Recenzować „Przygody pewnego japońskiego pracownika biurowego” jest zadaniem niełatwym. Po pierwsze dlatego, że jak pokazałem wyżej, aby oddać w pełni to, czym jest ten komiks, wystarczy kilka zdań, a po drugie produkt ten jest tak „chory”, że ciężko jest uniknąć słów powszechnie uważanych za wulgarne lub co najmniej nieprzystające do publikacji.
Hiszpan Jose Domingo stworzył rzecz, którą trudno będzie pokochać każdemu. Trzeba mieć naprawę specyficzne poczucie humoru lub być równie wykręconym, jak ten komiks, aby w pełni go zrozumieć i docenić. Recenzje pewnie będą różne. Można go bowiem albo z całego serca pokochać, albo jeszcze mocniej znienawidzić. Ja jestem zdecydowanie w pierwszej grupie. I nie ma tu znaczenia moja słabość „do japońszczyzny”, bo akcja tego komiksu mogłaby się dziać w każdym innym miejscu na Ziemi i nic by nie straciła na tym. Dość powiedzieć, że gdzieś tak mniej więcej w połowie tego albumu przestałem szukać i dopatrywać się w nim wielkiej głębi czy niesamowitego scenariusza, a zacząłem nim po prostu bawić. I tak najlepiej danie naszykowane przez Domingo smakuje. Lektura tego komiksu to połączenie narkotycznego odjazdu z sesją konsolową na wspomagaczach, podkręcona najbardziej chorymi „jazdami” autora. Otóż bowiem pewien pracownik biurowy – jak sama nazwa wskazuje – wychodząc z pracy, natyka się na członków Yakuzy, którzy strzelają do siebie z broni palnej. Następnie ma nieprzyjemną przygodę z genitaliami i zającami, po czym przeżywa szereg innych zdarzeń, które mają mało wspólnego z rzeczywistością. To trochę taki komiks drogi, w którym obserwujemy podróż tego „no name’a”, podróż naszpikowaną pułapkami stworzonymi przez Hiszpana. Cała ta wyprawa jest niesamowicie dynamiczna, każdy kolejny kadr to coraz większy efekt „WTF?!”, a że Domingo nie sili się na dialogi, to całość jest maksymalnie skondensowana. Wszystko jest psychodeliczne, niełatwe do ogarnięcia rozumem, ale też wciągające. I choć potrzeba przy lekturze totalnego skupienia, to radość, którą czerpie się z oglądania tej chorej jazdy, jest niesamowita. I naprawdę autorzy profilu „Komiks Dnia” wyjęli mi z ust kilka stwierdzeń. Rzeczywiście komiks ten, szczególnie pod koniec, ma coś z platformówki i rzeczywiście da się w nim odczuć, że zaraz przyjdzie nam szukać tego kultowego Wally’ego. To tylko podkreśla jak pomysłowo stworzony i jak spektakularny jest to twór.
Równie dużo co fabularnie dzieje się też graficznie. I nie przeszkadza w tym absolutnie fakt, że poza tym, że komiks jest niemy, to jest też cholernie uporządkowany. Identyczne ułożenie czterech kadrów na każdej stronie przez cały album kontrastuje z tym, co Hiszpan opowiada. Każda z plansz jest szczegółowa, zachwyca ilością detali i poukrywanych smaczków. Jednocześnie wymaga od czytelnika tego, aby dogłębnie je studiował, bo najmniejszy szczegół z jednego kadru może mieć niebagatelne znaczenie dla rozwoju akcji w dalszej części albumu. „Przygody pewnego…” są orgią dla wzroku. Pełna paleta barw plansze, które przyciągają wzrok, a przy tym charakterystyczna kreska Hiszpana, sprawiają, że wkręca się nam cała ta wizja w mózg tak, że odbieramy ją całym sobą, stwierdzając na końcu – „kur@#$ jakie to było dobre!”.
„Przygody pewnego japońskiego pracownika biurowego” nie są, jak już wspomniałem, komiksem dla wszystkich. Są jednak komiksem, którego nie sposób zapomnieć. Dynamiczny, psychodeliczny, specyficzny, trzeba mieć naprawdę nastrój, żeby go pokochać. Ja go pokochałem. Kupiłem cały ten wykręcony pomysł Hiszpana, który tu zaprezentował. To jak bez słów umiał opowiedzieć niełatwą w odbiorze historię, jest godne podziwu. Podobnie jak fakt, że tak wiele jest tu dynamiki, akcji i pomysłowości. Myślę, że może być to jedna z najbardziej charakterystycznych pozycji tego roku.
* - fragment recenzji zamieszczonej na profilu FB Komiks Dnia
Przygody pewnego japońskiego pracownika biurowego
Scenariusz i rysunki: José Domingo
Tłumaczenie tekstów: Jakub Jankowski
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
Data wydania: 30 września 2019 r.
Format: 210X290
Oprawa: twarda
Liczba stron: 112
Druk/barwność: kolorowy
Zalecane dla odbiorcy: Wszyscy
Komiks nr 290
ISBN: 978-83-66347-10-6
Cena: 69 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl
Hiszpan Jose Domingo stworzył rzecz, którą trudno będzie pokochać każdemu. Trzeba mieć naprawę specyficzne poczucie humoru lub być równie wykręconym, jak ten komiks, aby w pełni go zrozumieć i docenić. Recenzje pewnie będą różne. Można go bowiem albo z całego serca pokochać, albo jeszcze mocniej znienawidzić. Ja jestem zdecydowanie w pierwszej grupie. I nie ma tu znaczenia moja słabość „do japońszczyzny”, bo akcja tego komiksu mogłaby się dziać w każdym innym miejscu na Ziemi i nic by nie straciła na tym. Dość powiedzieć, że gdzieś tak mniej więcej w połowie tego albumu przestałem szukać i dopatrywać się w nim wielkiej głębi czy niesamowitego scenariusza, a zacząłem nim po prostu bawić. I tak najlepiej danie naszykowane przez Domingo smakuje. Lektura tego komiksu to połączenie narkotycznego odjazdu z sesją konsolową na wspomagaczach, podkręcona najbardziej chorymi „jazdami” autora. Otóż bowiem pewien pracownik biurowy – jak sama nazwa wskazuje – wychodząc z pracy, natyka się na członków Yakuzy, którzy strzelają do siebie z broni palnej. Następnie ma nieprzyjemną przygodę z genitaliami i zającami, po czym przeżywa szereg innych zdarzeń, które mają mało wspólnego z rzeczywistością. To trochę taki komiks drogi, w którym obserwujemy podróż tego „no name’a”, podróż naszpikowaną pułapkami stworzonymi przez Hiszpana. Cała ta wyprawa jest niesamowicie dynamiczna, każdy kolejny kadr to coraz większy efekt „WTF?!”, a że Domingo nie sili się na dialogi, to całość jest maksymalnie skondensowana. Wszystko jest psychodeliczne, niełatwe do ogarnięcia rozumem, ale też wciągające. I choć potrzeba przy lekturze totalnego skupienia, to radość, którą czerpie się z oglądania tej chorej jazdy, jest niesamowita. I naprawdę autorzy profilu „Komiks Dnia” wyjęli mi z ust kilka stwierdzeń. Rzeczywiście komiks ten, szczególnie pod koniec, ma coś z platformówki i rzeczywiście da się w nim odczuć, że zaraz przyjdzie nam szukać tego kultowego Wally’ego. To tylko podkreśla jak pomysłowo stworzony i jak spektakularny jest to twór.
Równie dużo co fabularnie dzieje się też graficznie. I nie przeszkadza w tym absolutnie fakt, że poza tym, że komiks jest niemy, to jest też cholernie uporządkowany. Identyczne ułożenie czterech kadrów na każdej stronie przez cały album kontrastuje z tym, co Hiszpan opowiada. Każda z plansz jest szczegółowa, zachwyca ilością detali i poukrywanych smaczków. Jednocześnie wymaga od czytelnika tego, aby dogłębnie je studiował, bo najmniejszy szczegół z jednego kadru może mieć niebagatelne znaczenie dla rozwoju akcji w dalszej części albumu. „Przygody pewnego…” są orgią dla wzroku. Pełna paleta barw plansze, które przyciągają wzrok, a przy tym charakterystyczna kreska Hiszpana, sprawiają, że wkręca się nam cała ta wizja w mózg tak, że odbieramy ją całym sobą, stwierdzając na końcu – „kur@#$ jakie to było dobre!”.
„Przygody pewnego japońskiego pracownika biurowego” nie są, jak już wspomniałem, komiksem dla wszystkich. Są jednak komiksem, którego nie sposób zapomnieć. Dynamiczny, psychodeliczny, specyficzny, trzeba mieć naprawdę nastrój, żeby go pokochać. Ja go pokochałem. Kupiłem cały ten wykręcony pomysł Hiszpana, który tu zaprezentował. To jak bez słów umiał opowiedzieć niełatwą w odbiorze historię, jest godne podziwu. Podobnie jak fakt, że tak wiele jest tu dynamiki, akcji i pomysłowości. Myślę, że może być to jedna z najbardziej charakterystycznych pozycji tego roku.
* - fragment recenzji zamieszczonej na profilu FB Komiks Dnia
Przygody pewnego japońskiego pracownika biurowego
Scenariusz i rysunki: José Domingo
Tłumaczenie tekstów: Jakub Jankowski
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
Data wydania: 30 września 2019 r.
Format: 210X290
Oprawa: twarda
Liczba stron: 112
Druk/barwność: kolorowy
Zalecane dla odbiorcy: Wszyscy
Komiks nr 290
ISBN: 978-83-66347-10-6
Cena: 69 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz