piątek, 22 maja 2015

(Recenzja) Kentarou Miura - Berserk #4

Oj dzieje się coraz więcej z każdym kolejnym tomem Berserka. Dzieje się więcej, a i fabularnie jest z każdą kolejną częścią efektowniej niż poprzednio. Widać, że tytuł ten nabiera rozpędu a sama akcja rumieńców. I o to właśnie w seriach chodzi. W "czwórce" jest jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a później jest jeszcze lepiej.








Początki były dobre, natomiast fabularnie tytuł ten mógł nieco część czytelników zawieść - w końcu przeważała tam krwawa jatka. Jednak im dalej w las tym jest zdecydowanie lepiej. Czwarta odsłona serii przynosi nam jeszcze więcej wiadomości o Gutsie, czyli głównym bohaterze mangi. Dzierżący w swoich dłoniach przeogromny miecz (Boże, jak to brzmi heh) wojownik na koniec poprzedniego albumu został zaatakowany, w obozie, w którym przebywał wraz ze swoim ojcem, przez ogromnego czarnoskórego mężczyznę. Nowy odcinek zaczyna się w tym doprawdy dramatycznym, a w konsekwencji również szokującym fragmencie. Guts zapamięta to spotkanie naprawdę na długo a jednocześnie wywrze ono ogromny wpływ na jego dalsze postępowanie. Finalnie to jedno zdarzenie odbije się też czkawką na Gambino. Myślę, że po tym tomie już nikt nie będzie miał wątpliwości, dlaczego Guts zachowuje się tak a nie inaczej i, skąd w nim tak wielkie pokłady agresji oraz braku współczucia. Kentarou Miura zaskoczył mnie w całej rozciągłości, budując swoją mangę, ale też głównego jej bohatera w taki sposób. Wykorzystał on do tego tematy, które nawet dziś są często traktowane jako tabu. Tymczasem on nie zawahał się z nich skorzystać w komiksie i to jeszcze w latach 90-tych! Nie ma możliwości, aby nie docenić odwagi tego mangaki.


Bezkompromisowość autora przełożyła się na pozytywną ocenę tego tytułu, gdyż dzięki takiej postawie Miury, Guts zyskał głębię charakteru, a jednocześnie tragizm jego sytuacji w dzieciństwie sprawia, że osobę tę mimo powierzchownej szorstkości da się lubić. Taka dwuznaczność jego postaw sprawia, że staje się on nam bliski, a przede wszystkim jest mocno charakterystyczny. To już nie jest ten sam osobnik, który przez pierwsze dwa tomy siekał wszystkich wokół na kawałki. Od teraz jest to postać, której losy i motywacje konsekwentnie poznajemy. Co ważne nie jest on jedynym bohaterem przyciągającym uwagę w "czwórce". Owszem jest też grono postaci dość płytkich, ale z grona tego wyłaniają się dwie kolejne, które intrygują, czyli Casca i Griffith. Szczególnie ta pierwsza postać wydaje się być interesująca, gdyż ona również, podobnie jak Guts, ma dużo do udowodnienia innym.

Poza tym, że tytuł ten zdecydowanie zyskał na scenariuszu, to jednak w dalszym ciągu jest to też dobra (i brutalna o czym trzeba pamiętać!) jatka z elementami horroru. Nadal jest tu dużo sieczki (na szczęście), natomiast w porównaniu do pierwszych części odmienne są nieco proporcję (i tutaj również na szczęście). Wydaje mi się więc, że czwarty album to dobry czas, aby oddzielić początkowe (tak odmienne) tomy od reszty. Przynajmniej na jakiś czas. Teza ta ma według mnie pokrycie w rzeczywistości tym mocniej, że poza przesunięciem proporcji są to również całkowicie inne historie. Czwarty tom to pięć kolejnych rozdziałów miniserii "Złoty wiek", która swój początek miała w trójce. Obserwujemy w nich dorastanie Gutsa, który dołącza w międzyczasie do różnych grup najemników, zarabiając w ten sposób na chleb, a także szkoląc swoje umiejętności. Nie byłby on jednak sobą, gdyby nie popadał w osobiste konflikty, które sprawiają, że musi on walczyć i to często na śmierć i życie.


Bezustannie jestem również pod wrażeniem wyglądu wielu plansz, które są graficznie wyborne. Szczególnie efektowne są te, na których widać oblężenia zamków. Dopracowane niemalże do perfekcji, a oglądając je nie sposób nie podziwiać pracy, którą Miura włożył w ich przygotowanie. Żeby jednak nie pozostawać tylko przy "słodzeniu" autorowi, w oczy rzuca się kilka drobiazgów, które rażą. Mam tu na myśli szczególnie prezencję twarzy, która nie zawsze wygląda dobrze (zagubione proporcje czy nienaturalne umiejscowienie na szyi). Kreska Miury wraz z kolejnymi częściami z pewnością będzie się rozwijać, natomiast swoje odgrywa tu również czas, w którym historia była tworzona. Czuć, że styl rysunku momentami jest nieco archaiczny. To jednak tylko szczegóły, o których zapominamy podczas obcowania z tym tytułem.

Przy tych wszystkich "ochach i achach" na temat fabuły, niekiedy też dziwią pomysły autora na jej prowadzenie jak i same rozwiązania scenariuszowe. Zdaje sobie sprawę, że nie jest to tytuł, który ma być jakoś wyjątkowo realistyczny, ale scena, w której jeden z przeciwników staje dwoma nogami na mieczu Gutsa, doprowadzając tym samym do własnej wygranej jest mocno przekombinowana. Jeszcze bardziej jaskrawym tego przykładem jest kolejna ze scen walk, w której to główny bohater walczy za pomocą...ust. To nie mogło się udać i w mojej ocenie scena ta wywołuje tylko uśmiech  i to niestety politowania. Jeśli już przy wadach jesteśmy, to bez trudu uważny czytelnik dostrzeże pewien brak konsekwencji w poszczególnych scenach. Ubrany w hełm Guts po pokonaniu wroga, zdejmuje go, po to by za chwile mieć go znów na głowie. Takie delikatne wpadki autorowi się zdarzają, ale czy ma to ogromny wpływ na odbiór mangi?


Czekam, zdecydowanie czekam na kolejne tomy serii Berserk. Miura z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, natomiast zastanawiam się jaki będzie odbiór tej mangi za kilkanaście tomów... na razie jest naprawdę wybornie i tym należy się cieszyć.

Berserk #4

Scenariusz: Kentaro Miura
Rysunek: Kentaro Miura
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Wydanie I: 5/2015
Liczba stron: 230
Format: 145x205 mm
Oprawa: miękka w owbolucie
Papier: offset
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788374714549
Cena z okładki: 25,20 zł


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz