Wyjaśnijmy na początku jedną rzecz. Nazwanie znanego i cenionego aktora, osoby, która ukończyła magisterkę z chemii mianem – cytuję – tępaka, absolutnie nie powinno mieć miejsca. Na taką obrazę nie wiadomo czym zasłużył sobie Dolph Lundgren, który ma na swoim koncie m.in. rolę w „Punisherze”. Tucker nie wyjaśnia, czym zasłużył sobie Szwed na taki epitet, po prostu ni stąd, ni zowąd atakuje on bezpardonowo w swojej książce tego człowieka. To ogromny błąd i aż dziw bierze, że redakcja odpowiedzialna za publikację książki wyraziła zgodę na tego typu tekst. Szkoda, tym bardziej że to jedyny taki akcent w recenzowanej pozycji, który jednak może wywołać niesmak i odrzucenie czytelników, czego dowody otrzymałem w komentarzach pod jednym z postów, w którym informowałem o tej sytuacji.
Odkładając jednak na bok tę jedną wpadkę, „Mordobicie” jest interesującą i godną uwagi pozycją. Jest książką, która tylko potwierdza panujący obecnie boom na trykociarzy, którzy zdominowali nie tylko komiksy, ale zadomowili się w kinach czy właśnie na półkach księgarń. Dość powiedzieć, że przecież całkiem niedawno Polacy otrzymali już jedną książkę opisująca historię Marvela. Rynek jest jeszcze chłonny więc i tę przyjmie bez problemu, tym bardziej że mamy tu do czynienia z nieco inną perspektywą. Pytanie, jak długo jeszcze fakt taki potrwa, gdyż nawet Tucker w epilogu snuje dość mroczną wizję tego, co może stać się z komiksowym gatunkiem superhero.
Mimo dość tabloidowego tytułu, nie można zarzucić książce (poza wcześniejszym jednym elementem), że na siłę chce szokować. Nie oznacza to jednak, że to, co przeczytacie, będzie wam obojętne. Wręcz odwrotnie. Cała książka wypełniona jest mocnymi informacjami, ukazującymi jak bezpardonową walkę toczyli przedstawiciele obydwu wydawnictw. Podbieranie autorów, kopiowanie pomysłów czy skupowanie zniszczonych komiksów przeciwnika to tylko część z metod, które poznacie w czasie lektury. Cała książka pełna jest anegdotami i ciekawostkami z frontu. Cała ta batalia jest tak stara, jak stare są obydwa wydawnictwa, dzięki czemu śledzimy ją umieszczoną ściśle w historycznych ramach, które również miały wpływ na wydarzenia. Wprowadzenie kodeksu komiksowego, wojna czy wzloty i upadki sprzedaży – to wszystko miał swój wymierny wpływ na kształtowaną sytuację i o tym wszystkim pisze Tucker. Amerykanin opowiada w niej też historię wydawnictw, które z kilkuosobowych firm, w których pracowali fascynaci (Marvel) i „krawaciarze” (DC) zmieniły się w wydawnictwa przynoszące milionowe zyski, z których jednak nie zostało wiele tego szaleństwa, a same firmy stały się kolejnymi korporacjami.
Książka jest dość obszerna, bo liczy sobie ponad 400 stron, i z każdej z nich autor wyciska maksymalnie wiele. Stąd też jej lektura jest czystą przyjemnością. Niezwykle cenne jest w niej to, że sporo mowy jest o samych konkretnych komiksach, komiksach, które zmieniły bieg historii tego medium czy zapisały się w nim na stałe. Aż chciałoby się po nie od razu sięgnąć, aby naocznie przekonać się o tym, o czym piszę Tucker. I tylko trochę dziwić się można, że maksymalnie po macoszemu potraktowany został wątek (przepraszam za określenie) wydymania na ogromne pieniądze pomysłodawców Supermana.
Jasno należy też podkreślić, że nie jest to raczej książka stricte naukowa, a „popkulturalny” zapis tego, jak kształtowały się relacje dwóch tak znaczących dla losów komiksu firm. Ciekawostka goni ciekawostkę, kolejne nazwiska przewijają się przez jej łamy, a czytelnik wszystkie te informacje chłonie w sposób niezwykle przyjemny. Tucker daje nam bowiem możliwość zajrzenia za kulisy bezwzględnej i niebiorącej ofiar wojny na wyniszczenie. Czyni to jednak w bardzo luźny i łatwo przyswajalny sposób. Momentami jest jednak naprawdę szokująco i tym z czytelników, którzy nie znali historii obydwu wydawnictw nie raz i nie dwa szczęka może opaść na podłogę. Teraz gdy w kinach prezentowane są kolejne historie o superbohaterach, a komiksowe sklepy pełne są najróżniejszych historii o kolesiach w rajtuzach, myślę, że dobrym pomysłem jest zajrzenie do tej książki. Fanboje obydwu firm mogą znaleźć w niej kolejne argumenty do hejtowania w Sieci swojego rywala, a ci, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o historii komiksowego medium, ze spokojem znajdą tu sporo ciekawych informacji.
Co ciekawe, podobnie jak w wypadku biografii Marvela tak i tym razem w książce nie uświadczycie żadnych zdjęć czy rysunków. Całość to tylko i wyłącznie tekst, o czym warto wiedzieć.
I choć Reed Tucker wielokrotnie podkreśla, że Marvel i DC to dwa zupełnie różne i inaczej działające wydawnictwa to jednak jedno je łączy. Obydwa chcą być tymi, które w ostatecznym rozrachunku wygrają. Na chwilę obecną batalia nie jest chyba jeszcze rozstrzygnięta, a jedynymi wgranymi są czytelnicy, którzy mają dzięki temu okazje czytać tak soczyste i interesujące pozycje jak „Mordobicie”.
Mordobicie. Wojna superbohaterów Marvel kontra DC
Autor: Redd Tucker
ISBN:978-83-268-2668-9
Data premiery:2018-04-18
Format:135 x 210 mm
Oprawa:twarda
Miejsce i rok wydania:Warszawa 2018
Numer wydania:1
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń