środa, 1 września 2021

(Recenzja) Kentarou Miura - Berserk #30, #31

Pisząc poprzednią recenzję, wydanych w Polsce tomów Berserka, nie przypuszczałem, że do kolejnej sytuacja się tak diametralnie zmieni, że dojdzie do tego, do czego doszło… Mistrz Kentaro Miura zmarł w maju tego roku z powodu rozwarstwienia aorty, pozostawiając swoje dziecko bez ojca z rodziną zastępczą w postaci jego asystentów. Z całego – nie tylko mangowego – świata napłynęły wyrazy współczucia, artyści oddawali hołd mangace podobnie jak fani, którzy nawet grając w Final Fantasy XIV, potrafili się zebrać, by pokazać to, jak artysta był dla nich ważny. Ważny był dla każdego, bo jego „Berserk” już za życia Miury zyskał miano mangi kultowej. Powstająca od tak naprawdę 1988 roku seria do ostatnich dni autora była przez niego kontynuowana, udało się stworzyć 40 tomów i…no właśnie. Pytanie, co teraz z serią, która przecież nie doczekała się zamknięcia. Nie wiadomo nawet czy artysta zostawił po sobie szkice lub jakiś plan na finał tej genialnej historii. Tym samym nie jest wiadomo, czy czytelnicy poznają wszystkie losy Gutsa. Ciekawość i nadzieję (?) podsycili jego asystenci, sugerując, że jest szansa, że to oni będą kontynuować prace Miury. Co z tego wyjdzie, przekonamy się pewnie za jakiś czas, pytanie też, czy nie lepiej zostawić mangę w takim stanie, jakim jest obecnie? Głosy zapewne są różne, pozostaje więc czekać na rozstrzygnięcie sytuacji.


Wracając do polskiego – a konkretnie tego od J.P.F. – wydania, to na rynku dostępnych jest już 31 tomów, więc systematycznie gonimy Japonię i już wkrótce stanie się to, w co wielu może nie wierzyło, czyli cała seria będzie dostępna w Kraju nad Wisłą! Poniżej kilka zdań na temat 30 i właśnie 31 tomu historii, stworzonej przez Miurę.


Na wstępie pokrótce o fabule – bez spojlerów oczywiście – tych dwóch tomów. Akcja trzydziestego zaczyna się w momencie, w którym trwają przygotowania do rozpoczęcia walki z imperium Kushańskim. W siedzibie Vandimionów trwa wielka uczta, na której goszczą wszystkie sprzymierzone rody, a w tym samym czasie Guts kontynuuje walkę – dość zaskakującą de facto – z Serpico. Zdradzać jej wyniku nie będę, natomiast cała ekipa zostaje zamieszana w krwawą jatkę, którą urządzają tajemnicze i mało przyjemne potwory. Tom trzydziesty pierwszy jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń, więc obydwie części tworzą niejako spójną całość. Standardowo jak u tu Miury akcja wypełnia całą przestrzeń komiksu, więc przygotujcie się na imponującą przygodę.


I określenie imponująca jest tutaj ze wszech miar właściwe, gdyż w „Berserku” wszystko jest mocarne, pojedynki epickie a dynamika niesamowita. Nie inaczej jest w dwóch recenzowanych odsłonach. Co ciekawe, podczas gdy tom 30 to ciasne, niemalże klaustrofobiczne, pomieszczenia, w których rozgrywa się akcja i prowadzone są walki, tak tom 31 z kolei przenosi nas na otwartą przestrzeń, dając rozwinąć skrzydła Gutsowi (i nie tylko). Warto zwrócić uwagę, że różnorodność w lokalizacjach nie jest sztuką dla sztuki, a świadczy o tym, że Miura przekuwa ją na warstwę fabularną, choćby ukazując inny sposób walki tytułowego Berserka. Takie dbanie o szczegółowość wzmacnia zdecydowanie immersję i nasz odbiór mangi. Taka różnorodność cieszy podwójnie, gdyż unikamy znużenia z jednej strony, a z drugiej artysta ma okazję ukazać swój kunszt w zupełnie różnych sytuacjach.

I choć dwa recenzowane tomy walką stoją, gdyż w obydwu praktycznie na każdej stronie jest prowadzony jakiś pojedynek, to całość wnosi sporo do całej historii, nie jest oderwane od kontekstu, a dodaje do świata „Berserka” nową energię. Ponadto mamy okazję obserwować to, jak ekipa się zgrywa, jak staje się od siebie zależna i jak Gutsowi przychodzi płacić za tą niezliczoną liczbę pojedynków. Lektura 30 i 31 tomu serii staje się tym samym dużą przyjemnością i wnosi gros treści do całej historii, bez dłużyzn i zbędnego gadania. Zresztą w ogóle od jakiegoś czasu można dostrzec pewną zmianę atmosfery opowieści i jej sporą ewolucję. To już nie są tylko brutalne slasherowe sceny walk czy wyuzdany seks łączony z motywami religijnymi. Teraz mamy do czynienia z pełnoprawną opowieścią dark fantasy co wychodzi całości na dobre. Bez trudu zauważymy, że fabuła rozwija się wraz z samym autorem, że dorasta i dojrzewa wraz z Miurą.


Tradycyjnie też dużo dobrego można napisać o samych rysunkach, które zachwycają swoim rozmachem. Niezależnie czy akcja toczy się w zamkniętych przestrzeniach, czy na morzu tudzież innych otwartych lokacjach, każdy milimetr kadru jest zapełniony przez artystę (i jego pomocników), a plansze tworzą niezwykłe i dynamiczne obrazy. Ogromną przyjemnością jest więc oglądanie tej mangi, czego dowód mamy w dwóch opisywanych właśnie tomach. I tylko – również standardowo – irytować mogą komediowe i humorystyczne wstawki, które Miura tu i ówdzie dorzuca. Nawet jeśli są one pomysłowe – Yoda w Berserku?! – to i tak średnio pasują do niezwykle mrocznego klimatu historii i zdecydowanie lepiej, gdyby ich nie było. To jednak tylko jeden niewielki minus, malutka łyżeczka dziegciu w ogromnym słoiku miodu, jakim jest „Berserk”.


Nieuchronnie zbliżamy się do finału historii, a ja bezustannie jestem tą mangą zachwycony. Miura udowadnia nam w niej swoją wielkość i ogromna szkoda dla całego komiksowego światka, że artysta ten odszedł tak wcześnie… za wcześnie. Mistrzu – spoczywaj w spokoju!

Berserk #30 #31



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz