czwartek, 5 grudnia 2013

(Kilka słów na temat...) Batman - książka czy film?

Mimo tego, że triumfy święcą ostatnio filmy o przygodach Batmana w reżyserii Nolana, to dziś chciałem cofnąć się nieco w czasie, a dokładnie do roku 1989 kiedy to powstał kultowy już obraz Tima Burtona o Człowieku – Nietoperzu. Warto z góry zaznaczyć, że krytykiem filmowym nie jestem, także poniższy tekst nie będzie recenzją sensu stricto, a raczej luźnymi obserwacjami.







Pretekstem do powrotu do tej ekranizacji była książka, którą jakiś czas temu znalazłem w swojej biblioteczce. Książka Craiga Shawa Gardnera zatytułowana po prostu Batman. Wydana w roku 1990 przez Wydawnictwo Alfa z okazji pojawienia się w kinach hitu z Jackiem Nicholsonem i Michaelem Keatonem. Nieco ponad 200 stronicowa pozycja, bardzo wciągająca i przedstawiająca tę samą historię, która obejrzeć można było na srebrnym ekranie. Mamy więc tu postać Mrocznego Rycerza, Komisarza Gordona, Vicky Vale czy w końcu Jokera.

Gardner potrafi zbudować napięcie i co ważniejsze przenieść na karty książki mroczny klimat panujący w Gotham City. Całość jest napisana na tyle przystępnie i ciekawie, że ukończenie książki zajmuje nam w zasadzie jeden wieczór. Biorąc pod uwagę ten fakt, aż dziw bierze, że film trwa dwie godziny. To praktycznie tyle, ile zajmie nam przeczytanie Batmana od deski do deski. Tak czy siak naprawdę warto, jeśli ktoś jeszcze nie miał przyjemności.

Zachęcam do lektury choćby po to, aby przekonać się, czym różni się książka od ekranizacji kinowej. A tych elementów kilka jest, od tych, które nie maja większego wpływu na odbiór całości – jak zmodyfikowana wizyta Jokera w mieszkaniu Vale – poprzez takie, które wzbogacają przedstawiony obraz czy to samego Batmana czy łączących go relacji z piękną panią fotograf, a kończąc na dość diametralnie zmodyfikowanym zakończeniu.

Kino rządzi się swoimi prawami dlatego też i finał musiał być nieco bardziej widowiskowy i dramatyczny, niż ten ukazany przez Gardnera. W porównaniu do książki, obraz filmowy skupia się w nieco większym stopniu na budowaniu napięcia i więzi między Brucem Waynem a Vicky Vale. Lektura z kolei przysporzy nam takiej perełki jak scena, w której Batman/Wayne w narciarskich goglach goni Jokera na...koniu. Twórcy filmu nie zdecydowali się ukazać tego epizodu, jakby obawiali się, że wprowadzi on nie do końca pewnie pożądany element komiczny (?).


Ogólna koncepcja książki i filmu jest do siebie niezwykle zbliżona, różniąc się wymienionymi wyżej elementami. Uwagę chciałbym natomiast zwrócić na jedną scenę, którą odebrałem zupełnie inaczej czytając dzieło Gardnera i konfrontując ją z tym co ukazał Burton. Mam tu na myśli moment śmierci Jacka Napiera, który odradza się następnie jako Joker. Zapewne pamiętacie scenę w wytwórni chemikaliów Axis Chemicals, gdzie Jack wpada do kadzi ze żrącą substancją? W filmie sprawa jest dość jasna (przynajmniej mi się tak wydaje) Batman stara się uratować, Napiera, który ostatecznie wyślizguje się z jego uścisku i ląduje w kadzi. Według wizji Burtona Człowiek - Nietoperz w żaden sposób nie ma wpływu na to, że Jack ginie. Warto jednak porównać to z tym co napisał Gardner:
Jack puścił rurę, ale Batman trzymał go w górze. Nie był to jednak mocny uścisk. Jack czuł, jak palce w rękawiczkach rozluźniają się na jego przegubie. Próbował się jeszcze ratować, ale już nie miał siły.

Biorąc pod uwagę tę wersje, okazuje się, że Batman z zimną krwią zamordował Jacka, rzeczywiście tworząc Jokera o czym ten nie omieszkał mu wypomnieć w finałowej batalii na szczycie wieży.

Nie wiem na ile moja obserwacja jest słuszna i na ile dobrze odczytałem scenę filmową, ale jeśli faktem jest to co napisałem to przyznać musicie, że jest to dość diametralna różnica.

Co do samego filmu to jest to jeden z najlepszych odsłon o przygodach Mrocznego Rycerza. Nie ukrywam, że najnowsze części – moim skromnym zdaniem – nie mogą konkurować się tymi z lat 90-tych. Oglądanie Batmana, Powrótu Batmana, a także tak krytykowanych następnych odsłon sprawiało mi ogromną przyjemność. W nowszych odsłonach jak ta z roku 2012 jest dla mnie „za mało Batmana w Batmanie”. Film Burtona, momentami trąci może nieco kiczem, nawiązując przy tym do pozycji z lat 40-tych, ale mimo upływu lat, wciąż bawi. W latach kiedy pojawiał się w kinach był do obraz niezwykle widowiskowy, z zapierającymi dech w piersiach efektami. Jeśli jeszcze do tego dodamy genialną kreację Nicholsona, który zaprezentował nam szaleńca jakim niewątpliwie jest Joker, to otrzymamy pełen obraz tego, dlaczego pierwszy Batman jest tak dobrym filmem.


Ciekawe jest spojrzenie reżysera na niektóre postacie. Wystarczy wspomnieć o czarnoskórym (zarówno w filmie jak i książce) Harveyu Dencie, znanym również jako Two – Face. To chyba jedyny raz kiedy miał on taki odcień skóry? Jeśli się mylę poprawcie mnie. Druga sprawa to Komisarz Gordon, który również wygląda nieco inaczej niż w kolejnych częściach.

Jeśli zdecydujecie się powrócić do tego filmu, polecam nabycie czy to DVD czy Blu-Ray w dwupłytowej edycji specjalnej. Poza samym filmem, otrzymacie jeszcze masę bardzo wartościowych dodatków. Taką wisienką na torcie będzie zapewne Legenda Mrocznego Rycerza: Historia Batmana. 40 minutowy film dokumentalny ukazujący komiksową historię tej postaci od jej powstania, aż do lat 90-tych. W filmie wypowiadają się tak znane wszystkim osobistości jak Bob Kayne, Stan Lee, Frank Miller. Dla fanów Batmana film obowiązkowy. Poza tym jeszcze kilka innych filmów dokumentalnych, reportaże i wizualizacje, teledyski czy galeria bohaterów i łotrów. Naprawdę bogata kolekcja w bardzo przystępnej cenie (DVD za ok 25zł).

Zachęcam do przeczytania książki i obejrzenia (jest ktoś kto tego filmu nie widział?) ekranizacji, choćby po to, aby móc porównać obydwie wersje i jeszcze raz przenieść się do świata Gotham, gdzie nad mieszkańcami czuwa tajemniczy Człowiek - Nietoperz, mający za wroga szalonego i niezwykle barwnego Jokera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz