Komiksowe festiwale to okazja nie tylko do spotkań ze znajomymi czy twórcami i wzięcia od nich (tj. od twórców) autografu, ale i szansa na wyszukanie komiksowych nieoszlifowanych diamentów – mniej znanych, tańszych, a przy tym często również wartościowych. W ostatnim czasie zacząłem doceniać to coraz mocniej i zamiast rzucać się na nowości, szukałem komiksów wyprzedażowych i bardziej – nazwijmy to umownie – podziemnych. I pierwszy strzał okazał się całkiem niezły.
Gwiezdna Nabojka – o tym tytule mowa - nie jest komiksem nowym, gdyż pojawił się on już w 2001 roku (tworzony był w latach 99/00). Rok obecny jest więc jubileuszem 15-lecia i pewnie w związku z tym Wydawnictwo Bazgrolle postanowiło wydać go po raz kolejny w nieco innej formie. Przyznać od razu trzeba, że jakość wykonania jest doprawdy przednia.
Co prawda kieszonkowy format odbiega nieco od tego co znamy z komiksów wydawanych przez największych graczy na rynku, natomiast bardzo zgrabna okładka, która przyciąga wzrok efektowną grafiką i wyborną jakością wykonania (pojawiają się nawet tzw. skrzydełka) nadrabia ten element, sprawiając bardzo solidne wrażenie. Jeśli dodamy do tego jeszcze kilka stron dodatków w postaci np. szkiców to otrzymamy wynik, którego żaden z gigantów z pewnością nie powstydziłby się.
A co otrzymujemy w środku? Autor komiksu „na nowo” opowiedział historię znaną z Gwiezdnych Wojen i to opowiedział w sposób, jakby to ująć aby być zrozumianym, mocno spektakularny i specyficzny. Otóż dwójka bohaterów: Pornoditu i Mercedes wyruszają na kumpelską wyprawę do...burdelu Anala de Fak'a, gdzie dochodzi do nieprzyjemnej sytuacji. Aby ratować skórę, postacie te zakładają się z właścicielem, o to kto kogo przepije. Na szczęście dla Pornoditu i jego towarzysza, ich głowy są mocniejsze, dzięki czemu udaje im się uciec z tego domu (nie)uciech. Wcześniej jednak ratują tyłek Hansowi Zorro i wspólnie wyruszają na poszukiwania porwanej księżniczki, którą zwą Leja. Tak oto zaczyna się gwiezdna przygoda naszej doprawdy dziwnej grupy towarzyszy.
Tak po krótce prezentuje się początek całej zakręconej historii, a problem z oceną tego scenariusza jest taki, że ciężko wydać o nim jednoznaczną opinie. Na pewno warto docenić fakt, że komiks powstawał w totalnej improwizacji, bez wcześniejszego rozpisania scenariusza i był tworzony na bieżąco strona po stronie. Trzeba też mieć w świadomości, że momentami jest tu naprawdę śmiesznie i wciągająco, a własne wizje znanych z filmów Lucasa scen (jak choćby atak na Gwiazdę Śmierci) może się podobać czytelnikom, ale całość psuje nieco do przesady (nawet jeśli takie było zamierzenie autora) wykorzystanie odnośników seksualnych. Przez to tytuł ten momentami jest nieco niesmaczny, stając się takim hmm...kryptoporno. Wszechobecne penisy nie do końca są tym co sprawia mi przyjemność (co brzmi bardzo dziwnie w kontekście tego komiksu), tym bardziej, że mają one niewielki wpływ na fabułę, będąc ozdobnikami, które jednak nie do końca wywołują zamierzone salwy śmiechu. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby było ich mniej to tytuł ten byłby jeszcze bardziej przystępny.
Ciężko jednoznacznie też ocenić wykorzystanie tak powszechnie znanego tytułu do sparodiowania. Ja zawsze byłem fanem wszelkiego rodzaju Nagich Broni i Strasznych filmów więc taka koncepcja mnie ubawiła, natomiast mogę też sobie wyobrazić fakt, że dla innych osób będzie to wtórne i przewidywalne. Cóż tytuł i zawarty w nim humor niekiedy niesmaczny innym razem nienajwyższego lotu (czy „ognisty pierd” może jeszcze kogoś bawić?) jednym się spodoba innym nie. Z pewnością więc nie jest to rozrywka mocno wysublimowana i dla każdego, ale chcąc byś uczciwym, trzeba napisać, że z pewnością nie miała taka być.
Jeśli jednak scenariusz można oceniać dwojako to już rysunki, powinny przypaść do gustu co najmniej większości. Warstwa graficzna jest tu na naprawdę wysokim poziomie i już na pierwszy rzut oka widzimy, że mamy do czynienia z niezłym rysownikiem, któremu warto zaufać i kupić jego komiks. Kreskówkowy styl rysunku jest bardzo szczegółowy i mocno dopracowany, ciesząc oko. Autor nie skupia się zresztą tylko na głównych bohaterach, poświęcając dużo czasu wszelkiego rodzaju tłom i lokalizacjom. Przy okazji tego rodzaju parodii, ważne jest też to jak zostali „skarykaturowani” poszczególni bohaterowie. W tym wypadku jest dobrze, nie mamy problemów z odgadnięciem kto jest kto, a przy tym nie jest to takie przewidywalne co w połączeniu ze wspomnianymi już wcześniej miejscami, daje nam efekt przeniesienia się do lokalizacji znanych z filmu. I choć scenariusz nie daje nam nam w pełni zapomnieć, że to parodia niemająca nic wspólnego z dziełami Lucasa to rysunki sprawiają, że zdarzają się momenty, że z uśmiechem pod nosem zastanawiamy się, a co byłoby gdyby właśnie taką wizję miał reżyser? Nie, nie, to nie jest możliwe, ale podkreśla sugestywność i urok warstwy graficznej. Chętnie przeczytam kolejny komiks tego rysownika, w którym będzie zdecydowanie mniej męskich przyrodzeń...
W całym tym komiksie dzieje się naprawdę dużo, są pewne elementy, które psują odbiór, ale generalnie wkręcamy się w historię dość mocno. Ja sam złapałem się na tym, że po kilkunastu stronach już tak na serio i w pełni świadomie zainteresowałem się tym jak cała przygoda się zakończy, choć to chyba przy takich komediowych scenariuszach jest mniej ważne, gdyż sam humor jest de facto jego najważniejszym elementem.
Na wstępie napisałem, że tytuł ten ciężko jednoznacznie ocenić i tak w rzeczywistości jest. Momentami czułem się zażenowany, a komiks zaczął przypominać „niskobudżetowe porno”, będące parodią kinowych hitów, ale z drugiej strony były też momenty, które mnie rozbawiły, a główny wątek okazał się spójny co warto podkreślić, pamiętając koncepcję jego tworzenia. Ogromną zaletą są oczywiście rysunki. Zastanawiam się komu mógłbym polecić Gwiezdną Nabojkę? Przychodzi mi na myśl osoba z dużym dystansem i luzem. Nie jest to, bowiem tytuł, który można traktować specjalnie serio. Jeśli więc wyłączymy na chwilę przycisk z napisem „powaga”, to możemy się przy nim nieźle ubawić. Ci, którzy biorą wszystko na serio i psychofani Star Wars powinni trzymać się jednak z daleka.
ps. Kurde tak zgrabnie wydany tomik z takimi rysunkami naprawdę można kupić za jedynie „dychę”? Ja w takim razie chcę więcej.
Gwiezdna Nabojka: Epizod 1/2 Koło żołędzi coś mnie swędzi.
Scenariusz: Filip "FIL" Wiśniowski
Rysunek: Filip "FIL" Wiśniowski
Wydawnictwo: Bazgrolle
Wydanie II: 1/2015
Liczba stron: 78
Format: 130 x 170 mm
Cena z okładki: 19,9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz