sobota, 2 września 2017

(Recenzja) Kouta Hirano - Drifters #1, #2

Młody, skory do bitki i nieuznający kompromisów mężczyzna z mieczem, który jest większy niż on sam prowadzący bezwzględne pojedynki szermiercze. Czy ten opis postaci nie przypomina wam czegoś? Jeśli pomyśleliście o Gutsie z kultowej serii „Berserk” to słusznie, aczkolwiek to nie o niego tym razem chodzi. Bardzo przypominający postać z mangi Kentaro Miury jest jeden z głównych bohaterów z innej mangi J.P.F-u „Drifters”.






„Drifters” to tytuł, który w dość ślimaczym tempie ukazuje się nadal w Japonii. Od roku 2009 do dziś wydanych zostało tam zaledwie pięć części, co powoduje, że polski czytelnik lada chwila dogoni oryginał, gdyż na rynku są już dostępne cztery z nich. Później przyjdzie nam czekać na rozwój wypadków, co jest pewnym novum względem choćby wspomnianego wcześniej „Berserka”, którego usilnie w dalszym ciągu gonimy. Autorem mangi jest Kouta Hirano i na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest to postać w Polsce anonimowa. Miłośnicy horrorów czy opowieści o wampirach na pewno skojarzą go od razu z serią „Hellsing”, która nad Wisłą również ukazała się za sprawą wydawnictwa J.P.F. Informacja ta jest o tyle ważna i cenna, że już wówczas mangaka dał się poznać jako twórca z głową wypełnioną nietypowymi pomysłami, z których stworzył prawdziwy melanż stylistyczny. Wtedy w jednym worku umieścił choćby wampiry czy nazistów, a przy okazji „Drifters” poszedł jeszcze chyba dalej...




Recenzowany tytuł jest utrzymaną w konwencji fantasy historią z bardzo nietypowymi bohaterami i pomysłami. Wszystko zaczyna się w momencie, w którym samuraj, niejaki Shimazu Toyohisa Sekigahary zostaje ranny podczas jednej z bitew. Na jego szczęście (?) nie umiera on na skutek odniesionych ran, ale w jakiś niewyjaśniony sposób trafia do innego, zupełnie dziwnego świata, w którym nie może początkowo się odnaleźć. Takich jak on jest tu więcej i zwani są oni „Driftersami”. Ich późniejsi przeciwnicy to z kolei „Odpady”. W skrócie jedni od drugich różnią się tym czy stoją po dobrej, czy po ciemnej stronie mocy. Jak łatwo się domyślić, między grupami rozpoczyna się konflikt i walka. Jak jednak do tego tajemniczego świata trafił nasz bohater i co do cholery robi tam z nim m.in. Joanna D'Arc, Hannibal Barkas, Kanno Naoshi (pilot z czasów II WŚ), hrabia Saint Germain czy... Adolf Hitler?! Jak w normalny sposób połączyć te wszystkie postaci w jednym wątku fabularnym? Okazuje się, że mając odpowiednio rozwiniętą wyobraźnię, da się to zrobić. Wspominałem coś o krasnoludach, elfach i hobbitach? Nie? To je również znajdziecie w tej historii.

Dwa pierwsze tomy „Driftersów” pokazują, na czym będzie polegała cała zabawa z tą serią. Bardzo nietypowe postacie i ogromna dawka akcji i walk w połączeniu z klimatem fantasy daje niezłe połączenie. Co prawda fabuła jest niekiedy dość zagmatwana, tzn. wiele rzeczy pozostaje niewyjaśnionych i zagadkowych, ale to powód do tego, aby czekać na kolejne części. Na razie czytelnik może cieszyć się akcją. Hirano miesza w tej mandze wiele składników, ale też stara się przemycić poważniejsze treści jak, gwałt, śmierć najbliższych czy wynikająca z tego faktu bezwzględna zemsta. Oczywiście jak to często ma miejsce w japońskich komiksach, ten poważniejszy wydźwięk mangi jest nieco psuty przez humorystyczne akcenty, które niekoniecznie pasują do całości. I tym razem autor również nie ustrzegł się kilku takich wpadek.



Dynamika zdarzeń to jedno, ale ich bohaterowie to zupełnie coś innego. Hirano wpadł na pomysł połączenia różnych światów i złączenia ze sobą losów bohaterów całkowicie fikcyjnych z elementami historycznymi. Dodatkowo jeszcze elementy te połączył w bardzo nietypowy sposób, który buduję całą specyfikę tej serii. Umieszczenie w serii autentycznych postaci wymusza też na czytelniku znajomość pewnych faktów i realiów historycznych. Tylko wówczas bowiem w pełni zrozumiemy, czemu główny bohater tak ugania się za głowami swoich wrogów i wyłapiemy wszystkie smaczki, których tu doprawdy nie brakuje. Wszystkie te elementy zostały doprawione sporą dawką przemocy, trup ścielę się gęsto, a zaliczyć odciętych głów w dwóch pierwszych częściach nie będziemy chyba w stanie. Dodając do tego niecenzuralne słownictwo, od razu stanie się jasne dlaczego, na okładce zamieszczone jest ostrzeżenie o treściach przeznaczonych dla starszych czytelników.

„Drifters” to jednak nie tylko zakręcona i charakterystyczna warstwa fabularna, ale i całkiem dobre rysunki. Jak na komiks akcji przystało, kadry są niezwykle dynamiczne, ale przy tym też bardzo szczegółowe. Co prawda podobnie jak w „Berserku” ciężko uwierzyć, że tej wielkości mieczem da się normalnie operować i walczyć, ale za to perełki takie jak powietrzny pojedynek asa lotnictwa ze...smokiem naprawdę robi wrażenie. Zastanawiać może natomiast przywiązanie autora do ukazywania postaci wyłaniających się lub przebywających w cieniu, ale każdy ma jakieś swoje ulubione elementy. Pod względem warstwy graficznej trudno jest się do czegoś doczepić, gdyż zarówno pierwszy plan, jak i tła są przygotowane pieczołowicie i mogą się podobać. Dbałość o detale widać choćby wówczas, gdy mangaka umieszcza w dymkach dialogowych graficzny zapis rozmów w elfickim języku. Swoje znajdą też fani „fan serwisu”, bo choć nagości się tu nie uświadczy to w kilku momentach, można się zagapić nie tylko na biust kobiecych postaci.

Kohta Hirano miał bardzo odważny i ryzykowny pomysł na połączenie wątków historycznych z historią fantasy i dużą domieszką akcji okraszoną brutalnością i ciężkimi tematami. Tak dużo elementów umieszczonych w jednej serii mogło sprawić, że lektura nie byłaby zjadliwa. Dwa pierwsze tomy pokazały jednak, że Hirano wyszedł z tej batalii zwycięsko, gdyż manga ta wciąga i daje się lubić. Pytanie, czy tak duża liczba występujących tu bohaterów i odniesień do rzeczywistych wydarzeń nie pogrąży tego tytułu w kolejnych odsłonach, ale śmiem twierdzić, że czytelnik - w tym i ja - się nie zawiedzie oraz że dalsze części obfitować będą w przynajmniej tak dużą liczbę akcji, pojedynków i ciekawych wątków jak dotychczas, a postaci nie okażą się przesadnie płytkie i bezbarwne. Początek jest naprawdę niezły.



Na koniec słowo o polskim wydaniu, na które warto zwrócić uwagę z kilku powodów. Po pierwsze nieco mniejszy format niż ten, do którego przyzwyczaiło nas ostatnio wydawnictwo J.P.F., który jednak nie odbiera radości z lektury. Po drugie naprawdę fajna praca tłumacza Pawła Dybały, starającego się oddać charakter poszczególnych postaci za sprawą sposobu ich mówienia. Poświęcił on też zapewne sporo czasu na to, aby wypowiadane przez bohaterów żarty słowne były jak najbardziej zrozumiałe dla polskiego czytelnika. Wyszło to naprawdę fajnie i tylko mogę mieć pewne wątpliwości co do ilości przekleństw rzucanych przez bohaterów. Pytanie, czy oryginał ma tak samo, czy to trochę swoboda tłumacza? Dybale należy się jeszcze jeden plus za umieszczony na końcu słownik pojęć, w którym prezentuje on poszczególne historyczne postaci i tło wydarzeń, co pozwala w pełni cieszyć się fabułą i smaczkami, nawet tym, którzy nie do końca zaznajomieni są z historią i to nie tylko Japonii. Świetny pomysł! Aha, jak coś to zajrzyjcie pod obwolutę mangi.

Słowem podsumowania. Myślę, że „Drifters” jest serią, z którą warto się zapoznać, bo ma w sobie kilka naprawdę niezłych rozwiązań i jest okraszona ogromną dawką dynamiki. Bardzo ciekawe postaci, którym w większości bardzo daleko do „wydmuszek” powodują, że angażujemy się w konflikt, który obserwujemy. A poza tym, to po prostu kawał przyjemnej lektury na koniec ciężkiego dnia.

Drifters #1, #2

Scenariusz: Kouta Hirano
Rysunek: Kouta Hirano
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
Format: 120x170 mm
Oprawa: miękka w obwolucie
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena z okładki: 19,90 zł


1 komentarz:

  1. Seria ciekawa, nie przeczę, ale ta warstwa komediowa jest tak... Uboga. Wiecznie te same gagi, humor iście slapstickowy. Oto najważniejsze żarty:
    – Joanna ma małe cycki,
    – Toyohisa jest wieśniakiem.

    :<

    Ale czyta się przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń