wtorek, 8 grudnia 2015

(Recenzja) Tracy Hickman - Wayne: Mściciel z Gotham

Opowieści o amerykańskich superbohaterach jakoś nie mają wzięcia jeśli chodzi o klasyczne książki. Postacie te pojawiają się w komiksach, grach i filmach ale literatura omija ich jakoś dalekim łukiem. Wyjątków od reguły jest mało, a jednym z nich jest Batman.









Na sam początek krótkie sprostowanie, "Wayne: mściciel z Gotham", nie jest jedyną powieścią o Batmanie, która powstała i nie do końca wiem czy tego typu chwyt reklamowy to brak wiedzy czy zwykłe nadużycie. Faktem jest natomiast to, że wiele lat temu mogliśmy przeczytać inną książkową wersję przygód Człowieka-Nietoperza, o której zresztą wspominałem kiedyś na łamach bloga. Tyle w temacie „bycia jedynym” przez powieść autorstwa Tracy Hickmana.

Pytanie czy zgodnie z przysłowiem na bezrybiu i rak ryba, warto sięgnąć po tę książkę czy jednak sobie odpuścić, a tak nieliczne grono powieści o superhero z czegoś wynika? Według mnie na pewno dziwnym jest fakt, że tak mało powieści książkowych, szczególnie o idealnej do tego postaci Batmana, możemy przeczytać, ale „Mścicielowi z Gotham” też jednak trochę brakuje aby być powieścią idealną czy chociaż bardzo dobrą.

Historia opowiedziana w książce toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych i praktycznie na nowo opowiada losy śmierci rodziców Bruce'a Wayna. Sam Bruce jest już nieco podstarzałym gościem, który unika wystąpień publicznych, ale i ma też coraz mniej siły tak potrzebnej aby strzec Gotham. Z pomocą przychodzą mu jego gadżety, które nie raz i nie dwa ratują Nietoperzowi skórę. W takiej sytuacji, w jakiej się znalazł, Bruce musi odkryć tajemnicę śmierci swoich rodziców, jak również zmierzyć się z przyszłością swojego ojca, który nie jest jednak postacią tak kryształową jak mogłoby się wydawać. Pewnego dnia na światło dzienne zaczynają wychodzić niecne postępki Thomasa, a Batman rozpoczyna swoje prywatne śledztwo w tej sprawie.

Wspomniałem wcześniej, że powieść toczy się niejako dwutorowo, tj. autor miesza akcję i jej czas przechodząc z czasów teraźniejszych do przeszłości dzięki czemu ukazuje losy zarówno Batmana/Bruce'a jak i przypomina te wydarzenia z udziałem ojca i jego przyjaciół, które doprowadziły do obecnej sytuacji. Te części, które toczą się w czasach teraźniejszych jako żywe przypominają rozgrywkę prezentowaną w grach komputerowych. Z początku zagubiony nieco Batman powoli zaczyna składać kolejne części układanki, niczym gracz, który z padem w ręku odkrywa tajemnice wraz z kolejnymi rozgrywanymi rozdziałami gry.

Niezwykle ważny i trochę schrzaniony jest wątek przyjaźni Batmana i Alfreda, która nierozłącznie od zawsze łączy obydwie postaci. Hickman podszedł do tego wątku w nieco inny sposób, czyniąc tę przyjaźń niezwykle szorstką, a wręcz zamieniającą się w jawną wrogość. Znając choć w minimalnym stopniu przygody Batmana, ciężko jest się nagle przestawić, że oto człowiek, który od zawsze Bruce'a wspierał, nagle zaczyna knuć przeciwko niemu. I może jeszcze czytelnik pogodziłby się z tym faktem łatwiej, gdyby nie to, że autor trochę nawalił przy prezentowaniu tego wątku. Budując taką a nie inna relację, należy od pisarza wymagać, że do końca historii będzie on dopracowywał ten wątek, a tymczasem w tym wypadku jest inaczej. Z pomysłem i zaangażowaniem budowana koncepcja na samym końcu legnie w gruzach, z racji tego, że Hickman jakby całkowicie ją sobie odpuścił, zostawiając czytelnika z ochłapem. Szkoda, bo jeśli ktoś podejmuje się tak ciężkiego zadania, powinien z równym zaangażowaniem doprowadzić je do samego końca.



Druga kwestia, która nie zagrała to łotrzy, którzy przewijają się przez kolejne strony książki. Tych jest cała śmietanka, na czele z Harley Quinn i co łatwe do przewidzenia Jokerem (ta postać zawsze będzie zwiększała sprzedaż produktu), ale tak do końca niewiele oni wnoszą do historii. Są, chcą skopać tyłek Batmanowi po czym znikają i tyle można o nich powiedzieć. „Mściciel” to w głównej mierze opowieść niejako kryminalna i całkowicie poradziłaby sobie bez tych postaci. Z tym, że wówczas miejsce Batmana mógłby zająć ktokolwiek inny. Ta książka trochę, bowiem taka jest - uniwersalna, ale niejako gubiąca klimat postaci DC.

Czy więc jest to powieść zła? Absolutnie nie. Czyta się ja bardzo szybko, bo czytelnika wciąga sposób w jaki prowadzi historię Hickman. Jest w niej napięcie, są dobrze prowadzone dialogi i budowanie nastroju, w końcu jest też klimat. Autor momentami tylko przesadza z podawaniem szczegółów dotyczących wszystkich gadżetów Batmana (w końcu to nie poradnik dla fanów jego stroju), ale mimo tej drobnej wpadki jest całkiem dobrze. Całkowicie inne spojrzenie na losy rodziców Bruce'a dają nam interesującą rozrywkę, a i jako opowieść kryminalna sprawdza się ona całkiem nieźle, gdy wraz z Batmanem odkrywamy kolejne tajemnice i rozwiązujemy zagadki.To pozwala nam zapomnieć o istniejących niedociągnięciach czy niejasnościach w fabule.

Ja przeczytałem i w sumie nie żałuję. Myślę, że scenariusz książki w jeszcze lepszym stopniu sprawdziłby się w formie komiksowej, ale biorąc pod uwagę tak małą liczbę książek o „trykociarzach”, czytanie jej dało mi sporo radości. Dla fanów „Gacka” jest to więc w jakiś sposób pozycja obowiązkowa, natomiast myślę, że fani np. Marvela powinni się dobrze bawić podczas jej lektury.

Wayne: Mściciel z Gotham

Autor: Hickman Tracy
Tłumaczenie: Pintara Maciej, Urban Miłosz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Amber
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Ilość stron: 272
Numer wydania: I
Data premiery: 2012-07-12
Rok wydania: 2012


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz