poniedziałek, 16 września 2013

(Kilka słów na temat...) Iść komiksową drogą, nie dać satysfakcji wrogom

Tak mnie naszło dziś na wspominki. W zasadzie, żeby dla samego siebie uporządkować wszystkie wspomnienia, które posiadam, stwierdziłem, że najlepiej przelać je na papier tyle, że ten elektroniczny heh. Znak czasów, ale skoro w Spider Manie korzysta się z Twittera to już nic chyba nie zdziwi.



A zatem w miarę po kolei i oby jak najmniej chaotycznie. Pierwszy kontakt ze sztuką obrazkową to lata bardzo wczesnej młodości. W kioskach dostępne były tytuły takie jak Królik Bugs czy Gigant z przygodami Kaczora Donalda i reszty świty. To czas, kiedy komiksy można było czytać swobodnie, bez narażania się na drwiny innych. W końcu kto nie czytał wówczas historii obrazkowych? Nie można również zapomnieć o nieśmiertelnych komiksach wydawanych przez TM Semic, które patrząc na nie z perspektywy czasu, w sposób znaczący ukształtowały gust autora tekstu. Wybór był wówczas ogromny, był przecież Pajęczak, był Punisher i X-man, ale byli również mniej znani GI Joe i inni. Największe zainteresowanie wzbudził we mnie Spider, którego przygody fascynowały niesamowicie, a do tego jeszcze był on normalnych chłopakiem, z którym można się było identyfikować. Niestety skromne możliwości  finansowe nie pozwoliły kolekcjonować komiksów (kiedyś dopnę swego i zdobędę wszystkie wydania Pajęczka z TM Semic, to jest mój główny cel komiksowy). Na szczęście z pomocą przyszedł wówczas kolega Brata, który kupował każdy numer, baa nawet niektóre numery – te z różnymi wersjami okładek - miał podwójne. Korzystając z jego uprzejmości, przyniosłem pewnego dnia cały rocznik w ogromnej torbie. Mogłem wtedy zanurzyć się na kilka dni w ich lekturze. Ech co to były za wieczory spędzone z Spiderem, Skorpionem, Octopusem, Sępem i resztą łotrów. Wojtku jeśli to czytasz to jeszcze raz ogromne dzięki ;) Do dziś nie lubię za to przygód mutantów, które wydają mi się nieco nudne.



Do uwielbienia Spidera swoje dołożyła również publiczna tv, która w każdy poniedziałek emitowała serial na drugim programie z jego przygodami. Początek tygodnia był najszczęśliwszym dniem pośród wszystkich siedmiu dni. Odcinek choć krótki to dawał ogromną radość z oglądania. Był to na tyle ważny moment w życiu, że jakoś w ubiegłym roku, kupiłem cztero-płytowe wydanie DVD z pierwszą serią. Wrócę kiedyś do niego oglądając serial wraz z potomkiem ;)

Lata 90-te były czasem szkoły i co ważniejsze biblioteki szkolnej, która była prawdziwym rajem komiksowym dla maniaków takiej rozrywki. Do dziś pamiętam jak się stało w kolejce i wybierało komiksy do wypożyczenia. Nie było do nich bezpośredniego dostępu, Pani bibliotekarka za ladą podnosiła kolejne egzemplarze do góry, a zainteresowany skinieniem głowy wskazywał czy dany numer chce czy nie. Na początku brało się wszystko jak leciało, kłopot pojawił się po jakimś czasie. Wprost proporcjonalnie do liczby przeczytanych komiksów rosła złość Pań pracujących w szkolnej wypożyczalni i osób, które również chciały skorzystać z pokładów przetrzymywanych książek. Wiadomo przerwa była krótka (a jeszcze trzeba ją było tracić na stanie w kolejce), a tu jeszcze małolat z pierwszej klasy przez pięć minut nie mógł się zdecydować co chce wypożyczyć... Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że w takim stresie brało się komiks już przeczytany. Mały problem, jeśli to był poniedziałek, ale jeśli wzięło się w piątek to przez cały weekend nie było co robić. To właśnie wtedy w moje ręce wpadły komiksy, które obecnie przybliżam na łamach „Półki”. To w bibliotece pierwszy raz zobaczyłem komiksy takie jak m.in. Wyspa Skarbów, Old Shatterhand i Winnetou, Skarb Majów czy Good Morning Vietnam (który muszę kupić swoją drogą). Z ogromną przyjemnością dziś po tych wielu latach wracam do nich, bo bardzo często jest to doskonała sztuka komiksowa, która dodatkowo jest okraszona masą wspomnień z dzieciństwa. Nie dziwcie się więc, że tak często na łamach bloga jest o nich mowa. Padały już o to wielokrotnie zarzuty, po co się tymi komiksami zajmuje? Ano po to, że mam ogromną radość z ich czytania, a poza tym są to wartościowe rzeczy, a we wszystkim powinna panować zasada poznania również klasyki, a nie tylko nowości.



Wraz z upływem lat, mój zapał do czytania jako takiego, ale i czytania komiksów nie malał. Niestety coraz częściej dało się słyszeć glosy, że jestem już „za stary” na taką rozrywkę. Głosy kolegów – które wówczas były tak ważne – powodowały, że komiks stawał się tematem tabu. Podobnie w domu, nie było jakiejś ogromnej akceptacji tego hobby. Co prawda nigdy nie zdarzało się, że wprowadzane były zakazy czy wyrzucanie komiksów (jak często bywało wśród innych czytelników i czytelniczek mang), ale uśmieszki politowania niekiedy dało się zauważyć. Nawet i to nie było w stanie zniechęcić do czytania. Trzeba było po prostu zejść do podziemia heh.


Był to czas kiedy do Polski nieśmiało zaczęła zaglądać manga i anime prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie było wtedy jeszcze internetu, w sklepach takiego wyboru jak dziś, a i znajomi nie byli zainteresowani taką rozrywką. Dla młodego człowieka bez własnych dochodów był to naprawdę ciężki czas. Pamiętam jakim świętem był zakup anime Armitage III na kasecie VHS. Kosztowała ona zawrotną na ówczesne czasy cenę, a i podróż po kasetę była długa. Jedynie Empik w centrum miasta sprzedawał japońską animację. Moment przyjazdu do domu i uruchomienie odtwarzacza wideo pamiętam do teraz, kasetę zresztą również przechowuję w ramach pamiątki. 



Wraz z upływem lat manga znajdowała coraz więcej zwolenników w Polsce. Przełożyło się to na ukazującą się liczbę czy to samych komiksów czy czasopism taktujących o tym elemencie (pop)kultury. Tych drugich było kilka – Animegaido, Kawaii to te, które w tej chwili pamiętam i, które kolekcjonowałem. Były to już lata, w których starałem się nikomu nimi nie chwalić, a wręcz ukrywać swoje zainteresowania. Koledzy nie byli przychylni takiej rozrywce, a jeszcze sporo się naczytałem w listach do redakcji Kawaii jakie to czytelnicy prowadzili wojny ze wszystkimi wokół o japoński komiks. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy któregoś dnia, jedna ze szkolnych koleżanek przyniosła na lekcje dwa pierwsze numery magazynu o anime! A jednak nie byłem sam heh. Paradoksalnie w wieku młodzieńczym w jakiś sposób wstydziłem się swojego hobby, a dziś kiedy ma się „trójkę” z przodu, człowiek przestał zwracać uwagę na takie rzeczy i bez problemu opowiada o tym i nie chowa komiksów po szafach, a wręcz je eksponuje. Ciekawa to jest sprawa.


Co do Kawaii - brak dostępu do opisywanych tam tytułów sprawił, że dość frustrujące było czytanie o czymś czego nie można było mieć, a kontakt z danym anime bądź mangą ograniczał się do przeczytania recenzji. Były jednak wyjątki. Któż z nas bowiem nie oglądał przygód Tsubasy? Ogromna radość zapanowała, gdy w kilku kolejnych numerach pojawiły się artykuły, pisane w formie pamiętnika Ozory, opisujący kolejne odcinki. Tsubasa i inne anime pokazywane na Polonii 1 (z fatalnym dubbingiem i słyszanym w tle włoskim podkładem) to temat na inny tekst. Sytuację ratowała również jedna z niemieckich stacji (ZDF?), która raz w miesiącu emitowała późno w nocy jedno anime. Nieważne było to, że język niemiecki był równie odległy w znajomości jak japoński. Ustawiało się nagrywanie na wideo i oglądało następnego dnia z zapartym tchem. Był to też pierwszy kontakt z nieco ostrzejszą animacją, bo taka również była wtedy pokazywana.




Wracając jednak do komiksów, wtedy to właśnie zakupiłem pierwsze swoje mangowe tomy. Pamiętam, że był to Akira, X, Dragon Ball, niestety żadnej z tej serii nie udało mi się wtedy zgromadzić do końca, bo pewnego dnia stwierdziłem, że czas skończyć z tą rozrywką. Niestety w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć co mną wówczas kierowało. Tak czy siak komiksy poszły na kilka lat w odstawkę.


I choć już nie czytałem, ani nie oglądałem to, gdzieś tam z tyłu głowy co jakiś czas temat powracał. Tak czas leciał, aż kilka lat temu postanowiłem (bardzo przypadkowo) obejrzeć serial Death Note. Genialna rozrywka, sprawiła, że na dobre wróciłem do nieco zapomnianego hobby. Po tym seansie wszystko potoczyło się już lawinowo. Czytanie mang, wraz z zainteresowaniem Japonią, sprawiło, ze wsiąknąłem w klimat na dobre. Co ciekawe „zamknąłem” się nieco na inne komiksy, obracając się raczej w kręgu komiksów z Nipponu. 



Tak było do czasu... tak, tak WKKM :) Kupując pierwszy tom kolekcji historia zatoczyła koło, a tytuł Powrót do domu doskonale obrazuje również moją sytuację. Wróciłem do domu komiksu, tak naprawdę od zawsze krocząc tytułową komiksową drogą. Dziś staram się jak najszybciej nadrobić utracony czas, nadrobić wszelkie zaległości z dawnych lat, nie lekceważąc jednak obecnej sztuki komiksowej.


Moją fascynację komiksem mogę dzielić z Wami, osobami, które odwiedzają „Półkę” za co ogromnie Wam dziękuje. Mam nadzieje, że to dopiero początek drogi. Zapraszam więc na dalszą, wspólną podróż. Do przeczytania!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ps. Taki dość przewrotny tytuł tekstu wpadł mi do głowy. Skąd się wziął? Część Was może skojarzyła, że jest to parafraza jednego z utworów, kultowej hip – hopowej załogi Molesta. Tak, tak słuchało się kiedyś bardzo dużo takiej muzyki, która co ciekawe była postrzegana w społeczeństwie tak jak komiksy, czyli jako rozrywka dla dzieciaków i coś co nie ma żadnej wartości. Podobnie niestety odbierany był (jest?) komiks kiedyś i dziś. Zarówno więc słuchanie jak i czytanie komiksów było codzienną walką, a „wrogami” byli niestety najbliżsi, czyli koledzy i często rodzina. Po tych wielu latach mogę z czystym sumieniem napisać, że było warto zostać przy swoim i nie dać satysfakcji tym, którzy chcieli się śmiać.


ps 2. Jeśli chcielibyście zaprezentować swoje przemyślenia i własna historię, łamy "Półki" są otwarte. Jak zaczęła się Wasza przygoda z komiksem, jak do Waszego hobby podchodzą (czy podchodzili) znajomi i rodzina? Piszcie komentarze, a może własne teksty, aby podzielić się z innymi czytelnikami. 


ps 3. Ogromnym szczęściem jest posiadać osobę, która akceptuje nasze hobby. Na szczęście ja taką znalazłem za co ogromne dzięki ;) Czytanie i pisanie zajmuje naprawdę duuużo czasu i wymaga naprawdę dużo wyrozumiałości od drugiej osoby.


4 komentarze:

  1. Cieszę się, że udało ci się napisać ten tekst. Naprawdę miło się czytało.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Fajnie, że się spodobało i pomimo chaosu dało się czytać :)
      Chodził ten tekst od czasu ukazania się podobnego u Ciebie.

      Swoją drogą po publikacji jeszcze kilka innych kwestii mi się przypomniało. Może kiedyś będzie cześć druga ;)

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Moja przygoda z komiksem zaczęła się od "Kaczorów Donaldów". Do dziś mam tego całą stertę w szufladzie w "rodzinnym domu" (plus całą półkę "Gigantów") i nadal lubię do nich wracać;). Po drodze były też "Królik Bugs", "Tom i Jerry" ale jakoś zawsze ciągnęło mnie do "japońszczyzny".
    Oglądało się stare anime na Polonii 1, szalało za "Czarodziejkami" i wybierało te bardziej babskie serie na RTL7(?). Raz nawet koleżanka kupiła "książkę o czarodziejkach" (tzn. mangę) ale skwitowałyśmy to tylko wymownym: "Łeee?... Czarno-białe?". Ale można nam wybaczyć - w podstawówce byłyśmy;).
    Pewnego dnia zauważyłam w Bravo Girl (no co?;P) reklamę "Kawaii". Kupiłam... i się zaczęło. Wreszcie znalazłam "swoje miejsce" w świecie komiksu. Poznawało się kolejne serie, kupowało pierwsze tomiki (tym razem już khem... świadomie), sprowadzało horrendalnie drogie mangi z Comics Universum (mam od nich całe trzy tomy z polskimi skryptami;)).
    Co ciekawe, im więcej mang czytałam, tym mniej anime oglądałam. Widać po prostu wolę wersję papierową.

    Fakt, jestem trochę "zamknięta" w świecie mangi jednak od czasu do czasu z niego wypełzam i poczytam coś, co nie powstało w Japonii, Korei czy Chinach.

    A jak rodzina reaguje na moje hobby? Tata początkowo trochę narzekał, że "bajki oglądam" i po otworzeniu pierwszej paczki z mangami twierdził, że przysłali mi wadliwe egzemplarze (bo czytane "od końca":P). Ale po tych wszystkich latach pogodził się z moim hobby. Sam ostatnio przyznał uczciwie, że on nie może uwierzyć, że komiks może nie być dla dzieci. Dla mnie były to przełomowe słowa. Nie czuję potrzeby uświadamiania taty na siłę. Jest dobrze tak, jak jest. Mama była o wiele bardziej "liberalna", tłumaczyła tacie, że nie muszę odsyłać "wadliwych tomików" do sklepu, bo "komiks japoński tak się czyta";). Chciała nawet zapoznać się z jakimś tytułem. Niestety, nie zdążyła. Chłopak akceptuje moje zainteresowania, czasem nawet weźmie sobie jakiś tomik z półki, aczkolwiek to raczej tak z ciekawości. No i lubi patrzeć na regał wypełniony komiksami i marzyć na głos, czego on by za to nie kupił;P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej :)

      dzięki za tak obszerny komentarz. Fajnie się czyta wspominki innych, bo widać, że wiele problemów każdy miał podobnych, a do tego jeszcze każdy dodaje jakąś ciekawą anegdotę od siebie.

      Ja też od jakiegoś czasu bardzo rzadko zaglądam do animacji. Od czasu do czasu coś obejrzę, ale raczej też trzymam się papieru.

      Polonia 1 i RTL7 wpłynęło na bardzo dużo istnień w Polsce heh.

      Pozdrawiam

      Usuń