czwartek, 11 września 2014

(Recenzja) Pet Shop of Horrors #4

Po dłuższej przerwie, za sprawą czwartego tomu Pet Shop of Horrors, do polskich czytelników powrócił Hrabia D. i jego tajemnicze zwierzęta. Cóż, niestety dla mnie osobiście jest to chyba najsłabsza odsłona tej mangowej serii. Można zauważyć delikatny spadek formy, oby był on tylko chwilowy.








Pet Shop of Horrors jest uznawany w światku mangowym za horror. Może poprzednie części nie były przerażające, ale rzeczywiście można w nich było wyczuć nutkę tajemniczości czy grozy i delikatne ciarki podczas czytania niektórych epizodów. Jedne spowodowane były trzymającym w napięciu scenariuszem i zaskakującym zakończeniem, inne z kolei brutalnymi scenami (oczywiście brutalnymi jak na ten tytuł). Tym razem jednak zabrakło i jednego i drugiego, a poszczególne rozdziały są trochę bez wyrazu i grozy tu jak na lekarstwo. Manga poszła w zupełnie innym kierunku niż to było do tej pory, co zresztą dla części czytelników może być zaletą. Według mnie czwarty tom serii ma w sobie więcej romansu niż pozostałe trzy razem wzięte. Tak jak wspomniałem chwilę wcześniej, części odbiorców może się to spodobać, ale ja wolałem poprzedni klimat. 



Manga składa się z pięciu rozdziałów z czego dwa stanowią jeden podzielony epizod. Warto zresztą zwrócić na niego uwagę jeszcze z innego powodu, a mianowicie takiego, że jest to – jeśli mnie pamięć nie myli - pierwszy epizod, w którym głównej roli nie odgrywają zwierzęta a rośliny. Nasz Hrabia wręcza detektywowi, który ewidentnie nie ma szczęścia w miłości, tajemniczy kwiat, który ma być lekarstwem na jego problemy. Okazuje się, że rzeczywiście prezent ten pomaga, ale w sposób, którego chyba nikt nie zakładał. Jaki, dowiecie się z lektury mangi.

Z pozostałych rozdziałów, jeśli miałbym któryś wyróżnić to byłby to pewnie ten, w którym Akino Matsuri opowiada swoją wersję przygód Draculi. Epizod ten wydaje się najbardziej wciągający i wyrazisty. Niesie też ze sobą pewną tajemnicę z przeszłości Hrabiego D.

Epizod zatytułowany Digital to natomiast historia zabójstwa Jody. Śmierci tajemniczej, którą starają się wyjaśnić wspólnymi siłami nasi główni bohaterowie. W tej części umiesczono również wątki hermafrodyty co dla mnie jest mało ciekawe...

Ostatnia z historii traktuje natomiast o wyścigach konnych i tajemniczym zwierzęciu, które choć niedoceniane to za sprawą pewnej sztuczki staje się legendą wyścigów. W tym rozdziale wraca po raz kolejny miłosny motyw z Orcotem w roli głównej. 



Tak jak wspomniałem we wstępie scenariuszowo nie do końca ten tomik mi "podszedł". W opowieściach brakuje tego „czegoś” co sprawia, że poszczególne epizody zapadają w pamięć na dłużej. Już podczas lektury dostrzec można brak błysku i pomysłu, który mógłby zaskoczyć czytelnika, sprawiając, że z ogromnym zainteresowaniem pochłaniałby on kolejne strony. Tym razem akcja się dłużyła i nie do końca potrafiła mnie zainteresować. Mam tylko nadzieję, że to chwilowy spadek formy i, że wątki romantyczne zejdą na drugi plan, a w zamian za to będzie się działo dużo więcej.

Jeśli natomiast chodzi o kwestie graficzne to Matsuri dała się tym razem poznać jako rysowniczka, która ma talent do rysowania damskich postaci. Do tej pory w całym komiksie to mężczyźni byli najbardziej kobiecy. Tym razem jest jednak inaczej. Przez tomik przemyka kilka kobiet (Hrabia ma nawet swój harem) i trzeba przyznać, że każda z nich ma w sobie coś pociągającego. Czy to nieco nieśmiała i dziewczęca (a do tego jak zauważa dzielny, czujny i spostrzegawczy policjant pozbawiona biustu) Betty, czy bardzo kobieca i nieco w stylu femme fatalle Noma Longray, każda z nich ma to co sprawia, że męska część fanów serii zawiesi na nich oko. Kobiet w tej części mamy pod dostatkiem i autorka dała się dzięki temu poznać z nieco innej strony niż dotychczas. To zdecydowanie największy plus tej odsłony Pet Shop of Horrors.



Na końcu tomiku znalazło się miejsce (jak zawsze) na wyjaśnienie i urealnienie poszczególnych epizodów, poprzez odniesienie ich do rzeczywistości (to zawsze fajnie się w tej mandze sprawdza), a także na zaprezentowanie najlepszych prac w konkursie rysunkowym. Cała reszta jest już znana z poprzednich odsłon, więc stali czytelnicy będą z pewnością wiedzieli czego się spodziewać.

Podsumowując – przy poprzednich częściach bawiłem się zdecydowanie lepiej niż przy odsłonie czwartej. Dla mnie jest tu nieco za mało horroru (nawet takie w wydaniu „od 15 lat”), a za dużo elementów mangi przeznaczonej dla damskiej części komiksowego światka. Część z Was może to jednak uznać za zaletę, bądź wcale się nie zgodzić z moją opinią więc najlepiej zdanie wyrobić sobie samemu. Czekam teraz, w która stronę pójdą kolejne części mangi, licząc że dane mi będzie jeszcze poczytać epizody w stylu tych, które pojawiły się w części pierwszej. Co ciekawe jednak mimo, że scenariuszowo jest nieco słabiej to tym razem autorka zaskoczyła mnie czym innym, a mianowicie wspomnianą wcześniej oprawą graficzną. 

Pet Shop of Horrors #4

Scenariusz: Matsuri Akino
Rysunek: Matsuri Akino
Wydanie I: 8/2014
Tytuł oryginalny: Pettoshoppu obu Horāzu
Wydawca oryginalny: Asahi Sonorama
Rok wydania oryginału: 1996
Format: 130x180 mm
Oprawa: miękka w obwolucie
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788364204098
Cena z okładki: 19,99 zł




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz