wtorek, 22 stycznia 2019

(Recenzja) Akira Toriyama, Toyotarou - Dragon Ball Super #3 #4

Na początku grudnia w Japonii ukazał się ósmy tom serii Dragon Ball Super. Niemalże w tym samym czasie polscy czytelnicy dostali gwiazdkowy prezent w postaci tomu czwartego. Jak więc widać do nadrobienia nie zostało wiele. Ciekawostką może być fakt, że w ojczyźnie Son Goku wydarzenia z mangi przegoniły już to, co obserwowali widzowie serialu. Tym samym miłośnicy komiksów dostaną więcej treści niż ci, którzy tytuł ten znają z ekranów tv.






Po wprowadzeniu w świat DBS - pod postacią turnieju wojowników - kolejne odsłony serii przyniosły nam to z czego słynął choćby Dragon Ball Z. Ratowanie świata, walki między dobrem a złem, pojedynki na śmierć i życie. Seria z dopiskiem „Super” dorzuciła do tego dodatkowy smaczek, czyli różnego rodzaju bogów i podróże w czasie. Dzięki temu poszczególne światy przenikają się ze sobą, czytelnicy mają okazję widzieć ulubione postacie w różnych formach, a autorzy otrzymali możliwość pójścia na całość i wymyślenia nieco pogmatwanej, ale spektakularnej fabuły. Tomy trzeci i czwarty są tego doskonałym przykładem. Kakarot i Vegeta z pomocą szeregu bogów muszą stanąć naprzeciw potężnego wroga. Wroga, który jest w stanie zniszczyć nie tylko ich samych, Ziemię, ale i cały Wszechświat. I choć naszym bohaterom przyszło się mierzyć z tego typu wyzwaniami już nie raz i nie dwa, to teraz poprzeczka zostaje zawieszona doprawdy wysoko.



Dragon Ball Super to zdecydowanie seria spod znaku shounen ze wszelkimi tego typu konsekwencjami. Zarówno tymi pozytywnymi, jak i tymi, które poczytywać można jako wady. Już rzut oka bowiem wystarczy, aby zauważyć, że zdecydowana część koncepcji mistrza Akiry Toriyamy opiera się na akcji, dynamice, walkach i coraz mocniejszym (aż do granic absurdu momentami) rozwojem wojowników. Seria DB od zawsze znana była z tego, że co chwila bohaterom przyszło zmagać się z wyzwaniami, zdawałoby się ponad ich siły. Tutaj w tomie trzecim i czwartym jest podobnie. Wrogowie z każdym kadrem mają dla nas nowe asy w rękawie, gdy wydaje się, że nic już nie jest w stanie nas zaskoczyć, a przede wszystkim, że nasi ulubieńcy zaczynają kontrolować sytuację dzieje się coś, co przewraca całość o 180 stopni. Zresztą w drugą stronę również to działa. Saga ukazana w tych dwóch tomach to prawdziwy rollercoaster, równie dynamiczny, jak w rzeczywistości. Miłośnicy dramaturgii, przesadnego patosu i ciągłego klepania się po pyskach, pamiętający czasy anime na RTL7 i pierwszego oryginalnego Kawaii będą więc zachwyceni.



W dwóch najnowszych odsłonach warto jednak też zwrócić uwagę na nieco inne elementy. Scenarzysta Toriyama i rysownik Toyotarou postarali się nadać tej sieczce ludzką i emocjonalną twarz. Świetnie wyszło im ukazanie (zarówno graficzne, jak i w charakterze) przemian głównego antagonisty w tej sadze. Z przyjemnością ogląda się, jak z tego dobrego na przestrzeni kolejnych plansz staje się do szpiku kości złym. Warto też zwrócić uwagę na dumnego Sayainina Vegetę, który potrafi schować do kieszeni dumę, chcąc uratować przyjaciół i świat. Fajnie tego typu elementy kontrastują z ogólną sieczką, którą oglądamy na planszach. Swoje robi też spora dawka przemocy, brutalności i takiej zbliżającej się nieubłaganie śmierci. Na przestrzeni dotychczasowych tomów zdążyliśmy się już zżyć przynajmniej z częścią bohaterów więc przeżywamy wraz z nimi kolejne niebezpieczeństwa z którymi muszą się mierzyć. I owszem jest gdzieś w tym wszystkim pierwiastek naiwności czy nieco niekiedy irytująca megalomania, ale pamiętać trzeba, że to Dragon Ball, że ten tytuł tak po prostu ma. Jeśli zakodujemy sobie to gdzieś z tyłu głowy to, zamiast skupiać się na błahostkach, będziemy po prostu czerpać radość z tego, co przekazują nam autorzy. A ci pomimo dramaturgii i zasuwającej na złamanie karku akcji nie zapominają też o spuściźnie poprzednich części serii i o charakterach postaci. „Miszcz” jest tu idealnym przykładem tego, że mimo upływu lat ten gość nic nie dojrzał, że w głowie mu dziewczyny co wprowadza pewną dawkę komizmu do opowieści.

Nieustannie też ogromną przyjemnością jest obcowanie z rysunkami. Toyotarou idealnie odnajduje się w stylu mistrza, a do tego dokłada on też swój pierwiastek w rysowane kadry. Nie jest to tylko kopiowanie Toriyamy, ale własna kreacja inspirowana starszym mangaką. To przynosi nadspodziewanie pozytywny efekt, gdyż poza ogromną dynamiką, postaci zyskują też ludzkie oblicze. Co ważne pomimo tego, że nie ma on miejsca na specjalne przeciąganie pojedynków, to te prezentują się wybornie. Jest w nich wszystko to, co lubimy i znamy z poprzednich odsłon DB.



Trzeci i czwarty tomik przyniósł czytelnikom naprawdę udaną historię, którą pochłania się niemalże naraz. Co prawda można się zastanawiać, co przyniosą kolejne odsłony, jeśli już teraz wszyscy są tacy hiper mocni, ale znając ten kultowy tytuł, można być pewnym, że autorzy nie raz jeszcze nas zaskoczą. Jeśli więc jest wam to tytuł bliski, to po lekturze dwóch najnowszych części będziecie zachwyceni. Jeśli jednak shouneny nie są tym, co lubicie w mandze to pewnie i tutaj znajdziecie powody do narzekania.

"Mario Kart" w wykonaniu DB jest doprawdy genialne!

Dragon Ball Super 

Scenariusz: Akira Toriyama
Rysunek: Toyotarou
Wydawnictwo: JPF - Japonica Polonica Fantastica
12/2018
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: cz-b
Wydanie: I
Cena z okładki: 18,90 zł


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz