sobota, 13 lutego 2016

(Recenzja +18) Milo Manara - Klik

Recenzowanie komiksu erotycznego samo w sobie nie jest rzeczą łatwą, a jeśli do tego dochodzi jeszcze fakt, że jego autorem jest osoba powszechnie uznawana za mistrza w swojej dziedzinie, trudność ta staje się podwójna. Tego typu przypadek mamy w wypadku komiksu „Klik” Milo Manary.








Na czym polega wspomniana trudność? Na tym, że jakikolwiek głos krytyki wzbudzi zapewne jeszcze bardziej donośną reakcję fanów jego twórczości. Po części jest to zrozumiałe, choćby z uwagi na fakt, że tego typu komiksy przeznaczone są do bardzo ściśle określonego grona odbiorców. Ktoś, kto już na wstępie jest do nich negatywnie nastawiony, po prostu nie ma czego w nich szukać, gdyż śmiem wątpić, aby mógł się w tej treści odnaleźć. Ponadto „komiksy dla dorosłych” opierają się na nieco innych zasadach niż pozostałe. Tutaj ciężko jest spodziewać się nieprawdopodobnie złożonych charakterów postaci czy rozbudowanej fabuły. Dotyczy to zresztą nie tylko komiksu, ale całej strefy – nazwijmy ją umownie – popkulturowej, która opiera się na erotyce czy to lekkiej, czy takiej, której bliżej już do pornografii. W końcu nie co dzień tworzy się „Nagi instynkt” prawda? Poszukując w formie bliższej do opisywanego tytułu, można spojrzeć choćby na „Indiańskie lato”, które zawierało w sobie dużą dawkę erotyki, ale i fabuły nie brakowało. W przypadku „Klika” wygląda to nieco inaczej.



Manara na wstępie swojego komiksu przytacza bardzo kontrowersyjną tezę, jakoby fantazje, przemoc seksualna czy dewiacje, które mają miejsce na planszach komiksu, nie powinny w żaden sposób podlegać cenzurze, a artysta powinien mieć pełną swobodę działania. Mimo tego sam Włoch, w porozumieniu z wydawcą, postanowił usunąć ze swojego komiksu trzy strony. Przede wszystkim uważam za totalną bzdurę to, co napisał Manara. Czy to w rzeczywistości, czy to w komiksach tudzież animacjach, nie powinny mieć miejsca pewnego rodzaju sceny. Dlatego próba obrony tezy Włocha jest zadaniem dość karkołomnym. Nie może być zgody na to, aby ukazywać, nawet w totalnym oderwaniu od rzeczywistości, momentów zawierających sceny pedofilskie czy innego rodzaju wynaturzenia (jak choćby zoofilia). Każda próba twierdzenia inaczej jest, choćby pośrednim, ale jednak, wpływem na kreowanie nowej, złej rzeczywistości, która szczególnie w dzisiejszych czasach jest bardzo niebezpieczna. W takim wypadku kwestią drugorzędną staje się fakt, że założeniem autora było, aby owe sceny nacechowane były humorystyką, a nie erotyką. Z jednej strony dobrze, że Manara w jakiś sposób sam się zorientował, że pewnych rzeczy pokazywać nie należy (co stoi trochę w sprzeczności do jego wstępu), z drugiej jednak nie „oczyścił” on swojego albumu ze wszystkich tego typu scen. Stąd też, jeśli zdecydujecie się sięgnąć do tego komiksu, musicie wiedzieć, że bez trudu odnajdziecie w nim wątki pedofilskie (choć przyznać trzeba, że bardzo okrojone) czy seks ze zwierzętami (ten z kolei pełni rolę zupełnie epizodyczną). We mnie te kilka kadrów budzi – bardzo delikatnie rzecz ujmując – niesmak i w jakiś sposób zaważa na ocenie komiksu jako całości.

Szkoda o tyle, że reszta albumu „Klik”, który został u nas wydany w formie zbiorczej w twardej i efektownej, choć minimalistycznej okładce przez Taurus Media, jest całkiem zgrabną historią, z dominującą rolą humoru, czyli tak jak założył sobie to Włoch. Ciężko nazwać ten komiks też erotycznym, gdyż według mnie przekracza on dość znaczącą granicę dzielącą erotykę od pornografii. W „Kliku” jest zdecydowanie więcej elementów tego drugiego. I choć, w tego typu opowieściach, ciężko doszukiwać się rozbudowanego scenariusza, to jednak Manara wybrnął z tego niebezpieczeństwa całkiem nieźle. Tytułowy „Klik” to odgłos oddający przełączanie urządzenia, które ma służyć do kontroli popędu seksualnego u osoby, której wszczepi się w głowę odbiornik. Przy użyciu odpowiedniego nadajnika można kontrolować napięcie danej ofiary. W komiksie ofiarą urządzenia pada pewna dziennikarka, która odrzuca zaloty obleśnego starca. Ten, aby się na niej zemścić urządza jej prawdziwy koszmar, który ciągnie się przez cztery części historii. Włoch, co ciekawe, wprowadza do komiksu pewien element dwuznaczności, poddając w wątpliwość czy zachowanie kobiety to rzeczywiście efekt działania urządzenia, czy jednak jej własnej natury.



Przez cztery kolejne rozdziały, akcja opiera się na motywie manipulacji, który jednak ukazany jest w różnych sceneriach. I jeśli dwa pierwsze rozdziały tworzą jakąś całość, to rozdział trzeci i czwarty toczy się już w zupełnie innych warunkach, łącząc się z poprzednimi głównymi bohaterami, a w zasadzie to bohaterką. Przez wszystkie te odsłony Manara wykorzystuje podobne patenty, aby utrzymać uwagę czytelnika. Nie brakuje tu scen seksu pod różnymi postaciami, a z uwagi na fakt, że używanie wynalazku ma być zemstą, to nie trudno się domyślić, że najwięcej dzieje się wówczas, gdy bohaterka może zostać ośmieszona, więc tam, gdzie jest najwięcej ludzi, czyli w miejscach publicznych. Od pozostałych rozdziałów zdecydowanie wyróżnia się trzeci, w którym włoski twórca odnosi się do elementów fantastycznych, a historia nie toczy się w mieście, a w dzikiej Amazonii.
Wraz z upływem kolejnych rozdziałów, zmienia się nieco kreska autora, która staje się coraz bardziej dopracowana i szczegółowa. W odróżnieniu od pierwszej części, następne (a w szczególności czwarta) zawierają więcej czerni, co daje rysunkom większej głębi. Stają się one wówczas jeszcze bardziej realistyczne, a tła o wiele bardziej szczegółowe. Wygląda to tak, jakby Manara poświęcał im więcej czasu niż pierwszej historii. Całość utrzymana jest w czarno-białej konwencji, choć podobno, gdzieś po świecie krążą wersje kolorowe tego komiksu.

Mimo że komiks jest oznaczony od lat 18 i sięgając po niego mamy świadomość, że to historia mocno erotyczna, to jednak i tak wzbudza kontrowersje. Z jednej strony mamy seks i seksualne zabawy w najbardziej różnorodnych i wyrafinowanych odmianach, ale z drugiej jest też dość duża dawka przemocy wobec kobiet, ich przedmiotowego traktowania czy stereotypowe ukazywanie czarnoskórych, co w pewnych środowiskach może być traktowane wręcz jako rasizm (vide scena z Tintina). Do tego należy też dodać specyficzny, ale cechujący takie historie język, w którym nie brakuje przekleństw.



„Klik” Manary nie jest więc historią dla każdego, to pewne, ale z drugiej strony osoby, które wiedzą czego się po nim spodziewać, mogą czerpać radość (wiem, brzmi dwuznacznie) z jego lektury. Czy Manara potwierdził tym komiksem (a może właśnie nim zbudował) opinię o swojej genialności, najlepiej powiedzą jego zagorzali fani. Czytając go trzeba jednak pamiętać o tym, że pewne elementy absolutnie nie powinny się w nim znaleźć. Zostawiając Wam wybór, czy w ten świat chcecie się zagłębić, pragnę przypomnieć, że i w dorobku polskiego komiksu jest utrzymana w dość podobnej stylistyce (aczkolwiek z dużą domieszką s-f) historia. Trzynaście lat temu na rynku ukazał się, bowiem „Obywatel”, którego stworzyli Jerzy Szyłak i Jacek Michalski. Informację tę daję pod rozwagę czytelnikom zainteresowanym podobnymi do „Klika” opowieściami.

Klik - wydanie zbiorcze

Scenariusz: Milo Manara
Rysunki: Milo Manara
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawnictwo: Taurus Media
Data wydania: 18.01.2016 r.
Format: 215x290 mm
Druk: cz-b
Papier: kredowy
Oprawa: twarda
Stron: 224
Cena: 85 zł


4 komentarze:

  1. Autor tego bełkotu, tej recenzji oficjalnie opowiada się za cenzurą treści komiksowych i nie odróżnia fikcji od rzeczywistości dlatego stracił do mnie jakikolwiek szacunek. Popatrz sobie na Japonię, ile tam jest zboczeń w komiksach bo tam kultywują wolność słowa, nie to co autor tej pseudo recenzji. Dziwi też fakt, że autor robi recenzję japońskich pozycji, a mimo to ma tak płytką mentalność co ostatecznie go dyskwalifikuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję ochłonąć i wówczas ewentualnie wrócić z merytoryczną dyskusją.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Po prostu potwierdziłeś wszystko to co napisałem powyżej. Niektórym marzy się kolejna komuna, ale tacy jak ja nie dopuszczą do tego.

      Usuń