Monplaisir ostatnie miejsce ubawu w galaktyce. Monplaisir to również ostatnie miejsce, w którym można obejrzeć obściskujących się Kapitana Amerykę i tajemniczą Nazistkę. To tak tytułem żartobliwego wstępu.
Przechodząc jednak do sedna sprawy, czyli samego komiksu, to maj przyniósł nam premierę drugiego zeszytu świetnej komiksowej serii autorstwa Luca Brunschwiga i Roberto Ricciego zatytułowanej „Urban”. Seria, która na mnie osobiście zrobiła ogromne wrażenie, czemu wyraz dałem w recenzji pierwszej części. Martwi tylko nieco cisza panująca na komiksowych forach w wątku o tej produkcji. Mam nadzieję, że „internetowa cisza” nie przekłada się na realny odbiór, a sprzedaż jest przynajmniej zadowalająca i nie nastąpi przerwanie serii, bo to byłaby ogromna strata nie tylko dla mnie, ale i chyba dla całego rynku komiksowego. Ważne, że w chwili obecnej gotowe są tylko dwa albumy, więc jesteśmy na tym samym etapie co reszta komiksowego świata.
Przypomnijmy krótko o czym opowiada „Urban”. Monplaisir to gigantyczny park rozrywki, do którego przyjeżdżają Ci, którzy chcą przeżyć niesamowite wakacje. Dla tych osób, przygotowano szereg atrakcji i rozrywek, które umilają im czas. Tutaj możesz zostać kim chcesz, więc nie zdziwcie się jak zobaczycie obok siebie Batmana, Kapitana Amerykę i postaci z mang i anime. W Monplaisir działa też miejscowa policja, która nie tylko dba o bezpieczeństwo, ale i przy okazji zapewnia przybyszom rozrywkę. Niejaki Antiochuse poluje na przedstawicieli prawa zabijając ich jeden po drugim, a każda z tych zbrodni (traktowana jak rozgrywka) poprzedzona jest zakładami, które zawierają zainteresowani. W tym wszystkim odnajduje się główny bohater historii Zach, który wstępuje do służby, i któremu przyjdzie się z nim zmierzyć. W tle tych wydarzeń poznajemy innych bohaterów, w tym młodego Nelsiego, który na końcu pierwszego zeszytu ucieka z domu.
Druga część skupia się właśnie na tych dwóch wątkach. Prowadzona przez większość komiksu dwutorowo historia, na samym jej końcu splata się w dramatyczny sposób, tworząc widowiskowy finał. Do tego jednak czasu obserwujemy spokojnie rozwijającą się akcję poszukiwania wspomnianego wyżej zabójcy, a także podróż Nelsiego po ulicach Monplaisir, który w trakcie jej trwania poznaje nowych (nie zawsze uczciwych) kolegów, ale i samo miasto. Przyznam szczerze, że mam delikatny problem ze streszczeniem fabuły „Urbana”. Dopiero samodzielne jego przeczytanie, odda nam tak naprawdę jego klasę. Z jednej strony jest to sensacyjna historia o pojedynku dwóch nietypowych rewolwerowców (nieco w stylu „Zabójców”, kinowego przeboju lat 90-tych z Banderasem i Stallone w rolach głównych), a z drugiej wątki, wydawać by się mogło, poboczne czynią z niej coś dużo więcej.
Brunschwig bez zbędnego pośpiechu, ale jednak systematycznie buduje napięcie i profil poszczególnych postaci. Każda z nich, która do komiksu została wprowadzona, odgrywa jakąś rolę. Nie ma tu miejsca na przypadek. Oszczędność z jaką scenarzysta odsłania kolejne karty sprawia, że jest to tytuł bardzo tajemniczy i zagadkowy. Zadane przy okazji recenzji pierwszego zeszytu pytania, w dalszym ciągu pozostają w większości bez odpowiedzi. Ba, mało tego pojawiają się kolejne. Zakończenie sprawia z kolei, że czeka się z nieprawdopodobną niecierpliwością na dalszy rozwój sytuacji.
To, co jest niezmienne to nieprawdopodobnie dobre rysunki włoskiego artysty. To właśnie one w głównej mierze wpłynęły na moją bardzo wysoką ocenę tego tytułu. Część druga tylko potwierdziła to o czym pisałem wówczas. Roberto Ricci to wybitny twórca, którego prace do mnie przemawiają w pełni. „Idący na śmierć” to prawdziwa uczta dla oczu i każdy kolejny kadr jest tym, na który patrzy się z ogromną przyjemnością. Ricci z taką samą łatwością odnajduje się w mrocznych planszach, jak i na tych, gdzie wykreowany świat jest niezwykle barwny i przypomina oazę spokoju. Kadry przez niego narysowane imponują ilością szczegółów i realizmem ukazanych ludzkich postaci. Warto zwrócić uwagę choćby na mimikę twarzy, z której możemy bez trudu odczytać emocje. Ponadto Włoch już drugi raz z rzędu daje się poznać jako ciekawy rysownik scen erotycznych. Tych nie ma wiele, ale widać, że i w tym temacie przejawia nietuzinkowy talent. Dodając do tego jeszcze genialnie wykreowane postaci drugoplanowe i dynamiczne sceny walki, otrzymamy komiks, który zbliża się do prawdziwego ideału... przynajmniej dla mnie. Grzechem byłoby więc nie skorzystać z okazji, jaką daje nam Taurus i odpuścić ten tytuł.
W kwestiach technicznych zaskoczeniem może być nieco inny papier, z którego zrobiona jest okładka. Różnica nie jest może znacząca, ale odczuwalna. Poza tym dostajemy to, co w pierwszej części, czyli dobry kredowy papier i europejski format. Dwie rzeczy, dzięki którym lektura „Urbana” jest jeszcze większą przyjemnością.
Podsumowując – „Urban #2” to świetna kontynuacja pierwszej części. Dostajemy w niej przede wszystkim genialne rysunki Włocha, ale i udany scenariusz, w który imponująco prowadzona jest akcja. Nie brakuje w nim również zwrotów tejże i przede wszystkim zagadek, które w dalszym ciągu czekają na rozwiązanie. Ja czekam z niecierpliwością na premierę części trzeciej. Pytanie tylko kiedy to nastąpi?
Urban #2 - Idący na śmierć
Scenariusz: Luc Brunschwig
Rysunek: Roberto Ricci
Wydawca: Taurus Media
Kolor: Roberto Ricci
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Stron: 52
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 38 zł
Rysunek: Roberto Ricci
Wydawca: Taurus Media
Kolor: Roberto Ricci
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Stron: 52
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 38 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz