Nie chcę tutaj porównywać tej pozycji do klasyki polskiej literatury, którą poznajemy choćby w ramach szkolnych lektur, bo nie na tym rzecz polega, natomiast „Po deszczu…” jest właśnie taką lekturą obowiązkową dla każdego czytelnika, któremu bliski serca jest azjatycki kraj. Rzadko bowiem zdarza się, że możemy obcować z autentyczną literaturą pochodzącą z okresu Edo, jak mamy w tym wypadku. Pierwsza wersja tej książki stworzona została bowiem w roku 1776, co siłą rzeczy jest nieocenionym spojrzeniem na ówczesną Japonię i biletem na podróż w czasie. Grzechem jest więc zaprzepaścić taką okazję i to nawet pomimo trudności, z którymi bezsprzecznie czytelnikowi przyjdzie się w trakcie lektury mierzyć.
„Po deszczu…” to zbiór dziewięciu opowiadań Akinariego Uedy, autora, którego w dużej mierze ukształtowały trudne epizody z młodości. W wieku pięciu lat doznał on deformacji dwóch palców ręki, co utrudniło mu zdobycie wykształcenia, a następnie przeżył śmierć ojca, która sprawiła, że to on musiał zostać głową rodziny. W recenzowanym zbiorze – pamiętając o obowiązującej wówczas cenzurze i władzy, która nie lubiła, gdy ktoś ją krytykuje – pod płaszczykiem opowieści o fantastycznych zjawiskach (swoiste kwaidan) pisarz ukrył dogłębną krytykę nie tylko polityczną, ale i społeczną ówczesnej Japonii. Do tego celu użył niezwykle bogatego, pięknego i wyrafinowanego języka, zgodnego z zasadami panującymi w tamtym okresie. Przez to w środku książki znajdziemy częste nawiązywania do dzieł innych twórców, a także m.in. wszechobecną „chińszczyznę”. Jest tu również wiele nawiązań do samej Japonii okresu Edo, powiedzeń i zwrotów powszechnych dla miejscowej ludności, ale trudnej do zrozumienia przez czytelnika spoza tego kręgu kulturowego. I tutaj pojawia się trudność, o której wspomniałem we wstępie. Recenzowana antologia opatrzona została naprawdę dużą ilością objaśnień tłumacza występujących po każdej z historii. Jest to z jednej strony niezbędne do zrozumienia treści i czerpania radości płynącej z lektury, a z drugiej bardzo utrudnia lekturę, gdyż co rusz trzeba przeskakiwać – w trakcie zdania – do końca rozdziału, aby przeczytać rzeczone wyjaśnienie. To trochę wytrąca z płynności lektury, która bardziej przypominać zaczyna pracę badawczą, a nie odprężającą lekturę, ale w gruncie rzeczy nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej, gdyż niemożliwe byłoby poznanie dzieła Uedy bez tych wszystkich wtrąceń, a często byłaby to lektura po prostu niezrozumiała. W tym miejscu więc należy docenić niezwykłą pracę, jaką wykonał tłumacz profesor Wiesław Kotański, którego mrówcza wręcz działalność sprawiła, że jest to lektura i doświadczenie tak pełne.
Nie ma sensu przytaczać fabuł kolejnych z opowieści – tym bardziej że ich interpretacje poznacie również w posłowiu – ale warto wspomnieć, że w większości z nich krytyka i takie realistyczne spojrzenie na Japonię miesza się z opowieściami o duchach i zjawiskach nadprzyrodzonych, co sprawia, że momentami poczujecie na ciele gęsią skórkę i zatrwożycie się, a miejscami sami zastanowicie i poddacie refleksji na temat tego, o czym opowiada autor. Część z opisanych prawd – że choćby wspomnę o ostatniej opowieści – jest bowiem dość uniwersalnych, ale też bardzo krytycznych, przez co nie dziwi, że Ueda stosuje różnego rodzaju zabiegi stylistyczne, które oddalają w jakiś sposób od niego odpowiedzialność za tą krytykę. I przyznaję szczerze, że równie trudne, jak czytanie jest też recenzowanie tej pozycji. Jest ona bowiem na tyle ważna i na tyle wartościowa, że tym powinni zająć badacze japońskiej literatury, gdyż to oni w pełni potrafiliby tę pozycję ocenić i zinterpretować. Ja szary czytelnik może jedynie przedstawić swoje uczucia z lektury. A te są jak najbardziej pozytywne. Uważam wręcz, że zbiór ten należy poznać nie tylko po to, aby pogłębić swoją wiedzę o Japonii, ale też po prostu dlatego, że bez trudu można czerpać z niej radość. Pokazując obrazowo (i może trochę obcesowo) obcowanie z „Po deszczu…” jest jak wyjście do teatru, które pozwala nam zaczerpnąć świeżego powietrza, pozwala obcować ze sztuką przez wielkie „Sz”, w końcu pozwala się osobiście rozwijać. Taka jest właśnie lektura tego zbioru. Wymagająca od nas pełni skupienia i zanurzenia się w świat, ale odpłacająca się możliwością obcowania z publikacją na najwyższym poziomie. Dodanie różnego rodzaju demonów, duchów i innych zjawisk nadprzyrodzonych sprawiło, że pozycja ta stała się bardziej przystępna i dynamiczna, a także wywołująca jeszcze większe emocje. Krótko stwierdzając – stała się lepsza.
Kończąc - jeszcze raz podkreślam ogrom pracy włożonej przez tłumacza, który swoim działaniem sprawił, że jest to tytuł zrozumiały również dzisiaj i również w Polsce. Zresztą należy też podkreślić, jak dobrze ta książka jest wydana, gdyż poza tymi wszystkimi wyjaśnieniami i bardzo wartościowym posłowiem, poszczególne rozdziały poprzedzone zostały efektownymi kaligrafiami, a środek opowieści ozdobiony równie pięknymi obrazami. Całość sprawiła, że książka nabrała wyjątkowego charakteru i klimatu.
I już w ostatnim zdaniu naprawdę gorąco was zachęcam do zajrzenia do tej książki. Jest to jedna z najbardziej wartościowych pozycji dostępnych na polskim rynku, tak przecież obfitym w japońską literaturę. Grzechem byłoby nieskorzystanie z nadarzającej się okazji i brak sięgnięcia po tę pozycję.
Po deszczu przy księżycu
Autor: Akinari Ueda
Wydawnictwo: Kirin
Tytuł oryginału: Ugetsu monogatari
Data wydania: 2021-04-23
Liczba stron: 370
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz