Wszystko zaczęło się od recenzji komiksu Święte królestwo, którą napisał Przemysław Mazur dla portalu histmag.org. Recenzja wywołała wśród jednego z jego autorów spore poruszenie, a później już poszło z górki. „Swoje odebrał” nie tylko recenzent, cały „światek” recenzentów ale również Zygmunt Similak, który został w całą awanturę wmieszany całkiem przypadkowo. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że opinia była de facto pozytywna, ale to okazało się dla Gabriela Maciejewskiego za mało.
Cóż, o wartości samego tekstu Przemka wypowiadać się nie będę, bo potrafi on bronić się sam, a poza tym komiksu nie miałem przyjemności przeczytać, ale postanowiłem odnieść się do pozostałych kwestii, które po części są po prostu nieprawdziwe.
Jako jeden z recenzentów, który robi to głównie non-profit (nie licząc samych egzemplarzy recenzenckich, które niekiedy rzeczywiście otrzymuje) absolutnie nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem:
„Wszyscy wiedzą, że nikt nie pisze tych recenzji z pasją, bo mu zależy na czymś co akurat zrobiło na nim wrażenie. Wszyscy załatwiają sprawy znajomych, swoich szefów, dawnych promotorów, którzy akurat coś wydali, albo realizują program promocyjny firmy, która ich wynajęła”
Zdanie to dziwi szczególnie, gdy połączy się je z faktem, że Przemkowi sam komiks się podobał i jego tekst miał pozytywny wydźwięk. Czy to oznacza, że i autorzy „Świętego królestwa” wynajęli go do rozreklamowania tytułu? Jestem przekonany, że nie, ale sugerowanie powyższego przez jednego z autorów wzbudza spory niesmak. Przez ten cały czas (liczony już w latach), który poświęciłem, aby właśnie z pasji pisać swoje (raz lepsze raz gorsze) teksty, poznałem kilka osób, zajmujących się tym samym i nie są to z pewnością osoby, które recenzują, bo dobrze za to płacą. Piszą, bo lubią, nie dostają za to przysłowiowych kokosów i nie stoi za nimi żadna firma PR-owa. Pewnie jak w każdym środowisku znajdą się czarne owce. Pewne jego wady, jak przemilczanie jednych tytułów, a szczególne promowanie innych, zauważam i ja ale takie generalizowanie po prostu nie przystoi i przywodzi na myśl działania tych, na których historia powinna spuścić zasłonę milczenia.
Idąc dalej:
„Oświadczam, że ostatni raz oddałem komukolwiek cokolwiek za darmo celem zrecenzowania”
Prawo autora natomiast korzystając z okazji również chciałbym oświadczyć, że ten trzeci egzemplarz przygotowany dla portalu, którego autor „nazwy nie pamięta”, trafił do mnie (tekst miał być przygotowany dla strony, z którą współpracuje), natomiast zostaje on do autora odesłany. Cóż, ostatnią rzeczą, o której myślę, jest proszenie się (lub jak wynika ze słów Gabriela Maciejewskiego żebranie) o darmowe komiksy osób, które sobie tego nie życzą. Nic na siłę i jeśli wydawca lub autor sobie nie chce to ja to w pełni rozumiem. Nie widzę problemu aby dany tytuł po prostu zakupić.
Kwestia recenzji to jedno, natomiast dość bezpardonowy atak na osobę Zygmunta Similaka jest już poniżej pasa tym bardziej, że autor ten został w całą tę sprawę „wmieszany” bez swojej wiedzy. O co chodzi? Ano o to, że Przemek Mazur w swoim tekście odważył się zasugerować, że rysunki Tomasza Bereźnickiego przypominają prace łodzianina. Sam rysownik nie odniósł się do tego, ale swoje postanowił wtrącić scenarzysta. Żeby było jasne - nie zgadzam się z Przemkiem, że Bereźnicki i Similak mają podobny styl. Ja tego podobieństwa nie dostrzegam podobnie jak nie widzi tego Maciejewski. Takie jednak jest święte prawo każdego czytelnika, że może wyrażać swoje zdanie i widzieć to co widzi. W takich sytuacjach zawsze wracam do słów jednego z twórców komiksowych scenariuszy, autora wielu książek o komiksach i komiksowego krytyka (a tak naprawdę już człowieka instytucji, z którym zresztą nie zawsze się zgadzam), który napisał mi kiedyś proste, ale jakże prawdziwe zdanie: jeśli czytelnik widzi podobieństwo w komiksie to tak MUSI BYĆ, gdyż zdanie czytelnika (w tym krytyka) jest tu ważniejsze, bo autor zawsze widzi tylko to, co chciał pokazać. Dodam tylko, że słowa te padły w kontekście komiksu, nad którym owa osoba pracowała, więc ciężko jest zarzucić tu nieuczciwość.
Pomijając jednak fakt czy podobieństwo jest czy go nie ma, to mi osobiście bardzo ciężko jest (stąd ten tekst, napisany wiele dni od wpisu, od którego wszystko się zaczęło) przejść do porządku dziennego nad opiniami wyrażanymi na temat Zygmunta Similaka przez autora prozy, na podstawie której stworzono Święte królestwo.
Na początek kwestia zwykłej grzeczności... pisanie o osobie w wieku Zygmunta Similaka „per ten facet” jest po prostu mało grzeczne, tak nie wypada i trochę wstyd, że muszę o tym pisać.
Gabriel Maciejewski o Zygmuncie Similaku w dalszej części pisze: „nie wiem skąd go wyciągnięto”, co może wzbudzić uśmiech na twarzy, gdyż każdy kto choć trochę interesuje się polskim komiksem owego twórce zna (czy ceni to już oczywiście inna sprawa). Nie może być jednak inaczej, gdyż mówimy o autorze, który swoje komiksy tworzył już w latach 80-tych. Ma ich na swoim koncie sporo, w tym cenione jak Smert Lachom, więc na cytowane pytanie można odpowiedzieć, że sam się on wyciągnął swoją konsekwentną pracą nad komiksami.
Dalej scenarzysta zarzuca, że światek komiksowy w Polsce na siłę promuje postać Zygmunta Similaka przy okazji chcąc całkowicie przemilczeć prace Bereźnickiego. Od razu wyjaśniam, że do rysownika Świętego królestwa, absolutnie nic nie mam, a jego prace ogólnie rzecz biorąc podobają mi się. Twierdzenie, że Similak jest promowany można potraktować jednak tylko i wyłącznie w kategorii żartu. O komiksach łodzianina piszę chyba tylko ja i wymieniany już kilkukrotnie Przemysław Mazur. Pojedyncze teksty o jego pracach w sieci można jeszcze znaleźć, ale raczej ciężko o nich pisać jak o promowaniu autora. Co ciekawe nie zmienił tego nawet fakt, że ma on na swoim koncie niezwykle ważny i przez czytelników odebrany pozytywnie komiks o ludobójstwie na Wołyniu. Jeśli już miałbym stawiać jakąś tezę o pomijaniu komiksowych autorów, to napisałbym, że zarówno Bereźnicki jak i Similak w mediach są mało obecni.
Zresztą, mając przyjemność poznać osobiście osobę autora m.in. Zawiszy Czarnego, ośmielę się napisać, że jest on ostatnią osobą, która pcha się na afisz. I wydaje mi się, że jeśli zapoznał się on z tekstem Gabriela Maciejewskiego, to uśmiechnął się tylko czytając o „parciu na szkło”.
Co dalej można jeszcze przeczytać w tej krótkiej notce blogowej? Kilka zdań o tym jaki to warsztat łodzianina jest słaby, jak nędzne prace tworzy i jak jest potrzebny środowisku, aby mogło ono poprawiać sobie samopoczucie dowartościowując się na jego tle. Nie wiem skąd tyle jadu znalazło się w jednym wpisie i to jeszcze osoby, która bezpośrednio nie ma nic wspólnego z krytykowaną osobą, gdyż to rysownik, a nie scenarzysta został do niego porównany, ale trudno traktować to wszystko poważnie.
Kadr z komiksu Zawisza Czarny - według Gabriela Maciejewskiego: praca nędzna i słaba, że nie warto o niej wspominać |
Najlepszym podsumowaniem niech będzie zdanie, w którym rysownika, który wiele lat utrzymywał się z tworzenia satyrycznych historii dla różnych magazynów, Gabriel Maciejewski ocenia jako osobę, która nie potrafi opowiedzieć śmiesznej historii. I to już jest albo prawdziwy żart, albo brak podstawowej wiedzy o autorze, którego się krytykuje, albo świadczy o tym, że Gabriel Maciejewski pozbawiony jest całkowicie poczucia humoru.
Na koniec podkreślam jeszcze raz, absolutnie nie odmawiam Maciejewskiemu prawa do krytyki prac Similaka, dlatego nie oburza mnie fakt, że określa on komiks Zawisza Czarny mianem nędznego i słabego (choć absolutnie się z tym nie zgadzam), natomiast fakt, że stara się on, stawiając tezy nie mające potwierdzenia w rzeczywistości, zmieszać tak zasłużoną dla polskiego komiksu osobę z błotem musi powodować reakcję. We mnie te dwa krótkie wpisy wzbudziły ogromny niesmak. Szkoda, tym bardziej, że w pewnym sensie wmieszał on w całą sprawę również rysownika, z którym pracował nad Świętym królestwem.
Jeśli kogoś irytuje to, że postawiłem się przez moment w roli "adwokata" przepraszam, natomiast myślę, że to dość naturalna reakcja czytelnika i fana danego autora. Dla mnie Zygmunt Similak jest postacią ważną dla polskiego komiksu (choć zdaje sobie sprawę, że styl jego rysunku nie każdemu pasuje) dlatego stwierdziłem, że trzeba zareagować i postanowiłem zrobić to w taki a nie inny sposób. Czy słusznie? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że zrozumiecie.
Dwa teksty, do których odnoszę się w tym wpisie znaleźć można TU i TUTAJ.
Dwa teksty, do których odnoszę się w tym wpisie znaleźć można TU i TUTAJ.
Spoko tekścik. Pan Maciejewski to typowy przypadek, który pojawia się raz na jakiś czas (np. przy RCK). Autor, który jest przekonany, że robi cuda, pragnie podziwu i docenienia. Zazwyczaj jest to autor początkujacy w danym fachu. Z czasem mądrzeje i nabiera grubszej skóry lub kończy przygodę z twórczością. Jak będzie tym razem - zobaczymy.
OdpowiedzUsuńRównież byłam oburzona tekstami Maciejewskiemu i do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak można tak nie zrozumieć recenzji, którą się czyta. A do tego być tak zadufanym w sobie. I w dodatku decydować się na tak żenujący krok, jak tłumaczenie czytelnikom, gdzie były ukryte jakie symbole i treści. Całkowicie więc zgadzam się z Pana tekstem. Mam tylko jedną uwagę. Mam wrażenie, że ani Maciejewski, ani Pan nie zrozumieliście do końca fragmentu recenzji Przemysława Mazura o Similaku. Nie napisał on przecież nigdzie, że styl Świętego Królestwa podobny jest do stylu Similaka, a jedynie: "Z kolei alegoryczny wymiar fabuły z odniesieniami do czasów znacznie nam bliższych stosował m.in. Zygmunt Similak w „Zagłobie”. Tylko tego dotyczyło to porównanie, niczego więcej.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, odnosząc się do ostatniego zdania Pana tekstu, ja zupełnie rozumiem tę reakcję. Myślę, że taka dyskusja, choćby w formie blogowych wpisów, zawsze jest potrzebna i wartościowa.
Dziękuję za komentarz.
Usuńdziękuję również za zwrócenie uwagi na porównanie do Pana Zygmunta. W swoim tekście odnosiłem się do zarzutów autora wpisu blogowego. Zdaję sobię jednak sprawę, że Przemysław Mazur miał na myśli coś zdecydowanie innego niż to można wywnioskować z obydwu wpisów. Tak zresztą odniósł się Przemek do zarzutów Maciejewskiego:
Zaszło jednak pewne nieporozumienie, Uściślę zatem, że ja również daleki jestem od doszukiwania się stylistycznego pokrewieństwa w rysunkach Zygmunta Similaka i Tomasza Bereźnickiego. Przyznam, że byłem zaskoczony taką interpretacją zdania w którym odnoszę się do jednej z prac autora "Historii okupacyjnych". Najwidoczniej wyraziłem się zbyt ogólnikowo, bo chodziło mi o to, że podobnie jak w "Zagłobie" również w komiksie o upadku wczesnonowożytnych Węgier zawarto odniesienia do czasów późniejszych niż momenty dziejowe w których rozgrywają się oba utwory. Pozwolę sobie zresztą przytoczyć problematyczne dla Maciejewskiego zdanie, za które - jak to się wyraził - m.in. ja będę się smażył w piekle (do tej pory myślałem, że za co innego ). Przepraszam, że cytuję samego siebie, ale taki jest wymóg chwili: "Z kolei alegoryczny wymiar fabuły z odniesieniami do czasów znacznie nam bliższych stosował m.in. Zygmunt Similak w „Zagłobie”." Konia z rzędem temu kto wskaże, że mowa w tym zdaniu o rysunkach.
Z mojej strony w sumie cieszę się, że cała sprawa w tym punkcie została wyjaśniona.
Pozdrawiam Panią serdecznie