Dla wielu, jeśli nie większości z nas, przy wyborze sklepu z ebookami najbardziej liczą się ich ceny, co w zasadzie jest zrozumiałe. Przychodzą jednak takie momenty, że ten element zaczyna mieć drugorzędne znaczenie. Mam tu na myśli choćby problemy, które się pojawiają i kwestię podejścia do nich, jak i do samych klientów, przez sklepy. Wówczas to mamy do czynienia z kolejnym ważnym czynnikiem, gdzie pracownicy mogą się albo wyróżnić in plus, albo całkowicie nawalić, psując dobrą opinię. Tak, miałem o tym okazje się przekonać ostatnio...
Na początek kilka faktów.
1) Sklep, o którym mowa to internetowa księgarnia z ebookami publio.pl
2) Z przedstawicielem sklepu wymieniliśmy łącznie 29 e-maili
3) Wyjaśnienie sprawy trwało ponad dwa tygodnie
4) Jestem pierwszym i jedynym jak dotąd użytkownikiem, który zgłosił takowy problem
Te trzy ostatnie punkty doskonale oddają skalę problemu, jego skomplikowanie oraz zaangażowanie (choć chwile zwątpienia były) pracownika publio.pl.
Teraz kwestia samego problemu. Jako użytkownik Pocketbooka, niezwykle ważne i ułatwiające sprawę jest korzystanie z możliwości bezpośredniego przesyłu plików na czytnik po zakupie. Z opcji tej korzystam zawsze wtedy, gdy możliwość taką daje sklep, więc nie lada radość sprawiła mi informacja, że i publio.pl będzie oferowało taką usługę. Niestety dość szybko przekonałem się, że coś nie do końca jest ok, bo pliki na czytnik nie dochodziły. Korzystając z nowych kanałów, czyli Twittera przesłałem zapytanie czy to problem globalny czy tylko u mnie jest coś nie tak. Ze strony sklepu szybka odpowiedź z prośbą o kontakt poprzez @, co uczyniłem. No właśnie... i tu zaczyna się cała opowieść.
Na wskazanego @ zostało wysłane odpowiednie zgłoszenie i po krótkim czasie otrzymałem wiadomość, że ze strony sklepu jest wszystko w porządku, tzn. książki są wysyłane na serwer Pocketbooka. W sprawę zaangażowana została więc kolejna ze stron, tworząc osobliwy trójkąt (heh). W międzyczasie do głowy przyszła mi jedna rzecz, a mianowicie taka, że może być problem z tym, że adres, z którego sklep wysyła pliki nie widnieje w zaufanych co uniemożliwia korzystanie z tej opcji. Okazało się to słusznym założeniem i już miałem spalić się ze wstydu, ze zawracam głowę, samemu nie dopełniając tego czego powinienem, gdy dotarło do mnie, że nie mogłem adresu takiego dodać, bo nigdy takiej prośby nie otrzymałem... Wówczas to nastąpiła kolejna wymiana wiadomości, weryfikowanie skąd wynika problem, aż w końcu udało się załatwić sprawę, choć nieco okrężnymi drogami to jednak w pełni skutecznie. Wysyłka zaczęła działać.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że mam przeczucie, graniczące z pewnością, że nie był to standardowy przypadek, a poza tym pracownik publio.pl, po prostu (najnormalniej w świecie) zasłużył na pochwałę i wyróżnienie. Od samego początku sprawą zajmował się jeden człowiek (nie będę zdradzał kto, bo może sobie tego nie życzyć, stąd też w całym tekście jest "pracownik") i tak długo drążył temat, aż w końcu udało się pomóc i mu zaradzić. Przez cały ten czas, nawet przez moment nie poczułem się jak natręt, co jest o tyle ważne i istotne, że ostatecznie okazało się, że nie była to wina sklepu, a raczej producenta czytników i to oni powinni dany problem rozwiązywać. W żadnym też miejscu pracownik sklepu nie chciał mnie zbyć, choć pewnie też już miał nie tylko chwile zwątpienia, ale i dość tego kłopotu.
Jego wyjaśnienie sprawiło trochę kłopotu, było o wiele bardziej skomplikowane niż się to początkowo wydawało i wymagało nakładu pracy. Gdyby nie przejęcie pracownika, to nigdy nie udałoby się go rozwiązać.
Jeśli więc tekst ten kiedyś do przedstawicieli publio.pl dotrze, to wiedzcie, że zrobiliście na jednym swoim kliencie kolosalne i bardzo pozytywne wrażenie. Jako klient poczułem się po ludzku dobrze, wiedząc, że ktoś szczerze chce mi pomóc i poczuwa się do odpowiedzialności za problemy własnych klientów. Ceny książek to jedno, ale to właśnie tego typu sytuacje pokazują jak tak naprawdę w danym sklepie traktowany jest klient i tutaj egzamin został zaliczony z wyróżnieniem.
Najlepszym podsumowaniem niech będzie ostatni mejl, który otrzymałem od pracownika księgarni. Publio, dziękuję i nie zapomnę Wam tego dopóki będę kupował ebooki :)
ps. ciekawe z jakim zaangażowanie w sprawie wykazał się w tym przypadku Pocketbook...
Znakomicie, dzięki wielkie za wpis :D
OdpowiedzUsuń