sobota, 6 sierpnia 2016

(Recenzja) Łukasz Kowalczuk - Tylko Wrestling Jest Prawdziwy

Łukasz Kowalczuk nawet przez chwilę nie przestaje zaskakiwać. O niedawnej premierze komiksu „RadioActive Cross” możemy już zapomnieć, gdyż wkrótce na rynku zadebiutuje kolejny zeszyt jego autorstwa. Zeszyt dość nietypowy o czym za chwilę. Jako, że miałem przyjemność przeczytać tę historię przedpremierowo, nie pozostało mi nic innego jak podzielić się wrażeniami z lektury i jak zawsze zachęcić do zakupu. 






„Tylko Wrestling Jest Prawdziwy” (brzmi jak hasło hiphopowego składu) to najnowsze dzieło rysownika, scenarzysty jak również autora jednej książki, które trafi do sklepów już wkrótce, a w zasadzie to można już składać preordery. Dość przewrotny tytuł, który po lekturze komiksu nieco się rozjaśni. Sama opowieść to o tyle specyficzna rzecz, że po części jest to komiks biograficzny a po części historia przybliżająca najważniejsze wydarzenia ze świata zapasów, czy jak się kiedyś mówiło „wolnej amerykanki”. Na początek o tym co mnie denerwuje w tym komiksie... Irytujący jest fakt, że ma on tylko 24 strony. Facet naprawdę umie tworzyć komiksy, a do tego dzieli nas różnica wieku wynosząca zaledwie jeden rok, więc mamy podobne wspomnienia. Tym chętniej więc, przeczytałbym bardziej rozbudowaną biografię gościa, który ma takie a nie inne spojrzenie na ówczesną popkulturę i „jara się” podobnymi rzeczami jak ja. „TWJP” niestety nie wyczerpuje w pełni tematu, a raczej wzbudza w czytelnikach ciekawość, która następnie pozostaje niezaspokojona. Niedosyt – słowo to najlepiej określa uczucia po lekturze komiksu. Jest też drobna wpadka w postaci określenia serialu emitowanego na kanale Polonia 1 mianem mangi. „Tygrysia Maska” z włoskim dubbingiem to było anime, nie manga.




Wymienione wyżej uczucie tkwi gdzieś z tylu głowy głównie dlatego, że ta historia jest naprawdę udanym komiksem. Zarówno pierwsza część, w której Kowalczuk przybliża swoje pierwsze spotkania z komiksem czy postaciami/bohaterami z dzieciństwa (Stary ja też jarałem się Yokozuną, He-manem czy Tygrysią Maską) czy debiut na trybunach piłkarskich jak i druga odsłona, do której płynnie przechodzi on, opowiadając o objawieniu w postaci Wrestlingu. Historie te prezentuje w sposób dość specyficzny, a mianowicie narracją przywodzącą na myśl opowieści sprzedawane wnuczkom. Brakuje tu dialogów co nie oznacza, że nie ma w tym wszystkim płynności. Wręcz przeciwnie. Komiks czyta się jak ciekawą książkę ozdobioną ilustracjami. Jak przy każdym komiksie Łukasza, tak i tym razem (zresztą chyba jest to tu widoczne najlepiej) lektura komiksu powoduje, że samemu przypomina się swoje dzieciństwo. Dlatego też najlepiej odnajdą się w nim dzisiejsi 30-latkowie, którzy pamiętają o czym pisze Kowalczuk. Ja bez trudu wyszukuję w zasobach pamięci moje pierwsze zetknięcie z Wrestlingiem czy telewizją satelitarną (pierwszą rzeczą, którą obejrzałem były Smerfy po niemiecku). Tego typu momenty autentycznie bawią, żeby nie powiedzieć, że (przepraszam za patos) wzruszają, bo przecież któż z nas nie lubi wracać do czasów dzieciństwa?

Ok, ale wróćmy jednak do komiksu. Wspomniana już druga połowa historii opowiada o Wrestlingu i to w sposób niejako encyklopedyczny, a przy tym ciekawy. Autor przypomina najważniejsze walki i gale, które odbyły się na przestrzeni lat. Wspomina też o kultowych bohaterach i zawodnikach. Wszystko to w sposób bardzo przystępny, natomiast aby w pełni docenić kunszt, warto co nieco jednak wiedzieć o tej dyscyplinie. Pewnie nawet Ci, którzy nigdy nie widzieli na oczy walki na wrestlingowym ringu (można łatwo nadrobić, gdyż cały czas „leci” on w tv) odnajdą się w tej historii, ale czytelnicy, którzy kiedyś jarali się postaciami takimi jak Hulk Hogan czy Undertaker będą wniebowzięci. Ciekawe jest też, to, że pomimo, iż to „tylko” komiks i to niezbyt długi to można się dowiedzieć o Wrestlingu kilku nowych rzeczy, a momentami historia ta może stanowić swego rodzaju bibliografię w poszukiwaniu większej ilości informacji. Brawa dla Łukasza za takie połączenie całości.



Jak to wygląda graficznie? Cóż, może to dziwnie zabrzmi, ale wszystko jest nielicho uporządkowane. Cały komiks to praktycznie na przemian strony czterokadrowe i całostronicowe rysunki. Kadry są równe, nie ma w nich szaleństw, ale w środku dzieje się naprawdę wiele. Rysunki są dynamiczne, a użyte kolory (które przecież są znakiem rozpoznawczym tego rysownika) jeszcze dodają im życia. Ok, nie są to rysunki piękne, ale jak zawsze klimatyczne. Kowalczuk nie bazuje na wymuskanych kadrach, jego siłą jest coś zupełnie innego. Wśród osób takich jak ja wygrywa on autentycznością i (pozytywnie odbieranym) sentymentalizmem, a także tym, że jego komiksy to prawdziwe wehikuły czasu. Każda kolejna chwila z zeszytami tego człowieka jest jak podróż do lat dzieciństwa, a co za tym idzie jest to wędrówka niezwykle przyjemna, z której zapamiętuje się tylko to co najlepsze. Momenty słabsze szybko wyrzucamy z pamięci.

Jeśli więc jesteście fanami wrestlingu, albo urodziliście się na początku lat 80-tych to komiks jest dla was. Dużo akcji, jeszcze więcej wspomnień to gwarancja tego, że będzie to dla czytelnika opowieść, której przeczytania nie będziecie żałować. Szkoda tylko, że podróż ta trwa tak krótko. O to mam największy „żal” do autora. Wiem, że wszystko co dobre szybko się kończy, ale ta wędrówka jest krótsza niż jedna walka zapaśników.

ps. tak sobie myślę, że jeśli miałbym kiedyś stworzyć komiksowy scenariusz to chciałbym, aby to właśnie Kowalczuk zinterpretował go swoją kreską heh

pps. w latach 90-tych można było też kupić grę planszową traktująca o Wrestlingu. wiem, bo grałem.

Tylko Wrestling Jest Prawdziwy

Autor: Łukasz Kowalczuk
Ilość stron: 24 strony
Format: A5
Rodzaj: kolor
Cena: 12 złotych
Wydawnictwo: Mydło Zin, seria Komiksy z Łazienki, Kraków 2016
ISBN: 978-83-945589-1-8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz