Makahara jest rozwódką i matką samotnie wychowująca dziecko. Dziecko, jak na Japonię dość niezwykłe, gdyż adoptowane i to spoza kręgu kultowego. Kobieta ta jest też majętna, więc dla dobra dziecka (?) postanowiła wysłać je do prywatnej szkoły, chcąc tym samym zapewnić synowi najlepszy z możliwych startów. To był też początek swego rodzaju koszmaru dla obydwojga. Koszmaru, który poznajemy podczas lektury tej książki, niekiedy nie mogąc uwierzyć w to, co czytamy. Na wstępie dodam, że autorka nie chce nas bezmyślnie szokować, ona daje nam kilka spraw do przemyślenia, jednocześnie ukazując japońską codzienność, która niekoniecznie jest taka kolorowa, jak może się wydawać. Potwierdza ona tezę, którą często można usłyszeć, że Japonia to kraj doskonały do zwiedzania, a niezbyt przyjemny – szczególnie gaijinom – do życia. Mało tego po lekturze mam takie poczucie, że autorka jest w równym stopniu współwinna temu, co ją spotkało, jak i sam japoński system edukacji. W końcu każdy system tworzą ludzie, a zgoda na uczestniczenie w nim jest równoznaczna z jego współtworzeniem. Jeśli więc matka toleruje – obawiając się wyobcowania – bicie własnego dziecka przez nauczyciela to…dopowiedzcie sobie sami.
Tak, właśnie o takich rzeczach przeczytacie w tej książce. Obraz płynący z niej jest wstrząsający, ale też niestety prawdziwy i uczciwie przedstawiony. Przygotowując się do egzaminu państwowego z języka japońskiego, na własnej skórze miałem okazje przekonać się, jak ten system edukacji jest skostniały. W wypadku zdarzeń opisywanych w książce dochodzi jeszcze wiele innych elementów, które tylko pogłębiają to negatywne poczucie. Japonka przeprowadza nas dość dogłębnie przez kilka lat edukacji syna, począwszy od egzaminów będących ponad siły przeciętnego dziecka – 5/6 latka! – poprzez przyjęcie do szkoły, a kończąc na nauce w kilku początkowych klasach. To, o czym przeczytacie - jak wielki jest wyścig szczurów od maleńkiego, jak często dzieci są zmuszane do wykonywania zadań ponad swoje siły - zapewne wielokrotnie wywoła u was ciarki na plecach. Jednocześnie bardzo cenna jest możliwość wniknięcia w ten świat niejako od środka, poznania jego struktur i ludzkich zachowań, co się autorce udało doskonale. Od lektury ciężko się oderwać, ciężko też niekiedy uwierzyć w to, co się czyta.
Docenić należy też fakt, z jaką szczerością autorka opowiada o tej całej sytuacji. Nie stara się niczego usprawiedliwiać ani ukrywać swojego złego zachowania względem dziecka. To często podpada pod zwykłe znęcanie się, natomiast przyznać trzeba, że wykazała się ona odwagą, podchodząc w ten sposób do tematu. Makahara swoją pozycją daje nam możliwość uczestnictwa w codziennym życiu japońskiego ucznia, operując bardzo przystępnym językiem, opowiada o jej własnych – i jej syna – problemach, różnicach kulturowych i co z nich wynika, a także pokazując ludzkie słabości i bardzo niewdzięczny system edukowania młodzieży i dzieci. Czytając tę książkę, bardzo często odczuwałem niemalże fizyczny dyskomfort, tak sugestywnie jest ona napisana. Dzięki temu przeżywamy wraz z synem autorki jego niepowodzenia i problemy.
Po lekturze „Szkoły po japońsku” mam poczucie, że ciężko jest się do niej przygotować, że wszystko, co przeczytacie, wstrząśnie wami bez względu na stan waszej wiedzy o Japonii. Wielokrotnie będzie wam też towarzyszyć gorycz i głos sprzeciwu, natomiast faktem jest, że nad tą książką unosi się niezwykła i brutalna niekiedy atmosfera. Ze wszech miar polecam jej lekturę, aby spojrzeć na Kraj Kwitnącej Wiśni bez różowych okularów, natomiast też zobaczyć niewyimaginowane problemy i „zboczenia” a codzienność japońskich rodzin. Niezwykły jest to dokument, który polecam waszej uwadze.
Szkoła po japońsku. Jak przetrwałam elitarną edukację mojego syna.
Autorka: Kumiko Makihara
Seria: Mundus
Liczba stron: 256
Format: 13,7x20,5 cm
Rok wydania: 2022
Data premiery: 12.05.2022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz