niedziela, 29 listopada 2015

(Kilka słów na temat...) Srebrny Trójkąt Moto Hagio idealne S-F czy mangowy niewypał?

"Srebrny Trójkąt" Moto Hagio to powszechnie uznawana klasyka jeśli chodzi o japońskie, komiksowe s-f. W Japonii wydana w roku 1994, ponad dwadzieścia lat później trafia do polskich sklepów i tu i ówdzie można przeczytać głosy zachwytu nad tym tytułem. Niestety, w żadnym wypadku nie jestem w stanie dołączyć do tego grona i z przekonaniem mangę te polecać i komplementować.








Cóż, dla mnie jest to tytuł nienajlepszy, nieciekawy i chyba nie przesadzę jeśli określę go mianem...miałkiego. Owszem nie jestem grupą docelową mang Moto Hagio, ale jeśli w wypadku poprzedniego tytułu wydanego przez J.P.F. mogłem bez trudu pokusić się o stwierdzenie komu jest on dedykowany, tak w tym wypadku mam z tym duży problem.

Z tego też powodu ciężko było mi się zabrać za ocenę tego komiksu i jak zauważycie za chwilę, postanowiłem podejść do niego nieco inaczej niż zwykle. Punktem wyjścia do swego rodzaju polemiki (co prawda jednostronnej, bez szans na odpowiedź) będzie krótki artykuł umieszczony przez wydawnictwo na końcu mangi autorstwa Azusy Noah. Noah to postać w Japonii znana, jest to pisarz specjalizujący się w tematyce s-f, mający na swoim koncie kilkanaście powieści i opowiadań, ale również epizody mangowe w tym współpracę z Moto Hagio.



Azusa postanowił napisać pean pochwalny na rzecz Moto Hagio i jej "Srebrnego Trójkąta", z którym nie do końca mogę się zgodzić, ale są też elementy z którymi ciężko polemizować i od tego zacznę. A zatem po kolei.

„Srebrny Trójkąt jest niewątpliwie dziełem trudnym w odbiorze. To na tyle złożona opowieść, że nie wystarczy ją raz przeczytać, by bez przeszkód móc zanurzyć się w jej świecie.”

Tutaj pełna zgoda, manga ta jest dziełem niezwykle wymagającym, natomiast nawet pełne zaangażowanie i skupienie swoich myśli, absolutnie nie gwarantują, że bez problemu ją zrozumiemy. Mało tego, będąc po około 50 stronach, zacząłem lekturę „Trójkąta” od nowa, bo złapałem się na tym, że totalnie się w całej historii pogubiłem. Moto Hagio skokami w czasie i przestrzeni, wszechobecnym przenikaniem się i powtarzaniem snów skomplikowała ten komiks do granic możliwości. Według mnie tego typu zabieg nie przysłużył się mu pozytywnie, gdyż to wszystko jest zbyt pomieszane, a biorąc pod uwagę, że fabuła nie jest na tyle wciągająca, aby z ogromną przyjemnością sięgnąć po ten tytuł po raz kolejny, obawiam się, że grono czytelników, zdecyduje się na odpuszczenie (nawet jeśli po lekturze nic nie będą rozumieć) jej, zamiast przeczyta ją po raz kolejny.

„Czytelnik obcujący z tym dziełem bez wątpienia czuje się, jakby został wchłonięty do środka mangi i, zdezorientowany, sam błądził w labiryncie Lagtorin.”

Tak, czuje się jakbym został wchłonięty, natomiast bez pomocy Ariadny i jej nici ciężko z tego „dedalowskiego” labiryntu uciec. Podczas lektury miałem wrażenie, że krążę wokół, nie mając szans na wyjście, czyli w tym wypadku pełne zrozumienie całości...

„Manga ta ukazywała się przez dwa lata, a w czasie tej wędrówki czytelnicy, oczarowani...z niecierpliwością oczekiwali nadejścia lagtorin, rozwikłania zagadki.”



Być może manga ta dawkowana w niewielkich ilościach i co jakiś czas, odbierana byłaby lepiej. Czytelnik miał, bowiem więcej czasu na jej poznanie, chłonięcie, ale z mojej perspektywy, pierwszy rozdział byłby pewnie zarazem ostatnim, gdyż już początek nieco do niej zniechęca. Ogromny chaos, brak informacji o poszczególnych bohaterach i dodatkowo jeszcze nieco dziwaczny język, którego oni używają sprawia, że prędzej nam do odłożenia komiksu na półkę niż do dalszego chłonięcia lektury.

„W tym liczącym trzysta stron dziele autorka do woli miesza ze sobą skoki w czasie o trzydzieści tysięcy lat z dalekimi podróżami z planety na planetę.”

To prawda. Tego typu elementów jest tu "od groma", natomiast mam wrażenie, że to najważniejszy element mangi, podczas gdy reszta jest mniej znacząca co nieco zaburza proporcję. Bohaterowie nie mają w sobie nic co mogłoby do nich przyciągnąć czy skupić naszą uwagę. Przez te skoki gubimy się w fabule co może doprowadzić wręcz do irytacji. Sytuacji nie poprawia fakt, że naprawdę niewiele wiemy nie tylko o samych postaciach, ale i miejscach i planetach, w których toczy się akcja. Miejsc tych jest sporo, natomiast co z tego jeśli są o nich tylko pojedyncze wzmianki?

„Znajdziemy w nim wszystko. Płynną, ulotną wręcz kreskę, opowieść, w której sen i rzeczywistość nieustannie się przeplatają, sceny rodem z okrutnych baśni, skrupulatnie zaplanowane interakcje postaci ich zmagania, bogactwo emocji, krytykę cywilizacji, a przede wszystkim robiące ogromne wrażenie obrazy.”

Cóż, z tym fragmentem mam chyba największy problem, gdyż dla mnie tytuł ten był tak naprawdę o niczym. Przede wszystkim zabrakło tu napięcia i wciągającej fabuły. Interakcje między postaciami są, ale według mnie zdecydowanie przesadzone i zbyt zagmatwane. O scenach rodem z okrutnych baśni możemy zapomnieć, gdyż nie ma tu zbyt wiele takich, które zapamiętamy na dłużej czy, które wywołają w nas szczególnie mocne emocje. Ja przeszedłem obok tej mangi zdecydowanie obok.



Sama kreska autorki jest charakterystyczna i kwestią gustu jest to czy spodoba się nam ona czy nie. Czuć w niej upływ lat, postaci są do siebie podobne, a i proporcje niekiedy szwankują, ale z pewnością nie można napisać, że jest ona brzydka czy zła. Bez trudu odgadniemy, że rysunki wyszły spod ręki kobiety. Mężczyźni są bardzo zniewieściali i przypominają płeć piękną. Autorka jednak zręcznie operuje czernią, która odgrywa tu ważną rolę. Co do robiących wrażenie obrazów to niestety nie ma ich wiele, bo rysunki zdominowane są przez warstwę tekstową. To w dymkach dzieje się najwięcej i toczy się akcja, przez co momentami odnosi się wrażenie czytania powieści nie komiksu, gdzie rysunki są tylko drugorzędnym dodatkiem.

„Choć manga ta liczy trzysta stron i w żadnym wypadku nie można powiedzieć, by była krótka, przez to, że treść jest tak skondensowana, można odnieść wrażenie, że poniekąd stanowi wielokrotność tej objętości. Tak moim zdaniem powinno wyglądać idealne S-F.”

Tak, manga nie jest krótka, a wręcz te trzysta stron wlecze się niebywale. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się czytać jeden komiks tak długo i to z myślą o tym, aby jak najszybciej sprawa się zamknęła... Według mnie nie jest to nie tyle idealne S-F co w ogóle dobre...

Zdaje sobie sprawę, że głos jest mocno krytyczny, natomiast niestety w tytule tym nie znalazłem tego czego szukałem i nawet nie znalazłem światełka w tunelu, że nie jest to tytuł dla mnie, ale innym się z pewnością spodoba. Owszem jest to tytuł klasyczny, ale według mnie dość słaby. Zbytnie skomplikowanie, niepotrzebne zamieszanie wprowadzone przez autorkę w połączeniu z tym jak mało czasu i miejsca poświęcono poszczególnym bohaterom sprawia, że mnie tytuł ten niestety wynudził. Najlepszym podsumowaniem niech będzie fakt, że ciężko mi jest napisać o niej coś pozytywnego, a i krytyka przychodzi z trudem, bo w mojej skromnej opinii nie zagrało tu praktycznie nic... Czytacie na własną odpowiedzialność.

                                                                                                              @Jaroslaw_D


7 komentarzy:

  1. Oh. Faktycznie Twoja opinia jest zupełnie inna iż moja. :P Jednak nie sądziłam, że może być aż tak różna. XD Ile ludzi tyle opinii. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoją recenzję podlinkowałem? :) tak to prawda ile ludzi tyle opinii a fakt, że tytuł jest oceniany tak skrajne świadczy paradoksalnie o nim dobrze :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem się zgadzam :D
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż "Klan Poe" mi podszedł, to nie pokusiłam się na "Było ich jedenaścioro", bo czułam, że to nie dla mnie. Ale dużo osób pisało, że "Srebrny Trójkąt" jest zupełnie inny i się pokusiłam - teraz czekam na paczkę. W sumie po twojej recenzji nie jestem do końca pewna czy to był dobry wybór, ale cóż - przekonam się empirycznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak najlepiej jak się człowiek przekona na własnej skórze ;)
      Jest to inny tytuł niż "Jedenaścioro" i według mnie dużo, dużo słabszy. Jeśli podejdzie ci Trójkąt to i z dozą ostrożności ale i po tamten tytuł możesz według mnie sięgnąć.
      Daj znać po lekturze ;)

      Usuń
  5. Dziękuję za recenzję. Niniejszym odpuszczam sobie "Srebrny Trójkąt" :). "Jedenaścioro" kompletnie mi nie podeszło i strasznie się przy tym wynudziłam. Jeśli to jest jeszcze słabsze to wolę nawet nie zaczynać... S-f w wykonaniu pani Hagio Moto najwyraźniej nie jest dla mnie.
    Za to "Klan Poe" uwielbiam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę ;)

      Dla mnie twórczość Moto Hagio też średnio przemawia, choć zdaje sobie sprawę, że są to pozycje kultowe. "Trójkąt" wywołuje dość skrajne opinie, natomiast "Klan Poe" mam nadzieje przeczytać we wznowieniu.

      Usuń