wtorek, 19 listopada 2019

(Recenzja) Tomasz Kontny, Robert Adler - Wydział 7: Martwa woda

Jeśli mnie pamięć nie myli, to przy okazji recenzji poprzedniej odsłony serii „Wydział 7” nieco ponarzekałem na słabszy epizod, tudzież mniej akcji w odcinku. Jeśli wówczas mogłem podejrzewać spadek formy, tak „Martwa woda” udowadnia, że o niczym podobnym nie ma mowy. Wydaje się, że jest to najlepsza z dotychczasowych odsłon serii, której pomysłodawcą jest Marek Turek. Mnie część ta wręcz zachwyciła. Dlaczego? O tym nieco poniżej.






„Martwa woda” to kontynuacja - i zakończenie zarazem - wątków, które poznaliśmy w „Żywej wodzie”. Mamy więc wątek „cudownej wody”, której źródło pojawia się w okolicach Wrocławia, mamy też swoiste żywe trupy oraz naszych dzielnych stróżów prawa, którzy wraz z pewnym księdzem chcą wyjaśnić wszystkie stojące przed nimi zagadki. To w zasadzie na tyle, jeśli chodzi o fabułę, aby nie zacząć spoilerować. Jeśli czytaliście pierwszą część, to wiecie, czego można się spodziewać, natomiast jeśli „Żywa woda” gdzieś wam umknęła, to musicie nadrobić, bo bez znajomości tamtego komiksu nie odnajdziecie się w tej historii.

Co takiego jest w tym odcinku, co tak zachwyca? Według mnie takim podstawowym argumentem za tym, że jest to najlepsza część, świadczy fakt, jak jest ona przemyślana. Tomasz Kontny odpowiedzialny za scenariusz tego komiksu stanął na wysokości zadania, łącząc i spajając poszczególne wątki w zgrabną całość. Mając do dyspozycji w sumie niewiele miejsca, stworzył zaskakującą i niezwykle zazębiającą się historię z intrygującym zakończeniem. Nie zostawił on absolutnie nic przypadkowi, daje się bez trudu odczuć, jak dobrze jest to zaplanowana część. Mało tego jest to też odsłona niezwykle pomysłowa z szeregiem smaczków, że choćby wspomnę o epizodzie z czarną Wołgą i związaną z nią „urban legend”. A co jeśli tak było w rzeczywistości, jak pokazuje Kontny? Scenarzysta wykreował tak dobrą atmosferę, że rzeczywiście można podczas lektury poczuć dreszczyk emocji podobny do tego, który towarzyszył mi za małolata, gdy zasiadałem przed telewizorem do kolejnych odcinków przygód agentów Muldera i Scully.

Czy można zarzucić coś Kontnemu? Uprzedzając krytykantów, tak widać tutaj inspirację komiksami o zombi i postapo, ale absolutnie nie powinien nikt czynić z tego zarzutu. Kontny prowadzi ograne w sumie wątki w sposób pomysłowy i „swój”. Dzięki temu nie ma poczucia kalki, a raczej radości z tego, jak dużo akcji i dynamiki jest w tej historii. Doceniam to, jak autor potrafił wkomponować w sposób racjonalny te elementy w PRL-owską rzeczywistość i ówczesne realia. Jedno określenie, które się nasuwa, to infantylne, ale prawdziwe – WOW!

Przy recenzji „Żywej wody” oberwało się też rysownikowi Arkadiuszowi Klimkowi. Przy „Martwej wodzie” pracował Robert Adler i… wypadł świetnie. Rysowane przez niego plansze są ozdobą zeszytu i doskonale współgrają ze scenariuszem. Adler poprawnie komponuje swoje panele, dobrze ogląda się tu sceny „grupowe”, na których widać duże ilości wojska, a pewna krwawa sieczka, którą czytelnik widzi pod koniec zeszytu, to prawdziwa perełka. Adler bardzo dobrze operuje onomatopejami, udowadniając, jak ważny jest to element, który może wpłynąć na odbiór historii. Trudno jest mi się do czegoś tu przyczepić, bo jest to bardzo zręcznie narysowana część.

Tak jak wspomniałem we wstępie, „Martwa woda” jest chyba najlepszą dotychczasową odsłoną serii „Wydział 7”. Pozostaje mieć nadzieje, że i kolejne zeszyty będą tak dynamiczne i pomysłowe jak najnowszy. Cieszy zapał i regularność, z jaką seria jest wydawana i aż chciałoby się jeszcze więcej. Ja czekam z ogromnym zaciekawieniem, co jeszcze pokażą autorzy.

PS. – w „Martwej wodzie” brak jest tradycyjnych dodatków. Ciekawe czy to zapowiedź nowego, czy jednorazowa sprawa.

„Wydział 7”: „Martwa woda”

scenariusz: Tomasz Kontny
rysunki: Robert Adler
pomysł serii: Marek Turek, Tomasz Kontny
wydawca: Ongrys
data publikacji: 11.10.19 r.
liczba stron: 32
format: 170 x 246
oprawa: broszurowa
druk: kolor
papier: kredowy
Wydanie: I
cena: 15 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz