piątek, 4 kwietnia 2014

(Recenzja) Hernán Cortés i podbój Meksyku

Hernán Cortés to jeden z najbardziej znanych konkwistadorów, który zapisał się na kartach historii podbiciem Meksyku. Genialny strateg i dowódca czy brutalny morderca, pragnący bogactwa i sławy?









Spory o ocenę tej postaci trwają tak naprawdę do dziś. Cześć historyków zwraca uwagę na prowadzone przez niego podboje, których dokonał z niewielką liczbą podwładnych. Inni natomiast podkreślają fakt, jak wiele osób straciło przez niego życie, a także to, że w dużej mierze własne dokonania zawdzięcza tubylcom, czyli plemionom indiańskim, które - z dość niskich pobudek - przyłączyły się do jego krucjaty. Bardzo trafnie fakt ten podsumował Stefan Weinfeld w recenzowanym komiksie Hernán Cortés i podbój Meksyku: - „Hiszpanie podbili Meksyk rękami jego mieszkańców”. Tyle tytułem wstępu, czas przejść do samego komiksu.  


Hernán Cortés i podbój Meksyku, prezentuje nam historię hiszpańskiego konkwistadora od 1513 roku, czyli podbicia Kuby, aż do roku 1547, w którym zakończył on swój żywot. Z kart komiksu dowiadujemy się jak doszło do konfliktu Cortésa z jego dotychczasowym przyjacielem, gubernatorem Valazquezem, ale widzimy również sfrustrowanego i niedocenionego dowódce, który umiera niemalże w zapomnieniu, oczekując siedem lat na audiencje u króla. Najwięcej miejsca autor poświęca jednak jego wyprawie do Meksyku. Szkoda natomiast, że w komiksie nie znalazło się za to nic o życiu prywatnym Hiszpana. Byłoby to o tyle wskazane, że na planszach komiksu ukazano postać pięknej Indianki Malintzin, która miała służyć Cortésowi, jako tłumaczka. Tak oczywiście było, ale ich znajomość nie skończyła się tylko na tym zadaniu. W rzeczywistości Hiszpan miał z młodą Indianką dziecko. Niestety tego typu informacje zostały w komiksie pominięte. Stefan Weinfeld (jak już wcześniej wspomniałem) skupił się głównie na podboju Meksyku i tutaj wywiązał się on z roli wyśmienicie. Kolejne kroki zbliżające Hiszpana do zwycięstwa pokazane są w sposób rozbudowany i zrozumiały. Autor scenariusza z dużą precyzją (oczywiście pamiętając, że to 50 stronicowy komiks, a nie powieść historyczna) prezentuje kolejne fakty i wydarzenia z udziałem hiszpańskich konkwistadorów. Weinfeld ukazuje m.in. początki współpracy Cortésa z Tlaskalanami, przedstawia podbój imperium Azteków i zwycięstwo nad Montezumą II, w końcu ukazuje przejście na jego stronę oddziału karnego Valesqueza, który miał powstrzymać Cortésa.


Warto podkreślić fakt, że autorzy komiksu nie dokonują w nim oceny Cortésa i jego czynów. W komiksie znajduje się „sucha” opowieść, przedstawiająca czasy podbojów takimi jakie one były. Jest więc spora dawka brutalności i przemocy, są intrygi, nie brakuje również przekupstwa, by osiągnąć zamierzony cel. Każdy z nas jednak sam po lekturze będzie mógł w zgodzie z własnym sumieniem, odpowiedzieć sobie na pytanie czy Cortés jest geniuszem czy może zbrodniarzem? Przyznam szczerze, że takie rozwiązanie mi osobiście w tym wypadku odpowiada.

W kwestii scenariuszowej temu zeszytowi naprawdę ciężko coś zarzucić. Dialogi i narracja prowadzone są dynamicznie i budując napięcie, a przy okazji w mało nachalny sposób wyjaśniają to czego nie można wywnioskować samemu z obrazu. Zresztą nawet, jeśli rysunki wystarczają, to i tak narracja jest prowadzona w tak subtelny sposób, że nie mamy uczucia, że autorzy obawiają się o zrozumienie sensu przez czytelników. Wbrew pozorom jest to duża sztuka. Sama historia jest niezwykle wciągająca. Przeżywamy ją razem z jej bohaterami, a wraz z upływem stron, pewnie wielu z Was złapie się na tym, że zdecydowanie trzymać będzie z jedną ze stron konfliktu, niejako im kibicując. Należy pamiętać przy tym, że przecież są to znane z podręczników fakty. Samo zakończenie także nie jest dla nas żadnym zaskoczeniem, a mimo to wciągamy się w świat wykreowany przez Weinfelda i Wróblewskiego.


Zdecydowanie swoją cegiełkę dołożył do tego drugi z wymienionych wyżej autorów, czyli Jerzy Wróblewski odpowiadający za warstwę graficzną komiksu (również jego okładkę). Ten wybitny polski artysta komiksowy stworzył świetne dzieło, na które pomimo upływu wielu lat od powstania, patrzy się z ogromną przyjemnością. Realistyczny styl rysunku, doskonale komponuje się z prezentowaną historią. Zarówno Hiszpanie jak i Indianie wyglądają tak jak w rzeczywistości, Malintzin jest piękna i jej widoku nie można zapomnieć jeszcze długo po lekturze, a sam Cortés jak żywcem wyjęty z portretów. Rysunki oddają również klimat miejsc, w których toczy się akcja. Raz jest to miejscowa świątynia, innym razem wąskie uliczki Tenochtitlan. Za każdym jednak razem patrzy się na nie z taką samą przyjemnością. Szczególną uwagę chciałbym zwrócić na trzy elementy. 


Pierwszym z nich są piękne panoramiczne kadry, których znajduje się wiele w tym komiksie (choćby ten na pierwszej stronie). W starszych tytułach tego typu rysunków jest zawsze sporo, co mnie nieustająco zachwyca. Niby nic niezwykłego, ale kolokwialnie rzecz ujmując jest to „miód na moje oczy”. Druga kwestia to krótka scena dziejąca się w mroku nocy, podczas burzy. Tutaj z kolei, Jerzy Wróblewski wprowadził niezwykły klimat niepokoju, towarzyszącego skradającym się żołnierzom Cortésa. Deszcz, mrok, przeszywająca niebo błyskawica i tylko cienie uzbrojonych postaci… Tak jest to w moim przekonaniu świetny kadr. Ostatnia rzecz, to wstrząsający rysunek, na którym widzimy stojącą przed oknem matkę, trzymającą w rękach dziecko. Cała dramaturgia tego rysunku polega na tym, że budynek, w którym się znajduje płonie, a nasza wyobraźnia natychmiast podpowiada nam, co stanie się z nią i jej potomstwem za chwilę. Moment wstrząsający, który pamiętamy i, który wpływa (przynajmniej tak było w moim wypadku) na ocenę Cortésa. Tego typu smaczków jest w komiksie wiele więcej, a każda kolejna strona jest ucztą dla czytelnika. W oczy rzuciły mi się również świetnie wystylizowane „tabliczki” ukazujące daty. Kolejny drobiazg, wpływający na ocenę całkowitą komiksu. Przyznać trzeba, że Jerzy Wróblewski ukazał w nim całą swoją wielkość, jako twórcy rysunków komiksowych.


Podsumowując – czytając Hernána Cortésa nie będziecie się nudzić nawet przez chwilę. Jest to świetna komiksowa lektura, w której przygoda miesza się z historią, a brutalność z walecznością i charakterem. Stefan Wienfeld i Jerzy Wróblewski stworzyli komiks, który nawet dziś po upływie 30 lat czyta się z zapartym tchem. Hernán Cortés i podbój Meksyku to komiks, który z czystym sumieniem mogę polecić każdemu miłośnikowi tej sztuki. Tak też czynię.

ps. w świetle prowadzonych badań, nie wszystko co pokazano w komiksie musi być historyczną prawdą o czym warto pamiętać. Tak jest choćby z traktowaniem Cortesa jak bóstwa przez Montezumę II, które wynikać mogło z różnic kulturowych i niekoniecznie oznaczało poddanie się Hiszpanom. Mogła być to wręcz oznaka ich wyższości nad przyjezdnymi. Dlatego też nie traktujcie tego komiksu do końca jako opowieści historycznej.

Hernán Cortés i podbój Meksyku

Scenariusz: Stefan Weinfeld
Rysunek: Jerzy Wróblewski
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Wydanie II: 1989
Liczba stron: 50
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolor
ISBN: 83-03-01290-8
Cena z okładki: 330 zł
Nakład: 200 000




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz