Jeśli śledzicie „półkowy fb”, może widzieliście, że chodzi za mną od kilku dni twórczość Łukasza Kowalczuka, tzn. chętnie zapoznałbym się z jego nową jego. Niestety na dawkę szlamu od jego "Króla" trzeba zaczekać, dlatego znalazłem pewien zamiennik tj. "Kamikaze Kat" Tomxyz'a. Komiks, który w dużej mierze powstał dzięki uczestnictwu autora w warsztatach prowadzonych przez Kowalczuka. Nie tylko to jednak łączy rzeczoną produkcję z autorem m.in. "Wrestling Wrestlers". Sam klimat również jest dość podobny co w produkcjach Łukasza. Czy jednak warto zakupić ten komiks? I tak i nie, tak bym odpowiedział nieco lakonicznie.
Nie no rozwińmy trochę myśl w tej bardzo luźnej recenzji niezbyt obszernego komiksu. Przede wszystkim trudno tu mówić o albumie czy nawet zeszycie. Recenzowana pozycja to tak naprawdę króciutka historyjka, która równie dobrze (może nawet lepiej) odnalazłaby się w jakiejś antologii. Czytania jest tu na trzy minuty – dość powiedzieć, że komiks „zaliczyłem” o piątej rano w oczekiwaniu na wyjście z domu na tramwaj. Naszykowałem się, spakowałem, zostało pięć minut, więc odpaliłem lekturę tego komiksu. Prawda, że nie jest to dużo? Prawda. Fajnie, że autor wydał komiks w oddzielnym zeszycie, pewnie było to spełnienie jego marzeń, natomiast czytelnicy muszą mieć na uwadze fakt, że nie naczytacie się za wiele. Zanim usiądziecie do komiksu (jeśli w ogóle usiąść zdążycie) to już lektura się zakończy. Dlatego też myślę sobie, że to byłaby fajna cząstka czegoś większego.
Według informacji zamieszczonej w środku zeszytu nie ma szans na kontynuację - był to jednorazowy "wyskok" autora, a szkoda, bo choć – jak wspomniałem – komiks nie jest obszerny, to jednak ma on zadatki na fajną szlamową produkcję i czytelniczą przygodę. Z tej wydanej króciutkiej historii nie dowiemy się niczego o bohaterze i jego wrogach, bowiem zostajemy od razu wrzuceni w sam środek walki. To tak jakbyśmy zaczęli czytać książkę od środka. I tutaj mamy kolejny minus, ale to, co się dzieje za chwilę, sprawia, że lektura jest jednak przyjemnością, a nie krótką męczarnią. Jeśli chodzi o walkę, bijatykę, nastrój i humor to autor ma rękę do tworzenia. Jest to czysta opowieść akcji z dość zaskakującym zakończeniem (aczkolwiek pierwotne było chyba lepsze). Czytelnik dostanie więc tutaj nagromadzenie tego, za co lubi podobne historie. Akcja, dynamika, brak zbędnych gadek i mięso. Dzieje się, oj dzieje, choć stron jest mało. Całość jest niezwykle prosta, przez co może odrzucać niektórych, ale innych z kolei może zachwycić. Warsztat autor ma bardzo poprawny, rysować naprawdę potrafi, a i kadrowanie ma dynamiczne. Całość jest więc pod tym względem naprawdę udana i tylko szkoda, że w tej prostocie jest ona tak…krótka. Chętnie zapoznałbym się z genezą głównego bohatera, poznał jego wrogów i dowiedział się o co w ogóle – poza oczywista sieczką – w tym komiksie chodzi. Tego wszystkiego jednak nie znajdziecie, więc pozostaje się wam bawić założona konwencją. Zabawa będzie krótka (niektórzy faceci wiedza, o co chodzi hehe ;) ), ale niezwykle dynamiczna i wyczerpująca.
Tak sobie myślę, że ten komiks jest doskonałym portfolio autora, które można pokazywać ewentualnym wydawnictwom lub autorom chętnym do nawiązania współpracy. Czy jest czymś więcej? Na pewno ciekawostką, która zapewni kilkaset sekund rozrywki. Aha, żeby nie zapomnieć, to wartością dodaną tej produkcji jest japoński klimat, który w "Kamikaze Kat" przemyca autor.
Ps. Na pewno warto było komiks zakupić dla genialnych rysografów, które dostali wszyscy kupujący. Nowych produkcji Kowalczuka kot-samuraj nie zastąpił, ale czytało się naprawdę spoko.
Kamikaze Kat
Scenarzysta: Tomxyz
Ilustrator: Tomxyz
Wydawnictwo: Niezależne
Seria: Kamikaze Kat
Liczba stron: 24
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: cz-b
Data wydania: 10 czerwiec 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz