poniedziałek, 15 stycznia 2018

(Wywiad) Mateusz Wiśniewski, Łukasz Mazur - Liczymy na pełną pulę "Kurczaków", czyli o "Miaźmie" słów kilka

Poniżej obiecana krótka rozmowa z autorami komiksu "Miazma" -Mateuszem Wiśniewskim i Łukaszem Mazurem. Myślę, że będzie to cenne uzupełnienie recenzji, która dostępna jest TUTAJ.










Nie ma co przedłużać, od razu przechodzimy do rzeczy. Miłej lektury.

Mateusz to zasadniczo chyba Twój drugi tak duży projekt, przy którym bierzesz udział. Masz na swoim koncie co prawda publikacje w Bicepsie czy katalogu MFKiG, ale nie ma tych prac dużo. Skąd u Ciebie takie oszczędne podejście do tematu i czy „Miazma” według Ciebie będzie krokiem milowym w Twojej karierze, który ją „rozbuja”?

Mateusz Wiśniewski: Lubię krótkie formy, do tej pory koncentrowałem się właśnie na nich – a dzięki współpracy przy szortach, które co jakiś czas pisałem na różne konkursy, poznałem fantastycznych rysowników. Scenariusz do „Miazmy” powstał wcześniej, niż mógłbyś przypuszczać, napisałem potem inne krótkie teksty i robiłem kolejne komiksy.

Krokiem milowym jest dla mnie to, że „Miazma” ostatecznie powstała i narysował ją nie kto inny, ale właśnie Łukasz Mazur – jednocześnie mam już w perspektywie duże projekty, które budzą mój entuzjazm, nie mogę zatem powiedzieć, że dzieje się to dzięki tej publikacji.

Jak doszło do współpracy między Wami? Jest to o tyle ciekawe, że Łukaszu do tej pory pracowałeś jako scenarzysta i rysownik. Co spowodowało, że nastąpiła zmiana?

M: „Miazma” nie miała szczęścia do rysowników, nigdzie nie pasowała, kurzyła się na kilku twardych dyskach. Któregoś dnia odświeżyłem ten scenariusz i postanowiłem pokazać go Łukaszowi – ot tak, z pytaniem, co o nim sądzi. Tyle że wcale nie zrobiłem tego przypadkowo i nie chodziło mi jedynie o komentarz zwrotny.

Łukasz Mazur: To było klasyczne zarzucenie przynęty ze strony Mateusza – po moich kilku uwagach/sugestiach padło sakramentalne pytanie, czy nie chciałbym się za to wziąć i ciężko było odmówić, chociaż później – jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac – miałem ze dwa momenty, kiedy chciałem z tego zrezygnować. Problem był jednak taki, że znamy się z Mateuszem od paru lat, do tego bardzo lubimy, a mało jest gorszych rzeczy niż sprawienie przykrości komuś bliskiemu. Tym samym po kilku miesiącach (scenariusz dostałem pod koniec maja, prace zaczęły się w połowie października) postawiłem pierwszą kreskę i jakoś to poleciało. Wcześniej miałem już przyjemność rysować do cudzego scenariusza („Złota rybka” ze Sztyborem), ale fakt, że zazwyczaj robię to do swoich historii.

Jak Wam się wspólnie pracowało, kto miał większą decyzyjność i na ile zostawiliście sobie wolną rękę? Ile zajęło wam przygotowanie tego komiksu?

M: Mnie nie mogło pracować się lepiej. Łukasz jest myślącym rysownikiem o holistycznym spojrzeniu, przywiązuje wagę do detali i nie pozostawia miejsca na planszy przypadkowi. Na początku naszej współpracy upewnił się jedynie, że ma wolną rękę, po czym zamknął w domu na bite dwa miesiące.

Ł: Tak było. Przed rysowaniem przewertowałem scenariusz kilkukrotnie, rozrysowałem sobie każdą planszę pod względem układu kadrów, dostałem zielone światło od Mateusza i zaczęły się dwa wesołe miesiące. W trakcie co każdą planszę konsultowaliśmy się czy wszystko wygląda, tak jak to miało być. Był to o tyle trudny dla mnie komiks, że niespecjalnie czuję się w konwencji realistycznej, więc musiałem to nagiąć do swoich umiejętności, ale i – przepraszam za określenie – wyjść ze swojej strefy komfortu. Z każdą planszą czułem się jednak coraz pewniej i coraz bardziej czułem ten komiks – pierwszą stronę najpierw rozrysowałem na wstępnym szkicu, później przerzuciłem go na większy format (pracowałem na A3, co też było nowością i wyzwaniem) i dopiero wrzuciłem tusz. Przy kolejnych ominąłem etap wstępnego szkicu, a jako że po kilku planszach nauczyłem się już jak operować kreską, to same szkice też stawały się coraz mniej dokładne. Przygotowanie komiksu zajęło nam dwa miesiące i dwa dni – komiks poszedł do druku 18 grudnia, dziesięć dni później mieliśmy go w rękach.

Dlaczego czerń i biel? Kwestia finansowa czy jakaś inna spowodowała, że postawiliście na mono?

Ł: Powód jest jeden – czerń i biel idealnie pasuje do tej historii. Ewentualnie mogliśmy pokusić się o jeden dodatkowy kolor, ale stanęło na oszczędniejszym rozwiązaniu.

Chciałbym zapytać o sposób kadrowania a konkretnie o przejście (mocno upraszczam) z kadrów prostokątnych do kwadratowych, gdzie tekst znajduje się poza rysunkiem, przywodząc na myśl stare księgi? Dlaczego postawiliście na różnorodność, zmianę stylu, zamiast trzymać się jednej koncepcji od początku do końca?

Ł: Różny sposób kadrowania i prowadzenia akcji wynika głównie z samej historii, która pomimo niewielkiej objętości ma wyraźnie zaznaczony początek, rozwinięcie i koniec i nawet wymaga tego, aby taką różnorodność w prowadzeniu akcji wprowadzić. Trochę czasu zajęło nam znalezienie złotego środka jak to wszystko połączyć, ale, sądząc po pierwszych reakcjach czytelników, udało się.

Minimalizm to słowo, które w pewien sposób charakteryzuje ten komiks. Mało słów, pozostawiona spora wolna przestrzeń między kadrami. Rozwiązanie skądinąd bardzo ok, bo pozostawia czytelnika samemu sobie z myślami, natomiast z drugiej strony też nieczęsto spotykane. Mateuszu, chyba dobrze ci się porusza w takiej konwencji, bo masz już na swoim koncie album całkiem niemy, a i Łukasz też chyba zdecydowanie bardziej woli opowiadać historię rysunkiem aniżeli słowem?

M: Niemego albumu jeszcze nie napisałem, stworzyłem za to kilka pozbawionych dymków szortów, które spotkały się z ciepłym przyjęciem – razem z Łukaszem i Piotrkiem Nowackim zrobiliśmy na przykład wyróżnioną na MFKiG w 2016 roku „Beksę”, narysowane przez Leszka Wicherka „Shortseeing” zdobyło pierwszą nagrodę na MFKiG w roku 2014, a rok wcześniej dzięki niememu komiksowi „The Desperate Case of Bateson George” dostaliśmy się z Asią Karpowicz na podium w konkursie przy nieodżałowanej Ligaturze. Lubię robić komiksy bez słów, inaczej planuje się takie scenariusze. I znacznie więcej się wtedy pisze.

Ł: Co do drugiej części ostatniego zdania, to się nie zgodzę – słowa są ważne, ciut ważniejsze niż obraz. Nie mam takich zdolności, aby przy pomocy samych rysunków, opowiedzieć historię tak jak bym chciał i taka „Planeta uciętych kończyn” czy „Domek w środku lasu żywych trupów” mocno straciłyby na jasności, gdyby pozbawić je tekstów i dialogów. Nawet gdybym zrobił je jako komiksy nieme, to nie miałbym jak przekazać wszystkiego tego, co chciałem.

Muszę zapytać o przywiązanie do detali, które szybko zyskało w komiksowie niesamowitą popularność. Począwszy od spakowania komiksów do wysyłki poprzez choćby genialną okładkę, która wyróżnia się nie tylko samym rysunkiem, ale chociażby wykorzystanym papierem. Czyj to pomysł i skąd taki pietyzm, którego nie powstydziliby się najwięksi wydawcy na rynku?

M: Za genialną okładkę odpowiada genialny Łukasz – kiedy on zrobił swoje, ja zająłem się wysyłaniem komiksów. Chcieliśmy w szczególny sposób podziękować wszystkim osobom, które zamówiły „Miazmę” bezpośrednio od nas, stąd pomysł na niestandardowe pakowanie. To dobrze, że sprawiliśmy ludziom przyjemność.

Obydwaj doskonale odnaleźliście się w tej bardzo trudnej, żeby nie napisać wstrząsającej konwencji i klimacie. Czy kolejne tego typu komiksy są w planach, czy to jednorazowy strzał i jak odnaleźliście się w sumie nowym dla was doświadczeniu? A może nie ma dla was znaczenia czy pracujecie nad rzeczami lekkimi i przyjemnymi, czy nad tego typu historią?

M: Dziękuję za te słowa. Planujemy kolejne wspólne komiksy – zdradzę ci jednak, że to praca nad lekkimi i przyjemnymi historiami jest dla mnie niesłychanie wymagająca.

Ł: W moim przypadku ta odmienność od wcześniejszych projektów polegała na tym, że narzuciłem sobie inny, dokładniejszy styl i musiałem się go trzymać do ostatniej planszy. To była nowość i pewna trudność, ale też nie ma co przesadzać. „Miazma” była drugim projektem, przy którym wspólnie dłubaliśmy i mam nadzieję, że jeszcze coś razem zrobimy – i we dwójkę, i - jak „Beksę” - we trójkę z Piotrkiem Nowackim. Wiem, że Mateusz pracuje teraz nad większym scenariuszem dla innego rysownika, więc korzystając z okazji, może sam pochylę się w tym roku nad historią, którą już od paru lat mam w głowie. Na Złotych Kurczakach 2015 zapowiedzieliśmy wspólny projekt naszej trójki – obyczajową historię trzech kumpli i ich związkowych perypetii i może to będzie nasz kolejny strzał?

Na koniec pół żartem – zbliżają się Kurczaki, na ile nagród liczycie i w jakich kategoriach?

Ł: Na koniec zupełnie serio – liczymy na pełną pulę (komiks, okładka, rysownik, scenarzysta). Ten komiks jest na tyle dobry, że mógłby również wygrać kategorię Zin Roku mimo tego, że zinem nie jest. Rozumiemy, że zasady zasadami i tę kategorię w cuglach wygra „Klops” Jaszcza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz