To, co bardzo mi się w tej serii podoba, to doprawdy ciągła i nieustająca ewolucja, jaką manga przechodzi. Na przestrzeni tych kilku (a w zasadzie już kilkunastu) tomików autorzy zaserwowali nam już tak dużą dawkę różnorodności, że można byłoby nią obdzielić co najmniej kilka innych mang. Podejrzewam, że mało kto już pamięta, że początki serii to tytuł, który na język komiksu przekładał gry z gatunku JRPG. Już wówczas czytało się to świetnie, natomiast wraz z rozwojem akcji tytuł przemieniał się na klasyczną opowieść z gatunku fantasy. Teraz nadal brnie w tą stronę, natomiast dodatkowo ma w sobie coś z (wybaczcie porównanie) tytułu symulatorów budowania miast czy gier strategicznych. Tak, wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale od pewnego czasu autorzy dają nam okazję śledzić rozwój nowego, budowanego przez nich – rękoma bohaterów mangi rzecz jasna - królestwa, możemy zajrzeć za kulisy prowadzonych politycznych negocjacji i obserwować wzrost znaczenia politycznego nowopowstałego państewka. Wszystkie te elementy sprawiają, że tytuł – a konkretnie trzy recenzowane tomiki – zyskują nowy wymiar, nietypowy charakter i interesującą warstwę fabularną.
To jednak nie wszystko, gdyż Fuse nie tylko porusza ten jeden wątek, ale też dodaje kolejny, a mianowicie wprowadza dość dramatyczną sytuację z wyjątkowymi dziećmi, którym grozi ogromne niebezpieczeństwo, a któremu Rimuru musi zapobiec. Ten element z kolei mocno dynamizuje i angażuje czytelnika. Dzięki temu wątkowi naprawdę dużo się na przestrzeni trzech tomików dzieje. Ważne jest w tym wszystkim też to, że pomimo pozornie odmiennych elementów, całość komponuje się w spójną fabułę. Tak więc pomimo mniejszej ilości walk, wolniej toczącej się akcji, nadal jest to manga, która w znaczący sposób nas angażuje, zapewniając rozrywkę na doprawdy wysokim poziomie. Trzy tomiki, które są obecnie za mną, sprawiły, że ocena całości wzrosła, dzięki temu, że daje się odczuć rozwój serii. Cieszy więc to, że tytuł z de facto lekką atmosferą, w którym nie brakuje pojedynków i klimatem rodem z fantasy, ale i pewnych dwuznaczności, potrafi w pewnych momentach zwolnić, aby skupić się na budowaniu nie tylko relacji między bohaterami, ale też pogłębiać immersję z kreowanym światem, poprzez dbanie o szczegóły i jego ciągły rozwój.
W dalszym ciągu więc mogę polecać śmiało ten tytuł, który jak wspomniałem, jest średnim, ale bardzo przy tym poprawnym tytułem. Fabuła cieszy, a wzrok można nasycić warstwą graficzną, która nadal stoi na wysokim poziomie. Zdaje sobie sprawę, że mang w Polsce wychodzi mnóstwo i ciężko jest sięgać po wszystkie, ale myślę, że „Odrodzony” jest tą, po którą sięgnąć jest warto.
Odrodzony jako Galareta #9, #10, #11
Autor: Mitz Vah, Fuse
Wydawnictwo: J.P.F.
Format: 148x210 mm
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: cz-b
Więcej takich wpisów. Oglądam blog bardzo często. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, naprawdę dobrze się to czytało!
OdpowiedzUsuń