Plonk, Klops, Krzyś
Takie same a inne
Przemija szybko.
I pewnie wielu z was puka się w tym momencie w głowę, co mu znowu odwaliło. Za chwilę zobaczycie, że to nie był do końca przypadek. Wrócę do tego w dalszej części.
Piotr Nowacki – postać, która łączy w całość trzy projekty, o których przeczytacie poniżej. Trzy wydawnictwa, które pozornie powinny mieć ze sobą wiele wspólnego, w końcu wszystkie to projekty komiksowe, a jednak różnią się od siebie diametralnie. To też swoją drogą jeden z powodów, dla których tak mocno cenię sztukę komiksową. Jej ogromna różnorodność, otwartość na najróżniejsze formy i frajda z lektury sprawia, że nawet jeśli za danym tytułem nie stoi wielki rynkowy gracz, można liczyć na to, że będzie to rzecz ze wszech miar ciekawa. Przechodząc jednak do tego, co najważniejsze, czyli konkretnych tytułów, poniżej kilka słów na temat może mniej znanych, bo i wydawanych własnym sumptem w dość ograniczonej formie, ale oryginalnych i mogących zaskoczyć z tego lub innego powodu publikacji.
„Klops” to najnowsze dziecko wspomnianego już wyżej Nowackiego. Komiksowy zin z prawdziwego zdarzenia. Publikacja przywodząca na myśl dawne czasy, gdy za pomocą Poczty Polskiej kupowało się czy to tworzone przez fanów dla fanów gazetki, czy nawet kasety prezentujące demo (początkująca wówczas scena hiphopowa). Tak, wówczas nie było jeszcze Internetu i możliwości pobrania wszystkiego w ciągu kilku sekund. Baa nie było nawet w domach często telefonów (nie piszę o komórkach broń Boże). Wówczas to, trzeba było zasuwać na pocztę, zadzwonić do danej osoby i umówić się na zakup stuffu. Ewentualnie w grę wchodził wysłany z pieniędzmi list. Następnie czekało się kilka tygodni, aż listonosz dostarczył upragnioną przesyłkę. Takie to były czasy i choć daleki jestem od narzekania na obecną wygodę, tak jednak ciesze się, że mogłem przeżyć ówczesne lata. Teraz, za sprawą Piotrka Nowackiego w pewnym sensie do nich powróciłem. Co prawda, list zastąpił e-mail, a przekaz pocztowy przelew z konta internetowego, ale w dalszym ciągu pozostało to, co najważniejsze, czyli niecierpliwe oczekiwanie listonosza. Ma to swój urok, podobnie jak sam „Klops”, czyli tytuł nowego zina Jaszcza.
„Klops” jest bardzo surowy i oszczędny w swojej formie, czyli w gruncie rzeczy taki jaki powinien być. Co prawda i sam papier i jakość wydruku o niebo przewyższa to, co znaliśmy z poprzedniej epoki, ale nadal to brak kredowego papieru, zszywki, brak panoramy oraz czerń i biel (no dobra z dodatkiem szarości). Miłośnicy kolekcji raczej więc nie mają tu czego szukać. Jak we wstępniaku wspomina autor, całość treści zamieszczonej w „Klopsie” opiera się na autentycznych wydarzeniach. Na zasłyszanych rozmowach czy przeczytanych w odmętach Internetu dyskusjach. I wiecie co? To de facto czuć, bo tylko człowiek jest w stanie prowadzić momentami tak absurdalnie komiczne rozmowy, jakich doświadczycie w tym zinku.
Spośród tych epizodów opierających się właśnie na rozmowie - bez jakiegoś większego ciągu fabularnego - wyróżnia się jeden komiks „Dobry? Zły? Brzydki?”, będący pełnoprawną i dość długą (jak na standardy tego wydawnictwa) historią z ciekawym zakończeniem i humorystycznym klimatem. Poza tym Jaszczu odwołuje się w swój charakterystyczny i bardzo specyficzny sposób do wydawanych lata temu czasopism dla najmłodszych. Mamy tu więc choćby kolorowankę czy nostalgiczną zagadkę.
Opowiedz coś na temat inktober. Skąd pomysł, dlaczego wziąłeś w tym udział i czy od razu było założenie takie, że to, co stworzysz, idzie na papier, czy dopiero po jakimś czasie to wyszło?
Jaszczu - Inktober to akcja wymyślona kilka lat temu przez amerykańskiego twórcę komiksów, Jake'a Parkera. Jest to rodzaj wyzwania-zabawy, polegającej na tym, żeby przez cały październik tworzyć raz dziennie ilustrację na zadany temat. Ilustracja z założenia powinna być wykonana analogowo, tuszem. Jake zapodaje listę tematów i rysownicy z całego świata cisną rysunki, które potem zamieszczają na swoich fb fanpagach, instagramach, twitterach odpowiednio je hasztagując. To jest taka podstawowa wersja tej zabawy, bo różni rysownicy mają do niej różne podejście. Niektórzy, tak jak ja w zeszłym roku, rysują według listy, inni wymyślają sobie swoje własne ramy. Np. Kajetan Wykurz rysował ulubione sceny z filmów, ktoś inny tworzy komiks, rysując planszę dziennie, a jeszcze inni cisną jakieś fanarty. Tak mniej więcej w skrócie wygląda idea całej akcji. Zainteresowanych odsyłam na stronkę: http://mrjakeparker.com/inktober
Wziąłem udział w Inktoberze, bo to fajne ćwiczenie dla wyobraźni i rozwijania warsztatu. Była to dla mnie zwykle rozgrzewka, przed codziennym rysowaniem komiksów czy innych rzeczy stricte do pracy. Założyłem sobie, że będę się starał gryźć te tematy lekko abstrakcyjnie, często idąc za nawet najbardziej zwariowanym pomysłem czy wizją, jaka przyjdzie mi do głowy. Idea zrobienia z tego jakiejś publikacji przyszłą w trakcie, kiedy zauważyłem, że udało mi się osiągnąć pewną spójność w tych rysunkach. Jako że nie chciałem, żeby to był jedynie jakiś mini artbook, poprosiłem Sztybora, żeby dopisał do tego jakieś wierszyki, fraszki czy haiku. Wybrał to ostatnie i spisał się jak zwykle znakomicie. Całość doskonale skleił w publikację Łazur i tak powstał „Plonk”.
Jesteś bardzo płodnym rysownikiem, sporo Twoich komiksów wychodzi. Skąd więc pomysł na kolejny projekt, czyli twój osobisty zin komiksowy?
To taki pomysł, który łaził już za mną od dawna. „Klops” był dla mnie odskocznią od tego, co robię na co dzień, czyli rysowania komiksów i ilustracji skierowanych do dzieciaków. Potrzebowałem miejsca, gdzie będę mógł się wyżyć twórczo na 200%, robiąc wszystko totalnie po swojemu i nie pytając nikogo o zdanie.
Praktycznie nie ma tu żadnego sita – każdy pomysł, który przyjdzie mi do głowy, od razu uznaję za dobry i go realizuję.
Czy czytelnicy mogą liczyć na kolejną część? We wstępniaku piszesz, że to zależy od przyjęcia jedynki. Jesteśmy już jakiś czas od premiery, można chyba więc podsumowywać, jak to wyszło? Jesteś zadowolony z przyjęcia i odbioru?
Przyjęcie „Klopsa” było raczej pozytywne, nikt chyba nie napisał, że to jakaś totalna pomyłka, więc jest fajnie. Bardzo chcę wypuszczać kolejne numery, ale na razie bez konkretnych terminów.
Czy ewentualny drugi numer będzie podobny w formie, czy postawisz w nim więcej na np. klasyczne komiksy w stylu Dobry? Zły? Brzydki? Czego możemy się spodziewać w dwójce?
Będzie podobnie, choć mogą pojawić się zupełnie nowe działy i jest szansa na więcej klasycznych komiksów. Jakieś pomysły kłębią mi się w głowie, niektóre zapisuję, niektóre uciekają. Na pewno będzie to nadal moja autorska solowa jazda, bo jest to jedyne sztywne założenie.
Cały ten zin przepełniony jest humorem. „Klops” jest dzięki temu takim solidnym mrugnięciem oka skierowanym w stronę czytelników. Pamiętając, że opisuje autentyczne wydarzenia, nie warto go jednak brać przesadnie poważnie, a po prostu cieszyć się z lektury. Nowacki nie unika też swoistej parodii jak choćby własne swoje spojrzenia na programy kulinarne, których tak wiele w obecnej telewizji. Całość okraszona jest równie charakterystyczną kreską, będącą połączeniem „cartoon network” z wypracowanym na przestrzeni lat własnym stylem rysownika.
Na pewno czekam na kolejne odsłony tego zina a czy jednocześnie przyczepiłbym się tu do czegoś? Chyba nie, aczkolwiek pomyślmy przez chwilę, jak ten lekki humorystyczny akcent udałoby się połączyć z nieco innym spojrzeniem na zin. Co by było, gdyby Piotr Nowacki znalazłby w nim miejsce np. na krótkie rozmowy z mniej znanymi autorami, informacjami o ich publikacjach i wydanych tytułach czy krótkich ocenach na zasadzie facebookowego profilu Komiks Dnia tak, aby zin ten stał się nie tylko lekturą komiksową, ale też pewnym źródłem informacji o polskiej scenie undergroundowej. I choć wiem, że ciężko się o brak tych elementów Piotrka czepiać (w końcu to jego samodzielny i autorski projekt, o czym sam wspomina), to mi osobiście nieco tego zabrakło. Lekkość kreski i opowiadanych historii przez Nowackiego w połączeniu z informacjami z komiksowej sceny mogłoby dać wybuchową mieszankę. Temat do przemyślenia dla autora (śmiech).
W każdym razie, jeśli gdzieś wam się trafi możliwość zakupu, to bierzcie śmiało, bo „Klops” da wam pewnie krótką, ale ciekawą chwilę rozrywki.
Drugim z tytułów zaprezentowanych w ostatnim czasie przez Piotrka Nowackiego jest „Plonk”. Przy tym tytule nie pracował on sam, gdyż mnóstwo od siebie dał Bysztor. Na wstępie należy zaznaczyć, że „Plonk” jest wydawnictwem, którego próżno było szukać do tej pory na krajowym rynku. Dlaczego? Ano dlatego, że to połączenie ilustracji Nowackiego z bardzo trudną i niezwykle popularną w pewnych kręgach sztuką literacką, jaką jest...haiku. Tak, haiku, czyli wywodzące się z Kraju Kwitnącej Wiśni krótkie wiersze teraz, dzięki poecie (heh) zawędrowały do komiksu. Japończycy zachwycają się to formą już od okresu Edo (1603 – 1868), w późniejszych latach dotarła ona też (wraz ze wzrostem popularności samej Japonii) również do Polski. Obecnie wzięli się za nią nawet komiksiarze. Operowanie i poruszanie się w sztuce haiku nie jest łatwą sprawą z uwagi choćby na to, że jego tworzenie wiąże się z określonymi zasadami. Najważniejszą jest określona liczba sylab i wiecie co? Wyrywkowo policzyłem czy Bysztor postępuje w zgodzie z nimi i cholera tak de facto jest! Gość naprawdę stworzył szereg haiku. Już sam ten fakt sprawia, że „Plonk” jest tytułem oryginalnym i wartym poznania. Nie czuje się na sile, aby ocenić poziom autora, ale jasne jest, że dla fanów scenariuszy Bysztora nie lada zaskoczeniem będzie fakt, że odnalazł się on też w tej trudnej pisarsko sztuce. Moim skromnym zdaniem poezję Sztybora dao się przeczytać, momentami było zabawnie, niekiedy trzeba było chwilę przystanąć i pomyśleć. Wyszło to naprawdę nieźle.
Dlaczego akurat haiku? Z jednej strony to bardzo trudna i formalna forma poezji a z drugiej do tej pory nie wykazywałeś w swojej twórczości zainteresowania kulturą Japonii?
Bysztor - Sprawa jest prostsza, niż się wydaje. Piotr chciał, żeby jego inktoberowym ilustracjom towarzyszył jakiś tekst. Zasugerował, że mógłbym napisać krótkie opowiadanie, wiersz albo haiku. Z krótkiego opowiadania zrezygnowałem, bo trochę mi się nie chciało, podobnie sprawa miała się z wierszem. Owszem, można napisać krótkie wiersze, ale już w tym momencie wolałem, żeby to forma ograniczała długość, a nie moje lenistwo. Poza tym haiku wydało mi się niezwykle ciekawe jako ćwiczenie, chciałem się sprawdzić. Jeśli chodzi o kulturę Japonii, to tak, nie pokazywałem tego w mojej twórczości, ale wkrótce powinienem to nadrobić. Może jeszcze w tym roku.
Czy tworzenie haiku sprawiło ci jakaś szczególną trudność, czy było to dla Ciebie tak samo naturalne, jak pisanie scenariuszy? Traktowałeś to tylko jako żart czy może to dla Ciebie coś więcej - nowe powołanie (śmiech)?
B - Tworzenie haiku było bardzo fajnym wyzwaniem. Ta forma, konstrukcja jest niezwykle ciekawa, więc poza wspomnianym lenistwem, haiku wydało mi się interesujące właśnie z formalnego punktu widzenia. Konstrukcja, którą można budować napięcie, niedopowiedzenie czy nagły zwrot akcji, będąca nieoczywistą układanką była dla mnie bardzo przyjemnym wyzwaniem. Z haiku jest jak ze scenariuszem, ale w Godardowym podejściu, czyli jest początek, rozwinięcie i zakończenie, ale niekoniecznie w tej kolejności. To takie historie w trzech linijkach, a że pisanie historii przychodzi mi naturalnie, więc i wszystkie haiku bardzo miło mi się pisało. Nie wiem, czy to nowe powołanie, ale na pewno chciałbym pisać ich więcej.
Jak pracowaliście z Piotrkiem nad tym zeszytem? Jak udało się wam zachować taką spójność między twoim haiku a jego pojedynczymi rysunkami? Ty dostosowałeś się do niego czy on do Twojej twórczości?
Piotrek wysłał mi swoje ilustracje i powiedział, że chce wydać je z tekstem. Kiedy ustaliliśmy, że napiszę haiku, to wziąłem się do pracy. Dokładnie przestudiowałem każdą ilustrację i postanowiłem, żeby były punktem wyjścia albo dojścia dla każdego z haiku. Tak więc każde napisane przeze mnie haiku jest rozwinięciem ilustracyjnego pomysłu Piotrka.
Skoro wziąłeś się za poezję, to nie sposób o to zapytać... Co Cię inspirowało podczas pracy nad Twoimi haiku, co lub kto był Twoją „muzą” (śmiech)?
Kiedy w grę wchodzi poezja, to kwestia czerpania inspiracji zawsze wygląda tak samo. Wchodzę na brzeg klifu i patrzę przed siebie. Tak długo aż emocje przeistoczą się w słowa.
Drugi powód, który sprawia, że „Plonk” jest wydawnictwem nie tylko nietypowym, ale też takim, które należy poznać to ilustracje Piotrka Nowackiego. Pod koniec ubiegłego roku wziął on udział w tzw. inktoberze, gdzie każdego dnia przez cały miesiąc publikował on swoje szkice i rysunki powstające specjalnie na tę okazję. „Plonk” jest papierowym zapisem tych działań, zbiorem każdej pracy, która wówczas powstała. Stąd też liczba 31 haiku i tyleż samo ilustracji. Co ciekawe praktycznie każda z nich w jakiś sposób nawiązuje do pisarskiej twórczości Bysztora przez co, choć zeszyt ten nie ma fabuły, to jednak ma łączące obydwa elementy spoiwo. Warto też zauważyć, że spośród wszystkich trzech opisywanych tu tytułów to właśnie w „Plonku” kreska rysownika jest najbardziej szczegółowa i różnorodna. Projekty jego bohaterów są bardzo rozbudowane. Wraz z Jaszczem wybierzemy się nie tylko na Dziki Zachód, czy będziemy mieli okazję przyjrzeć się robotom z przyszłości, ale też obserwować różne najdziwniejsze zwierzęta i charakterystyczne dla Nowackiego stwory. Bez trudu daje się odczuć, że wyobraźnia rysownika działała na najwyższych obrotach i pytanie tylko kto z tego duetu miał trudniejsze zdanie do wykonania?
Przy „Plonku” nie liczcie więc na komiks sensu stricto. Nie ma tu fabuły czy akcji. To swego rodzaju ilustrowany zbiorek poezji Bysztora, w którym nie sposób jednak uciec od twórczości rysownika. Rzecz oryginalna, specyficzna i dla mnie jako miłośnika Kraju Kwitnącej Wiśni niezwykła. Dużo humoru, niezłe ilustracje i gdzieś tam w tle dostrzegalny w poezji Bysztora duch Japonii sprawił, że lektura „Plonka” przyniosła mi sporo radości. Jednocześnie ostrzegam, że absolutnie nie jest to tytuł dla każdego. Baa nie jest to nawet typowy komiks.
Na koniec zostawiłem rzecz chronologicznie najnowszą, czyi wspólną pracę Piotra Nowackiego i Kajetana Kusiny, autora strony Kusi na Kulturę. „Pan Krzyś – Życie i czasy” taki tytuł nosi to wydawnictwo będące papierową wersją i zarazem zbiorczym wydaniem internetowej serii „Smutek jako ostateczna forma buntu”. Dobrze, że autorzy a w zasadzie to scenarzysta Kajetan Kusina zdecydował się na wydanie tego w tradycyjnej formie, dzięki czemu ma on szansę trafić do większego grona odbiorców. Dla mnie np. jest to pierwsze zetknięcie z tym tytułem, bowiem unikam jak ognia internetowych komiksów. I cóż, po lekturze zeszytu mogę śmiało stwierdzić, że nie znając go, straciłbym. To znów, podobnie jak w poprzednich dwóch wypadkach, nie jest tradycyjny komiks z fabułą, wątkiem i wynikającymi z niego wydarzeniami, a pojedyncze rysunki okraszone tekstem, ale wiecie co? To jest naprawdę świetne. Bardzo prawdziwe, słodko – gorzkie w jednej chwili bawią, po to tylko by za chwilę wzbudzić w czytelniku, jeśli nie pewną nostalgię to na pewno chwilę zastanowienia. Zakres tematyczny jest ogromny od „Klanu” poprzez rozmowę z...puszką piwa (z którą swoją drogą Pan Krzyś się nie rozstaje) a kończąc na antyislamskich protestach. Nieważne co w danej chwili znajduje się na tapecie Kusiny, bo całość jest niezwykle wiarygodna, a momentami wręcz odnoszę wrażenie, że spisuje on moje własne obserwacje otaczającego mnie świata. Jest tu humor, jest narzekanie, jest smutek i radość, a wszystko składa się na niezwykle ciepły i szczery zeszyt z bardzo realistycznymi bohaterami. Minusem może być to, że przeżyć go można tylko jeden raz, bo przy każdym kolejnym nieco brakuje zaskoczenia czekania na to, co autor wymyślił. Kajetan Kusina co prawda tym zeszytem bazuje nieco na czytelniczej nostalgii, odnosząc się do dawniejszych czasów, gdzie wolny czas spędzało się na podwórkach, a w TV swoje lata świetności przeżywali „Złotopolscy”, natomiast nie jest też tak, że to tytuł skierowany tylko do pokolenia dzisiejszych 30-latków. Kusina nieźle to wszystko wyważył, dzięki czemu my „dinozaury” mamy podwójną satysfakcję (w końcu młodszym ciężko będzie chyba zrozumieć epizod z piwem EB), ale i młodsi znajdą tu coś dla siebie.
Ci drudzy mają powód choćby w postaci rysunków Piotrka Nowackiego. Niezwykle minimalistyczne mają w sobie jednak urok, który ociepla cały ten komiks. To nie są tak skomplikowane szkice, jak w „Plonku”, gdyż tutaj raczej operuje on prostą kreską, ale w dalszym ciągu jest to jego styl. Styl, który polubiła ogromna rzesza polskich czytelników. Sposób rysowania został też w pewien sposób wymuszony przez układ stron, gdyż całość wydana została w poziomie, przez co najlepiej wyglądają właśnie proste rysunki bez standardowych komiksowych ramek.
Jak doszło do Twojej współpracy z Piotrkiem? Kto jest pomysłodawcą i kto kogo i w jaki sposób namówił do tworzenia tej serii plansz?
Smutek zacząłem robić na początku sam w postaci paskudnych rysunków w paincie - po prostu miałem pomysły w głowie i chciałem znaleźć dla nich ujście. Niektórzy uważają, że miało to swój urok, ale dla większości było to jednak paskudne. Z Piotrem znamy się z festiwali komiksowych i pewnego dnia po prostu do mnie napisał, że chętnie przerobi moje wytwory na coś bardziej strawnego (śmiech). I tak się to kręci od dwóch lat.
W tym albumie bardzo mocno czuć pewną nostalgie do lat 90tych. Powiedz skąd w Tobie taka potrzeba opowiadania o pełnych podwórkach dzieci, Klanie, Złotopolskich i innych, znanych dzisiejszym trzydziestolatkom elementom życia? Nie obawiasz się, że część z historii jak o EB trafi tylko do takich jak my?
Nie mówiłbym tu o jakieś specjalnej nostalgii, bo ta rzeczywistość ciągle jest za oknem, więc wystarczy się popatrzeć. Chyba miałem potrzebę jakiegoś ujarzmienia tego naszego smutku i nadaniu mu trochę przyjaźniejszej aury.
Pan Krzyś był akcją internetową. Co zadecydowało o tym, że przeniosłeś ją na papier?
Wydrukowałem, bo jednak fajnie mieć namacalny dowód na swoją działalność. Poza tym spodobało mi się to zinowe straganiarstwo na festiwalach i też chciałem móc coś posprzedawać
Chętnie przeczytałbym utrzymany w podobnym tonie i nastroju klasyczny komiks. Masz w planach pracę nad czymś takim czy jednak pozostaniesz przy jednoplanszówkach i kontynuacji Pana Krzysia?
Raczej nie. Smutek spełnia się doskonale w takiej formie, w jakiej go lubimy. Myślę, że zawarty w nim marazm i apatia niezbyt sprawdziłyby się jako fabuła. Poza kilka osób już robi u nas takie rzeczy.
Jeśli więc macie ochotę spojrzeć na świat oczami Kajetana Kusiny i Piotrka Nowackiego to zeszyt ten jest ku temu doskonałą okazją. Warto też zaznaczyć, że do przesyłek dołączana była kartka pocztowa, będąca odzwierciedleniem jedną z historii.
Ostatnio dużo wychodzi Twoich prac w formie rysunków vide Pan Krzyś. Kiedy jakaś dłuższa forma i czy ta Twoja aktywność oznacza, że zacząłeś lepiej odnajdywać się w ilustracjach niż klasyce komiksowej?
Jaszczu - Muszę przyznać, że tym pytaniem trochę mnie zaskoczyłeś. Można by pomyśleć, że dawno nie wydałem pełnometrażowego albumu komiksowego i przerzuciłem się na żarty w stylu Pana Krzysia i ilustracje. Tymczasem w zeszłym roku narysowałem i opublikowałem pięć albumów komiksowych, z czego ostatni, drugi tom cyklu „W koronie”, miał premierę niecałe dwa miesiące temu. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak przechwałki, ale takie są po prostu fakty. Rysowanie żartów z Panem Krzysiem daje mi sporo radości, ale jest to jednak działalność marginalna w stosunku do tego, co robię na co dzień. Nie zauważam zmiany, o której wspominasz. Cały czas rysuję bardzo dużo komiksów. Myślę, że tak dużo, jak nigdy wcześniej. Być może patrzysz na to, co robię przez pryzmat rzeczy wrzucanych na facebook czy instagram. No, chyba że pisząc „dłuższa forma”, masz na myśli jakąś powieść graficzną rozrysowaną na trzystu stronach. Jeśli tak, to nie mam czegoś takiego w najbliższych planach, ale w sumie nie wiadomo co mi jeszcze strzeli do łba.
Ok, a precyzując - co ze starszym czytelnikiem?
Wiesz, czytelnik, który nie interesował się dotąd moją twórczością mógłby odnieść wrażenie, że dawno nie zrobiłem jakiegokolwiek komiksu. Kiedy robiłem komiksy dla dorosłych, nie rysowałem aż tylu komiksów dla dzieci. Coś za coś. Doba ma tylko 24h, a rok 365 dni. No i nie zapominajmy o Głupatce. To nie był komiks dla dzieci przecież, zresztą komiks to komiks (śmiech).
Cóż, jak zapewne zauważyliście, wszystkie te tytuły są od siebie całkowicie różne. Łączy je to, że są dość niecodzienne, ale też przyprawiają czytelnika o doskonały humor. Lekkie, komediowe i świetnie narysowane. Ja to kupuje, a poezja Bysztora jest tu dodatkową zachętą.
"Klops" to następne udane dzieło. Komiksy są zarówno dla małych jak i dla dużych czytelników.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące lektury :) Bez dwóch zdań :)
OdpowiedzUsuń