Podczas gdy Japończycy mogą cieszyć oko już 38 odsłoną, a Amerykanie taką możliwość będą mieli we wakacje (można już składać zamówienia preorderowe), na rynku polskim zadebiutowała ostatnio odsłona jedenasta mangi "Berserk". J.P.F. ma więc co nadrabiać, ale chwała wydawnictwu za brak opóźnień i konsekwentne parcie do przodu. Jeszcze tylko pięć lat i dogonimy resztę świata (taki żart).
Warto jednak czekać, bo seria jest świetna, o czym już wielokrotnie czytaliście, a w lutym zadebiutuje też gra na konsole tocząca się w świecie stworzonym przez Kentarou Miurę. Nie można przy tym jeszcze zapomnieć o anime, które również jest w fazie produkcji.
Wracając jednak do dwóch ostatnich odsłon mangi, należy zwrócić uwagę, że nastąpiła w nich kolejna zmiana. Autor znów przerzucił ciężar gatunkowy i z bardzo poważnego i skupiającego się na wewnętrznych rozterkach bohaterów tytułu, wróciło to, z czego „Berserk” słynie. Znów mamy tu więc hektolitry krwi, mnóstwo pojedynków i ogromną dawkę przemocy. Można by powiedzieć, że w kółko Miura stosuje te same chwyty, natomiast to nie do końca tak jest. Japończyk potrafi tak rozpisać scenariusz, że nie czujemy znudzenia oklepanymi schematami. Co jakiś czas, serwuje on nam takie perełki jak dziewiątka, która zawędrowała na mojej liście na podium top 10 za ubiegły rok. „Berserk” nie byłby sobą, gdyby przez cały czas opowiadał spokojną historię, czy rozpisywał się o rozterkach miłosnych. Tytuł ten to przede wszystkim walka i tego nie zabraknie w części dziesiątej i jedenastej. Bez wątpienia natomiast mamy do czynienia ze zmianą klimatu w tym sensie, że bardzo realistyczne pojedynki między zwaśnionymi armiami, zastąpiła tu batalia z prawdziwym potworem, gościem, który jest jak żywcem wyjęty z finałowej batalii któregoś z jRPGów. Do zwycięstwa potrzebna jest ogromna moc, niebywałe umiejętności i szukanie sposobu na pokonanie go, gdyż sama fizyczna siła nie wystarczy. Ci z Was, którzy ogrywają tytuły takie jak Final Fantasy poczują się w tym momencie jak w domu. Jedenasta część zwiastuje więc nam, że w najbliższym czasie dostaniemy nieco więcej fantasy. Nie zdziwiłbym się, gdyby okraszony byłby on dawką horroru, bo już teraz tego elementu nie brakuje. Nasz główny łotr, nie patyczkuje się z wrogami, więc spodziewajcie się tu nieco niestandaryzowanych sposobów kończenia walk.
„Berserk” nie jest tytułem grzecznym i słodkim. Dawka ciągnącego się tu brudu przyprawia niekiedy o gęsią skórkę podczas lektury, tym bardziej że zabiegi stosowane przez Japończyka mogą wprawić w osłupienie. Japończycy nie mają skrupułów przed umieszczaniem scen podszytych seksualnym kontekstem nawet w najbardziej nietypowych sytuacjach. Również Miura korzysta z tego przywileju, czego efektem są sceny gwałtu czy innych seksualnych czynności w wykonaniu...potwora. Doprawdy mocne są to elementy. Casca z „babochłopa” stała się najczęściej rozbieraną bohaterką tej serii i dość często obserwujemy ją w negliżu. Widać, że dziewczyna pozbyła się kompleksów heh.
Jak już wspomniałem, dwie ostatnie odsłony „Berserka” spuszczają nieco z tonu, jeśli chodzi o ukazywanie samych bohaterów, jednak nie oznacza to, że brak jest tu tego elementu w ogóle. Miura coraz śmielej nakreśla, mocno kontrowersyjny i zdecydowanie dwuznaczny trójkąt uczuciowy Casca – Guts – Griffith. Czytelnikom pozostaje czekać, jak się ta sprawa rozwiąże.
Przed nami jeszcze mnóstwo spektakularnych przygód, niezliczona ilość walk i spora dawka miłosnych emocji więc jest na co czekać. Tom dziesiąty i jedenasty potwierdza dotychczasową opinię, że „Berserk” to jeden z najlepszych mangowych tytułów, które ukazały się do tej pory na rynku.
Berserk #10, #11
Autor: Kentarou Miura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz