poniedziałek, 21 października 2019

(Recenzja) Magenta King - 9 godzin

Japoński komiks stworzony przez brazylijskiego autora wydany po polsku. Czy to może nie być hit? Taki wstęp półżartem, ale tak poważnie to Mandioca przyjechała do Łodzi z nowością stworzoną przez Brazylijczyka w mocno mangowych klimacie. Czytaliście „Maszingę”, którą swego czasu wydało Hanami? To trochę „coś” (z dużym nadużyciem) w tym stylu otrzymacie w komiksie „9 godzin”. Nie jest to typowa kalka mangowych produkcji, ale mocno nią inspirowane „klasyczne” komiksowe dzieło.






Autorem tego albumu jest niejaki Magenta King, który nie ukrywa swojej fascynacji Japonią (prywatnie zresztą wybranka serca Brazylijczyka ma japońskie korzenie) i tamtejszą (pop)kulturą. Jego fascynację da się odczuć na praktycznie każdym kroku, na każdej kolejnej czytanej przez nas stronie. Gość zdecydowanie kocha azjatycki kraj i jeśli u was też gdzieś tli się uczucie do tego miejsca, to duże prawdopodobieństwo, że „łykniecie” ten pomysł z całym jego inwentarzem. Sam Magenta King na co dzień pracuje w Quanta Academia de Artes – chyba najlepszej brazylijskiej szkole komiksu - co już powinno dać wyobrażenie, z jakim autorem mamy tu do czynienia. „Król” wybił się do szerszej świadomości komiksem „Black Emperors: BIKES vs SK8S”, który stworzył wspólnie z Daltonem Carą, będącym z kolei jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym rysownikiem związanych z ESPN. Projekt jest o tyle nietypowy, że tworzony „live” podczas programu telewizyjnego „Rezenha”. Cara tworzył na poczekaniu te z postaci, które pojawiały się w rzeczonym programie. Druga sprawa to wymienność ról, tzn. raz jeden, raz drugi wcielał się w rolę scenarzysty/rysownika co dodatkowo jeszcze uatrakcyjniało ten komiks. Polscy czytelnicy co prawda nie mieli (jeszcze?) przyjemności zapoznać się z nim, ale fakt ukazania się „9 godzin” pozwala to Mandioce wybaczyć. Warto też wspomnieć, że jest to jedyny komiks w portfolio wydawnictwa, który nie został odkryty bezpośrednio przez pracowników. Chcecie wiedzieć, komu zawdzięczamy to, że „9 godzin” jest na naszym rynku? Doskonale każdemu znanemu Jarosławowi Ejsymontowi! Tak, to jemu należą się te zgrzewki browarów w podzięce. Jarku do zobaczenia na kolejnym MFKiG.




Punkt wyjścia do historii jest dość prosty. Dwójka autorów komiksów wyrusza w swoją wymarzoną podróż do Japonii. Duże plany, jeszcze więcej oczekiwań, a wszystko „sypie się” natychmiast, gdy na scenę wkracza pewien „tengu”. Nasza para staje przed niełatwym zadaniem wyplątania się z kłopotów, w które przez tę złośliwą bestię wpadają. Ogólnie rzecz biorąc, nie ma sensu pisać więcej o scenariuszu, bo po pierwsze nie jest on przesadnie skomplikowany, a po drugie lepiej jest odkryć samemu, co Magenta ma do zaprezentowania. Fabuła sama w sobie jest dość pretekstowa i służąca temu, aby móc sypać kolejnymi nawiązaniami do japońskiej popkultury. Mnóstwo tu efektownych scen akcji, mnóstwo jej zwrotów, wiele się dzieje, ale wszystko to jest „przytłoczone” japońskością. Dla mnie to zresztą zdecydowana zaleta tego komiksu. Magenta korzysta jak może z japońskiej konwencji i wszelkich dobrodziejstw, które ona oferuje. Robi to doprawdy znakomicie, więc dla mnie była to – przepraszam za kolokwializm – orgia japońskiej atmosfery i poukrywanych w środku smaczków. Każda strona przepełniona jest pochowanymi elementami, które są doskonale znane fanom „japońszczyzny”, ci więc będą mieli podwójną radochę z lektury. Czy jednak ktoś, komu nie jest tak z nią blisko, również może na coś liczyć? Myślę, że tak. To bowiem dobry rozrywkowy komiks pełen akcji, przy którym można się nieźle bawić.

Oprawa graficzna, choć specyficzna, jest bardzo przyzwoita. Niezwykły dynamizm podkreślany jest przez sposób kadrowania i to jak wiele się dzieje na każdej planszy. Czasami można mieć poczucie chaosu podkreślonego nieco szkicowym stylem kreski, którym Brazylijczyk operuje. Jednak szczegółowość, zabawa konwencją, w końcu mnóstwo easter eggów sprawiają, że rzecz jest wyborna w oglądaniu. Różnego rodzaju roboty, pojawiające się tu i ówdzie tengu, w końcu odnośniki do osób i postaci żyjących (dziś lub kiedyś) sprawiają, że każda kolejna strona jest hołdem oddawanym japońskiej szkole. Ten styl graficzny również dodaje kolorytu temu – nomen omen – czarno białemu komiksowi. Niezwykle dużo się tu dzieje, a całość jest doprawdy różnorodna. Nie, na nudę pod względem rysunkowym z pewnością nie będziecie narzekać.



Warto też podkreślić fakt, że polskie wydanie komiksu różni się nieco od wersji oryginalnej. Podczas gdy wersja brazylijska miała 160 stron, wydanie Mandioci ma tych stron 176. Skąd ta różnica? Ano stąd, że polski czytelnik otrzymuje naprawdę ogromną liczbę dodatków. Mało tego to część komiksu musiała być niejako stworzona na nowo, gdyż Magenta... utracił archiwum w tym oryginalne plansze i scenariusz, przez co część po prostu stworzył od nowa.

„9 godzin” jest komiksem specyficznym. Czy przypadnie do gustu wszystkim? Tego nie wiem. W mój jednak trafił w pełni, stąd też tyle pochwał w jego kierunku. Z drugiej strony ma on szansę trafić też do tych, którzy niekoniecznie czytają „tradycyjne” komiksy, ale również do mangowego fandomu, przynajmniej tej jego bardziej otwartej na nowości części. Jeśli więc macie otwarte głowy to sprawdzajcie. Szalona dynamiczna jazda, którą oferuje Magenta King, może wam się spodobać. Pracownicy wydawnictwa nie ukrywają, że mają w planach wydanie kolejnych komiksów tego autora, ale zależne jest to od tego, jak przyjmie się „9 godzin”. Bierzcie więc i kupujcie to wszyscy, aby móc poznać kolejne szalone dzieła „Króla”!

PS. Podziękowania dla Bartłomieja Rabija z Mandioci za przekazanie cennych informacji na temat autora komiksu.

9 godzin

Scenariusz: Magenta King
Rysunki: Magenta King
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Liternictwo: Mandioca
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Stron: 176
ISBN: 9788395319143
Data wydania: 26.09.2019 r.
Cena: 55 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz