poniedziałek, 5 stycznia 2015

(Recenzja) Satoshi Urushihara - Plastic Little

Plastic Little w wersji mangowej to niejako kontynuacja przygód załogi statku Cha-Cha-Maru, ukazanej w serii anime. Seria ta nie jest dostępna w języku polskim, natomiast komiks o tym tytule ukazał się w Polsce nakładem J.P.F. już czternaście lat temu!









Co ciekawe i może nieco zaskakujące, wydano ją w formacie „deluxe”. Zaskakujące z tego względu, że wydaje się, iż tytuł ten na takie wyróżnienie po prostu nie zasługuje. W chwili obecnej jakość wydania tego tytułu może nie robi tak kolosalnego wrażenia (co jak najlepiej świadczy o dzisiejszych komiksach), ale wówczas, gdy po raz pierwszy trafiła ona do rąk czytelników było to bardzo pozytywne zaskoczenie. Czym więc wyróżniało się to wydanie z „tłumu”? Dobrej jakości, grubym papierem, kolorową wkładką na kredowym papierze i elegancką obwolutą. Ekskluzywne wydania były również (podobno) numerowane, natomiast mój egzemplarz – choć miejsce na to rzeczywiście jest – został tego wyróżnika pozbawiony. Wynikało to zapewne z faktu, że posiadam dopiero trzecie wydanie tej mangi, która ukazała się w nakładzie tysiąca sztuk. 



Na wstępie wspomniałem, że manga ta nie zasługuje do końca na wersję „deluxe”, więc warto wyjaśnić dlaczego tak uważam. Przyznaję, że anime nie oglądałem, lecz wersja mangowa nie zachwyca, będąc zwykłym komiksowym średniakiem, jakich na rynku wiele. Do zbyt oryginalnych nie należy fabuła, która mi osobiście przypomina nieco Cowboya Beebopa, w dużo gorszej jednak odsłonie. Tu również mamy do czynienia z grupą łowców z tym, że w tym wypadku złodziei zastąpiły inne rzadkie okazy. Grupa przemierza Chmuromorze, a statkiem dowodzi 13 letnia dziewczynka. Zauważalną sztampowość ratuje fakt, że każdy z rozdziałów mangi opowiada o innym z bohaterów statku. Całość składa się więc z luźnych epizodów, które spaja w jakiś sposób miejsce i czas akcji. Niestety autor komiksu Urushima, znany z niezłych rysunków, gorzej wypada w roli scenarzysty. Epizody są bardzo krótkie i nawet jeśli widać w nich zamysł i potencjał to jest on marnowany przez zbyt szybkie zakończenie. Przynajmniej część z epizodów po dopracowaniu mogłaby bardziej zaciekawić czytelnika. W stanie takim jakim je pozostawiono odnosi się wrażenie, że scenariusz posłużył tylko jako pretekst do zaprezentowania swoich rysunków, w której dominuje damska nagość.

Tej jest naprawdę sporo i choć przyznaje, że wygląda to efektownie (lub może raczej efekciarsko), ale z dużą dozą niesmaku przyjmuję do wiadomości fakt, że bohaterka prezentowana topless ma zaledwie 13 lat... Pomijam fakt, że po wyglądzie zewnętrznym powiedzielibyśmy, że jest to dorosła kobieta, a nie dziecko. Mimo tego łatwo można dostrzec, że autor zdecydowanie lepiej radzi sobie z rysunkiem niż opowiadaniem historii. Poza sporą ilością „fanserwisu” reszta kadrów jest na przyzwoitym poziomie. Patrzy się na nie z przyjemnością. Cały kunszt autora widać na początkowych, kolorowych planszach. Bohaterowie mangi to typowi (to nie jest zarzut) przedstawiciele japońskiego komiksu, który był tym za co pokochali go fani na całym świecie, czyli wielkie oczy i jeszcze większe...inne części ciała. Stara mangowa szkoła w najlepszym wydaniu.



Zamysł polegający na poświęceniu rozdziału każdemu kolejnemu członkowi załogi sprawił, że możemy ich dość dobrze poznać. Losy jednych zaintrygują nas bardziej, wobec innych przejdziemy obojętnie, ale przyznać trzeba, że taki koncept zaliczyć warto na plus. Mangaka nie unika prezentowania relacji (nieco niejednoznacznych) łączących poszczególnych członków załogi. Do tego wszystkiego gdzieś w tle dostajemy garść przygody i sensacji.

Zacząłem od kwestii technicznych i na nich również zakończę. Dość ciekawie J.P.F. podeszło do kwestii tłumaczenia tego komiksu. W polskim wydaniu pozostawiono japońskie onomatopeje (bez tłumaczeń) co dla mnie osobiście wygląda bardzo efektownie i choć nieco utrudnia odbiór tej  mangi to z kolei pozytywnie wpływa na jej klimat, zbliżając ją do oryginału. Inną kwestią jest brak tłumaczenia tytułów rozdziałów i tego posunięcia już nie do końca rozumiem.



PodsumowującPlastic Little nie jest tytułem, który może kimkolwiek wstrząsnąć. To przeciętne czytadło, które nie zostanie raczej w naszej pamięci na długo. Myślę, że skierowany jest do nastolatków (pamiętajmy jednak o występującej nagości) choć i dla starszego może być to lektura na jeden wieczór w ramach odstresowania po ciężkim dniu. Jest to też tytuł dla tych, którzy bardziej cenią sobie oprawę graficzną od zawiłości scenariuszowych, gdyż ta może przykuć uwagę. Ja zapamiętam go głównie ze względu na erotykę, która niestety nie jest w żaden sposób uzasadniona scenariuszem. Jest wręcz odwrotnie, Urushima chyba najpierw narysował piersi bohaterek, a dopiero później stworzył do tego scenariusz. 

Plastic Little

Scenariusz: Satoshi Urushihara
Rysunek: Satoshi Urushihara
Tłumaczenie: Rafał "Kabura" Rzepka
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Wydanie I: 12/2003
Wydawca oryginalny: Gakken Co. Ltd.
Rok wydania oryginału: 1991
Liczba stron: 166
Format: A5
Oprawa: miękka z obwolutą
Papier: matowy
Druk: cz.-b.
ISBN: 83-87877-63-8
Cena z okładki: 30 zł




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz