Co ciekawe, choć mówimy cały czas o trylogii, to sposób prowadzenia akcji przez Saulskiego oraz jego pomysły na poszczególne odsłony serii są na tyle nietypowe, że tak naprawdę na upartego można każdą z tych książek czytać osobno, a i tak będzie się czerpało z lektury radość. Oczywiście rekomenduję jednak zaznajomienie się z wcześniejszymi odsłonami tej serii, gdyż dopiero wówczas będziemy w stanie w pełni docenić fabułę, nawiązania do wcześniejszych odsłon czy w końcu kunszt autora. „Bitwa Nieśmiertelnych” jest bowiem zwieńczeniem ukazanych w poprzednich dwóch odsłonach historii. Czy dobrym? Przekonajmy się.
Batalia Nipponu z Mandukami zmierza do końca, Duch znalazł nowego Pana, Kotul – młody Chan – chce ostatecznie podbić Nippon, kończąc to, co zaczął jego ojciec, a w tle jest jeszcze wielka magia. Saulski postawił przed sobą trudne do wykonania zadanie, domknięcia wszystkich wątków i utrzymania poziomu poprzednich odsłon. I ciężko jest jednoznacznie określić czy mu się to udało, czy też poległ w walce niczym niezliczeni Nippończycy i Mandukowie toczący ze sobą bój. Z jednej bowiem strony druga część książki jest niesamowicie wciągająca, pełna dramaturgii a zakończenie z pewnością może zaskoczyć niejednego, z drugiej jednak nie wszystko zagrało tak, jak zagrać mogło, w pewnym elementach można czuć niedosyt. To pierwsze związane jest z bardzo obrazowo i dynamicznie przedstawioną walką, w jakiej zmierzyły się dwa królestwa. Tutaj Saulskiemu ciężko coś zarzucić, gdyż ukazał ją w sposób niemalże epicki, gdzie ciężko było się oderwać od lektury. Sam finał również należy do tych z gatunku ciężkich do zapomnienia. To drugie to fakt, że rola samego Ducha, jego niezwykłe i dramatyczne wcześniejsze przygody tutaj zostały niejako zapomniane, brakuje już tych emocji związanych z tą postacią, a i ponowne wykorzystanie tego samego motywu miłości może w pewnym sensie zirytować, zamiast wzbudzić inne emocje. Tak jak wspomniałem, odsłonę tą można czytać całkowicie samodzielnie, co w pewien sposób kształtuje jej obraz tzn. za mało jest nawiązań do poprzednich odsłon, a i odczuć można, że sama formuła historii nieco się już wyczerpuje.
Nadal jednak należy mieć na uwadze, że jest to książka (ale i cała trylogia) bardzo interesująca, napisana niezwykle przystępnym językiem, pełna dynamicznych scen, zwrotów akcji i elementów magii. Całość staje się więc naprawdę przyjemną w odbiorze rozrywką, lekturą, która po prostu sprawia czytelnikowi radość. Bardzo fajnie odczytuje się też nawiązania do Japonii i bez trudu odczytuje pasję, którą Saulski darzy ten kraj. Choć – tak jak wspomniałem wcześniej – kraina, w której toczy się akcja, jest całkowicie zmyślona, to nad całą książką utrzymuje się duch Japonii, widoczny w każdym, najdrobniejszym nawet, szczególe. Saulski potrafi wykreować intrygująca, mroczną i wciągającą atmosferę i nawet jeśli oceniając „Bitwę Nieśmiertelnych”, jako zwieńczenie całej serii można do pewnych elementów się nieco na siłę doczepić, tak nadal jest to świetna i warta poznania seria z pograniczna fantastyki i opowieści samurajskiej.
„Bitwę Nieśmiertelnych” czyta się przyjemnie, a choć rozkręca się ona dość długo, gdyż początek może nieco się dłużyć, tak druga jej część w pełni nam to rekompensuje. Saulski dał nam w niej wszystko to, co zachwycało w poprzednich dwóch tomach. Niemalże filmową akcję, pełne dramaturgii pojedynki, śmierć, która może dopaść absolutnie każdego w końcu orientalny nastrój całości. Jeśli więc do tej pory nie mieliście okazji zetknąć się z trylogią „Zapiski stali” to gorąco wam polecam, nie zawiedziecie się, a „Bitwa Nieśmiertelnych” da wam jedno z najbardziej efektownych i emocjonalnych zakończeń, jakie przeżyliście w swoim czytelniczym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz