Przyznaje się. Nie kupiłem „Prison Pit’a” od razu ani tym bardziej nie kupiłem go w przedsprzedaży. Przyznaje też, że nie planowałem zakupu tego komiksu. Co więc się stało, że właśnie czytacie recenzję? Ano stało się to, że poszedłem na wieczorynkę, którą dzięki Łukaszowi Kowalczukowi można było obejrzeć na zakończenie pierwszego dnia tegorocznego MFKiG. Już wstęp i wprowadzenie zaprezentowane przez niewątpliwego „Króla Szlamu” zapowiadało, że będzie grubo. Było wówczas przed godziną 20:00, a salka praktycznie w większości była wypełniona ludźmi. Woow, jak na ilości słuchaczy na innych spotkaniach to już to samo w sobie było fenomenem. Wszyscy liczyli na coś wielkiego i… nie zawiedli się. Dostali to, co chcieli, czyli totalnie chore gówno… I zasadniczo na tym można byłoby odpuścić i nie kupować komiksu, gdyż ta kilkunastominutowa animacja jest odzwierciedleniem praktycznie jeden do jednego tego, co widzimy w komiksie, o czym wspominał sam Kowalczuk. Animacja ta jednak na mnie zadziała inaczej, tzn. drugiego dnia jeszcze przed dziesiątą rano stałem przy „szlamowym stoisku”, by kupić komiks. Taak, jeśli „Prison Pit” nie sprzedaje się sam, to Kowalczuk potrafi go zareklamować.
Rzeczony komiks to tak naprawdę sześcioczęściowa seria i już zostało potwierdzone, że w Polsce ukażą się wszystkie z nich, a druga już w zasadzie wkrótce. Autorem tego komiksu jest niejaki Johny Ryan publikujący dla Fantagraphics. Nie znam gościa, ale oceniając go po twórczości, to facet musi mieć niezłą korbę w głowie. Streścić fabułę pierwszego tomu można w zasadzie w jednym zdaniu. Kanibal Zjeboryj trafia na dziwną planetę, gdzie musi napieprzać się z kolejnymi, coraz mocniejszymi, przeciwnikami. W zasadzie tyle. Tylko tyle i aż tyle. Ryan bowiem z tak „płytkiego” scenariusza wyciągnął maksimum. Maksimum „fanu”, maksimum sieczki, maksimum absurdu. Gość sobie idzie i się nakur@##%& z kolejnymi idiotycznymi postaciami. Wyrywają sobie ręce, gryzą, mordują. Jest tu mnóstwo krwi, trochę wrestlingu, nieco odniesień do popkultury i dawnych lat. Nie ma nic wielkiego, ale jako całość komiks sprawdza się genialnie.
Jeśli nie chwytasz konwencji, szukasz zagmatwanej fabuły, czy mierzi cię absurd i naprawdę chora jazda, to w ogóle nie bierz pod uwagę tego komiksu. Jeśli natomiast chcesz się rozerwać przy prostej, ale efektownej historii, chcesz popatrzeć na sceny gore czy chcesz się dowiedzieć, do czego może się przydać kosmita z ostrymi zębami i wielką gębą to zaglądaj śmiało. Spektakularna akcja daje mnóstwo rozrywki czytelnikowi, a przy okazji śmieszy. Genialnie atmosferę komiksu oddają też – czy wręcz ją budują - dialogi. Proste, wulgarne i genialnie przetłumaczone przez Kowalczuka. To w pełni rozrywkowy komiks dla specyficznej grupy odbiorców i to zdecydowanie jest pewnik. To też przykład na to, jak nawet z tak specyficznej i chorej rozrywki można zrobić prawdziwą sztukę.
Jeśli jesteście wzrokowcami to również w tym względzie zauważycie, że ten komiks jest prosty (nie prostacki). Autor wykorzystuje w nim minimalistyczne rozwiązania, jest pełen absurdalnych kadrów i scen. I znów jest w tej całej prostocie geniusz. Miło jest patrzeć na sceny pojedynków, które rysowane są przez amerykańskiego twórcę. Te wszystkie uporządkowane, jak pod linijkę, kadry robią ogromne wrażenie i wzbudzają uśmiech na twarzach. Oczywiście komiks jest przeznaczony dla dorosłych, więc spodziewajcie się nielichej dawki brutalności.
„Prison Pit'a” można albo kochać, albo nienawidzić, można twierdzić, że to rzecz genialna, ale można też ocenić ją jako prostactwo. To wszystko zależne jest od podejścia czytelnika. Ja osobiście bawiłem się przy nim przednio, bo lubię tego typu dowcip i pomysł, jaki prezentuje w nim autor. Kupuje to chore gówno i czekam na więcej. Lektura tego komiksu odmóżdża i daje zapomnieć o całym świecie. I wiecie co? To jest w nim piękne heh.
Prison Pit # 1
Scenariusz: Johnny Ryan
Rysunek: Johnny Ryan
Tłumaczenie: Łukasz Kowalczuk
Wydawnictwo: OMG! Wytwórnia Słowobrazu, Łukasz Kowalczuk Przedstawia
5/2019
Tytuł oryginalny: Prison Pit: Book One
Wydawca oryginalny: Fantagraphics
Rok wydania oryginału: 2009
Liczba stron: 128
Format: 150x210 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena z okładki: 54 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz