie zauważa zmiany, jakie zachodzą wśród fanów i w całej szeroko rozumianej branży komiksowej.






Tytułowy Comic – Con, to konwent, który jeszcze kilka lat temu był miejscem spotkań autorów i fanów, chcących uzupełnić swoją kolekcję, a dziś to nowoczesna, mocno skomercjalizowana impreza, na której najtrudniej jest spotkać tych, którzy tworzą sztukę komiksową. W latach 80-tych, gdy nie było tak rozwiniętych gier komputerowych (albo wręcz nie było ich wcale), młodzież zaczytywała się w komiksach. Z tego pokolenia wyrośli wierni fani (po przesianiu tych chwilowych), którzy stworzyli niszę, dzięki, której komiks mógł przetrwać w kolejnych, trudniejszych latach.


Te zresztą trwają do dziś, rynek się mocno zmienił i dochodzi do coraz większej cyfryzacji. Komiksy papierowe odchodzą do lamusa na rzecz wydań na ipady i inne tablety. Najjaskrawszym przykładem upadku komiksu jest sprzedanie Marvela Disneyowi. Od tego, bowiem momentu ruszyła lawina kolejnych gier i filmów o superbohaterach, a ich fanami zostały największe hollywoodzkie gwiazdy jak Stalone czy Angelina Jolie. Czy jest tu jeszcze miejsce dla przysłowiowego Kowalskiego?


Spurlock w swoim filmie krytykuje taką postawę, nie unikając jednak kontrowersji jak zachwyty nad Stanem Lee. Ten wybitny twórca komiksów, jest jednocześnie postacią mocno dwuznaczną. Jako członek zarządu Marvela, sam stał się trybem w maszynie, która znana jest z wykorzystywania swoich pracowników. Nie jest, bowiem tajemnicą, że studia takie, jak Marvel, bazują na swoich rysownikach i scenarzystach, wręczając im do podpisania śmieciowe umowy, w których muszą oni zrzec się praw autorskich do stworzonych przez siebie bohaterów.


Z tekstu, jak i z dokumentu wyłania się obraz, w którym to prawdziwy fan komiksu, który „siedzi w tym” od dawna, jest w tej chwili mniej znaczącym klientem niż ten, który jest zafascynowany nim chwilowo. Ten drugi bowiem, przyjdzie, wyda więcej pieniędzy, a w zamian nie będzie nawet oczekiwał za wiele. Pierwszy, jako ten z wyrobionym gustem, nie kupi byle „szmiry”, oczekując od twórców i wydawnictw zdecydowanie więcej. Taka sytuacja panuje na całym komiksowym rynku nie tylko w Stanach, wystarczy poczytać polskie fora internetowe, aby na własne oczy przekonać się jak wybrednymi klientami są miłośnicy komisu.


Jak więc będzie wyglądała przyszłość sztuki obrazkowej? Czy rzeczywiście za kilka lat, papierowe wydania okażą się białymi krukami, a każda kolejna serie będzie dostępna tylko w wersji cyfrowej, czy jednak rynek się ustabilizuje i miejsce dla siebie znajdą i „old school’owi” i nowocześni fani komiksu? Jako tradycjonalista trzymać będę mocno kciuki za to, by papier nigdy nie zginął.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obrazując niejako kierunek zmian, opisany w artykule, przedstawiono sytuację z bardzo popularnym francuskim komiksem Alberta Uderzo i Rene Goscinnego o przygodach Asteriksa i Obeliksa. Już sam tytuł – „Ile procent Asteriksa jest dziś w Asteriksie” – pokazuje, że sytuacja potoczyła się w niewłaściwym kierunku. Do 1977 roku, nad albumami pracowała wspominana wyżej dwójka, wtedy jednak zmarł Rene Goscinny. Wraz z jego odejściem komiksy straciły sporą część swoich zalet, do których należał inteligentny humor i nawiązania do czasów teraźniejszych. Albert Uderzo, który do tej pory zajmował się tylko rysunkiem, przejął również rolę scenarzysty, co nie wyszło tytułowi na dobre. Stał się on nieco toporny.


Od tej pory dla komiksów o dzielnych Galach rozpoczęła się droga w dół po równi pochyłej. Albert zatrudnił do pomocy braci Mebarki (do rysunków) oraz Jean’a – Yves Ferri’ego (jako scenarzystę) i dla nikogo już nie było tajemnicą, że seria ciągnięta jest mocno na siłę. Co było tego powodem? Przyczyną były rozgrywki biznesowe i umowy opisujące prawa własności do tego tytułu. Uderzo sprzedał większość swoich udziałów firmie Hachette Live, która nie pozwoli (z pewnością) na śmierć tej serii, przed tym, aż nie wyciągną z niej jak najwięcej pieniędzy.


Po przeprowadzeniu tej fuzji Uderzo poszedł o krok dalej i dziś już nie mówi o tym, że po jego śmierci kontynuowanie serii jest zabronione. Dziś z niewiadomych (?) powodów, wycofuje się on rakiem z tych zapewnień…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz