Date Masamune jest jedną z tych postaci, która zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach Japonii, choć droga do tego nie była z pewnością usłana różami. Jego życie to świetny materiał na różnego rodzaju adaptacje, nie może więc dziwić liczne ukazywanie go w dziełach nie tylko kulturalnych, ale i w popkulturze. Z Date Masamune spotkamy się więc zarówno w literaturze czy filmie, ale też w grach komputerowych i anime. Teraz do tego grona dołączyła również polska powieść, zatytułowana „Księżycowe blizny”.
Niemalże czterystu stronicowa opowieść, której autorką jest Katarzyna Clio Gucewicz, ukazała się w czerwcu nakładem Wydawnictwa Kirin. Wydawca reklamuję ją jako fabularyzowaną biografię, aczkolwiek na wstępie należy zaznaczyć, że obejmuje ona zaledwie niewielki wycinek życia młodego Bontemaru, który przyjął w przyszłości imię Date Masamuna. To, czy poznamy dalsze losy młodego władcy, zależy w dużej mierze od czytelników. A dlaczego? O tym przeczytacie w wywiadzie z autorką, którego publikacja pojawi się na „Półce” w najbliższych dniach. Wracając do książki, jak już wspomniałem, autorka skupiła się na niewielkim fragmencie życia chłopca, gdyż opisuje ona w niej głównie najmłodsze lata życia, dramatyczne losy młodzieńca tuż przed zarażeniem czarną ospą (wskutek której stracił wzrok w jednym oku, zyskując jednocześnie przydomek „Jednooki smok”) i to jak radził sobie w trakcie jej trwania. Całość kończy się niewiele później, po zakończeniu bitwy z zarazą, więc jak widać, obejmuje tylko pierwsze lata życia. Jest to jednocześnie wada, jak i zaleta tej powieści. Wada, gdyż życie Masamune było naprawdę ciekawe i chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej, poznać dalsze koleje losu czego trochę tu brakuje. Zaletą jest natomiast to, że autorka skupiając się na mało rozległym fragmencie, może dokładnie oddać ducha tamtych wydarzeń.
„Księżycowe blizny” to nie do końca zresztą książka o japońskim przyszłym Daimyo. To bardziej powieść o rodzącej się przyjaźni między Bontemaru a jednym z pierwszych jego nauczycieli, czy raczej opiekunów i przyjaciół Katakury Kagetsuny. To właśnie na relacje między tymi dwoma młodzieńcami (Bontemaru miał wówczas pięć, a Kagetsuna 15 lat) położyła nacisk autorka tej powieści. Dzięki takiemu zabiegowi książka zyskała dwóch pełnoprawnych bohaterów i kilka postaci pobocznych tudzież epizodycznych. Język, jakim operuje Gucewicz, sprawia, że choć jest to przecież opowieść utrzymana w duchu samurajskim, to tak naprawdę najważniejsze jest tu oddanie, przyjaźń i miłość pod różnymi postaciami. I w tym momencie odważę się postawić kontrowersyjną tezę (znów odsyłam do wywiadu z autorką), że relację chłopców są na tyle uczuciowo opisane, że czytelnik może (przynajmniej ja tak miałem) odnieść wrażenie, że (po)łączy ich coś więcej, aczkolwiek z tyłu głowy przecież mamy, że ich ówczesny wiek to wyklucza. Oddać więc autorce trzeba, że o uczuciach pisać potrafi i robi to w sposób naprawdę ciekawy. Taki, że omija nas na szczęście wrażenie, obcowania z jakimś tandetnym romansidłem. To ważne w kontekście tego, że przecież tematyka „Księżycowych blizn” przywodzi raczej na myśl powieść utrzymaną w stylistyce samurajskiej. Jak się okazuje, w historii tej nie do końca tak jest, gdyż zarówno szermierczych pojedynków, jak i innego rodzaju walk raczej nie uświadczymy, co można potraktować jako swego rodzaju ostrzeżenie dla osób, które właśnie na tego typu rozwiązanie liczą. Dla autorki liczyło się coś innego. Najważniejsze dla niej było oddanie psychiki i relacji łączących poszczególne postaci, ale też odwzorowanie ducha ówczesnej Japonii i panujących tam zwyczajów. Obydwa te elementy wyszły jej naprawdę świetnie.
Gucewicz udało się też bardzo zręcznie połączyć fikcję literacką z autentycznymi wydarzeniami, dzięki czemu czytelnik podczas lektury chłonie całą opowieść, nie zastanawiając się, co jest prawdą, a co dodała ona od siebie. Wszystkie te elementy są bowiem połączone ze sobą w sposób niezwykle naturalny. Siłą całej książki są więc nie tylko bohaterowie, którym autorka poświęciła bardzo dużo energii, aby zrobić z nich postaci z krwi i kości, takie, abyśmy autentycznie przejmowali się ich losem. Gdzieś tam w tle snuje ona też opowieść o ówczesnej sytuacji politycznej, ale podobnie jak Kagetsuna w powieści, tak i my niewiele się o niej dowiemy. Dla losów całej historii miały one jednak w tym momencie drugorzędne znaczenie, więc braki te można spokojnie wybaczyć.
Cała powieść została wzbogacona o kilka utrzymanych w komiksowej stylistyce rysunków, których autorką jest Katarzyna Wasylak i, które to prace uatrakcyjniają to wydawnictwo. Nie do końca natomiast zachęcająca do sięgnięcia po książkę jest jej okładka, która mogłaby być zdecydowanie bardziej efektowna niż. To jednak kwestia gustu, może reszcie czytelników grafika ta się spodoba. A jeśli nie? Cóż, jak to mówią, nie można oceniać książki po okładce, czego w tym wypadku mamy doskonały przykład.
„Księżycowe blizny” to naprawdę udana powieść, która według mnie nie powinna (przynajmniej aktualnie) mieć ambicji, aby być traktowana jako pełnoprawna biografia Date Masamune, ale jako przedstawienie bardzo ważnego wycinka z jego życia. Napisana bardzo przystępnym, z wyczuwalnym (proszę się nie obrazić) „kobiecym”, delikatnym językiem, w którym uczucia górują nad walką czy niebezpiecznymi przygodami powinna wielu z was zadowolić. Zawiedzeni mogą być jedynie ci, którzy liczą na samurajskie dzieło rodem z filmów Kurosawy. Tego typu elementów tu nie znajdziecie. Reszta potencjalnych odbiorców, która po pozycję tę sięgnie, zagłębi się natomiast w psychikę młodocianych bohaterów i relacje, jakie się między nimi zawiązały już na całe życie. Moim zdaniem do książki tej zdecydowanie warto zajrzeć.
@jaroslaw_d
Księżycowe blizny
Autor: Katarzyna Clio Gucewicz
Wydawnictwo: Kirin
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 384
Numer ISBN: 978-83-62945-62-7
Data premiery: czerwiec 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz