Na początek muszę zaznaczyć jedno. Kara chłosty należy się osobie odpowiedzialnej za umieszczenie TAKIEGO spojlera w opisie umieszczonym na tyle okładki. W mojej opinii jest to skrajna nieodpowiedzialność, która nie powinna się zdarzyć. Rozumiem, że ten krótki fragment ma zachęcić do dalszej lektury i być może tak nawet jest, ale jakim kosztem? Moje „oburzenie” zrozumiecie po lekturze „Cienie Północy” Katarzyny Clio Gucewicz.
No, jeśli wylałem już żółć, to mogę teraz przejść do samej książki, będącej kontynuacją „Księżycowych blizn”, która niespełna dwa lata temu ukazała się w Polsce. Jest to kontynuacja o tyle nietypowa, że tak naprawdę znajomość pierwszej części nie jest wymagana do zrozumienia „Cieni Północy”. Autorka to, co jest najważniejsze z poprzedniej odsłony, w bardzo wyważony sposób nam przypomina, przez co nowi czytelnicy szybko odnajdują się w fabule, a ci znający pierwszą część odświeżą sobie fakty. Powieść Gucewicz to książka w luźny sposób bazująca na historii, opowiadająca o losach młodego, będącego wówczas jeszcze dzieckiem, dziedzica tronu Data Masamune. Po tym, jak w pierwszej odsłonie przeżył (z uszczerbkiem na zdrowiu) poważną chorobę, ale też zyskał bliskiego towarzysza, w drugiej widzimy go jako dziewięcioletniego chłopca, który powoli zaczyna odnajdywać się w roli dziedzica tronu. Poznaje on przy tym także te mroczne elementy swojego przeznaczenia, jednocześnie pogłębia się jego relacja z towarzyszącym mu samurajem. Wiele się w tej części zdarzy, odkrywanie kolejnych zagadek i tajemnic zostawię jednak wam, aby nie popełnić błędu z okładki.
Czy „Cienie Północy” są pozycją godną polecenia? Z pewnością tak. Czy jest to książka lepsza lub gorsza od części pierwszej? Rzekłbym, że utrzymuje ona jej poziom. W końcu czy jest to publikacja pozbawiona jakichkolwiek wad lub elementów, które za takie mogą uchodzić? Myślę, że nie. Tutaj uwaga – chciałbym być dobrze zrozumiany, żeby nie dać powodu do ataku feministkom i poprawnym politycznie (heh). „Cienie Północy” to książka napisana kobiecą ręką i da się to odczuć na przestrzeni całej lektury. Choć to w dużej mierze książka akcji, z wieloma przygodami, niebezpieczeństwami czy zwrotami to jednak gdzieś tam – nie tylko – w tle daje się wyczuć nutę hmm…romansidła? Choć z daleka trzymam się od tego typu gatunku, to właśnie tak wyobrażam sobie mangowe shonen-ai. Oczywiście należy mieć na uwadze, że wiek Bontemaru przekreśla jakikolwiek związek ze starszym samurajem, to jednak sugestywność, to jak wiele miejsca wzajemnym relacjom poświęca autorka, w końcu jak „zmiękczonego” i upiększonego języka wówczas używa, w jakiś sposób nadaje tym relacjom dwuznaczności. Wspominałem zresztą o tym przy okazji recenzji pierwszej części. Kobiety z pewnością będą zadowolone tym jak słodko i romantycznie miejscami jest w tej książce. A co z facetami? Choć może ich to miejscami w jakiś sposób irytować, to jednak nie powinni mieć problemu, aby do tego przywyknąć.
Nie powinni oni z lektury „Cieni Północy” rezygnować choćby z tego względu, że pod tym płaszczykiem romansu, znajdą oni bardzo mięsistą, samurajską opowieść z wielką historią w tle. Gucewicz potrafi zaintrygować, wykreować ciekawy świat i wciągnąć czytelnika w swoją powieść. Sporo tu wszelkiego rodzaju pojedynków, dramaturgii i akcji co powinno zadowolić największych malkontentów. Dość powiedzieć, że całkiem pokaźna objętościowo książka może zostać ukończona w dwa, góra trzy wieczory. Autorka kontynuuje to, co było tak dobre w pierwszej odsłonie, przez co ciężko się oderwać od lektury.
Czytelnik znajdzie tu więc wartką akcję osadzoną w realiach historycznych XVI wiecznej Japonii. Akcję przedstawioną bardzo przystępnym językiem, dzięki któremu pochłaniamy kolejne strony książki. Pewnym novum, nadanym w kontynuacji, które jednak dość dobrze (mam wrażenie szczególnie dla kobiecej części) się sprawdził, jest wprowadzenie dużej dozy zależności rodzinnych, rodem z telenoweli. „Ten jest ojcem tego, który z kolei był bratem siostry tamtego”. Znajdziecie podobnych elementów i nawiązań tutaj sporo. Baaa właśnie te koligacje staną się w pewnym momencie najważniejszym lub jednym z najważniejszych elementów fabuły. Czy to dobrze, czy źle zostawiam do indywidualnej oceny.
Po lekturze książki zastanawiam się tylko czy finał jest tym, czego do końca oczekiwałem, czy jednak mnie rozczarował? Na chwilę obecną zostawię to pytanie bez odpowiedzi, stwierdzając jedynie, że liczę na kontynuację i trzecią odsłonę, wówczas już, trylogii.
Zdaniem podsumowania. „Cienie północy” to opowieść samurajska przefiltrowana przez kobiecą dłoń. Niesie to ze sobą pewne konsekwencje, natomiast nie oznacza wcale, że jest to pozycja nieciekawa. Wręcz przeciwnie, dla czytelników pierwszej odsłony jest to „must have”, a i ci, których „Księżycowe blizny” ominęły, mają tu czego szukać. Z pewnymi zastrzeżeniami, ale polecam.
Cienie Północy
Autor: Katarzyna Clio Gucewicz
Wydawnictwo: Kirin
Rok wydania: 2018
Oprawa: miękka
Liczba stron: 418
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz