niedziela, 19 października 2014

(Recenzja) Daniel Gizicki, Krzysztof Małecki - Postapo #2 Najpierw słychać grzmoty

Zżyna z Kirkmana czy nie, „Postapo” jest komiksem, który zdecydowanie należy znać. Nie czytając go wiele tracicie.











Tyle tytułem żartobliwego wstępu. Natomiast już na poważnie - seria, za którą odpowiadają Daniel Gizicki (scenariusz) i Krzysztof Małecki (rysunki) jest wybornym komiksem tzw. „środka”. Przynosi ona czytelnikom mnóstwo świetnej zabawy paradoksalnie do tematyki, którą porusza. W rok po debiucie pierwszego zeszytu „Postapo”, twórcy przygotowali drugą część historii. Jej premiera miała miejsca na MFKiG, gdzie odbyło się również spotkanie ze scenarzystą serii. Dało nam ono trochę jaśniejszy obraz tego, w którą stronę zmierza seria i ja się (kolokwialnie rzecz ujmując) „jaram”. Wracając na chwilę do pierwszego zdania wstępu, to sam Gizicki mówi o tym (w tym miejscu), że być może jest to w pewnym stopniu podobieństwo do innych utworów postapokaliptycznych, ale w najmniejszym stopniu do dzieła Kirkmana, gdyż „Żywe trupy” przestał czytać już dawno temu. Czy widzieliście choć jedno Zombie w komiksie polskich twórców? No właśnie. Czas więc zakończyć to nieco krzywdzące dla nich porównywanie i spojrzeć na ten tytuł w oderwaniu od serii z wydawnictwa Image. Jest to o tyle ważne, że istnieje zapewne grupa osób, która z tego względu do tej pory „Postapo” unikała.



Przypomnijmy pokrótce o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn świat stanął na głowie. Polskie państwo (w którym toczy się akcja) przestało funkcjonować, a ocaleni z katastrofy prowadzą codzienną walkę o przetrwanie kolejnego dnia. Środki by to osiągnąć nie mają znaczenia. Liczy się tylko to, by móc żyć jeszcze jeden dzień. Jedną z takich osób jest Marcin Tramowski, który wciąż ma nadzieję, że nie tylko przeżyje, ale i odnajdzie swoich bliskich. W drodze do celu natrafia na grupę ludzi, których marzenia pokrywają się z jego najskrytszym pragnieniem. Z racji tego, że wśród nich jest krewny Marcina, ten bardzo szybko się z nimi zżywa. Sielanka jednak nie trwa długo, gdyż wystawieni na coraz większe zagrożenie ze strony wojska i innych band, dzielą się na grupy. Jedna chce wyruszyć w dalszą drogę, druga opowiada się za pozostaniem w bezpiecznej kryjówce. Plany obydwu i tak po swojemu zweryfikuje brutalna rzeczywistość.

Druga część serii przynosi nam kilka nowych faktów. Dzięki wykorzystaniu retrospekcji, wplecionych w tocząca się fabułę, dowiadujemy się m.in. jak wyglądało życie Marcina przed katastrofą. Powoduje to, że postać ta staje się nam bliższa. Do akcji wkracza też wojsko, natomiast nie łudźcie się, że pełni ono rolę, do której zostało stworzone, czyli wybawiciela słabszych. Po lekturze „Postapo” nasuwa się automatycznie pytanie, a co by było gdyby? Jak zachowaliby się ci ludzie, gdyby takie wydarzenia rzeczywiście miały miejsce? Wnioski nie są optymistyczne...

Daniel Gizicki utwierdza mnie w przekonaniu, że jest jednym z najlepszych, obecnie tworzących na rodzimym rynku, polskich scenarzystów. To, że historia przedstawiona w „Postapo” jest wciągająca i dramatyczna to jedno. To, że wydarzenia w niej przedstawione powodują u czytelnika przyspieszone bicie serca i żyją oni każdą kolejną chwilą, kibicując bohaterom, to drugie. Po trzecie, nawet w takiej tematyce autor potrafi odnieść się do realiów panujących w kraju nad Wisłą. Wspomniane wcześniej retrospekcje z życia Marcina to skondensowana dawka codziennego życia polskiego studenta ze wszystkimi problemami, które go dotyczą. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że apokalipsa i nieco socjologiczne spojrzenie na ciężki akademicki żywot nie są do połączenia w spójną całość, ale Gizicki stwierdzeniu temu zdecydowanie zaprzecza. W moim przekonaniu, ten jeden, krótki rozdział to prawdziwa scenariuszowa perełka.



Ponadto cały zeszyt to ogrom akcji i to akcji tak wciągającej, że autentycznie przeżywamy to, co właśnie ma miejsce, i co czytamy. Podejrzewam, że nawet jeśli chcielibyśmy przez ten komiks po prostu przebrnąć to się nie da. Za bardzo nas ten brutalny świat wciąga. Nie ma w nim miejsca na współczucie, a i o zwykłe ludzkie gesty jest ciężko. Na te potrafią zdobyć się tylko najmocniejsi psychicznie. Taką osobą jest z pewnością główny bohater, który 24 godziny na dobę myśli tylko i wyłącznie o tym, co zrobić, żeby przeżyć. Nawet gdy inni odpoczywają, on konstruuje w myślach plany na kolejne dni.

Krzysztof Małecki ilustruje wydarzenia toczące się w postapokaliptycznej Polsce swoja charakterystyczną kanciastą kreską. Na pierwszy rzut oka nie do końca ona pasuje do tematyki, ale im dłużej z nią obcujemy, tym taki kontrast bardziej się może podobać. Małecki stara się również przełamać schematy poprzez wykorzystanie różnego rodzaju perspektyw (jak widok spod nóg postaci) czy stosowanie co jakiś czas całostronicowych kadrów. Po raz pierwszy mamy też możliwość obserwowania zmiany pogody i trzeba podkreślić, że rysownik doskonale oddaje panujące zimowe warunki. Niby niewielka rzecz, a robi wrażenie.

Warto zwrócić uwagę na pracochłonny sposób tworzenia komiksu. Krzysztof Małecki przygotowuje kolejne plansze, na które następnie nakłada kolor. Ostatnim etapem jest usuwanie tych kolorów... Bowiem w finalnej wersji plansze utrzymane są w odcieniach szarości. Z jednej strony można żałować, że nie jest wykorzystywana pełna paleta barw, natomiast trzeba przy tym zwrócić uwagę na cenę produktu. Dwadzieścia pięć złotych ceny okładkowej sprawia, że komiks dostępny jest naprawdę dla każdego i warto z tego korzystać. Cieszy też, że wydawca zdecydował się pozostawić oprawę komiksu taką, jaka była w pierwszej części, gdyż dzięki temu seria będzie prezentowała się wybornie na półkach. Oby tak dalej.

Podsumowując – „Najpierw słychać grzmoty” to świetny komiks. Momentami wstrząsający, momentami dołujący, ale przez cały czas trzymający w napięciu. Daniel Gizicki obiecał czytelnikom w Łodzi, że „Postapo” jeszcze potrwa, natomiast nie będzie to z pewnością seria „przegadana”. W momencie, gdy autorzy poczują, że powoli zjadają swój ogon, zakończą oni nad nią pracę. Życzę wszystkim, aby trwała ona jak najdłużej. Każda chwila obcowania z nią to rozrywka w najczystszej postaci. To jest jeden z głównych powodów, dla których już teraz czekam na kolejny MFKiG w Łodzi, na którym powinniśmy mieć premierę „trójki”. Zapomnijcie o „Żywych trupach”, mamy nasze polskie „Postapo”!

Postapo #2: Najpierw słychać grzmoty

Scenariusz: Daniel Gizicki
Rysunek: Krzysztof Małecki
Okładka:  Krzysztof Małecki, Robert Sienicki
Wydawnictwo: Dolna Półka
Data publikacji: 10/2014
Stron: 92
Format: 165x235 mm
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena: 25 zł 
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl




2 komentarze:

  1. Usuwanie kolorów nie jest czasochłonnym zajęciem. Nakładanie szarości, też zajmowałoby sporo czasu, więc rzeczywiście lepiej od razu kolor. Na przyszłość zawsze jest możliwość jego wykorzystania.Faktem, że szkoda, że komiks nie jest kolorowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powitać,

      dzięki bardzo za zwrócenie uwagi na ten fakt. Tak czy inaczej jest to proces (całego tworzenia) pracochłonny więc nie wprowadziłem czytelników w błąd heh ;)

      Pozdrawiam

      Usuń