niedziela, 21 października 2018

(Recenzja + audio + zapowiedzi) Ben Grisanti, Łukasz Kowalczuk, Łukasz Mazur - Secret Santas

Święta, święta i po świętach pomyślałem sobie w chwilę po tym, jak zakończyłem lekturę komiksu „Secret Santas” Łukasza Kowalczuka i Bena Grisantiego, których wspierał Łukasz Mazur. I pomyśleć, że nawet jeszcze listopada nie ma. W tym roku święta dotarły do Polski zdecydowanie wcześniej, niż było to planowane. Ale wiecie co? Absolutnie tego nie żałuję. Zaraz po ubiegłorocznym ogłoszeniu, Łukasza o tym, że taki komiks w świątecznym klimacie powstaje, podejrzewałem, że to może być hit. Nie myliłem się. To jest hit.





„Secret Santas” to kolejna kooperacja Kowalczuka z zagranicznym artystą komiksowym. Tym razem Łukasz wcielił się w role rysownika, Amerykanin Grisanti zajął się scenariuszem, a Łukasz Mazur doprawił całość liternictwem i kolorami. Całe trio ewidentnie się ze sobą dogadało, bo praca wyszła bardzo spójna i trzymająca fason. O inspiracjach jak zawsze w wypadku komiksów Łukasza ciężko pisać, bo te są naprawdę najróżniejsze, ale że tutaj scenarzystą jest Amerykanin, to wspomnę tylko o tym, o czym sam Grisanti opowiada w wywiadzie na końcu komiksu. Inspirował się on m.in. „Opowieściami z Krypty” czy moralistycznymi horrorami z lat 50-tych. Ja osobiście dodałbym do tego grona jeszcze samo życie, ale myśl tę rozwinę nieco później. W każdym bądź razie komiks opowiada o pewnym Amerykaninie, który staje przed zadaniem zdobycia nowej super-hiper-dupnej konsoli dwudziestej ósmej generacji dla nieco rozwydrzonego bachora. Cóż, zapunktować u nowo poznanej kobiety (będącej mamą dzieciaka) trzeba, więc Geoff zrobi wiele, aby wywiązać się z zadania.



Amerykańsko-polski komiks, którego akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych Ameryki w czasie świątecznej gorączki łączy w sobie kilka gatunków. Na pewno znajdzie się tu komiks akcji, pulpową historię, elementy gore, ale i...dramat. Tak, połączenie gatunków jest kozackie, ale jeszcze bardziej kozacki jest końcowy efekt, który czytelnik otrzymał. Bardzo podoba mi się konstrukcja i budowa głównego bohatera komiksu. Wesoły, pełen życia i optymizmu człowiek, który zniszczony został przez nadmierne wymagania małolata. Geoof jest bardzo ludzki i jest to postać, z którą od razu idzie się zakumplować i, której się kibicuje. Mimo że to pulpowa historia, a może właśnie przez to, człowiek ten wzbudza emocje w czytelniku. Poza tym są tu elementy, które znane są z historii, nad którymi pracuje Kowalczuk, czyli sporo szalonej jazdy, wiele akcji i kilka brutalniejszych momentów. Jest szybko, dynamicznie więc akcja gna na złamanie karku. Nie spodziewajcie się nawet chwili wytchnienia. Według mnie całość została bardzo przemyślana i świetnie rozpisana, choć jak zawsze jest też nieco za krótka. Przez to, że komiks szybko się kończy, pozostali bohaterowie nie odgrywają w nim tak wielkiej roli, jak mogliby. Albo może inaczej. Role odgrywają, ale są nam mocno anonimowi w porównaniu do Geoffa. Tak czy inaczej, na polu takiej zwykłej pulpowej rozrywki, „Secret Santas” wypada naprawdę świetnie.

Na mnie jednak wrażenie zrobiło jeszcze coś zupełnie innego. To, jak dojrzały i ciekawy jest to scenariusz i sam pomysł na komiks. Mam tu na myśli drugie dno, którego ja się w nim doszukałem i, które albo dostrzegłem, albo je sobie wymyśliłem. Konkretnie chodzi mi o podejście scenarzysty do kwestii świąt. Od jakiegoś czasu bardzo łatwo zauważyć jak komercyjny stał się to czas, jak społeczeństwo, zamiast skupić się na tym, co ważne, woli przeznaczać swoją energię na głupoty i kwestie materialne. I „Secret Santas” jest w moim mniemaniu (nie wiem, czy słusznie) krytyką takiego podejścia. Geoff jest świetnym facetem, których potrzeba jak najwięcej. Jest gościem niezwykle pozytywnie nastawionym do życia, który zniszczony został jednak przez materializm. Jest to więc postać niezwykle tragiczna w gruncie rzeczy i uosabia właśnie całą tą zbędną, komercyjną świąteczną gorączkę, której ulegamy. I mimo że może lekka i zabawowa oprawa komiksu nie do końca może oddawać ten fakt, to ja poza takim rozrywkowym charakterem dostrzegam też niezwykle poważną problematykę, której się podejmuje. Dlatego też na wstępie stwierdziłem, że inspiracją do tego komiksu mogło być samo życie. Nie jest bowiem mi trudno sobie wyobrazić, że ktoś robi coś ponad możliwości, aby spełnić społeczne oczekiwania. Z tego też powodu cały komiks ma taki śmieszno – gorzki posmak, który odczuwałem podczas lektury. Z jednej strony radość z ciekawego scenariusza, który na swój pulpowy sposób bawi, a z drugiej ukryta między wierszami głębia.



A Łukasz? Łukasz jak to Łukasz, doskonale się w takiej konwencji odnalazł. I choć nie ma żadnego szlamu, dziwnych potworów czy figurek z Żółwiami Ninja to jest na czym oko zawiesić. Klasyczny sposób tworzenia, czyli ułożone kolejne kadry w ułożone i uporządkowane plansze przynoszą czytelnikowi ciekawe spojrzenie na opowiadaną historię. Ten porządek jest dostrzegalny również z tego względu, że od czasu do czasu Kowalczuk przełamuje konwencję, umieszczając plansze skonstruowane zupełnie inaczej, choćby pokazany w innych rzutach. Fajnie to razem wszystko wygląda. Dużo opiera się tu na zbliżeniach na twarze poszczególnych bohaterów, na których wymalowane są emocje. Oczywiście nadal jest to ten uproszczony i dość minimalistyczny sposób rysowania więc ma swoich zwolenników i przeciwników. Chciałbym natomiast podkreślić, jak dobrze w konwencji ukazania amerykańskich świat odnalazł się Polak. Uważny czytelnik dostrzeże kilka smaczków i kilka elementów, z którymi kojarzą się grudniowe dnie w Stanach Zjednoczonych. Takie drobnostki dodatkowo podkręcają atmosferę całej historii.

Na pewno docenić trzeba też rolę Mazura, który zna się z Kowalczukiem dobrze, wie, jak ten pracuje i jakie rzeczy tworzy, dzięki czemu potrafił on wczuć się w role Łukasza i zachować jego styl podczas nakładania kolorów. Oczywiście często mają one mało wspólnego z rzeczywistością, natomiast wyglądają dobrze i składają się na pulpowy charakter komiksu. Cała trójka więc dała naprawdę radę.



„Secret Santas” w Polsce ukazało się dzięki OMG! Wytwónia Słowobrazu i chwała im za to, że nawiązali współprace z niekwestionowanym „Królem Szlamu”. Dzięki temu takie perełki jak amerykańsko-polska kooperacja komiksowa ma swoje miejsce na rynku. Do jakości wydania komiksu też raczej nie można się przyczepić, gdyż papier jest odpowiedniej jakość a druk bardzo wyrazisty i świetnie oddający kolory. Miłym bonusem są też dodatki w postaci zamieszczonych szkiców i wycinków ze scenariusza, dzięki którym możemy zajrzeć zza kulisy pracy nad tym komiksem oraz wywiad ze scenarzystą. To świetny pomysł Łukasza, bo czytelnik z Polski może dzięki temu poznać osobę Grisantiego.

Oczekiwania w stosunku do tego komiksu miałem naprawdę duże. I zostały one spełnione. I choć szlamu tu nie było, to jednak komiks miał świetny i poważny scenariusz, który doskonale zilustrował Łukasz Kowalczuk. Było krótko, aczkolwiek bardzo treściwie i jestem rad, że Święta w tym roku przyszły do nas tak wcześnie. Mam też takie przeczucie, że lektura tego komiksu w dzień Wigilii stanie się dla mnie taką samą tradycją jak coroczny seans z Kevinem. Może się to wydać dziwne i głupie, ale historia ta może przypominać, o czym w świętach chodzi i przestrzec was przed zgubnym działaniem komercjalizacji.

Jako bonus przedstawiam również zapis nagrania z MFKiG 2018, podczas którego Łukasz Kowalczuk opowiadał o nadchodzących projektach i planach na przyszłość, m.in. mini magazynie "ŁKP Szlam":


Secret Santas

Scenariusz: Ben Grisanti
Rysunek: Łukasz Kowalczuk
Kolor: Łukasz Mazur
Wydawnictwo: OMG! Wytwórnia Słowobrazu
Wydanie I: 9/2018
Liczba stron: 40
Format: 175x250 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788394411060
Cena z okładki: 32 zł


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz