niedziela, 18 września 2016

(#Recenzja) Yuki Urushibara - Mushishi #6

Za oknami skwar, jaki ciężko było doświadczyć chyba nawet w ciągu wakacji, a z okładki szóstego tomu „Mushishi” spogląda na nas zmarznięta i ośnieżona twarz Ginko, głównego bohatera tej mangi. Od razu jakoś tak się chłodniej i lżej zrobiło człowiekowi.









Lektura szóstej odsłony serii sprawiła nie lada przyjemność czytającemu, zresztą nie tylko z tego powodu. To jedna z najciekawszych z dotychczasowych części. Nowością w stosunku do pozostałych tomów może być to, że przez kolejne strony przewija się często wspólny wątek, którym jest tzw. „promienisty alkohol”. Nie będę zdradzał, czym jest ten płyn o intrygującej nazwie, ale napiszę tylko, że będzie miał znaczący udział w kilku rozdziałach.

Yuki Urushibara co prawda funduje nam większość tych elementów, które już siłą rzeczy widzieliśmy wcześniej, ale w wypadku szóstej części serii całość sprawia bardzo przyzwoite wrażenie. To trochę taka księga „kaidan” w bardziej stonowanej odsłonie. Nie ma tu strasznie przerażających stworów, ale i tak czuć tajemnicę, a niekiedy wręcz i delikatny strach. Szósta odsłona (przed nami pozostały jeszcze cztery tomy) serii podzielona została na pięć rozdziałów.



„Niebiańska nić” - opowieść o dziewczynce, która za sprawą połączenia tajemniczą nicią zwisającą z nieba nagle znika. Tak naprawdę jednak fabuła jest pretekstem do rozważań na temat akceptacji drugiego człowieka i to pomimo jego wad. Bardzo często zresztą w tej mandze dla Urushibary kolejne „mushi”, czyli tajemnicze byty, które nie każdy dostrzega, są tylko powodem do tego, aby przedstawić drugie dno. Tak jest choćby tym razem.

„Świergocząca muszla” - historia rybaka, który stracił w wypadku żonę. Za jej śmierć obwinia swojego dawnego znajomego, z którym obecnie nie chce utrzymywać kontaktu, zakazując tego również swojej córce. Tym razem nasz bohaterski „mushishi” stara się przestrzec wioskę przed niewypowiedzianym zagrożeniem. I tę historię również można odbierać na kilku płaszczyznach, czego podsumowaniem jest bardzo pozytywne zakończenie historii.

„Ręka muskająca wieczór” - bardzo tajemnicza i intrygująca opowieść, w której „mushi” dają siłę władania nad zwierzętami, ale jednocześnie po cichu wyniszczają nosiciela, skazując go na śmierć. Ginko chce pomóc dwójce braci, którzy wpadli w sidła tych bytów. Wyjątkowo mroczna, również ze względu na miejsce akcji. Bardzo często jest to gęsty las, gdzie nie dociera słońce, a gdzie ginie wiele zwierząt.

„Pod śniegiem” - tym razem „mushi” to płatki śniegu. Bytów tych występuje wiele rodzajów, a dotknięta jednym z nich ofiara nie odczuwa chłodu. Każde ciepło natomiast powoduje duży ból. Czy takiej osobie można pomóc i jaką tajemnicę kryją bohaterowie? W tym rozdziale dzieje się naprawdę wiele, a klimat jest całkiem odmienny od poprzedniego. Zaciemnione lasy zastąpiły otwarte przestrzenie, zaśnieżone place i zamarznięte jeziora, będące świadkiem wielu wypadków i tragedii. Urushibara ukazuje tu jak zbawienny wpływ może mieć miłość człowieka.

„Bankiet na skraju dziczy” - zupełnie inna od pozostałych historia, w której obserwujemy spotkanie wielu „Mushishi”, na które przypadkowo trafia niejaki Rokosuke. Z tej historii dowiemy się czegoś więcej na temat promienistego alkoholu, ale również poznamy innych łowców „Mushi”. To w tej części Ginko wypowie bardzo znamienne i zdanie - „Mushi to coś, z czego składa się świat. Ni mniej ni więcej”.



Ostatni cytat bardzo trafnie charakteryzuję tę mangę. To opowieść o tajemniczych bytach, o których wiemy tyle, co nic. Urushibara nie zdradza nam za dużo informacji o tym, kim są te stwory, kim są też Ci, którzy je łapią. Nie ma tu przesadnie wielu faktów, a całość opiera się na tajemnicy. Po prostu „mushi” są i tyle. Naszą rolą jest zagłębienie się w ten świat i poczucie jego bardzo specyficznego klimatu, tworzonego na kolejnych stronach. Niby w każdej części wszystko wygląda podobnie, niby to już szósty tom, ale nadal lektura tej serii cieszy. Zadowoleni będą, już wspominałem o tym przy okazji jednej z poprzednich recenzji, Ci, którzy lubują się w japońskich historiach o duchach. Są to opowieści dość specyficzne, ale posiadające niewątpliwie ogromną dawkę tajemniczości i ciekawego klimatu.

Ogółu dopełnia jak zawsze oprawa graficzna. Równie minimalistyczna jak sam scenariusz, tworzy bardzo udaną i spójną całość. Żaden z bohaterów nie wyróżnia się na tle pozostałych, stając się z jednej strony anonimową masą, ale z drugiej wypychając na pierwszy plan właśnie bardzo różnorodne „mushi”. Kilka kolorowych plansz daje natomiast nam namiastkę tego jak piękna w swojej prostocie jest to historia i jak efektowne są w niej rysunki.



„Mushishi” to manga, która wymaga dużo od tego, kto zdecyduje się do niej zajrzeć. Nie jest to z pewnością lektura łatwa. Nad tą serią należy się skupić, a używane zwroty czy tłumaczenie nie ułatwiają sprawy. Tak wiem, że „znikło” jest formą tak samo poprawną jak „zniknęło”, ale jednak jest ona też nieco sztuczna szczególnie w używanym kontekście. Jeśli więc szukacie tytułu wymagającego, przy którym można się zadumać i spróbować poszukać drugiego dna, to „Mushishi” z pewnością wam się spodoba. Wielki finał coraz bliżej i choć nie spodziewam się jakiejś niesamowitej odmiany, to mimo wszystko czekam na cztery ostatnie tomy serii.


Mushishi tom 6

Autor: Yuki Urushibara
Wydawca: Hanami
Format: 150 x 210 mm
Ilość stron: 240
Oprawa: miękka
Papier: offset
Data publikacji: 06.08.2016 r.
Cena: 34.90 zł
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu paradoks.net.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz