środa, 5 kwietnia 2023

(Recenzja) Mimei Ogawa - Czerwone świece i syrena

„Jeśli zachowuje się ostrożność, a mimo wszystko dojdzie do jakichś uszkodzeń, to nic nie można na to poradzić. To prawda, że ta czarka jest bardzo cenna, lecz tak to już w życiu bywa, że niekiedy nie dajemy rady ochronić tego, co jest dla nas jeszcze cenniejsze. Nawet my sami, którzy tak dbamy o tę czarkę, nie będziemy żyć wiecznie. Może i jest dla nas ważna, lecz nikt nie jest w stanie nawet zachować wiecznie własnego życia, które przecież jest znacznie ważniejsze”. Ten cytat z baśni „O losach czarki na sake” dedykuję…sobie, jako osoby, która nad wyraz przesadnie przejmuje się rzeczami materialnymi, które posiada…




Kto powiedział, że z baśni nie można wyciągać nauczek, aby lepiej prowadzić własne życie? No właśnie. Nikt. Dlatego jestem przekonany, że z każdej lektury można wyciągać jakieś wnioski. Nie inaczej jest ze zbiorem „Czerwone świece i syrena” Mimei Ogawa, będącej już siódmą publikacją z serii Yume wydawnictwa Kirin. Liczba symboliczna, a i szczęśliwa więc i lektura powinna być przyjemnością. I czy tak jest? Piszę – sprawdzam!


Na wstępie warto zaznaczyć, że żyjący na przestrzeni XIX i XX wieku pochodzący z prefektury Niigata autor uważany jest powszechnie za ojca współczesnej japońskiej literatury dziecięcej. Dlaczego tak jest i jakie są jej cechy charakterystyczne? Nie będę tego tutaj przytaczał, natomiast z ogromną przyjemnością odeślę do wstępu Adrianny Wosińskiej, w której jego autorka dość obszernie porusza tę kwestię, czyniąc tym samym ten artykuł cennym uzupełnieniem zbioru wybranych baśni japońskiego autora. Przyzwyczaiłem się bardzo do tych wstępów i niezmiennie twierdzę, że są one w takich wypadkach potrzebne, gdyż często ułatwiają nie tylko pewne interpretacje utworów, ale też pozwalają pochylić się nad sylwetką autora. Wartość dodana, której nie sposób przecenić. Podobnie zresztą jak drugiego z elementów nieodłącznie związanych z serią Yume, czyli wybornych kaligrafii Joanny Zakrzewskiej. Napisać o nich, że są piękne, to jak nie napisać nic, gdyż obcowanie z nimi to nie tylko ogromna radość, ale też zalążek tego, co otrzymujemy podczas wizyt w różnego rodzaju muzeach. Tak, wiem, że jest w tym stwierdzeniu nieco patosu a może i przesady, ale mnie te prace nieustannie zachwycają i przywodzą na myśl pracę japońskich drzeworytników. Tym razem jeszcze dodatkowy zachwyt tym, że prace Zakrzewskiej trafiły na „hagaki”, czyli pocztówki dołączone do tej dość skromnej objętościowo publikacji.


Tak, niewielka objętość to kolejny znak rozpoznawczy tych „kirinowych” publikacji, jednakże jednocześnie zadziwiające jest to, jak dużo uczuć, emocji w końcu też treści znajdujemy na tych nieco ponad dwustu stronach. Jeśli już mowa o treści to zbiór baśni liczy sobie piętnaście historii, przeważnie bardzo krótkich i jednocześnie też bardzo różnorodnych. Standardowo nie będę streszczał ani przytaczał każdej z nich z osobna, gdyż uważam osobiście, że odkrywanie ich jest największą frajdą dla każdego czytelnika. Jeśli jednak jesteście tego bardzo ciekawi, to szczerze odsyłam do bardzo obszernej i dogłębnej analizy tej publikacji na blogu „Owarinay Yume”. Link zamieszczam na samym dole tekstu i zachęcam do lektury. Nie jest to żaden link sponsorowany a szczera polecajka i chęć docenienia pracy włożonej w recenzję przez jej autorkę Luizę Stachurę.


Wracając już jednak do samej publikacji to, jak wspomniane zostało wcześniej, jej autor uznawany jest za autora publikacji dla młodszych czytelników i echa tego pobrzmiewają w zdecydowanej większości zawartych tu baśni, choć zdarza się jedna (cytat z niej w pierwszym akapicie), w której podkreślone zostało, że baśń ta została napisana szczególnie z myślą o dorosłych. I potwierdzam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby z poszczególnymi historiami zapoznać wasze potomstwa mając z tyłu głowy, że warto będzie poświęcić dodatkową chwilę na wyjaśnienie im niektórych kwestii czy podkreślić płynące z lektury wnioski i rady. Jest to nieuchronne, gdyż japońska literatura – w tym również ta publikacja – pełna jest niedopowiedzeń, symboliki czy różnego rodzaju animizacji. I jeśli dorosły poradzi sobie z odczytaniem tych wszystkich rzucanych tu i ówdzie podpowiedzi bez problemu, tak młodszy słuchacz czy czytelnik zapewne potrzebował będzie, aby niektóre z nich mu wyjaśnić.


Warto jednak poświęcić każdą niezbędną do tego chwilę, gdyż poszczególne historie pełne są nie tylko inteligentnej i wartościowej treści, zmuszających do rozmyślań zakończeń, ale też magicznej atmosfery, w którym rzeczywistość miesza się z fikcją i fantazją, a bohaterami snutych opowieści mogą być zarówno ludzie, jak i zwierzęta czy przedmioty. Nic tak nie wzmaga pracy wyobraźni, jak takie zabiegi stosowane przez autorów baśni. Nie inaczej jest i tym razem, dzięki czemu jednocześnie przeżywamy niezwykłe – niekiedy bardzo smutne, innym razem optymistyczne – przygody podczas odbywania, których rozwijamy swoją głowę i pobieramy cenne nauki o życiu, szacunku, rodzinie i wielu, doprawdy wieeelu innych elementach naszej codzienności. Jak to w baśniach często bywa, nie zawsze jest radośnie, często daje się odczuć w nich gorycz, ale zawsze można wyciągnąć z nich naukę, a że i nasze życie nigdy nie składa się tylko z pozytywnych aspektów, tak tym bardziej warto sięgać po taką lekturę, która przenosi nas w świat wyobraźni.


Tak jak już wspomniałem wcześniej, poszczególne historie zawarte mają w sobie ogromne pokłady symboliki czy to pod postacią podkreślanych kolorów, czy bohaterów, którzy są tymi najważniejszymi elementami danej baśni. Każdy z tych symboli dość mocno na nas oddziałuje, ale też zmusza nas do poświęcenia mu swojego czasu i skupienia. Jednocześnie w żaden sposób nie męczy, gdyż czerpiemy lekturę z ich odczytywania i po prostu uczestnictwa w kolejnych powiastkach.


Postawienie dziecka w samym środku poszczególnych historii – bo właśnie w takiej roli stoi ono w tym zbiorze (wystarczy spojrzeć na tytuły poszczególnych baśni) – podkreśla jak ważną funkcję pełni i jednocześnie w jakiś sposób wskazuje nam, jak powinniśmy dane historie rozpatrywać. Całość wypada dzięki temu niezwykle szczerze, ujmującą i bez zadęcia, ale też intrygującą a przede wszystkim bardzo inteligentnie. Japońska literatura pełna jest publikacji, które można podsumować w ten sposób, jednakże „Czerwone świece…” i na tym tle się wyróżniają swoją niesamowitą atmosferą i wyjątkowym charakterem. Obcowanie z tym zbiorem daje więc ogromną radość, dzięki czemu gorąco zachęcam, aby poświęcić swój jeden wieczór na to, aby go ten dogłębnie poznać. Jestem przekonany, że żałować czasu nie będziecie, a i staniecie się dzięki tej lekturze lepszymi ludźmi ot tak, po prostu. Baśnie i książki w ogóle niosą ze sobą taką moc.

Link do polecanej recenzji


Czerwone świece i syrena

Autor: Mimei Ogawa
Wydawnictwo: Kirin
Liczba stron: 212

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz