Pod koniec stycznia do Sieci trafiła informacja o powrocie polskiego wydawnictwa komiksowego – Celuloza. Przy okazji tamtego newsa, przeprowadziłem krótką rozmową z Danielem Gizickim scenarzystą i głównym sprawcą powrotu Celulozy. Zainteresowanych tym krótkim wpisem zapraszam do lektury TUTAJ. Po praktycznie równych dwóch miesiącach od tej daty zadebiutowały dwa pierwsze tytuły związane z tą inicjatywą.
Obydwa łączy nazwisko Grzegorza Pawlaka, który to odpowiada za warstwę graficzną. Baa jeden z projektów jest tylko i wyłącznie jego własną zasługą, gdyż jest to projekt o tyle nietypowy, że nie jest to komiks a zbiór narysowanych przez niego plansz. Podobną pracę wykonał niedawno Piotr Nowacki, tyle że wówczas jego rysunki wzbogacone zostały...haiku. Pisałem o tym w TYM miejscu. O Nowackim wspominam zresztą nieprzypadkowo, gdyż zarówno on, jak i Pawlak stworzyli swoje prace w czasie akcji zwanej „Inktober”. Akcję tę przybliżył czytelnikom „Półki”:
Jaszczu - Inktober to akcja wymyślona kilka lat temu przez amerykańskiego twórcę komiksów, Jake'a Parkera. Jest to rodzaj wyzwania-zabawy, polegającej na tym, żeby przez cały październik tworzyć raz dziennie ilustrację na zadany temat. Ilustracja z założenia powinna być wykonana analogowo, tuszem. Jake zapodaje listę tematów i rysownicy z całego świata cisną rysunki, które potem zamieszczają na swoich fb fanpagach, instagramach, twitterach odpowiednio je hasztagując. To jest taka podstawowa wersja tej zabawy, bo różni rysownicy mają do niej różne podejście. Niektórzy, tak jak ja w zeszłym roku, rysują według listy, inni wymyślają sobie swoje własne ramy. Np. Kajetan Wykurz rysował ulubione sceny z filmów, ktoś inny tworzy komiks, rysując planszę dziennie, a jeszcze inni cisną jakieś fanarty. Tak mniej więcej w skrócie wygląda idea całej akcji. Zainteresowanych odsyłam na stronkę: http://mrjakeparker.com/inktober
Grzegorz Pawlak poszedł w niej nieco dalej i założył sobie dwa dodatkowe warunki. Pierwszy i najważniejszy to stworzenie rysunków w konwencji noir, a drugi to taki, że ilustracje przedstawiają kobiety. Piękne, pociągające, seksowne i niebezpieczne kobiety przyciągające nie tylko męskie spojrzenia. Chyba najbardziej znanym komiksowym przedstawicielem gatunku noir jest Millerowskie „Sin City” i choć nie chcę porównywać obydwu autorów (rysunek „Run” jest jednak jak żywcem wyjęty z „Sin City”) to myślę, że nie będzie przesadnym nadużyciem stwierdzenie, że rysunki Pawlaka są równie klimatyczne i przykuwające naszą uwagę. Pomimo tego, że założone ramy bardzo znacząco ograniczyły pole manewru rysownikowi, to jednak udało mu się stworzyć zbiór, a może nawet swoiste portfolio, prac zróżnicowanych i takich, które nie powodują podczas przeglądania u czytelnika znużenia. Sposób, w który Pawlak posługuje się czernią czy cieniem sprawia, że rysunki te mają dużo dynamiki i głębi. Nie sposób też nie zauważyć, że kobiety przez niego przedstawione epatują seksualnością i pociągają. Nie tylko pięknymi kobiecymi kształtami, ale i tajemnicą i niebezpieczeństwem, w które rysownik je „wyposażył”. Co najmniej kilka z tych prac byłoby fajną ozdobą komiksowej galerii. Łyżka dziegciu to kwestia wydania (?), w której nieco „coś” szwankuje, a konkretnie jakość czerni. W tego typu projekcie, gdzie całość na tej barwie się opiera, każda drobnostka jest niezwykle widoczna. A w „Noirtoberze” Pawlaka ewidentnie czerń nie jest idealna, tzn. przebijają przez nią jasne plamy. To trochę burzy całość. Myślę jednak, że dla fanów jego twórczości powinna to być pozycja obowiązkowa.
Drugi z tytułów z „Celulozy” to już krótki, powstający w nietypowych warunkach, ale jednak zeszyt komiksowy, w którym rysunki Pawlaka w połączeniu ze scenariuszem Daniela Gizickiego tworzą spójną historię. Te specyficzne warunki, o których wspomniałem to fakt, że noszący tytuł „Centrum Wszechświata” komiks powstał w trakcie 24H Comics Day odbywającego się z kolei w ramach Dnia Darmowego Komiksu w roku 2017. Już więc sam fakt, że twórcy mieli ograniczony (i to mocno czas) sprawił, że jest to komiks w pewnym sensie wyjątkowy. W mojej opinii dobrze się dzieje, że prace powstające podczas tego typu eventów, ukazują się następnie drukiem. Komiks duetu Gizicki/Pawlak nie jest tu zresztą wyjątkiem.
Do „Centrum wszechświata” (nie ukrywam) podchodziłem ze sporymi nadziejami. Dawno nie czytałem już dobrej i klasycznej historii science-fiction (szczególnie polskiej), a i zajawki kadrów publikowane w Sieci podkręcały moje zainteresowanie. Czekałem więc na ten komiks dość mocno. I choć po lekturze tego zeszytu w dalszym ciągu odczuwam niedosyt i czekam na więcej science-fiction niż te dwadzieścia kilka stron, to w żadnym wypadku nie powiem, że jest rozczarowany. Może jednak kiedyś uda się wydać tzw. cegłę w fantastycznej konwencji.
Wracając jednak do „Centrum wszechświata”, to jeśli zeszyt z rysunkami Pawlaka porównałem do „Sin City”, to w drugim projekcie mógłbym doszukać się m.in. pewnych drobnych inspiracji (główne ze względu na jeden patent) filmem „Pasażerowie” z przepiękną Jennifer Lawrence. Sama fabuła komiksu koncentruje się na grupie ludzi, którzy chcąc ratować mieszkańców planety Ziemia przed zagładą, muszą zaryzykować własne życie. Mimo tego, że mają oni do wykonania niezwykle ważną i prestiżową misję i, że są to wybrańcy - najlepsi z najlepszych - to nie są im obce ludzkie słabości. Czy zwycięży troska o współbraci, czy własne ambicje? Co trzeba zrobić, aby ludzkość przetrwała? Pytań jest sporo, a odpowiedzi znajdziecie w komiksie.
To, co w moim przekonaniu sprawia, że tego typu skądinąd krótki komiks osiąga (bądź nie) sukces jest m.in. samo zakończenie. Na tych niewielu stronach do dyspozycji, które ma scenarzysta ciężko jest stworzyć jakąś przesadnie rozbudowana historię, więc zaskoczenie czytelnika na samym jego finiszu jest niezwykle ważne. To jak cala historia się kończy, determinuje często ocenę historii, jako całości. I jeśli z tej perspektywy miałbym oceniać „Centrum wszechświata”, byłaby to ocena na pewno wysoka. Gizicki w sposób przemyślany i pomysłowy prowadził bowiem całą narrację aż do samego finału. I choć całość rozgrywa się w mocno minimalistycznych czy wręcz sterylnych lokacjach statku kosmicznego to jednak zarówno scenarzysta, jak i rysownik mają okazję się wykazać swoim kunsztem. Ten pierwszy nie tylko dobrze buduje nastrój historii, ale też skupia swoją uwagę na ludziach, na ich charakterze i postępowaniu, które nie zawsze można ocenić pozytywnie. Są oni wyraziści. Dodatkowo podskórnie gdzieś wyczuwamy, że za chwilę musi się coś wydarzyć, że Gizicki zaoferuje nam jakiś zwrot akcji, dzięki czemu cała, dość krótka, lektura upływa nam pod znakiem zaangażowania i pewnego napięcia. To bardzo cenna zaleta komiksu. Snuta przez scenarzystę opowieść jest ciekawa i może niezbyt oryginalna, ale bardzo przyjemna w odbiorze. Główny bohater jest, jak wspomniałem osobą „z krwi i kości”, mającą swoje słabości i wady a przez to wzbudzającą nasze emocje, więc komiks można spokojnie rzec, posiada większość elementów składających się na ciekawą historię.
Konwencja s-f dała też możliwość zaprezentowania swoich umiejętności Grzegorzowi Pawlakowi. Dla mnie to pierwszy kontakt z jego rysunkami science-fiction. Do tej pory znałem go raczej z bardziej przyziemnej tematyki, że choćby wspomnę jedną z historii o Benedykcie Dampcu. I muszę przyznać, że fantastyczna tematyka i oprawa tej historii jest idealnie skrojona pod jego kreskę. Niezwykle efektownie prezentują się sceny, w których mamy do czynienia ze statkiem, w którym podróżowała ekspedycja ratunkowa. Wszystkie te ujęcia kosmosu prezentowały się wybornie w czerni i bieli. Z kolei sposób rysowania postaci ludzkich, szczególnie męskich, jest bardzo charakterystyczny dla tego rysownika. Szczerze mówiąc mi osobiście, zabrakło w nich nieco tej umiejętności grania cieniem i posługiwania się „mięsistą” czernią, którą widać tak dobrze w jego pracach z pierwszego zeszytu. Podkreślę natomiast jeszcze raz, że w tym trudnym gatunku sprawdził się on doskonale. Trzeba zresztą pamiętać o ograniczonym czasie, który posiadał.
Jeśli więc klimaty s-f nie są wam obce i tak jak ja czekacie na więcej tego typu historii, to „Centrum wszechświata” jest doskonałą zajawką. Pamiętając o tym, że autorzy nie mieli na jego stworzenie tygodni czy miesięcy a zaledwie jeden dzień, należy podkreślić, że jest to bardzo spójna, zaskakująca finałem historia, w której podano nam kilka graficznie wyśmienitych plansz, których akcja rozgrywa się w kosmosie. Z miłą chęcią przeczytałbym dłuży projekt s-f obydwu autorów.
Jak więc widać po powyższym, ponowny debiut Celulozy wypadł bardzo przyzwoicie. Zachęcająca do zakupu cena i otrzymana jakość finalnego produktu, każe wystawić im wysoką ocenę. I choć była to przyjemność bardzo krótka, to warto było poświęcić tym zeszytom jeden z wieczorów.
Rozmowa:
Daniel Gizicki
Półka z Kulturą: Na wstępie opowiedz, jak wyglądała w praktyce praca nad komiksem podczas 24H comics day?
Daniel Gizicki: Grzesiek był w Poznaniu, gdzie odbywała się akcja, a ja u siebie w domu w Gliwicach. Po ogłoszeniu tematu Grzesiek napisał mi wiadomość, że chętnie przyjmie scenariusz na 24 strony. Ja siadłem i pisałem, podsyłając mu strona po stronie, żeby mógł na bieżąco rysować. Napisanie tego komiksu zajęło mi jakieś 3 godziny. Później oczywiście wykańczając komiks, wracałem do tego i poprawiałem, ale tych poprawek jakoś bardzo dużo nie było.
PzK: Miałeś wcześniej przygotowany plan scenariusza, czy to była absolutna improwizacja?
DG: Mam jakąś bazę pomysłów, czy raczej interesujących mnie motywów w głowie. Tu po prostu wziąłem ten, który mi pasował i zacząłem pisać.
PzK: Liczba stron komiksu jest w tej akcji z góry założona prawda?
DG: Tak, takie są zasady akcji 24h comics day - trzeba zrobić komiks na 24 strony...
PzK: Ciekawi mnie też, jakie są dla Ciebie największe trudności przy tego typu projekcie, bo wydaje mi się, że właśnie wtedy jak nigdy po stronie scenarzysty leży największa trudność. Rysownikowi jest chyba łatwiej pracować, będąc ograniczonym czasowo, bo cały plan opracowujesz ty?
DG: Z mojego punktu widzenia nie ma żadnej różnicy w pisaniu do takiego projektu niż w innych przypadkach. Trzeba siąść i napisać.
PzK: Nie będę pytał Cię o to, dlaczego czytelnicy nie lubią polskich komiksów, bo to domena facebookowych dysput...
DG: Więc prosiłbym, żebyś tego nie robił. Facebookowe dysputy z ludźmi, którzy nie chcą być przekonani, prowadzą donikąd.
PzK: Zapytam Cię w takim razie o coś innego. Nie wiem, czy zgodzisz się z postawioną przeze mnie tezą, ale odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach dużo mniej (niż choćby w czasach PRL-u) powstaje w Polsce komiksów z gatunku SF?
DG: Czy ja wiem? ” Biocosmosis”, komiksy Macieja Czapiewskiego, „Yorgi”, komiksy Łukasza Kowalczuka… SF to bardzo szerokie pojęcie, czy np. Moje „Postapo” to komiks SF? Czy „Rewolucje” Skutnika to nie jest także jakaś forma SF? A „Bler” Szłapy?
Myślę, że w przypadku komiksu tak samo, jak w przypadku filmu czy literatury wszystko się zmienia, pewne gatunki są mniej popularne, by potem przeżywać renesans. Jakie było to SF w PRL-owskich komiksach? Ja je pamiętam jako pulpowe głupiutkie historyjki - teraz samo SF chyba się ogólnie inaczej postrzega zwłaszcza po tym, co w literaturze czy filmie zrobili tacy autorzy jak Dukaj, Watts, Vileneuve czy Simmons.
PzK: Ja będę się nieśmiało upierał, że Twoje "Centrum wszechświata" obok np. "Wybranych" jest jednym z nielicznych przypadków tego typu historii. Ludzie nie chcą czytać komiksowego SF?
Ale jacy ludzie? Przecież jest masa ludzi, którzy chcą czytać SF, tak samo, jak tych, którzy czytają romanse, kryminały czy historie obyczajowe. Pytanie, co chcą robić twórcy?
PzK: W takim razie powiedz co Ciebie skłoniło, aby zabrać się za tego typu konwencję?
DG: To tylko konwencja... We wszystkich moich komiksach opowiadam przede wszystkim o ludziach. Czuję się mentalnie uczniem Ursuli K. le Guin i braci Strugackich - o czym są ich książki? O ludziach, o tym jakie są ich emocje, o tym, jak oni się zachowują i jak reagują na wydarzenia.
PzK: Na koniec, jeśli możesz zdradzić plany Wydawnictwa Celuloza na najbliższy czas, to proszę powiedz co teraz otrzymają czytelnicy?
DG: W przypadku Celulozy trudno mówić o najbliższym czasie. Nowe komiksy będą, jak się zrobią. Pracujemy nad nowymi tytułami z Grześkiem, chciałbym też, aby pod naszym szyldem była kontynuowana seria „Postapo”. Chciałbym przypomnieć kilka komiksów, które publikowałem w antologiach, bo wydają mi się dobre, a są praktycznie niedostępne.
Grzegorz Pawlak
PzK: Co Cię skłoniło do tego, aby narzucić sobie dodatkowe ramy inktobera?
Grzegorz Pawlak: Od jakiegoś czasu chciałem poświęcić chwilę na potrenowanie w rysowaniu kobiet. Wciąż uważam, że sprawiają mi sporo trudności podczas rysowania, a narzucenie sobie dodatkowego tematu pomogło mi, chociaż na chwilę w skupieniu się na tym zagadnieniu. A że w konwencji noir? Nie widziałem innej opcji (śmiech) Od jakiegoś czasu siedzi mi z tyłu głowy taka myśl: narysuj kryminał. To chociaż jego namiastkę spełniłem podczas swojego Noirtoberu.
PzK: Kim poza Millerem inspirowałeś się przy swoich pracach?
GP: Eduardo Risso, Sean Philips. Bardzo cenię obu twórców i staram się być na bieżąco z ich twórczością.
PzK: Prace pokazywałeś na swoim instagramie, czemu zdecydowałeś się wydać je dodatkowo klasycznie, na papierze?
GP: W sumie to do końca nie pamiętam, jak to się stało. Chyba w trakcie jakiejś luźnej rozmowy z Danielem wyszło, że w sumie czemu by nie wydać tych prac na papierze. Nie znaleźliśmy jakichś większych minusów, więc stało się.
PzK: Jak ci się rysowało komiks sf? Dla Ciebie to chyba nowość?
GP: Tak, pierwszy raz rysowałem taki komiks. Do tej pory jakoś się nie złożyło. Niemal wszystkie historie, które narysowałem, kręcą się wokół fantastyki. Posiadają elementy fantasy, horroru, ale sf pozostawało nietknięte, a jest to mój ulubiony gatunek, zwłaszcza filmowy. Tak więc miałem sporo obrazów w głowie i inspiracji do przełożenia w tej historii.
PzK: Przyznam szczerze, że mnie osobiście zachwyciły te kadry, na których rysujesz sceny w kosmosie i te statki różnego rodzaju. Czy planujesz jeszcze kiedyś tego typu komiks, czy raczej bliższe ci są historie w stylu Dampca?
GP: Nie miałbym nic przeciwko, aby jeszcze kiedyś zrobić jakąś kosmiczną historię sf. Osobiście mam straszny niedosyt tego typu historii na ekranie, więc czemu nie zrobić własnej choćby na papierze? Zobaczymy.
PzK: Zdradź proszę, czy przygotowywałeś się jakoś specjalnie do tego komiksu, robiłeś wcześniej research?
GP: Przyznam, że nie miałem żadnego przygotowania. Podczas imprezy 24h w Poznaniu został ogłoszony tytuł, ja długo nie myśląc, napisałem do Daniela czy miałby historię. Jak już zaczął mi przesyłać gotowe strony, to wtedy zacząłem grzebać za obrazami, które kojarzyły mi się z miejscem akcji, statkiem, czy też jak wygląda nagroda nobla ;)
PzK: Nad czym obecnie pracuje Grzegorz Pawlak?
GP: Kończę komiks „Villain” z Danielem siadamy do „Mercy” i pewnie powrócę w którymś z odcinków „Wydziału7”. Do tego myślimy nad tym, by w Celulozie ruszyć z webkomiksem i chciałbym zrobić historię dziejącą się w świecie wykreowanym przez Daniela i Krzyśka w serii „Postapo”.
--------------------------------------
Komiksy w dalszym ciągu są dostępne. Wszelkie informacje na profilu FB wydawnictwa.
Lubię blogi o takiej tematyce. Bardzo podobają mi się tematy które są tutaj poruszane. Jestem pod wrażeniem. Super.
OdpowiedzUsuń